Rozdział 6
Rozdział 6
Dwór, w którym odbywały się spotkania Śmierciożerców, był tak samo mroczny i upiorny jak ten, który te zebrania zwoływał.
Severus aportował się tuż przed bramą i minął ją bez wahania. Przed sobą widział kilka sylwetek, odzianych podobnie jak on w czarne peleryny. Ostatnio Czarny Pan nie był zbyt aktywny, jednak jego przekonania docierały do coraz większej rzeszy potencjalnych zwolenników. Wbrew pozorom wielu czarodziejów uważało, że mugole nie powinni mieć żadnej styczności z czarodziejskim światem.
Od Lucjusza Malfoya słyszał, że część Śmierciożerców została wysłana do innych krajów Europy, aby tam szukać poparcia. Mieli wolną rękę w wyborze metod. Nie wzięli jednak pod uwagę, że czarodzieje spoza Wysp Brytyjskich mogą mieć inne spojrzenie na ich poglądy. Dowiedział się, że ci, którzy zostali wysłani do centrum Europy, ledwo uszli z życiem. I nie miało znaczenia, że rozmawiali z tamtejszymi mrocznymi czarodziejami. Początkowe oburzenie i niedowierzanie szybko zmieniło się w czystą wściekłość. Przekleństwa poleciały tak szybko, że Śmierciożercy ledwo dawali radę się bronić.
Kiedy wszedł do budynku, zauważył po swojej lewej stronie wysoką postać z maską na twarzy. Bez problemu rozpoznał Lucjusza, który zrównał się z nim szybko i niepostrzeżenie wsunął mu coś do ręki. Wyczuł pod palcami zakorkowaną fiolkę. Nie miał pojęcia, co zawierała, ale jeśli Lucjusz uznał, że jej zawartość powinna trafić w jego ręce, to musiał mieć ku temu powód. To jednak będzie musiało zaczekać, aż Voldemort pozwoli im odejść. Miał niewielkie nadzieje na wieczór wolny od tortur w postaci klątwy Cruciatus. Wsunął szybko fiolkę do kieszeni szaty i dołączyli do reszty wezwanych Śmierciożerców.
Czarny Pan siedział na krześle, przypominającym królewski tron. U jego stóp, bacznie obserwując otoczenie, pełzała Nagini, ale to nie ona przykuła wzrok Severusa. Bellatrix siedziała na ławce pod ścianą i wyglądała, jakby stoczyła z kimś morderczą walkę. Musiała być naprawdę w kiepskim stanie, skoro nie mogła dołączyć do innych stojących osób. Mistrz Eliksirów zauważył pękniętą wargę, podbite oko i rozcięty policzek. Z chęcią dowiedziałby się, kto tak poturbował tę szaloną wiedźmę i zgłosił go do Orderu Merlina.
– Moi wierni słudzy – odezwał się nagle Voldemort. Wszyscy zebrani pokłonili mu się bez słowa. – Dotarły do mnie bardzo interesujące wieści, jakoby Dumbledore tracił poparcie. – Jego wzrok spoczął na sylwetce Severusa. Pomimo masek na twarzach Czarny Pan zawsze potrafił ich rozpoznać. Mistrz Eliksirów spokojnie zdjął maskę, jednak nie podnosił wzroku.
– To prawda, mój panie – przyznał. – Jego dotychczasowi zwolennicy zaczynają wątpić w słuszność jego słów.
– A dlaczego dowiaduję się o tym dopiero teraz? – spytał złowieszczo.
– Stary głupiec trzyma blisko siebie wszystkich, których myśli, że jeszcze kontroluje. W tym także mnie. Możliwe, że zaczyna wątpić w moją lojalność względem niego. Nie jest zadowolony, że nie uzyskuje ode mnie potrzebnych informacji.
– Czyżby? – mruknął Czarny Pan, podchodząc do niego. – Powiedz mi coś, co mnie zadowoli, mój drogi Mistrzu Eliksirów, a może wybaczę ci twoją opieszałość.
– Myślę, że zainteresuje cię pewien fakt, mój panie. – Severus z całych sił chronił swój umysł. Wiedział, że w każdej chwili może zostać zmuszony do pokazania pewnych wspomnień i nie chciał, żeby istnienie Haydena stało się dla Czarnego Pana nowinką. – Wczoraj rozmawiałem z jednym z nauczycieli, który sędziował walkę pomiędzy Dumbledorem a Harrym Potterem. Ponoć chłopak rośnie w taką siłę, że nasz drogi dyrektor ledwo potem stał na nogach.
– To doprawdy interesujące – wysyczał przywódca Ciemnej Strony. – Czyżby nasz Złoty Chłopiec jednak nie był taki złoty? Może Jasna Strona straci swojego Wybrańca, a wraz z tym Dumbledore zostanie bez swojego małego rycerzyka?
– To możliwe, mój panie. Potter nie jest tak posłuszny, jak kiedyś. Nie jest już dzieckiem, które można omamić obietnicami bez pokrycia. Stary głupiec najwyraźniej sądził, że chłopak na zawsze pozostanie czystym i wierzącym w siłę miłości bachorem – prychnął.
– Jeśli chłopak jest tak silny, jak twierdzisz, to dowiedz się, czy nie chciałby zmienić stron. – Wśród Śmierciożerców nastąpiło nerwowe poruszenie. Nigdy nie spodziewaliby się usłyszeć takich słów z ust Czarnego Pana.
– Mój panie?! – Bellatrix jakimś cudem stanęła na nogi i patrzyła na swojego ukochanego pana z niedowierzaniem. – Ten bachor Potter po naszej stronie? – spytała.
– Milcz Bello – polecił jej stanowczo, nie zaszczycając nawet jednym spojrzeniem. Gdyby nie okoliczności Mistrz Eliksirów prychnąłby jawnie. Mina wiernej popleczniczki Voldemorta była w tym momencie bezcenna. – Dowiedz się mój drogi Mistrzu Eliksirów, jak bardzo Potter oddalił się od Jasnej Strony. Możliwe, że poznamy jego słabe punkty.
– Oczywiście mój panie. – Tylko dzięki opanowaniu i swoim umiejętnościom szpiega Severus zdołał zachować spokój. Rozkaz Czarnego Pana był tak niedorzeczny, że nie potrafiłby go nawet skomentować. Potter nigdy nie przejdzie na stronę Śmierciożerców. Byłby skłonny opuścić Jasną Stronę, ale nigdy nie przyłączyłby się do przeciwników.
– A żebyś nigdy więcej nie był tak opieszały w swoich donosach... Crucio! – mruknął niemalże od niechcenia Voldemort. Severus opadł na kolana na posadzkę, zaciskając zęby. Był do tego przyzwyczajony. Wielokrotnie był celem tego zaklęcia niewybaczalnego i nie było ważne z jakiego powodu. Czarny Pan lubił czuć, że posiada nad nimi władzę.
Severus przypomniał sobie nagle słowa Haydena. Chłopak twierdził, że bez swoich popleczników Czarny Pan byłby nikim. Takie samo zdanie miał w kwestii Dumbledore'a. Ci dwa byli bardziej do siebie podobni, niż się wydawało, ale ludzie wokół nie dostrzegali tego. W ferworze walk nikt nie analizował żadnego z przywódców. Wszyscy skupiali się na walce. Tymczasem Hayden zwrócił jego uwagę na pewne istotne, ale ciągle pomijane fakty. Nie pokona się przeciwnika bez poznania go.
Dla tego chłopaka zarówno Voldemort, jak i Dumbledore byli przeciwnikami. Obaj mieli podobne ambicje i na swój sposób także cele i metody działania. Gdyby Hayden nie zwrócił mu na to uwagi, Severus nigdy nie pomyślałby o tym w ten sposób. Na dodatek obaj wierzyli w przepowiednię, która miała jednej ze stron zagwarantować zwycięstwo kosztem życia kogoś, kto został w to wszystko wmieszany, wbrew swojej woli.
– Możesz odejść – usłyszał ponownie głos Voldemorta. – Oczekuję, że usłyszę niebawem same dobre wieści.
– Tak, mój panie. – Severus ponownie założył masę i opuścił zebranie. Cokolwiek będzie miało tutaj teraz miejsce, nie mogło go dotyczyć, skoro został odesłany. Będzie musiał wypytać dyskretnie Lucjusza o kilka istotnych szczegółów. Teraz jednak chciał tylko wrócić do swoich kwater w Hogwarcie i zapoznać się z zawartością fiolki, którą otrzymał od ojca Draco.
,,,
Ku jego zaskoczeniu, fiolka zawierała wspomnienie. I to nie byle jakie, bo należące do samej Bellatrix Lestrange. Nie miał pojęcia, w jaki sposób Lucjusz wszedł w jego posiadanie, jednak coś mu mówiło, że najwierniejsza służka Czarnego Pana mogła pokazać je Narcyzie. Nie zdziwiłby się, gdyby Lucjusz skorzystał z okazji i skopiował je na swój własny użytek. Musiało stanowić sporą wartość, jeśli głowa rodu Malfoyów ryzykowała w ten sposób. Mógł sobie tylko wyobrazić wściekłość Belli, gdyby wiedziała, że jej szwagier oddał jedno z jej wspomnień w ręce nielubianego przez nią Mistrz Eliksirów. Tym chętniej zanurzył twarz w myślodsiewni.
Znalazł się na czarodziejskiej ulicy, której nie znał. Nie miał pojęcia, w jakim kraju się znajdowała, a język, jakiego używali przechodnie, ani szyldy nad sklepami nic mu nie mówiły. Tutejsi czarodzieje też nie ubierali się jak brytyjscy. Większość nosiła krótkie do kolan płaszcze, zapinane w dość fantazyjny sposób. Na ich tle Bellatrix w swojej długiej sukni i pelerynie z kapturem wyróżniała się dość mocno, ale nikt nie zwrócił na nią większej uwagi.
Severus podążył na za siostrą Narcyzy. Szła pewnie przed siebie, rozglądając się na boki. Najwyraźniej szukała konkretnego sklepu. W końcu zatrzymała się przed jedną z witryn. Mistrz Eliksirów podążył za jej wzrokiem. Uniósł lekko w górę brwi, widząc, że stoją przed tutejszym sklepem z różdżkami. Bellatrix poczekała, aż w środku zostanie tylko ktoś z obsługi, po czym pchnęła drzwi i weszła do środka, a Severus podążył za nią.
Wnętrze sklepu różniło się od tego, który znał z ulicy Pokątnej. Tutaj nie było wysokich pod sufit półek wypełnionych różdżkami w pudełkach jak u Ollivandera. To wnętrze było o wiele nowocześniejsze. Oczywiście, że były także półki, na których ustawiono pudełka, ale poza nimi były także artefakty, których nie spodziewał się zobaczyć w sklepie o takiej specjalizacji.
– W czym mogę pomóc? – Pytanie zostało zadane w tutejszym języku przez młodą kobietę o krótkich ciemnych włosach. Severus od razu zwrócił uwagę, że Bellatrix z trudem powstrzymuje się przed skomentowaniem jej wyglądu.
Krótkowłosa brunetka miała na sobie mugolskie jeansy, skórzany pasek z ozdobną klamrą, skórzane rękawiczki bez palców, i niebieską koszulę w kratkę, związaną pod biustem. Do tego na nogach miała ciężkie buty. Kopniak przy pomocy odzianej w nie nogi na pewno byłby bardzo bolesny.
– Nie znam twojego języka – odparła Bellatrix z wyższością w głosie.
Krótkowłosa kobieta wywróciła oczami.
– Za to ja znam twój. O co chodzi? – spytała. Po jej postawie Severus widział już, że jest przygotowana na potencjalną konfrontację.
– Chciałabym zakupić kilka różdżek.
– W jakim celu? Wyczuwam, że twoja świetnie się sprawuje i dobrze ci służy.
– Podobno różdżki, które są tutaj wykonywane, są bardzo nietypowe. Powiadają, że niemalże dzikie. – Bellatrix uśmiechnęła się sztucznie. – Nadawałyby się idealnie dla moich współtowarzyszy.
Kobieta mrużyła oczy i wpatrywała się przez chwilę w wielbiącą Czarnego Pana czarownicę. Dla postronnego obserwatora mogło to wyglądać, jakby się nad czymś zastanawiała, ale wprawne oko szpiega wychwyciło kilka rzeczy. Niemalże niezauważalne ruchy mięśni twarzy i rąk mówiły mu, że kobieta ma jakieś charakterystyczne dla siebie zdolności. Do tego patrzyła na Bellatrix bez słowa, koncentrując się na niej. Dosłownie kilka sekund później jej oczy zaczęły ciskać błyskawice.
– Wynoś się! – warknęła. – Nie sprzedam żadnej z moich różdżek komuś takiemu jak ty!
– Słucham?! – Bellatrix nigdy nie grzeszyła opanowaniem. Jej różdżka od razu znalazła się w jej dłoni, wymierzona w krótkowłosą kobietę, która patrzyła na nią bez cienia strachu. Nie wiedział, czy była odważna, czy po prostu głupia i brała wierną służkę Voldemorta jedynie za jakąś psychiczną czarownicę. – Chyba nie wiesz, z kim masz do czynienia? – wysyczała. – Możesz mi wierzyć, że potrafię zmusić innych do posłuszeństwa.
– Jesteś psychiczna, czy zwyczajnie durna? – spytała twórczyni różdżek. – Myślisz, że się ciebie boję?
– Ciekawe, czy nadal będziesz tak mówić, kiedy poczujesz kilka miłych zaklęć torturujących – uśmiechnęła się. – Mój pan wysłał mnie tu z misją i nie zamierzam go zawieść.
– Chciałam po dobroci – warknęła krótkowłosa czarownica. W ułamku sekundy machnęła ręką w kierunku swojej przeciwniczki. Bellatrix natychmiast poleciała w tył, rozbijając szybę wystawową własnym ciałem i upadając na plecy na chodniku. Wokół momentalnie zrobiło się cicho.
– Ty! – wysyczała Lestrange, podnosząc się powoli na nogi, kiedy czarownica wyszła spokojnie przed swój sklep.
– Lena?! Co się dzieje? – spytał ktoś w tym świszczącym języku.
– Mamy tu kretynkę, której się wydaje, że będzie się rządzić na cudzym podwórku! – wysyczała do kilku osób, które podeszły. Tylko dzięki szybkiemu zaklęciu tłumaczącemu Severus zrozumiał, co o czym mówili. Nie poczuł jednak żadnego współczucia dla Bellatrix, kiedy spojrzenia wszystkich przechodniów spoczęły na niej. Ten wzrok obiecywał jej mnóstwo bólu.
Jeden z mężczyzn, ubrany w płaszcz ze skóry smoka zmrużył oczy.
– Wiem, co to za jedna! – powiedział nagle po angielsku. – To ta świruska, która uciekła z brytyjskiego więzienia!
– Kogo nazywasz świruską?! – oburzyła się Bellatrix i posłała w kierunku czarodzieja zaklęcie Cruciatus. Nie przewidziała jednak, że mężczyzna nie dość, że go uniknie, to jeszcze wyprowadzi szybką kontrę i potraktuje ją jakimś paskudnym zaklęciem, od którego jej twarz pokryły paskudne pęcherze.
Severus dostrzegł coś jeszcze. Może dwóch lub trzech czarodziejów miała w rękach różdżki. Reszta przymierzała się do bezróżdżkowych ataków. Bellatrix chyba w końcu zrozumiała, co jej grozi, bo rzuciła się do ucieczki. Kilkanaście osób rzuciło się za nią w pogoń, posyłając w jej stronę różne klątwy i zaklęcia oraz wykrzykując za nią wściekle tutejsze przekleństwa i niecenzuralne słowa. Już wiedział, dlaczego najwierniejsza wyznawczyni Czarnego Pana, jak zwykła o sobie sama mówić, była tak poturbowana.
W tym miejscu wspomnienie się kończyło i Mistrz Eliksirów mógł jedynie zgadywać, jakim cudem szalona czarownica zdołała uciec. Może w końcu przypomniała sobie o czymś takim jak aportacja? Niemniej jednak bawił się przednie, oglądając to wspomnienie. Będzie musiał podziękować Lucjuszowi przy najbliższej okazji. Najlepiej butelką jego ulubionego trunku.
Przeniósł wspomnienie na powrót do fiolki i ukrył. Będzie musiał jednak podzielić się częścią informacji na spotkaniu Zakonu. Dla dobra wszystkich nie powinien ukrywać faktu, że Czarny Pan szukał popleczników poza granicami Wielkiej Brytanii. Musiał też zaplanować wizytę u Haydena. Coś go ciągnęło do tego chłopaka. Może połączyło ich to, że obaj mieli ciężkie życie i ciągle ich wykorzystywano? Niemniej jednak dobrze się czuli w swoim towarzystwie i chcieli zobaczyć, dokąd ich to wszystko zaprowadzi.
Powoli docierało do niego, że może ma jednak prawo do odrobiny szczęścia i ułożenia sobie życia. Musiał przyznać, że ta mugolska impreza pozwoliła mu się zrelaksować. Nigdy nie brał udziału w czymś takim. Większość imprez, na które go zapraszano, była głośna, tłumne i przyprawiała go o ból głowy. Lucjusz Malfoy lubił się chwalić swoich bogactwem i przepychem. Przed powrotem Czarnego Pana dość często urządzał spotkania towarzyskie powiększające jego znajomości, a także dochody. Z kolei to małe, mugolskie spotkanie pomogło mu się rozluźnić i na chwilę zapomnieć o wszystkim, co działo się wokół.
Kilka dni później na polecenie Albusa podzielił się informacjami, które otrzymał od Lucjusza.
– Nie wygląda to dobrze – odezwał się Remus. – Jeśli Sami-Wiecie-Kto szuka dla siebie poparcia w innych krajach, to sytuacja robi się jeszcze bardziej skomplikowana.
– Nie wiem, gdzie dokładnie była Bellatrix, ale nie znalazła tam zrozumienia ani poparcia dla Czarnego Pana – przyznał Severus. – Potraktowali ją tak, jak na to zasłużyła.
– Byłoby dobrze dowiedzieć się, gdzie to było – zauważyła Hermiona. – Spróbuję znaleźć jakieś informacje.
Mistrz Eliksirów z trudem powstrzymał prychnięcie. Ta dziewczyna może i wiedziała jak szukać informacji, które zostały gdzieś zapisane, ale powinna spojrzeć na całą sytuację z szerszej perspektywy. Mógł się założyć, że sam dowie się szczegółów szybciej od niej.
Z samego rana aportował się na ulicę Pokątną i skierował do sklepu Ollivandera. Śmierciożercy kilkukrotnie próbowali nakłonić najlepszego wytwórcę różdżek z Wielkiej Brytanii do współpracy. Za każdym razem spotykali się z bolesną odmową. Nie miał pojęcia, czy zastanie starszego mężczyznę w jego sklepie, ale zawsze mógł to sprawdzić. Równie dobrze Ollivander mógł się ukrywać.
Sklep nie wyglądał na zdewastowany, ale Severus wyczuł wokół niego silne bariery ochronne, które alarmowały, gdy ktoś o złych intencjach próbował wejść do sklepu. Pchnął drzwi i wszedł do środka.
– Nie spodziewałem się pana zobaczyć, profesorze Snape – usłyszał, kiedy tylko zamknął drzwi. Wytwórca różdżek patrzył na niego uważnie. – Nie ma pan jednak złych zamiarów względem mojej osoby. W czym w takim razie mogę pomóc?
– Potrzebuję informacji – powiedział wprost.
– Oczywiście. W dzisiejszych czasach informacje są często warte więcej niż złote galeony.
– Zawsze mnie dziwiło, że tak spokojnie podchodzi pan do każdego, kto odwiedza pański sklep. Instynktownie wyczuwa pan, do czego mogą posłużyć pańskie różdżki.
– To prawda, ale jeśli różdżka wybiera czarodzieja, nie odmawiam sprzedaży – przyznał Ollivander. – Pan nigdy nie był jasnym czarodziejem. Wyczułem to w momencie, gdy nabywał pan swoją różdżkę.
– Czy wytwórca może odmówić sprzedaży swojego dzieła?
Starszy mężczyzna popatrzył na niego przez chwilę w milczeniu.
– Dlaczego pan o to pyta? – spytał w końcu, przerywając milczenie.
– Usłyszałem o dziwnej sytuacji w związku z zaistniałymi okolicznościami. Chciałbym potwierdzić swoje podejrzenia.
– O którego wytwórcę chodzi? – Ollivander nie spuszczał z niego spojrzenia. Ten starszy czarodziej miał w sobie więcej empatii niż wszyscy Śmierciożercy razem wzięci będą mieć kiedykolwiek.
– Nie znam pełnego nazwiska. Wiem jedynie, że chodzi o dość młodą kobietę z Europy Środkowej o imieniu Lena.
– Och! Lena Wilk. Talent, który rodzi się raz na wiele lat. Spotkałem ją kilka razy w życiu. Bardzo młoda, ale z niesamowitym wyczuciem, jeśli chodzi o różdżki i magiczne artefakty. Nie radzę z nią jednak zadzierać. Potrafi być niebezpieczna. Zresztą cały ich naród jest taki.
– To znaczy? – Severus poczuł się zaintrygowany.
– To Polka. Ma swoją pracownię na magicznej ulicy w Krakowie, ale w Polsce jest kilka magicznych ulic i na niektórych ma również swoje sklepy. To bardzo waleczny naród, któremu lepiej nie podpaść. Bardzo nie lubią, kiedy ktoś obcy zaczyna bez ich wiedzy jakąś działalność na ich terenie.
Mistrz Eliksirów przypomniał sobie ucieczkę Bellatrix i pogoń, która deptała jej po piętach. Jeśli to, co mówił Ollivander, faktycznie było prawdą, to Lestrange miała szczęście, że uszła z życiem.
– Czyli rozmowy z nimi nie należą do łatwych – mruknął.
– Przeciwko obcemu na swoim terenie staną wszyscy murem za swoim. Jeśli planuje pan jakieś rozmowy z nimi, to radzę uważać na słowa. Pewnymi rzeczami można bardzo łatwo ich obrazić.
– Na pewno to zapamiętam.
Kilka chwil później opuścił sklep wytwórcy różdżek i aportował się w okolicę domu Haydena. Nadszedł czas, żeby zaproponować mu małą wycieczkę.
,,,
– Chcesz, żebym ci towarzyszył? Serio?
Hayden patrzył zaskoczony na Severusa. Nie spodziewał się, że mężczyzna odwiedzi go ponownie tak szybko. Nie, żeby narzekał. Raczej nie spodziewał się ponownego spotkania tak szybko. W końcu w czarodziejskim świecie trwała wojna i doskonale zdawał sobie sprawę, jak to wygląda, ale nie miał nic przeciwko, żeby spędzić trochę więcej czasu z byłym profesorem.
– Dokładnie tak – przyznał starszy czarodziej.
– No dobrze, ale dlaczego? – spytał.
– Pomyślałem, że przy okazji moglibyśmy spędzić trochę czasu razem w neutralnym miejscu.
Hayden zarumienił lekko. Skoro Severus tak stawiał sprawę, to on sam nie miał nic przeciwko. To było bardzo miłe z jego strony, że pomyślał o tym. Doceniał też fakt, że mężczyzna w takich okolicznościach pomyślał też i o tym. To było na swój sposób urocze. Mistrz Eliksirów opowiedział mu też o całej sytuacji z Bellatrix. Szalona wiedźma zasłużyła sobie na wszystko, co ją spotkało. Zdecydowanie nie potrafiła właściwie ocenić sytuacji, skoro z pewnością siebie usiłowała komuś grozić.
– Chętnie pojadę. Nigdy nie byłem za granicą. To może być całkiem fajne – zauważył młodszy czarodziej i uśmiechnął się. – Kiedy chcesz się wybrać?
– W sobotę rano. Nie pracujesz wtedy, prawda?
– Nie. Mam wolny weekend – zapewnił.
– W takim razie zostaniemy tam dwa dni. Oczywiście o ile nie narazimy się komuś.
– Myślisz, że ktoś mógłby potraktować nas tak samo, jak Bellatrix?
– Nie do tego stopnia. Nigdy nie miałem do czynienia z czarodziejami z Polski. Bywali na różnych spotkaniach związanych z eliksirami, ale nigdy nie wdawałem się z nimi w dyskusje.
Hayden pokiwał głową. Umówili się, że w sobotę rano Severus zjawi się po niego i aportują się na czarodziejską ulicę w Krakowie. Dzięki uprzejmości Ollivandera mieli dokładny adres.
W umówiony dzień Hayden czekał na niego ze spakowanym plecakiem. Nie zabierał wiele, skoro wybierali się tylko na weekend. Oczywiście jego współlokatorzy wiedzieli o wszystkim. Na pytanie, czy coś im przywieźć wszyscy szybko sporządzili listę.
– Tu jest praktycznie sam alkohol – zauważył, kiedy przeczytał listę. W odpowiedzi posłali mu kilka szerokich uśmiechów.
Chłopak nadal podtrzymywał swoje zdanie, że nie znosi aportacji. Za każdym razem żołądek podchodził mu do gardła i nie sądził, żeby to kiedykolwiek miało się zmienić. Tym razem było podobnie. Może nie upadł na ziemię ani nie zwymiotował, ale było blisko.
– Potrzebuję chwili – mruknął, starając się uspokoić wirujący żołądek.
– To ci pomoże – powiedział, podając mu małą fiolkę z jakimś eliksirem. – Uspokoi żołądek.
Hayden bez wahania wypił zawartość i niemal natychmiast odetchnął z ulgą. Jego podchodzący do gardła żołądek, raczył wrócić na swoje miejsce.
– Dziękuję – odparł, prostując się. – Wow – mruknął, rozglądając się wokół. Stali na krakowskiej czarodziejskiej ulicy. – Królowiślna? – próbował przeczytać nazwę ulicy. – Kto to wymyślił?
– Zapewne tutejsi czarodzieje – odparł Mistrz Eliksirów.
Ulica Królowiślna różniła się od ulicy Pokątnej. Na pewno nie była tak wąska, a budynki były nowocześniejsze. Hayden miał też wrażenie, że było tu dużo więcej sklepów i przyglądał się ciekawie witrynom, kiedy je mijali. Niektóre znał z ulicy Pokątnej. Sklep z miotłami i sprzętem do quidditcha, ze słodyczami, apteka, księgarnia, ale były też takie, które widział po raz pierwszy w życiu. Na przykład sklep z alkoholem, zarówno czarodziejskim, jak i mugolskim. Był też bar, a w bocznej uliczce klub nocny. Nie miał pojęcia, czy w Wielkiej Brytanii były ich odpowiedniki. Możliwe, że zwyczajnie o tym nie wiedział. Był też sklep z rzadkimi składnikami do eliksirów i roślinami doniczkowymi. Zatrzymali się jednak przed sklepem z różdżkami, o którym wspominał mu Severus.
– To tutaj? – spytał.
– Tak. Cokolwiek się stanie, lepiej nie sięgajmy po różdżki, chyba że w obronie własnej.
– Jasne. – Hayden wziął kilka głębokich oddechów i Severus pchnął drzwi, wchodząc do środka. Chłopak szybko poszedł w jego ślady.
Chwilę później z zaplecza wyszła krótkowłosa kobieta ze wspomnienia Bellatrix.
– W czym mogę pomóc? – spytała.
– Proszę wybaczyć, ale mówimy po angielsku – odezwał się Mistrz Eliksirów.
– To żaden problem. Miewam klientów z innych krajów, chociaż różnie się to kończy – przyznała. Najwyraźniej nie zapomniała odwiedzin Belli. – Czego panowie szukają?
– Właściwie to chcielibyśmy się rozejrzeć i porozmawiać.
– Na jaki temat? – spytała, lustrując ich wzrokiem.
– O pewnym incydencie, który miał miejsce w pani sklepie jakiś czas temu. – Widząc, że twórczyni różdżek czeka spokojnie na rozwinięcie tematu, Severus kontynuował: – Chodzi o pewną kobietę, która próbowała zakupić tutaj różdżki. Jeśli miałbym ją opisać, to wygląda na psychicznie chorą. Musiała uciekać.
– A ta psycholka – mruknęła kobieta. – Znacie ją – powiedziała wprost. – Czego tu szukacie?
– Nie chcemy z nikim walczyć – zapewnił ją Severus. – Chcemy jedynie zapytać o kilka spraw. Możliwe też, że zjawi się tutaj więcej takich jak ona.
– Czy wszyscy Brytyjscy czarodzieje myślą, że mogą sobie szaleć na cudzym podwórku? – warknęła. – Tak, poznaję wasz akcent. Łatwo rozpoznać skąd jesteście. I wiem, że w waszym kraju jeden wariat próbuje zdominować czarodziejskie społeczeństwo, ale jeśli uważa, że może szukać poparcia tutaj, to niech się lepiej dwa razy zastanowi.
– Jest niebezpieczny i nieobliczalny – odezwał się Hayden.
– Ja też i co z tego? – spytała, krzyżując ręce na piersi. – Myślicie, że jakiś nazywający się Czarnym Panem czarodziejem podporządkuje nas sobie? Niech tylko spróbuje. Gwarantuję, że nie wyjdzie z tego bez szwanku.
– Proszę wybaczyć, ale nie wiecie, do czego jest zdolny – zauważył Severus. – Jest bezwzględny i nie waha się torturować nawet własnych popleczników, jeśli nie jest z nich zadowolony.
– To, co z niego za przywódca? – spytała. – Nikt tutaj nie będzie się mieszał w cudze konflikty. Jeśli szukacie pomocy, to trafiliście pod zły adres. Nie interesuje mnie sytuacja w innych krajach, o ile nie koliduje z moimi interesami, ani nie dotyczy moich znajomych.
– Zna pani brytyjskiego twórcę różdżek Ollivandera, prawda?
– Oczywiście, że znam. Tworzy porządne różdżki, chociaż używa bardzo popularnych materiałów. Ja wolę niestandardowe rozwiązania. Chyba właśnie o to chodziło tej wariatce. Chciała kupić różdżki, które byłyby niezarejestrowane w waszym kraju. Powinna była odejść bez słowa, kiedy jej odmówiłam, ale chyba nie ma zupełnie instynktu samozachowawczego – stwierdziła, opierając się o kontuar.
– Cóż... To znana w Anglii zbrodniarka. Jest popleczniczką czarodzieja, z którym nasze społeczeństwo ma problem – zauważył Severus.
– Macie z nim problem na własne życzenie – zauważyła. – Daliście się sterroryzować i boicie się nawet wymawiać pseudonim, który sobie wymyślił. Tak, o tym też wiem. Mój młodszy brat interesuje się czarodziejską historią. Coś mi mówi, że to będzie dłuższa rozmowa – przyznała. Machnęła dłonią i obok niej zmaterializował się patronus w kształcie manula stepowego. – Zanieś wiadomość Klemensowi: Rób herbatę dla trzech osób i katapultuj się na dół. Byle szybko.
Severus i Hayden popatrzyli po sobie zaskoczeni.
– Dość nietypowy patronus – zauważył Hayden.
Kobieta machnęła ręką.
– Nietypowy to jest patronus mojego dziadka. Ja nie wiem, dlaczego mieszkając w Polsce, jego patronusem jest aligator? – mruknęła. – Chyba dlatego, że dziadek uwielbia być uszczypliwy i najchętniej ugryzłby kogoś w dupę.
– Lena! Czy ty mnie obgadujesz? – Dało się słyszeć głos z zaplecza.
– Nie no skąd, dziadku! Ja tylko dobrze o tobie mówię!
– HA! Myślisz, że ci uwierzę dziewczyno? – Chwilę później wszyscy usłyszeli stukanie laski o deski podłogi i z zaplecza wyłonił się starszy czarodziej o krótkich, siwych włosach. – Goście z zagranicy? Gdzie masz herbatę?
– No przecież się robi – mruknęła. – To mój dziadek Apoloniusz – przedstawiła go.
– Miło nam poznać – powiedział grzecznie Hayden, zajmując jedno z krzeseł, które starszy czarodziej wyczarował machnięcie dłoni.
– Mnie również. Chętnie sobie pogadam z kimś nowym – stwierdził, zajmując jedno z krzeseł. Hayden dał znak Severusowi, że też powinien usiąść. Mistrz Eliksirów przez kilka sekund oceniał ryzyko, po czym również usiadł. Chwilę później zjawił się młody czarodziej, lewitując tacę z herbatą.
– To nie mogłaś sama herbaty zrobić, tylko do mnie patronusa wysyłasz? – spytał, stawiając tacę z herbatą na kontuarze.
– Korona ci z głowy nie spadnie, jak czasem coś zrobisz – zauważyła.
– No dobra panowie. To, co was do nas przywiało? – spytał dziadek ciekawie. Jego wnuczka szybko wyjaśniła mu całą sytuację.– A to chodzi o tę wiedźmę, którą wyrzuciłaś przez witrynę, a potem pogonił ją Kostek z kolegami? I bardzo dobrze. Nie będzie nam się żadna łachudra wpierniczać w nasze sprawy. Możemy się żreć między sobą, ale w obliczu wspólnego wroga stanowimy jedność! – stwierdził z mocą w głosie.
– Dziadek jest zapalonym patriotą – wyjaśnił Klement, podając Brytyjczykom herbatę.
–Oczywiście, że tak! – zaperzył się starszy czarodziej. – Musicie wiedzieć, że w naszej historii też pojawiali się tacy samozwańcy, jak ten wasz cały Czarny Pan, ale nigdy nie daliśmy się zdominować. To nie leży w naszej naturze. Jesteśmy narodem, który ceni sobie wolność i zjednoczy się w sytuacji zagrożenia. Wasza „znajoma" przekonała się o tym dość boleśnie.
– Słyszałem o tym – przyznał Severus. – Brałem pod uwagę, że możemy skończyć podobnie.
– Skończylibyście, gdyby Lena wyczuła od was złe intencje. Ta dziewczyna ma szósty zmysł do takich rzeczy. Nie sprzeda swoich wyrobów nikomu, kto wykorzystałby je do niecnych celów.
– A jeśli chodzi o wyroby, to zauważyłem, że niewiele osób używa tutaj różdżek. Praktykuje się tutaj magię bezróżdżkową?
– Nie do końca – odezwała się Lena, wsypując sobie do kubka z herbatą łyżeczkę cukru. – Różdżek używają czarodzieje, którym w ten sposób łatwiej jest kontrolować swoją magię. Większość tutejszych czarodziejów używa bransoletek z dopasowanymi do ich mocy „rdzeniami" – wyjaśniła, pokazując im swoją. – Każdy z nich symbolizuje jakąś dziedzinę magii, w której jesteś najlepszy.
– Myślałem, że wszyscy czarodzieje korzystają tylko z różdżek – zauważył Hayden.
– A skąd. Afrykanie w ogóle nie korzystają z żadnych artefaktów. Azjaci także mają swoje sposoby. Są oczywiście tacy, którzy sięgają po różdżki, ale te są czysto europejskim wynalazkiem. Amerykanie przyjęli je do codziennego użycia po kolonizacji. W środkowej Europie preferuje się bransoletki.
– Myśli pani, że mógłbym korzystać z takiej? – spytał Hayden ciekawie.
– Mów mi Lena – powiedziała. – Jest to możliwe, ale wyczuwam w tobie coś niecodziennego, czego nie umiem nazwać. Jakbyś był czystą magią, która została czymś skażona.
– Och! – Hayden zarumienił się lekko. Zerknął na Severusa, nie wiedząc, czy powinien zdradzić swoje pochodzenie.
– Hayden ma dość... specyficzne pochodzenie – powiedział Mistrz Eliksirów, starając się odpowiednio dobrać słowa.
– Właśnie czuję, że jest w nim coś innego – mruknęła. – Nie będę jednak dociekać, co to takiego. To nie moja sprawa, ale jeśli chcesz sprawdzić, czy jakieś rdzenie okażą się z tobą kompatybilne, to nie mam nic przeciwko – zapewniła go.
– Myślałem, że będziesz do nas wrogo nastawiona.
Lena popatrzyła na niego spod oka.
– Wrogo nastawiona to ja jestem do tych, którzy przychodzą tu ze złymi intencjami. Nic tak nie zakłóca procesu tworzenia różdżek i artefaktów, jak zła energia. Dlatego tak mało czarodziejów się do tego nadaje. Nie potrafią się odpowiednio wyciszyć – wyjaśniła.
– W takim razie mnie to zapewne wyklucza. Jestem dość mroczny – zauważył Severus.
Twórczyni różdżek popatrzyła na niego, unosząc brwi w górę.
– Nie powiedziałabym tego. Twoja magia jest mroczna, ale nie jest zła. Czarodzieje często mylą te dwie rzeczy. Mroczny nie oznacza, że ktoś jest od razu skłonny do torturowania innych. Więc myślę, że wyjątkowo was nie poszczuję kumplami – uśmiechnęła się szeroko, a Brytyjscy czarodzieje zrozumieli, że w żaden sposób nie chcą pójść w ślady Bellatrix.
,,,
Jak tam mija wam tydzień? Ja miałam istny tryb zombie i w pracy miałam wrażenie, że jestem w jakimś letargu, z którego się budzę tylko na przerwę, a potem znowu zasypiam. XDDD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top