二十八

Polecam filmik na górze^

Teraz Wangji był pewny, że się nie przewidział. To był Lan Xichen, na pewno.
Zaczął iść w jego kierunku i biec, gdy usłyszał załamany głos brata.

Oblał go zimny pot, bo wiedział co to znaczy. Już raz pozwolił by osoba, którą kochał się zabiła. Biegł jak najszybciej, spanikowany, gdy słyszał kolejne krzyki zrozpaczonego Lan Huana.

- Starszy bracie! - krzyknął żałośnie, widząc jak on skacze, nie zdążył go złapać, mimo że bardzo chciał.

Wtem błysnęło mu przed oczami, aż się zatoczył. Fioletowe światło.

- kurwa mać! - Jiang Wanyin jak zwykle nie trwonił od agresji i nie zamierzał traktować na poważnie zakazu przeklinania w Gusu.
Ale Lan Zhana to teraz nie obchodziło, nie to było ważne. Ważne było to, że jego brat skoczył ze skał, chcąc się zabić... a Jiang Cheng właśnie całym swoim wysiłkiem trzymał go na Zidianie.

Wangji popędził do urwiska i wciągnął za szaty brata, który wisiał, opleciony fioletową błyskawicą w pasie.
Wciągnął go i odsunął się z nim w ramionach, jak najdalej od urwiska.
Chciał na niego krzyczeć, chciał go zbesztać, pytać...
Ale wiedział, że to nie Xichen zawinił. To on sam zawinił.
Przecież wiedział, że z bratem jest źle, przechodził depresję. A nic nie zrobił. Gdyby nie Jiang Cheng...
Nie, Lan Zhan nawet nie był gotowy pomyśleć o tym co miało się stać. Zapłakał, wtulając się w brata, starszego brata, który zawsze z nim rozmawiał, zawsze mu doradzał i pomagał, bronił go.
On też powinien taki być, a nie był.

- starszy bracie - westchnął, wtulony w niego.
Lan Xichen był jak szmaciana lalka, apatyczny i nieruchomy. Ale na szczęście po chwili przytulił brata, szlochając w jego ramionach. - tak bardzo cię przepraszam, Xichen, przepraszam. - pogładził jego plecy, zupełnie spanikowany. Nie chciał stracić brata.
Spojrzał na Jiang Chenga, który stał nieruchomo, patrząc na klif z którego przed chwilą skoczył Xichen.

Po chwili Wanyin uderzył Błyskawicą w skałę, z całej siły i rozwalił klif, jakby niszcząc w ten sposób depresję Xichena.

- zanieśmy go do lecznicy. - powiedział ponuro - Zidian mógł uszkodzić żebra. - dodał. Jego głos był oschły, jakby pozbawiony emocji, może prócz złości. Xichen był pewny, że ten złości się na niego...tymczasem Jiang Cheng był zły tylko na siebie. Lan Zhan i Wanyin wzięli flakowatego Zewu-Juna pod ręce i pomogli dojść do lecznicy. Lan Qiren po drodze spojrzał na nich zdziwiony - czy on jest pijany?! - zrobił się aż czerwony ze złości. 

- nie, wuju...- Lan Zhan zaprzeczył cicho, kręcąc głową. Położył na łóżku nieobecnego brata i przykrył kocem - on potrzebuje swoich ziół - powiedział krótko do medyka - tych mocnych. - dodał, aby lekarz zrozumiał powagę sytuacji.

Lan Qiren spojrzał na nich zdziwiony i załamał ręce, chowając twarz w rękach. Usiadł w milczeniu przy bratanku i trzymał go za rękę.
Był beznadziejnym wujem i źle ich wychował.

Podali Xichenowi wyciąg z mniszka, konopi i melisy. I zaraz już lider sekty Lan spał spokojnie.
Wszystkich to poruszyło, on chciał się zabić... wszyscy go zawiedli.

- to musi zostać między nami. Nikt nie może się dowiedzieć. - powiedział twardo Qiren a wszyscy cicho przytaknęli.

Lan Zhan zerknął ostatni raz na Jiang Chenga i wyszedł, wracając do Jingshi.
Jego mąż leżał grzecznie na łóżku i kreślił talizmany, brudząc sobie koszulę nocną czarną farbą. Wangji uśmiechnął się rozczulony i wszedł do środka. Wtem przypomniał sobie, że przecież Wei Ying prosił go o jedzenie.

- Lan Zhaaan, długo cię nie było, sam mi coś ugo...Lan Zhan. Co się stało? - od razu wstał i podszedł do bladego męża.

- Xichen chciał się zabić. - powiedział krótko.

Wei Ying spojrzał na niego zmartwiony i ze współczuciem przytulił męża w milczeniu. Nic nie mówili, bo nie potrzebowali, nie było konieczne aby cokolwiek mówić... po prostu położyli się i przytulali. Pocieszali się, gładząc po plecach.

***

W tę noc Wei Ying nareszcie nie miał swoich głupich koszmarów. Nareszcie... przespał całą noc spokojnie, w ramionach męża, ale rano, gdy tylko się obudził, poczuł okropne mdłości. Wstał i ledwie zdążył dobiec do miednicy, po czym zwymiotował po prostu żółcią, bo przecież nic ani dziś ani wczoraj wieczór nie jadł.
Lan Zhan zdziwiony tym, że mąż tak wcześnie wstał, co było do niego niepodobne. Po chwili usłyszał podejrzany dźwięk i podszedł do niego, trzymając mu włosy i klepiąc po plecach. - no już... napij się wody. Pochorowałeś się? - zatroszczył się i pomógł mu usiąść i otrzeć buzię - odpocznij. Pójdę po ryż i zieloną herbatę. - powiedział i szybko zarzucił na siebię szatę i założył buty, po czym poszedł po jedzenie i leki. Po drodze jednak musiał wejść na chwilę do Xichena. Niestety nikogo prócz lekarzy przy nim nie było. Zdziwiony, że Jiang Cheng przy nim nie został, zmarszczył brwii.

- Starszy bracie - powitał go, kłaniając się - gdzie Jiang Cheng?

Słaby Lan Huan uniósł się nieco na poduszce i spojrzał na niego gorzko, uśmiechając się smutno - w drodze do Przystani Lotosów. Konferencja się skończyła i nie ma tu po co zostać - szepnął ze łzami w oczach.
- Bracie - Wangji przytulił go delikatnie i spojrzał na niego - przykro mi. Zasługujesz na miłość. - powiedział pewnie.

- każdy zasługuje. Wuj od wielu tygodni nakłania mnie do małżeństwa. Zgodzę się - mruknął. Chciał bliskości i kogokolwiek już, aby nie być samotnym. Może i pozna wartościową kobietę?

- Mn - cicho mruknął Lan Zhan i pożegnał się z nim. Zamierzał codziennie odwiedzać brata, aby nie czuł się samotny.

Wrócił do ukochanego zaraz i podał mu i leki i jedzenie. Na szczęście ten zaraz poczuł się lepiej.
Położyli się znowu w łóżku jednak, bo chcieli odpocząć psychicznie. To co zrobił Xichen było niespodziewane i nie wiedzieli czy nie zrobi tego znów.
Lan Zhan zagryzł wargi, bo czegoś nie mógł powiedzieć na głos.

Wei Ying też niegdyś chciał się zabić. I zrobił to.
Co jeśli z Xichenem też tak będzie?

Haaaa madertakers widzicie nie zabije iednej z moich ulubionych postaci

NARAZIE HIHI

slowa mile jakieś? Macie rozdzial na pokrzepienie przed poniedziałkiem! Kolejny wleci w maire szybko jessliiii pokazecie jak was duzo!
Duzo?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top