Radujcie się, aniołowie (diabłowie)
Autoreczki grajcie mu (mnie)
Kłaniajcie się MODMAJ
I już nie budźcie mnie ze snu (ja muszę czasem spać przed pisaniem ff)

Pozwą mnie za obrażanie uczuć religilnych, ah.

Enjoy! And leave lot of komentarze.

Lan Zhan dostał od brata leki dla Wei Wuxiana, po drodze wziął jeszcze kleik ryżowy i wodę z miodem. Pędził w stronę Jingshi, mając nadzieję, że jego ukochany nadal grzecznie leży w łóżku. Jakież zaskoczenie przeżył, gdy zobaczył Lan Qirena, głaszczącego Wei Yinga po głowie. Recytował mu przy tym zasady Gusu a Wuxian cicho łkał. Wyglądało na to, że ma on majaki spowodowane gorączką, ponieważ wtulał się w poduszkę i cicho powtarzał imię swojej siostry i narzeczonego. 

- Wuju...? - zszokowany Wangji przysiadł przy A-Xianie. Lan Qiren wstał oburzony.

- Wreszcie przyszedłeś! Ileż można czekać?! - pokręcił głową, od razu odskakując od chorego. - Ten diabeł próbował uciekać z pokoju, masz go pilnować bo jeszcze coś zniszczy. - cały czerwony nakrzyczał na bratanka. Zdziwiony Lan Zhan zauważył jednak, że to nie była złość a wstyd. Mimo szorstkiej natury, jego wuj był bardzo troskliwą osobą i dbał o innych. Sam przecież przed chwilą widział z jaką czułością i zmartwieniem gładził włosy jego ukochanego. Lan Zhan skłonił się przed nim.

- Dziękuję za opiekę nad Wei Yingiem - skłonił się raz jeszcze i przykucnął przy łóżku chorego - Wuju, już dam radę się nim zająć. 

- Mam nadzieję. Pamiętaj też o listach, na które musisz odpisać. Jesteś Naczelnym Kultywatorem, nie zapominaj o tym. - pouczył go i wyszedł, ostatni raz zerkając na skuloną na łóżku postać. Lan Zhan skinął mu głową na znak, że zrozumiał i gdy wuj wyszedł, ułożył się obok ukochanego. Musiał mu dać dużo ciepła, czułości i miłości. Cierpliwie zmazywał pot z gorącego czoła Wei Yinga. W niczym on mu już nie przypominał tej radosnej, silnej postaci. W takim stanie był tylko, gdy umierał...Lan Zhan zagryzł wargę i pokręcił głową. Nie chciał tego przeżywać ponownie, nie dałby rady.

- nie waż się nigdzie odchodzić, bo pójdę za tobą. Teraz już nigdy cię nie zostawię, będę podążał za tobą krok w krok, nawet na następny świat, więc nie każ mi umierać. Wypij to - podniósł go lekko do siadu i podał mu wody z miodem. Wei Ying musiał dojść do sił. Jego słabe, kościste ciało sprawiało, że rany nie goiły się aż tak szybko. Z pomocą ukochanego, wypił wszystko, następnie Wangji dał mu kilka łyżek kleiku ryżowego. Lan Zhan w milczeniu pielęgnował ciało i duszę ukochanego, karmiąc go i czyszcząc jego rany, mówił do niego czasem i nucił spokojną melodię, tuląc go do siebie. I widział poprawę. Gorączka mu spadała, drzemał a za każdym razem, gdy się budził wyglądał i czuł się lepiej.

Wei Ying uświadamiał sobie gdzie jest i z kim jest. Był z Lan Zhanem w Jingshi, jego domu... kiedyś twierdził, że nie ma swojego miejsca na świecie i jedynie swój pokój w Przystani Lotosów może nazwać domem. Gdy ten pokój zburzono, poczuł jakby utracił swoje miejsce... Dom podarował mu dopiero Lan Zhan. Może sztywny i bez smacznego jedzenia, ale zawsze dla niego otwarty i pełen miłości. Wei Wuxian poczuł się w pełni bezpieczny i wdzięczny, delikatnie wtulił się w ukochanego. Czuł ogromny ból gardła i tułowia, jakby ktoś podeptał mu płuca. Kończyny go mrowiły a głowa zdawała się chcieć wybuchnąć, mimo okrutnej pustki, wyciętej wręcz pamięci. Nie do końca wiedział jak tu się znalazł i dlaczego, ale wreszcie wyrwał się z koszmaru, który go trawił. - kocham cię. - szepnął do mężczyzny śpiącego obok.

- mn. A ja ciebie. - odparł jednak nie śpiący, ale bardzo zmęczony Lan Zhan. Pocałował go w nadal ciepłe czoło i uśmiechnął się jednym kącikiem ust - cieszę się, że już się obudziłeś. Mów jakby bolało lub chciałbyś czegoś. 

Wei Ying zorientował się jak długo musiał spać i jak długo Lan Zhan go szukał. Wiedział, że na pewno pozostawał w uwięzieniu przez kilka tygodni lub miesięcy. Sam nie wiedział ile minęło, kręciło mu się w głowie gdy tylko o tym pomyślał - Lan Zhan, ja... przepraszam, złamałem obietnicę i...

- Ciii. Porozmawiamy o tym jutro. Narazie śpimy. - Kultywator uciszył go sprawnie i przytulił go mocniej. Wykończony dniem dzisiejszym, zamknął oczy - budź mnie, gdyby bardzo cię bolało - poprosił i w końcu zasnął.
To była spokojna noc, wreszcie razem u swoich boków, zetknięci rękoma i nogami.

***
Wei Ying obudził się naprawdę późno, słońce było już wysoko. Najwyraźniej potrzebował tego snu.

- dzień dobry. - usłyszał TEN głos i aż się uśmiechnął. Lan Zhan naprawdę tu był... Poczuł jego dotyk na czole, sprawdzał mu gorączkę najpewniej - wypij leki i zjedz śniadanie - jego ukochany jak zwykle mówił mało i starał się być opanowany, przez co wydawał się być właśnie oschły.

- Lan Er Gege... tęskniłem za tobą - wymruczał Wei Ying i z pomocą mężczyzny usiadł. Odkąd nie miał rdzenia, ciężej znosił choroby i urazy. Zwłaszcza w tym słabym ciele o chudej talii i wąskich ramionach. Z satysfakcją zobaczył jak twarz ukochanego rozjaśnia delikatny uśmiech.

- A ja za tobą Wei Ying...- wymruczał, całując go w czoło - ale jest dużo ważnych spraw, których nie możemy zostawić. Musisz wyzdrowieć i powiedzieć kto ci to zrobił. - powiedział stanowczo, gładząc jego policzek. Wei Wuxian odwrócił spojrzenie i zarumienił się dziwnie, jakby walczył sam ze sobą.

- Lan Zhan... nie pamiętam kto mi to zrobił. Ja...nic nie pamiętam - wyznał, spuszczając głowę.

Macie, pasożyty i radujcie się. I nie przyzwyczajajcie, moja aktywność tutaj jest dziwna, zwykle piszę jeden rozdział na miesiąc przy dobrych wiatrach.
Mam nadzieję, że się wam podoba.
Mam pytanie. Jakie shipy chcielibyście zobaczyć lub jakich więcej postaci? Macie teorie dlaczego Wuxian nic nie pamięta?

No nic papapapa

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top