十二
Witam, oto nowy rozdział dla was, na dobry początek weekendu.
Komentujcie aktywnie, mówcie co sądzicie.
Enjoy!
Lan Xichen nie miał pojęcia kiedy zasnął. Jiang Wanyin... znaczy Jiang Cheng przyniósł wino z Yunmeng i jakoś tak wyszło, że Zewu-Jun troszkę wypił. Obudził się dopiero około południa, leżał przykryty na łóżku, miał zdjęte buty, rozwiązany pas, ale nadal był ubrany w swoją szatę dzienną.
Lidera sekty Yunmeng już tu nie było, ale Lan Xichen jak przez mgłę pamiętał, że ktoś go zaniósł do łóżka, a raczej przytachał. Lan Huan zarumienił się, cóż za upokorzenie. Zaczął się zbierać do wyjścia, musiał zająć się sprawami lidera sekty, nie zważając na ból głowy. Miał zastąpić Wuja na wykładach, musiał zapytać pobliskich wieśniaków czy wszystko w porządku, ponieważ ostatnio dręczyły ich ghoule...
Rozmyślanie i ubieranie się przerwał mu okrutny krzyk, miał wrażenie że pęka mu głowa, wrzask rozdzierający, pełen cierpienia i złości. Przestraszony Lan Xichen od razu dobył miecza i wyszedł z Jingshi, spodziewając się ataku. Zobaczył wystrzeloną procę przy stołówce, więc jak najszybciej tam pobiegł. Spotkał młodych adeptów Lan oraz Jin Linga, próbujących odbijać ataki żywych trupów, całego tłumu. Lan Xichen natychmiast dobył Shoyue i pomógł chłopcom w walce. Byli zdolnymi uczniami, ale trupów było zwyczajnie za dużo. Sprawnie odbili atak, Lan Xichen nie krył zdziwienia. Skąd wzięły się tu żywe trupy i jakim cudem przeszły przez barierę ochronną?
- Lan Sizhui, Lan Jingyi, możecie mi wytłumaczyć co się dzieje? - zapytał, choć nadal był spokojny. Przywitał ich skinieniem głowy, gdy się pokłonili.
- Zewu-Jun, nie wiemy co się stało. Nagle usłyszeliśmy dwa krzyki i zaraz pojawiły się żywe trupy, całe mnóstwo. - A-Yuan wytłumaczył mu to wszystko i jeszcze raz się skłonił.
- Po prostu wyszły z krzaków, jakby czekały tam na nas... - Jingyi nie krył swojego zaskoczenia, był lekko wystraszony.
- Rozumiem. - Lan Xichen przygryzł wargę i zaczął się zastanawiać co mogło przywołać trupy. - Czy jesteście ranni?
- Nie, Zewu-Jun, ale krzyk który słyszeliśmy z pewnością należał do Seniora Wei, obawiam się, że jest on w niebezpieczeństwie. - odparł szybko Sizhui.
Lan Huana olśniło. To rytuał oczyszczenia musiał mieć z tym coś wspólnego! Ruszył biegiem w stronę sali, gdzie przebywał Lan Qiren z Wei Yingiem, jednak po dotarciu tam zauważył, że drzwi są zamknięte i nie da się ich w żaden sposób otworzyć.
- Wuju! Wuju! Paniczu Wei, słyszycie mnie? - niestety nikt mu nie odpowiadał. Zaraz też przybył tu Lan Zhan, zaniepokojony krzykiem narzeczonego. - Wangji, Wei Ying i wuj nie odpowiadają. Musiało stać się coś złego, możemy powinniśmy...
Lan Zhan nie czekając aż stanie się coś gorszego, po prostu podwinął swoje hanfu do kolan i bardzo mocnym kopniakiem wyważył drzwi, mając nadzieję, że odłamki nie skrzywdziły ani wuja ani jego narzeczonego.
- Wei Ying! - ryknął, widząc co się dzieje. Jego ukochany stał prosto, wokół niego gromadziła się gęsta, czarna chmura energii urazy. Usta miał zaciśnięte, mimo to spomiędzy warg sączyła się krew. Oczy miał szeroko otwarte i całe czerwone. Lan Zhan zadrżał, przypominając sobie okrucieństwo Patriachy Yiling, gdy ten wpadał w szał. Nie umiał go uspokoić wtedy, ale miał nadzieję, że teraz mu się uda. Coś musiało pójść nie tak w trakcie rytuału oczyszczenia, Lan Qiren leżał nieprzytomny na boku a Wei Wuxian najwyraźniej nie panował nad swoją mocą. - Wei Ying, proszę uspokój się... przestań używać mocy. Spójrz na mnie i uspo- - nie zdążył dokończyć, ponieważ Wei Wuxian uderzył w niego naprawdę dużą ilością energii urazy. Nie zdążył się obronić, ponieważ nie spodziewał się tego, że jego ukochany kiedykolwiek go zaatakuje w ten sposób. Kiedyś walczyli, ale nigdy nie chciał go skrzywdzić. Lan Zhan zszokowany opadł na podłogę i złapał się za brzuch, miał wrażenie, że Wei Ying złamał mu żebra, ciężko było mu oddychać, jednak dzięki swojej silnej energii duchowej, zaczął od razu się regenerować.
Do sali wszedł Lan Sizhui i spojrzał na nich, po czym bez krztyny strachu ruszył do Wei Wuxiana, zadziwiając tym samym wszystkich.
- A-Yuan, nie! - krzyknął za nim Jin Ling, gotowy stanąć w obronie swojego przyjaciela.
- Sizhui... - jęknął Lan Zhan i próbował go zatrzymać - nie podchodź do niego...
Wei Wuxian nie kontrolował siebie, zachowywał się niczym żywy trup pod czyjąś mocą, jak marionetka, którą ktoś zawiesił w powietrzu. Emanował grozą. Lan Sizhui nic sobie z tego nie robił, podszedł do niego w ciszy i zaczął cicho mówić - Seniorze Wei, to ja A-Yuan. Musisz się opamiętać, żeby mi pomóc. Jestem głodny, możesz mi coś ugotować? - zamiast zwracać uwagę Wei Ying na jego energię, zaczął mówić o czymś zupełnie innym - coś ostrego, ale nie aż tak jak ten kleik. Może rzodkiewki? Seniorze Wei, pamiętasz jak zasadziłeś mnie w ziemi? - kontynuował, widząc jak energia Patriachy Yiling powoli opada. Lan Xichen wykorzystał skupienie Wei Yinga na Sizhuim i zaszedłszy go od tyłu, uderzył rękojeścią miecza w tył jego głowy, tak że ten stracił przytomność i opadł na ziemię.
Wszyscy odetchnęli z ulgą i spojrzeli po sobie zdziwieni. Nie mieli pojęcia co się stało, ale domyślali się, że musiało mieć to związek z rytuałem a żywe trupy przywołał tu Wei Wuxian. Co to mogło oznaczać?
Śpiący Wei Ying nie wydawał się już tak groźny. Przeciwnie, był dość uroczy i bardzo kruchy. Lan Zhan od razu ruszył aby go podnieść z ziemi, ale zatrzymał go brat.
- Wangji, doznałeś urazu, proszę idź do pawilonu medycznego. Ja zaniosę tam panicza Wei. - poprosił.
Ogólnie Lan Zhan nikomu nie pozwoliłby tego zrobić, ale ufał swojemu bratu i wiedział, że ten nie zrobi krzywdy jego narzeczonemu.
- Mn. - kiwnął głową i poszedł do lecznicy. A-Yuan i Jingyi już poszli po nosze dla Lan Qirena.
Atmosfera panująca w Gusu była napięta, Lan Xichen delikatnie podniósł chłopaka, uważając by go przypadkiem nie uszkodzić. Lan Zhan by go zabił najpewniej.
Mężczyzna był dla niego ważny i Wangji bardzo się złościł, gdy działa się krzywda paniczowi Wei.
Ah, gdyby podniósł go w inny sposób to może by poczuł co się zmieniło i w czym tkwił...
Problem.
Witam w kolejnym rozdziale! Na dobry początek weekendu, gdyż w sobotę mam urodziny :p
No i wiadomo, rozdział kolejny nie będzie szybciej niż wtorek, gdyż po prostu będę urodzinkami zajęta, rozumiecie.
Jak się podobało?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top