7



Cały obóz szykował się powoli do spania, warty właśnie ustawiały się na swoich miejscach... paru żołnierzy oddaliło się za potrzebą a Wangji i Cheng znaczyli czarną farbą na mapie strategiczne punkty. Nikt nie ośmielał się im przeszkodzić, wiedząc jak poważnymi są kultywatorami, więc gdy do środka namiotu wpadł zdyszany junior, Lan Zhan od razu, wiedział, że to coś ważnego.

- Hanguang-Jun!

- Co się stało? - głos, jak zawsze przepełniony miał spokojem, bo jedynie On mógł wywołać na jego twarzy jakiś ruch emocji. Strach schował głęboko w sercu, dzięki wsparciu klanu i poczuciu słuszności.

- Przybiegli do nas wieśniacy, którzy widzieli armię ludzi z białymi włosami! - junior był bardzo niespokojny.

Lan Zhan przymknął oczy na sekundę. Skoro wieśniacy zdążyli przybiec tu, spotkali Lan Fenga a on przybiegł do niego... armia mogła być już całkiem daleko.

- zmierzali w kierunku...? - zapytał, choć niestety domyślał się odpowiedzi.

- Gusu.

...

Doświadczenie spisków i śmierci wokół, nauczyło go, by nigdy nie opuszczać gardy. Zwłaszcza, gdy zależało mu na najbliższych. Nie mógł teraz używać demonicznej energii, by nie zaszkodzić niespodziance, jak to zwykli nazywać z Lan Zhanem jego brzuch. Nie przepadał za tym, co się stało. Był mężczyzną a klątwa ciąży miała tylko zniszczyć go psychicznie i ukarać.

Księżyc już wszedł, słońce chyliło się ku horyzontowi a podwyższona energia urazy i donosy z miast jasno twierdziły o tym, że zbliża się coś ogromnego.

Patriacha Yiling po raz kolejny wywiódł przeciwnika w pole!

Choć miecz Lan Xichena ledwo ich uniósł, gdy armia dotarła do Gusu, byli już daleko. Wylądowali bezpiecznie w Yunmeng, na pomoście obok dawnego pokoju Wuxiana. Nieco przestraszeni i świadomi niebezpieczeństwa, skryli się gdzieś, gdzie nikt nie będzie szukał. Nie mógł być to pokój Przywódcy Sekty Jiang, gdyby jakimś cudem ktoś ostrzegł demona, że lecą do Yunmeng, właśnie tam by ich szukali najpierw.

Wei Ying oparł się o drzewo, odchylając głowę do tyłu. Późno wszystko połączył w całość, bo wierzył w swój obłęd i to, że nikt mu nie uwierzy. Widział oczami wyobraźni, jak znów uciekają z Lan Zhanem przed wszystkimi i koszmar się zaczyna. A teraz nie byli sami... nie obiążyłby tylko jego.

- Lan Huan, teraz ci coś powiem i musisz się mnie posłuchać.

- Wei Wuxian, mów proszę. - Xichen ufał mężowi swojego brata i przykucnął przy nim, nieświadomy jak ważne jest drzewo, przy którym siedzą. Drzewo zaufania...Dla Wei Yinga na pewno, choć teraz nie miał czasu o tym myśleć.

- nie minęło dziewięć miesięcy ciąży, ale nie jestem kobietą i nie skończyłaby się ona nigdy dobrze. - ci, którym zależało na jego cierpieniu, dobrze wiedzieli, co zaboli go najbardziej. Zawiedzenie wszystkich i narażenie ich na niebezpieczeństwo. Nie dziecko, a sama zła energia, narodzona wprost z niego i tylko z niego, która zabiłaby wszystkich jego bliskich, a on nie mógłby nic zrobić... nie zabiłby swojego dziecka.

Zrozumiał to, gdy zrozumiał siebie. Upiór, który go nękał był tylko i aż nim. Dzielił jego wspomnienia i urazy, więc łatwo wymyślił to, co najstraszniejsze, aby się zemścić.

Nowy Wei Wuxian się nie mścił. Rozmawiał, dopełniał obietnic i więcej myślał, szukał wsparcia i akceptował pomoc. Wyjął z torby Suibian i słoik Uśmiechu Cesarza, otworzył go i pociągnął spory łyk.

- paniczu, w ciąży nie można...! - zaczął Xichen, ale Wei Ying odpieczętował swój miecz i podał mu. Nikt nie będzie krzywdzić jego bliskich, za pomocą tego, co rośnie w środku Wuxiana. Nikt nie tknie jego dziecka. 

- Lan Xichen, rozetnij mój brzuch! - rozkazał.


***


Legendy zapowiadały białowłosych i jasnookich ludzi, zło i zniszczenie szło w parze z dobrem i porządkiem, ying yang. Zadaniem kultywatora była kontrola, aby zło nie przewyższyło dobra i aby zawsze żyły w harmonii. Gusu, jako ostoja ładu nie mogło zostać zniszczone.

Jak najszybciej, dostali się do Zacisza Obłoków, niektórzy na mieczach, inni konno i piechotą, od tyłu nieznanej armii. Gdy czasy były mroczne a intencje obcych nieznane, ostrożność nakazywała walkę i nieufność.

Lan Zhan biegł przez Gusu, zakładając nowe blokady na tereny ważnych miejsc, choć prawda jest taka, że w tym zgiełku szukał  osoby, której pragnął chronić ponad swoje życie. Liczył na to, że ciężarny od klątwy Wei Wuxian nie postąpi lekkomyślnie i nie wda się w walkę. Nie wyobrażał sobie, co by zrobił, gdyby znów go porwali, gdyby znów był bezsilny wobec osądów innych ludzi i krzywd swojego męża. Wpadł do Jingshi. 

- Wei Ying? - rozejrzał się.

Pusto, ład. Porządek, jak zawsze.

- Wei Ying?! - serce biło coraz szybciej. Nie było go tu! Co się stało?!

* * *

- brzuch? - Lan Xichen nie rozumiał co się dzieje. Chwilę temu stali w Zaciszu Obłoków i rozmawiali o potencjalnych strategiach obronnych Gusu, gdy nagle Wei Wuxian krzyknął, że już wie i że już rozumie, kazał zabrać się tutaj a teraz żąda rozcięcia brzucha przed terminem. - ale dopiero za kilka...

- nic nie rozumiesz, Lan Xichen a czas jest naszym wrogiem, przetnij, ucieknij z dzieckiem i ukryj je, inaczej klątwa się dopełni, nie rozumiesz?! - Nie miał zamiaru po raz kolejny stracić rodziny i narazić innych na niebezpieczeństwo, ale nadal nie był dobry w tłumaczeniu ludziom, co ma w głowie. - proszę, zaufaj mi...


***



SIEMANO stara wrocila z mlekiem nowy rozdzial rowno po miesiacu badzcie dumni

jak wrażenia????? czy nic nie rozumiecie???? ja też????

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top