2.Przeszłość

Kate siedziała z Blazem przy strumyku obserwując przeźroczystą wodę.

- Dlaczego nie ma tu żadnych rybek? - odezwała się dziewczynka zapatrzona w dno - Mieliśmy na lekcjach bajkę o złotej rybce. Takiej, która spełniała trzy życzenia.

- Co byś sobie zażyczyła moja pani? - Wilk zapytał z rozbawieniem.

- hmmm..- popatrzyła się w niebo myśląc przez chwilę - Chciałabym żeby tata nie musiał wyjeżdżać na misje.

- Wtedy by potwo....

- Albo nie! - odezwała się nagle -            - Chciałabym aby potwory nie istniały.

- też bym tego chciał, ale nie wszystko można mieć, prawda? - uśmiechnął się na swój sposób, lecz po chwili poderwał głowę w górę nastroszając uszy - coś tu zmierza.

Kate poczuła chłód A strumień wody zaczął zamarzać. Niebo pokryła warstwa siwych chmur i zerwał się porywisty wiatr.

- Trzeba uciekać - rzekł szybko do dziecka, biorąc je na swój grzbiet - -Trzymaj się młoda.

Dziewczynka chwyciła mocno za futro towarzysza próbując nie spaść.
Gnali w szybkim tempie przez 3 minuty, póki nie dotarli do domu.

- Moja pani mamy problem! - Krzyknął w stronę Elizabeth, która właśnie plewiła ogród - Zabierz Kate w bezpieczne miejsce!

Kobieta pochwyciła w ramiona swoją córkę i udała się pędem do domu. W pośpiechu otworzyła tajną skrytkę za drewnianą ścianą z desek.

- Proszę zostań tu i pod żadnym pozorem nie wychodź - Mówiła szeptem jakby ktoś miał podsłuchiwać - Bądź dzielna i spróbuj nic nie mówić, nawet nie pisknąć, proszę.

Kate nie zdążyła nic powiedzieć, bo drzwi zostały zatrzaśnięte wtapiając się w resztę ściany. Biało włosa mogła jedynie coś zobaczyć przez małe szpary między deskami.

Eliza nie zdążyła zamknąć drzwi wejściowych kiedy została zatrzymana przez okropny męski głos. Jedyne co Kate widziała to czarne zarysy postaci matki i mężczyzny. Słyszała, że rozmawiali, lecz nie wiedziała o czym.

Bała się. Mimo to zalecała się do prośby jej mamy. Obserwowała w całkowitej ciszy dość emocjonalną rozmowę na dworze.

Nagle ta większa postać wyciągnęła długi miecz z pochwy. Kobieta lekko się zgięła pod wpływem strachu lecz uparcie dalej coś mówiła. Minęła sekunda, ale dla Kate to była wieczność gdy ostrze miecza przebiło jej matkę na wylot. Zmarła w bezruchu i padła jak zwykły worek kartofli na ziemię.

Kate musiała zatkać rękoma usta, by nie wydobyć z siebie odgłosu. Łzy zaczęły spływać po jej bladych policzkach.

Mężczyzna tylko spojrzał w głąb pomieszczenia. Białowłosej wydawało się że ich spojrzenia się skrzyżowały i momentalnie wstrzymała oddech. Na szczęście postać opuściła teren zostawiając po sobie powiew śmierci unoszącej się w powietrzu.

Kate poczekała chwilę, po czym wyszła z kryjówki i podreptała chwiejnym krokiem do swojej matki.

- M-Mamo? - wyjąkała dławiąc się własnymi łzami - P-Powiedz coś! - Chwyciła lodowatą rękę kobiety patrząc w zakrwawione miejsce na niebieskiej sukni.

- kate...prosze - wydusiła z siebię kilka cichych słów - Proszę... bądź silna i-i nigdy się nie p-p-poddawaj - jej fiołkowe oczy stały się puste, a głowa opadła bezwładnie. Stróżki krwi płynące z kącików ust były mocno widoczne na bladoszarej skórze kobiety. 

Siedziała w milczeniu łykając swoje słone łzy, puki nie usłyszała tentenu konia. Kompletnie zapomniała o swoim towarzyszu który nie był z nią w kryjówce. Zrozumiała, że pobiegł do jej taty, gdy ujrzała szare futro pędzące przed siwym koniem.

Mężczyzna zeskoczył z konia i podszedł w szoku do swojej żony.

- Elizabeth proszę - próbował coś zrobić, lecz było za późno. - Nie rób mi tego, nie rób tego nam wszystkim- Tylko wiatr zawiał w odpowiedzi A po policzkach mężczyzny spłynęło kilka samotnych łez.

Kate ocknęła się z traumy i rączką zamknęła powieki martwej.

- Tato nie płacz - spojrzała na ojca dodając mu otuchy. - Teraz będzie w tym szczęśliwym miejscu razem z aniołkami. - Jednak sama nie wytrzymała i kolejne łzy wznawiały wyschniętą ścieżkę po jej buzi.

On tylko wziął ciało ukochanej i udał się na koniec ogrodu przy lesie. Położył ją na trawie i wziął łopatę opartą o jedno z drzew.

Kate obserwowała jak dół robił się coraz to głębszy.

Żadne z nich nie chciało się odezwać. Można było słyszeć tylko wiatr i dźwięk przesypywanej ziemi.

Kate nagle olśniło i zerwała kilkanaście kwiatów. Starannie przeplatała łodygi, jedna po drugiej póki nie uzyskała pięknego wianka. Podeszła do matki i nałożyła jej wianek na głowę, pomiędzy jej ułożone na brzuchu dłonie dała kilka polnych kwiatów.

Aleksander skończył kopać dół i spojrzał na córkę.

- Zobacz tatusiu, teraz wygląda jakby tylko spała - powiedziała spokojnym głosem trzymając rączkę na dłoniach swoje mamy.

- Wiesz czym się różni śmierć od snu?- Przyklęknął koło ciała. - Nie obudzi się już więcej. Nigdy.

- Jak to nie? A niebo? obudzi się, ale nie tutaj - powiedziała z lekkim smutkiem.

On tylko się uśmiechnął i zabrał ciało. Ułożył delikatnie do wykopanej dziury i zaczął zasypywać.
Kiedy skończył, uklepał ziemię i wbił, wykonany przez siebię, drewniany krzyż.

Kilka kropel poleciało z nieba, a za nimi kolejne jeszcze mocniejsze. Oboje powolnym krokiem ruszyli w stronę domu, pozwalając się zmoczyć deszczowi.



Kate rysowała coś przy rozpalonym  kominku. Spojrzała w bok na ojca który brał zieloną butelkę z szafki zamykanej na kluczyk.

- Tato? Czemu brat Amel z Tobą nie przyjechał? - Zapytała po chwili.

- On... musi się jeszcze dużo nauczyć. Nie mogę go na razie przywieźć do domu - odpowiedział po chwili namysłu. - Póki jego nauka tam się nie  skończy, on nie przyjedzie.

- aha.... A kim był ten mężczyzna który... no...zabił on - oczy zaczęły się jej szklić, patrząc na tatę  miała nadzieję, że zrozumie i nie będzie musiała kończyć zdania.

- To byli mroźni rycerze. Najwidoczniej usłyszeli o nowym, łatwym celu do wyeliminowania.
Dziecko to szybkie zabójstwo...- ostatnie zdanie powiedział bardziej do siebie, niż do niej.

- Oni... tak na prawdę chcieli mnie? - Powiedziała zdziwiona i z poczuciem winy.

- Wiedziałem, że to się kiedyś stanie, dlatego wysłałem Amela na szkolenie- spojrzał się w górę. - Jak widać za późno.

Kate nic nie odpowiedziała. Udała się drewnianymi schodami na górę do swojego pokoju, gdzie przy łóżku czekał już na nią Blaze.

Sięgnęła po piżame i skierowała do łazienki na przeciwko swojego pokoju. Żeby umyć zęby potrzebny był jej taboret, bo nie sięgała do umywalki. Dzisiaj będzie musiała się umyć sama, bez mamy która bawiła się z nią zawsze jej gumowymi kaczuszkami i myła włosy.

Weszła do wanny z ciepłą wodą i zanurzyła się w niej do nosa. Próbowała starannie umyć włosy jednak płyn wciąż wpływał jej do oczy, przez co zaczęły łzawić.

- To nie będzie proste - mruknęła do siebię spłukując resztę piany z włosów.

Po wytarciu i przebraniu w białą koszulę nocną, wyglądającą jak sukienka, udała się do łóżka.
Nachyliła głowę do lampy naftowej by zdmuchnąć płomień, ale zatrzymała się widząc srebrny nóż, który dostała od matki. Powstrzymując się od płaczu dmuchnęła w knota. Okno przy łóżku stało się jedynym źródłem światła, które księżyc rzucał z dworu.

- Dobranoc Blaze.

- Dobranoc moja pani.

Zasypiając miała dziwne uczucie, że następne dni przyniosą ze sobą wiele smutku i łez.

•••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••••
Witam w kolejnym rozdzialiku!

Pomyślałam, że nie będę was męczyć STRASZNIE długim rozdziałem więc postanowiłam go podzielić jeszcze na kilka mniej więcej takiej długości rozdziałów.

Bardzo mi zależy, żeby historia naszej Kate została napisana więc jeszcze musicie poczekać na te bieżące zdarzenia. ;)

Oczywiście rozdział był mało drastyczny bo myślałam że zmieszczę tu cała resztę jej historię, ale jak widać się nie udało :^ więc mogę wam powiedzieć, że trzeci będzie mocniejszy niż ten XD

Tu Możecie zgadywać co się stanie, a ten kto zgadnie, w kom dam mu "❤" za bystrość XDDDD

Nudzi mi się wiem.

                                                   ~ żegnam

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top