12.

Chodziłam po korytarzu szukając moich butów. Nie stały tam gdzie zawsze i już się martwiłam czy przypadkiem ktoś mi ich nie wyrzucił. Co prawda były już trochę zniszczone, a nawet bardzo sądząc po wielu obtarciach czarnej skury, obszarpanych sznurówkach oraz wygniecionym języku, ale to wciąż najwygodniejsze buty jakie dotychczas miałam.

Chciałam szybko załatwić tą sprawę z zjawą, albo chociaż mieć jakiś porządny trop w kierunku końca tej historii. Nie przemawiały do mnie prześladowania z jej strony. Od tamtej nocy czuję na sobie jej zimne spojrzenie zżółkniętych gałek ocznych, dokładnie tak jakby wciąż stała gdzieś w oddali, ukryta wśród krzewów i cieni drzew, obserwując dokładnie każdy mój ruch.

- Babciu! - Krzyknęłam do właścicielki domu.

- Co się stało myszko? - Odpowiedziała mi z końca salonu. Właśnie w ten sposób babcia lubiła mnie prywatnie nazywać. Gdybym usłyszała to przezwisko z ust innej osoby, to na następny dzień z całą pewnością zawisnęłaby na stryczku.

- No właśnie myszko, powiedz mi co Cię trapi - ironicznie rozbawiony głos odbijał się echem w mojej czaszce.

Z pogardą spojrzałam na wszerz uśmiechniętego współlokatora o czerwonych ślepiach patrzących na mnie z góry.

- Gdybym tylko...

Nie zdążyłam jeszcze dokończyć zdania, a zwinna ręka zasłoniła mi usta.

- Dzieci i Myszy głosu nie mają - rozległ się donośny śmiech demona. Nerwy wyrwały mi się z wodzy i z impetem ugryzłam Alastora w dłoń. A dokładniej w miejsce między kciukiem i palcem wskazującym. Trzymałam mocno zaciśniętą szczękę patrząc mu ze złością prosto w oczy. Jego krew wypełniła mi całe usta i ciurkiem, uciekając z moich kącików ust, powędrowała po mojej brodzie w dół, skapując na drewniane panele.

Chwyciłam za nadgarstek demona by przypadkiem nie zabrał ręki. Wgryzłam się jeszcze bardziej by krew szybciej napływała mi do gardła. Językiem powoli toczyłam koła na świeżej ranie i rozkoszowałam się płynem jaki z niej wypływał.
Ku mojemu zaskoczeniu płyn wcale nie był ciepły, przeciwnie, był wręcz lodowaty. Jedyne co mnie utwierdzało w przekonaniu, że to właśnie krew, był jej smak. Tak samo metaliczny i smaczny.

Skarciłam się w myślach za to zdanie. Co by się stało gdybym teraz, w domu pełnym dzieci, straciła kontrolę nad sobą... Muszę się opanować.
Powróciłam do rzeczywistości i wzroku demona utkwionego we mnie od dobrych paru chwil. Był zaciekawiony moją obecną sytuacją. Zdawał się nawet nie odczuwać żadnego bólu.
On tylko chwycił moją szczękę palcami, mimo że wciąż trzymałam zgryz, i spojrzał intensywniej w moje oczy, teraz trochę w inny sposób.

Jakby w końcu coś zrozumiał.

Miał dokładnie taką minę, jak detektyw, który z wielu niemożliwych  do połączenia poszlak w końcu wytropił winowajce. Jak lekarz, któremu udało się znaleźć odpowiednią diagnoze ciężkiego przypadku.

Niestety dobrze wiedziałam co właśnie odkrył.
Mój byt demona.

Niewielu z domowników o tym wiedziało. Tak na prawdę to tylko Babcia. A poza domem to ksiądz Mateo.
Kto by w końcu pomyślał że na ironię łowca potworów sam jest jednym z nich.

- Ja muszę iść do toalety... - powiedziałam w momencie gdy ostatkiem mojej woli puściłam dłoń Alastora i szybko pobiegłam po schodach w górę.

Zamknęłam drzwi na klucz i oparłam się o umywalkę. Spojrzawszy na lustro, już nie widziałam moich pięknych, błękitnych oczu, lecz dwa topione w gorącej, czarnej smole diamenty. Źrenice były cienkie niczym  igła, a samej skórze to koloru mógłby pozazdrościć nawet papier.

- Nie, nie, nie, nie, nie... - te słowa powtarzałam jak mantrę. - Spokojnie zaraz będzie wróci wszytko do normy.

Pocieszałam się tym zdaniem jednocześnie myjąc krew z twarzy. Błedne myślenie ludzi twierdzi, że w krwi gustują tylko wampiry. Prawda jest jednak taka, że dużo gatunków różnych potworów też chętnie spożywa tą magiczną ciecz, jednak nie tak teatralnie jak robią to  wampiry poprzez wbijanie dwóch kłów i zwykłe jej sączenie. Potwory raczej wolą spijać ją w jedzonym przez nie świeżym mięsie, albo rozszarpywać całą krtań.

Udręką jest więc moja świadomość o potrzebie demonów picia krwi, która nie tylko dodaje siły i składniki odżywcze, ale i leczy. Nigdy nie chciałam jej pić. Nie potrzebowałam. Nie mogłam. Oczywiście nie w takich ilościach by coś zdziałać. Zdarzyło mi się jej wielokrotnie skosztować gdy się zraniłam.

Ale jak to się mówi z nałogami, zaczyna się od pierwszego spróbowania.

Wypłukałam dokładnie usta by pozbyć się jej całego smaku. Powoli się uspokajałam. Oczy powróciły do normalnego koloru, a skóra nabrała barw.

Na koniec wzięłam kilka głębokich wdechów i otworzyłam drzwi.
Nie mogę pozwolić by to się zdarzyło ponownie. Nigdy.

- Kate szukałem Cię - powiedział Roy gdy otworzyłam drzwi łazienki. On też przecież wiedział o mojej naturze. Mimo to nie zareagował jakoś dziwnie względem mnie, wręcz przeciwnie, był taki sam jak zawsze.

Uśmiechnęłam się do niego pod nosem i kiwnęłam głową.

- W takim razie możemy już wyruszać 

Zeszliśmy razem po schodach i dołączyliśmy do Alastora, który ku mojemu zdziwienie nie drgnął ani o centymetr z miejsca, w którym go zostawiłam.

Chciałam już ubierać buty, kiedy przypomniało mi się od czego zaczęła się ta cała sprawa. Nie było ich.

Nabrałam ponownie powietrza do płóc by zawołać Ołme, lecz ona jakby przeczuwawszy mój zamiar, pojawiła się zza kuchni z parą czarnych wypastowanych butów. Ucieszyłby mnie ten fakt gdyby to jeszcze były MOJE buty.

- Twoja para była strasznie zniszczona więc załatwiłam ci nowe - uśmiechnęła się serdecznie i wręczyła mi całkowicie nowe, czarne, skórzane buty.

- Dziękuję nie musiałaś... - powiedziałam raczej z żalem niż wdzięcznością. Moje stare idealnie nadawały się na wyprawy ponieważ były rozchodzone i giętkie. Teraz nową para może być trochę problematyczna.

Nie zwracając już większej uwagi, szybko je założyłam i kiwnęłam głową w stronę babaci na ponowne podziękowanie. Reszta towarzyszy ruszyła za mną.

- stresuje się tym całym dziadkiem, wygląda nieprzyjemnie - odezwał się pierwszy wampir.

- Masz tupet, żeby bardziej od zjawy bać się starszego człowieka, który już liczy swoje dni w kalendarzu - zakpił z niego Alastor.

- Zjawa nam jeszcze nie wyrządziła żadnej krzywdy, nie wiadomo co będzie gdy dziadek wyciągnie swój kij i nas zleje za wtargnięcie na jego posesję - zaśmiałam się mimowolnie ze stwierdzenia Roy'a. Miał poniekąd rację. O ile zjawa jest zjawą to nam nic nie zrobi, jedynie może nas straszyć zjawiając się tak jak jej nazwa na to wskazuje.

Resztę drogi przeszliśmy unikając spojrzeń przechodniów. Muszę przyznać, że to niecodzienny widok zobaczyć pogromcę potworów w towarzystwie wampira i demona. Ciekawe czy ludzie wiedzą, iż Alastor jest demonem, czy biorą go za jakieś inne stworzenie rozumne. Sam w sobie nie wygląda jak demon, a przynajmniej nie taki jak z opisów w bestiariuszu. On miał normalne ciało mimo jego szarawego koloru, czerwone włosy, oczy świecące jak dwa krwiste płomienie, a zęby trochę bardziej zaostrzone od ludzkich. Był też dość wysoki, ale nie nienaturalnie. Może przewyższał naszego wampira o czoło. Wyglądałby jak człowiek gdyby nie te wymienione powyżej elementy.

Widziałam, jak Alastor wciąż trzymał się za ugryzionom rękę. Sprawiło to, że ponownie poczułam smak jego krwi w ustach. Jeszcze raz doświadczyć tej dziwnej aczkolwiek intymnej chwili...
Co się ze mną dzieje?
Z całych sił spróbowałam skupić się na drodze i oczyścić myśli.

Gdy w końcu dotarliśmy do willi dopadł mnie lekki stres. Nie wiemy co może nas tam zastanąć.
Ponownie czułam na sobie spojrzenie zjawy, mimo wczesnej godziny.

- Czujecie to? Ten... wzrok - powiedziałam niepewnie. Roy mi przytaknął a demon pozostał nieruchomy. - W takim razie możemy zaczynać.

Chwyciłam za miedzianą klamkę bramy od domu. Gładko się przewsunęła bez żadnego skrzypnięcia. Ruszyliśmy dalej do zdobionych dębowych drzwi. Tym razem to wampir się odwarzył i zapukał trzy razy.

Po chwili drzwi otworzyły się, a my mogliśmy dostrzec twarz Pana Edmunda. Nie wyglądał jak zawsze, była strasznie... blada, a oczy otaczał fioletowy cień.

Coś było nie tak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top