14. Dzień dobroci dla zwierząt
Kiedy skończyła pokazała mi swoją kreację i zdjęcie fryzury, która chce sobie zrobić. Nagle zapytała jakie ma przebranie. Wzięłam wdech i zaczęłam.
-Chciałabym tam iść jako kitsune...
-Co?! Serio?
-Tak...Co o tym myślisz?
-Myślę, że będziesz wyglądać świetnie, ale uważaj, żeby się przypadkiem nie wkopać. -uśmiechnęła się-
-Ej, a w końcu to z kim mnie umówiłaś?
-Zobaczysz. -uśmiechnęła się szerzej-
Przewróciłam oczami i przemieniłam się. Kiedy Roza zajmowała się sobą uczesałam ogon, a w następnej kolejności włosy, które delikatne pofalowałam na końcach. Na samym początku chciałam ubrać długą suknie, ale stwierdziłam, że nie będzie widać całego ogona. Dlatego też ubrałam krótszą, bo do prawie kolan szarą sukienkę na ramiączkach i wcięciem na dekolcie. Ubranie miało na sobie małe, białe znaczki przypominające gwiazdki. Najbardziej widoczne one były przy pasie. Do tego ubrałam szare koturny z tymi samymi wzorami. Do tego pomalowałam (dosyć długie) paznokcie w kolorze całego stroju. Na końcu ubrałam naszyjnik od Blair, oraz drobne srebrne kolczyki oraz pierścionek z białym diamencikiem. Spojrzałam na siebie w lustrze i westchnęłam słysząc wołania Rozy z dołu. Nie zważając na to wyjęłam swoją tiarę i usadowiłam ją na głowie. Wyprostowałam się i znów spojrzałam w lustro. Czułam się inaczej. Tym razem wiedziałam, że zaraz do pokoju nie wejdą rodzice i zwyzywają, a później uderzą. Czułam szczęście. Czułam, że zaakceptowałam to kim jestem i nie wstydzę się tego tak bardzo. Jednak pomimo tego dalej cholernie bałam się reakcji innych. Tego jak zareagują. Bałam się kolejnego odrzucenia. Kolejnego upokorzenia. Kolejnego wyśmiewania i gnębienia. Po prostu bałam się, że znowu zostanę sama. Znowu zamknę się sama w sobie. Znowu będę nikim.
Otrząsłam się i szybko nałożyłam szary cień na powieki oraz tusz na rzęsy. Wychodząc przejechałam jeszcze po ustach malinową pomadką, która wrzuciłam do szarej torebki, którą powiesiłam na ramieniu. Schodząc po schodach czułam wzrok Rozalii na mnie. W końcu ją dostrzegłam, a jej mina wyrażała tak wiele, że nie mogłam rozczytać, jak jej się podobam. Uśmiechnęłam się tylko nieśmiało.
-Wyglądasz pięknie.
-Ty również.
Dziewczyna miała na sobie strój pokojówki. "Pewnie Leo będzie miał coś podobnego do niej, żeby pasowali. Coś czuję, że większość chłopców będzie się ślinić na jej widok".
-W ogóle to jednak na imprezę będą również osoby nie z poza niej, więc Leo nie będzie miał żadnych problemów z wejściem.
Trochę się tym zestresowałam, ale szybko wzięłam głęboki wdech i się uspokoiłam. Jednak szybko się to zmieniło. Ktoś wjechał na chodnik pod domem i zatrąbił. Widząc uśmiech białowłosej od razu się domyśliłam, że to mój 'partner'. Dałam Rozie zapasowy klucz, aby zamknęła za sobą kiedy przyjedzie po nią Leo i wyszłam z domu. Na chwilę się odwróciłam i od razu zobaczyłam Rozę w oknie. Pokiwałam niedowierzająco i zaczęłam iść w stronę czarnego bmw. Mając do niego kilka kroków usłyszałam pikanie oznaczające, że ktoś otworzył drzwi. Przymknęłam oczy, aby po chwili je otworzyć je z powrotem i zobaczyć Kastiela w stroju gangstera. Było to trochę zabawne, ale nie odważyłam się nawet uśmiechnąć. Chłopak kątem oka zobaczył, że Roza dalej gapi się przez okno, więc milcząc otworzył mi drzwi co mnie trochę zdziwiło. "Zebrało mu się na dzień dobroci?" Po kilku sekundach wpatrywania się to na niego to na auto weszłam do środka, a Kass zamknął drzwi po czym okrążył pojazd i wskoczył za kółko. Zapiął pas, a ja uczyniłam to samo. Ruszył i odjechał kiedy znaleźliśmy się za zakrętem odezwał się.
-Rozalia zawsze mu się do wszystkiego wtrącać? Mogła sobie darować podglądanie nas.
-Taka jej natura.
-Pewnie nie powiedziała Ci, że napisała do mnie.
-No nie.
-Pewnie wolałabyś kogoś innego. -uśmiechnął się zadziornie- Pewnie wtedy poszedłbym z jakąś laską.
-"Fajnie". W sumie to nie. Miło będzie spędzić z Tobą czas. Z resztą jakbym nie chciała z Tobą iść to bym po prostu sobie poszła.
-Sympatycznie. Mam to traktować jako komplement?
-Ależ oczywiście. Ogółowo to dlaczego się zgodziłeś? -na chwilę zamilkł-
-A czemu by nie? Z resztą jesteś nawet spoko. Przynajmniej Roza nie będzie mi potem truła dupy, że z Tobą nie poszedłem.
-Miło. Nawet bardzo. -mruknęłam-
-Nie musisz dziękować. -na jego twarzy wszedł firmowy uśmieszek-
-Zmieniając temat to masz fajny strój.
-Dzięki Twój też jest spoko. Przynajmniej nie będziesz wyglądała jak większa część lasek na sali.
-Czyli?
-Prawie wszystkie ubiorą się za księżniczki, czy chuj wie co i będą miały tyle tapety na mordzie, że lepszym przebraniem byłaby dla nich jakaś lalka.
-O! Czyli, że podoba Ci się mój kostium? -uśmiechnęłam się szeroko-
-Tak. Widzę, że nawet kły masz. -prychnął-
-"Kurwa". No tak musi być dopracowany.
W ten sposób minęła nam długa droga, ponieważ były roboty drogowe i musieliśmy jechać na około. Będąc pod budynkiem liceum Kastiel zaparkował auto. Odpięłam pas i skierowałam rękę w stronę klamki. Jednak czerwonowłosy był szybszy i otworzył mi drzwi. Przypominał mi trochę Ezarela. Chamski i oschły, ale umie być miły.
-Dzień dobroci?
-Pudło. Dzień dobroci dla zwierząt.
-Bardzo śmieszne. -prychnęłam-
Wyszłam z samochodu i sprzedałam mu kuksańca w ramię. Chłopak się tylko uśmiechnął i zamknął pojazd. Weszliśmy przez bramę na dziedziniec na, którym zebrała się duża część imprezowiczów. O ile bal szkolny można nazwać imprezą. Nagle poczułam jak ktoś mnie uściska. Tym ktosiem był Alexy. Za nim stała reszta klasy.
-Fajne macie stroje.
-Dzięki. -powiedzieli chórem-
-Shaila wyglądasz obłędnie! Skąd Ty masz te ciuchy?! -zaczął Alexy-
-Tajemnica, a teraz spadam na salę.
Pomachałam mu i razem z Kassem poszłam do środka. Czułam wszystkie spojrzenia na sobie co mnie krępowało. W końcu doszliśmy do części korytarza gdzie prawie w ogóle nikogo nie było. Nagle do mojego 'partnera' zadzwonił telefon. Odebrał, a po niespełna dwóch minutach rozmowy się rozłączył.
-Musze jechać po Lysandra.
-Jak to? Nie pojechał z Leo?
-Nie. Powiedział mu, że przyjdzie trochę później i tyle dojdzie sam, ale się zgubił.
-Jak mógł się zgubić?
-Lysander to Lysander. Jego gubienia się nie ogarniesz.
-To czemu nie zadzwoni po taksówkę?
-...
-Tsa, idź zadzwoń do niego ja poczekam.
-Dobra, za chwilę będę.
Kastiel poszedł, a po chwili znikł z mojego pola widzenia. Nie minęło wiele, a zza rogu wyszła Amber wraz ze służącymi. Królowa żmij ubrana była w skąpy strój pielęgniarki, Li w kostium Królewny Śnieżki, a Charlotte za jakąś boginię. Nagle wszystkie trzy zaczęły iść w moją stronę. Amber stanęła na przeciwko mnie i podle się uśmiechnęła.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest 1029 słów.
W następnym rozdziale na początku będzie smutnawo :c Kiedy to pisałam, samej zrobiło mi się przykro. Także w następnym rozdziale będzie się działo XDD
***Zostaw po sobie ślad XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top