4.
Pomimo niebezpieczeństwa, jakie wiązało się ze spotkaniem z szarookim, odczuwałem jakąś niejasną satysfakcję. Nie potrafię do końca wytłumaczyć, dlaczego tak się czułem. Było to... dziwne. Przecież mogłem zostać przez niego poważnie ojebany, a nawet zabity.
Ale zaraz. Dlaczego w ogóle tak bardzo mnie to obchodziło? Prawie oberwałem! Żałosne. Nie powinienem się tym aż tak przejmować.
Każdy z obozowiczów wrócił do swoich zajęć. Ja oczywiście postanowiłem zrobić to samo. Wtopiłem się w codzienność, zamykając się z Nex w naszym pokoju. Przekręciłem klucz w zamku i usiadłem na swoim łóżku, przeglądając Twittera. Obserwowałem mnóstwo profili związanych z rysunkiem i muzyką. Lubiłem wszystko, co wiązało się z kreatywnością. Sam też od czasu do czasu szkicowałem w swoim notatniku lub pisałem tam teksty piosenek.
Minęła może godzina, może dwie, gdy usłyszałem głośne walenie do drzwi. Oderwałem wzrok od ekranu i spojrzałem pytająco na Nex, która siedziała naprzeciwko mnie, również zatopiona w swoim telefonie. Mimo hałasu blondynka nawet nie drgnęła.
Z westchnieniem wstałem i podszedłem do drzwi. Przekręciłem zamek, a za nimi zobaczyłem Torda w towarzystwie jednej z opiekunek. Kobieta wyglądała na zirytowaną, choć usiłowała to ukryć za wymuszonym uśmiechem. Tord zaś miał minę, jakby jednocześnie odczuwał poczucie gigantycznego wstydu i był na granicy wybuchu. Nie wiedziałem, czy bardziej chce z tąd iść jak najszybciej, czy rzucić się na kogoś z pięściami. Trudno było odczytać jego emocje.
Kobieta odezwała się jako pierwsza:
– Tom dzień dobry, Tord ma coś do powiedzenia.
Spojrzała na chłopaka, który uniósł głowę, chcąc coś powiedzieć, ale widocznie coś go blokowało.
– No, mów! – ryknęła, wyprowadzając go z równowagi.
– Ja… Przepraszam, Thomas. Nie chciałem cię zaatakować i naprawdę tego żałuję – wymamrotał Tord, wyraźnie zmuszony do tych słów.
Szybko odpowiedziałem, próbując zakończyć niezręczną sytuację i "uratować mu dupsko"
– Ależ nie ma sprawy! Wszystko w porządku, wybaczam.
Nie chciałem, by rozmowa trwała dłużej, a Tord, jak sądziłem, także wolałby zniknąć stamtąd jak najszybciej.
– Dzięki – rzucił sucho, odwracając się w stronę swoich znajomych stojących jak zwykle za nim kilka kroków dalej.
Opiekunka, widząc, że konflikt został zażegnany, powiedziała jeszcze coś o tym, jak cieszy ją nasze pojednanie, i odeszła. Wszyscy rozeszli się w swoje strony.
Zamknąłem drzwi i oparłem się o nie plecami, wzdychając ciężko. Nex patrzyła na mnie z wyraźnym rozbawieniem.
– Ale się wpakowałeś – stwierdziła z głośnym śmiechem.
– Ej! Nie moja wina, że ten idiota chciał mnie zlać o jakieś patyki – broniłem się, wracając na łóżko i siadając na jego krawędzi.
– A ty nie potrafiłeś mu oddać – wtrąciła, wywołując we mnie chwilowe zakłopotanie.
Rzeczywiście, dlaczego nie chciałem walczyć? Co mnie powstrzymało? Musiałem coś wymyślić, żeby nie wyjść na tchórza.
– Nie chciałem się wdawać w jakieś bijatyki – mruknąłem, patrząc na telefon. – Poza tym, to był absurdalny powód do kłótni.
– Po prostu byś przegrał – dodała z przekąsem.
Zacząłem z nią sprzeczać się, czy rzeczywiście tak by się stało, ale dyskusję przerwało nagłe szarpanie klamką drzwi. Ktoś ewidentnie próbował dostać się do środka. Na szczęście drzwi były zamknięte. Po chwili usłyszeliśmy delikatne pukanie. Nex spojrzała na mnie z niemą prośbą, bym znowu wstał i sprawdził, kto to.
– Dlaczego ty nie możesz tego zrobić?! – warknąłem.
– Może to znowu Tord. Pewnie ma coś do ciebie – odparła, wygrywając argumentem.
Westchnąłem i przekręciłem klucz w zamku. Tym razem ujrzałem wysokiego chłopaka z czarnymi włosami do brody i błękitnymi oczami, w których kątach dostrzegłem kreski eyelinera. Był blady, wychudzony, z krzyżowym kolczykiem w lewym uchu. Na sobie miał szarą koszulkę z logo jakiegoś nie znanego mi zespołu i wąskie, czarne spodnie. Na nogach – granatowe trampki na niewielkich platformach.
– Siema! – rzucił pewnym siebie tonem. – Słyszałem, że mam z wami mieszkać. Jest wolne miejsce, co nie? No jasne, że jest! – zaczął się sam wpraszać do środka
Bez słowa zrobiłem mu przejście. Wszedł do pokoju, zachowując się, jakby był u siebie. Nex spojrzała na niego z niedowierzaniem.
– Woah, koleś, masz zajebiste włosy! – powiedział, rozciągając się na wolnym łóżku.
– Dzięki – odpowiedziałem cicho, wciąż zaskoczony jego zachowaniem.
– A te oczy! Wyglądają jak posmarowane węglem! Haha!
Żart nie spotkał się z entuzjazmem. Nex i ja milczeliśmy, patrząc na niego, jakby próbując zrozumieć, co go do tego podkusiło.
– Tak w ogóle, jestem Ash – przedstawił się.
– Nex.
– Tom.
– No i świetnie! Jesteśmy przyjaciółmi! – oznajmił z szerokim uśmiechem.
– Nie jesteśmy – szepnąłem pod nosem
Zanim zdążyłem odpowiedzieć, usłyszeliśmy wezwanie na zbiórkę. Spojrzałem na zegarek – była pora obiado-kolacji. Cierpienia i głodzenia się.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top