Anioł stróż
Maraton walentynkowy 3/14 ❤️ (teraz to już z dnia singla...)
Temat: Bezdomność i romans
Bohaterowie: Lukrecja Malfoy jako bezdomna 19 latka i Blaise Zabini jako 24 letni biznesman
Zapraszam!
~Kal🐍
***********************
Lukrecja odkąd pamiętała nie lubiła zimy, szczególnie po tym jak 12 lat temu przeżyła wypadek, w którym zginęli jej rodzice. Wpadli w poślizg i to byl ostatni raz gdy widziała ich żywych. Kiedy poszła do sierocińca miała niecałe 7 lat, byla uroczym, mądrym i zdolnym dzieckiem. Lubiła rysować i projektować ubrania. Jednak mimo jej uroku i zdolności nigdy żadna rodzina nie była nią szczególnie zainteresowana. Dopiero 2 lata później poznała małżeństwo Zabini oraz ich 14 letniego syna. Cała trójka bardzo ją polubiła, ze wzajemnością. Już po kilku spotkaniach zdecydowali się na adopcję. Ale mimo obustronnego zauroczenia rodzina nie przybyła w dzień podpisania dokumentów. Lukrecje cały dzień czekała w przedsionku z jedną, małą, spakowaną, ale oni nie przyszli, ani tego dnia, ani przez następnych 5 dób. To byla kolejna bolesna zima.
Tegoroczne święta były wyjątkowo mroźne, 19 latka przesiadywała jak zwykle w zajętym kącie, małego domku, gdzie w zimę nocowali londyńscy bezdomni. Byl to swojego rodzaju hotel dla biednych, można było w nim nocować za drobną opłatą, którą pobierało starsze małżeństwo, zamieszkujące jedynie jeden z niewielu pokoi. Siedziała skulona na starym materacu w podartych spodniach i swetrze, kątem oka spojrzała na matkę tulącą do siebie małą dziewczynkę. Spojrzała na swój jedyni koc i podniosła się żeby oddać go nieco starszej od siebie dziewczynie. Posłała jej lekko uśmiech i przeczesała brązowe loczki małej dziewczynki. Spojrzała na wiszący zegar i wyszła z domku, aby skierować swoje kroki do jednego z klubów nocnych, był niedaleko jej noclegowni.
Zapukała do tylnich drzwi klubu, otworzył jej rosły mężczyzna, który byl tutaj ochroniarzem. Wpuścił ją i jak zwykle otworzył jej szafkę ze strojem sprzątaczki. Przebrała się w jasno niebieski uniform i związała długie, platynowe wlosy w niskiego kucyka. Nie zabierała jako sprzątaczka zbyt wiele, ale starczało na nocleg i coś do jedzenia, a jej to w zupełności wystarczało. Wyszla na sale i zaczęła od umycia loży, ludzie zaczęli się powoli zbierać, ale nie przeszkadzało jej to zbytnio. Była także przyzwyczajona do tego, że część podpitych, i nie tylko, klientów myliła ją z tancerkami i prostytutkami.
Zmyła kurz ze stolika i nagle podskoczyła kiedy dostała mocnego klapsa w nieco odsłonięty pośladek.
— Cześć mała. Wiem, że jeszcze wcześnie ale może miałabyś ochotę przejechać się na moim rumaku.
Otworzyła lekko usta w szoku widząc ohydnego grubasa, ubranego w drogi garnitur. Kiedy zbliżył się do jej twarzy ustami uderzyła go mocno z otwartej dłoni. Byla zdegustowana zachowaniem mężczyzny, szybko jednak pożałowała swojego impulsywnego ruchu. Także dostała w twarz ale pięścią i dużo mocniej, na tyle, że uderzyła mocno żebrami i głową o stół. Zrobiło jej się niedobrze, ocudziło ją dopiero mocne szarpnięcia za jej długiego kucyka. Jęknęła z bólu. Ostatkami sił próbowała się mu wyrwać, gdy uslyszala rozpinanie paska i zamka od spodni. Poleciały jej łzy po policzkach, gdy oślizły kutas dotknął jej pośladka.
— Dziwki mają tylko rozkładać nogi i jęczeć jeszcze raz mnie uderzysz, a nie wyjdziesz stąd żywa.
— Raczej to Ty nie wyjdziesz stąd żywy. — powiedział kolejny głos.
Mężczyzna, który wypowiedział te słowa bez krzty żalu uderzyl grubasa w twarz, a potem kilka razy w brzuch. Gwałcicie zatoczył się do tyłu i upadł na ziemie z hukiem.
Lukrecja w szoku spojrzala na swojego wybawiciela i aż serce mocniej jej zabiło widząc przystojnego murzyna w ciemnym garniturze z lekkim, zwycięskim oddechem. A kiedy te piękne czekoladowe oczy przeszyły ją opiekuńczym spojrzeniem prawie się rozpłynęła.
— Nic Pani nie jest? Czy ten palant nic Pani nie zrobił?
— N-nie. Nie zdążył. Pojawił się Pan w idealnym momencie.
Poczula pieczenie na policzkach ale nie przez wcześniejsze uderzenie, ale zawstydzenie. Brązowowłosy był bardzo szarmancki i odważny, zapewne, gdyby nie on, byłaby teraz gwałcona przez tego obleśnego faceta.
— Jest tutaj tyłu ludzi. Nie dość, że on miał czelność cie tutaj dotykać to do tego nikt inny nie zareagował.
Lukrecja jedynie lekko się uśmiechnęła, bylo widać, że mężczyzna dopiero od niedawna uczęszczał do takich miejsc i mało widział. Poprawila spódnicę i wzięła w ręce szmatki i płyn do kurzy.
— Bardzo Panu dziękuję. Ale następnym razem proszę uważać. Nie którzy nie reagują bo wiedzą jakie później wiążą się z tym skutki.
Pożegnała się, po raz kolejny dziękując i mimo bólu wróciła do pracy. Nie mogła jednak wyzbyć się myśli, że skądś kojarzy mężczyznę, który jej pomógł.
——————————————
Stała pod sklepem w cienkiej kurtce i dziurawych rękawiczkach licząc drobniaki jakie zostały jej na dzisiejszy posiłek. Uśmiechnęła się widząc odpowiednią kwotę, weszla do sklepu i przemknęła do działu z pieczywem, jej wzrok stanął na drożdżówkach. Miala dzisiaj 19 urodziny i wielką ochotę na drożdżówkę z serem i makiem. Szybko zapakowała ostatnia bułkę i poszła do kasy. Bez zastanowienia położyła drobniaki na podstawkę i już miala łapać za swój zakup kiedy kasjerka zabrala jej drożdżówkę.
— Brakuje 10 groszy.
— Co? To nie możliwe. Naprawdę. Liczyłam kilka razy.
— Przykro mi ale nie sprzedam tego Pani póki nie da mi Pani pełnej kwoty.
— Proszę mi uwierzyć. Bylo równo 5.50, proszę policzyć jeszcze raz.
— Nie będę nic liczyć. Proszę wyjść.
Blondynka stała w szoku i spojrzala tęsknie na słodką bułkę. Naprawdę była głodna.
— Proszę... Mam dzisiaj urodziny.
— Proszę Pani. Czy ja Pani wyglądam na dom pomocy społecznej? Niech się Pani weźmie za siebie i znajdzie pracę i wtedy robi sobie zakupy proszę wyjść bo wezwę ochronę.
Lukrecja już chciala wyjść ze sklepu ze łzami kiedy przed kasjerką wyrósł nagle znajomy czarnoskóry mężczyzna i położył 10€ w banknocie na ladę. Drobniaki zabrał jednym ruchem dłoni i zabrał torebkę z bułką.
— Reszty nie trzeba.
Uśmiechnął się obrzydliwie miło i wyszedl u boku Lukrecji ze sklepu. Podał dziewczynie torbę z zakupem i posłał jej pokrzepiający uśmiech. Na policzkach nastolatki pojawił się drobny rumieniec, a jedną z warg zagryzla czując niepewność sytuacji, w jakiej się znalazła.
— To znowu Pan. Dziękuje po raz kolejny o pomoc. Gdyby nie Pan pewnie umierałabym z głodu w nocy.
— Nie ma Pani za co. Chociaż widzę, że ma Pani w zwyczaju często pakować się w kłopoty.
Oddał jej pieniądze do rąk i spojrzał nieco czule, an jej ładną twarz. Zauroczył się w tej pięknej dziewczynie, która po połączeniu kropek, dostała od niego miano bezdomnej. Jednak nie odtrącali go to. Dla niego suma posiadanych pieniędzy nie świadczyła o wartości człowieka.
Lukrecja wgryzła się od razu w drożdżówkę i poczula łzy w kącikach oczy. Nie przeszkadzało jej to, że ciasto jest już trochę za suchę, ważne bylo to, że zapamiętała właśnie taki smak.
— Jestem Blaise. Blaisea Zabini.
Dziewczyna przestała na chwilę jeść. Uniosła wzrok i spojrzała w znajome, czekoladowe oczy, zadrżała lekko w szoku. Stala przez chwilę nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Może była to tylko zwykła zbieżność nazwisk, a może nieśmieszny żart od losu.
— A Ty? Jak masz na imię?
Blondynka zamrugała kilka razy i zamrugała chcąc się ocudzić. Schowala drożdżówkę do torebki i wyciągnęła do niego rękę w geście przywitania. Poczuła ciepłą, dużą i nieco szorstką dłoń, spodobał jej się ten drobny dotyk, dreszcz przeszedł jej po plecach, a na policzkach wystąpiły rumieńce. Już jako dziecko zauważyła, że młody Zabini był przystojnym nastolatkiem i była pewna, że wiele dziewczyn w szkolę się za nim ogląda. Teraz tylko utwierdziła się w tym przekonaniu.
— Lukrecja. Lukrecja Malfoy.
Blaise jedynie uśmiechnął się lekko i kiwnął głową najwidoczniej jej nie rozpoznając, wiele się w niej życiu zmieniło, szczególnej zmianie uległ jej wygląd, nie była już 9-letnim dzieckiem.
— Naprawdę bardzo mi miło, że mogłem pomóc dwa razy tak ładnej kobiecie. Może to za wcześnie, ale wyszłabyś ze mną na kawę? Chciałbym bliżej poznać osobę, która tak często wpada w kłopoty, może dzięki temu będę mógł bardziej ci pomóc.
Na jasnych policzkach dziewczyny znowu pojawiły się urocze rumieńce, wolno zabrała rękę z jego uścisku i kiwnęła niepewnie głową.
— Nie mam nic przeciwko.
Te słowa wypowiedziała z niezwykłą lekkością, jakby wcale nie była biedną nastolatką. W jej świecie było wręcz nie możliwe, aby ktoś tak gustowny i przystojny jak Blaise był nią zainteresowany w jakikolwiek sposób oprócz użycia jej jako zabawki do seksu.
— Więc przyjdź dzisiaj do Caffe Pictachio na końcu ulicy. Będę o 19:30.
Patrzyła jak jej Anioł Stróż odchodzi jeszcze chwilę machając jej przez ramię. Stała ciągle w miejscu dalej w szoku. Dopiero po chwili szybko ruszyła do małej chatki uświadamiając się jaką głupotę popełniła. Mimo wszystko zamierzała przyjść na spotkanie. Ale czy Zabini tym razem przyjdzie na umówione spotkanie?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top