dom lamentu czyli pierwsza gównoburza
Po skończonych obradach Lucyfer zauważył, że byłam zmęczona, dlatego poprosił Mammona, mojego nowego opiekuna, aby zaprowadził mnie do mojego nowego domciu - Domu Lamentu. Nazwa? Lamerska. Pierwsze wrażenie? Wow.
Dom, a raczej willa, była wielka i otoczona mgłą. Wyglądała bardziej jak dom strachów niż akademik dla rodzeństwa, ale nie czepiałam się szczegółów.
Wyglądało strasznie, ale też ciekawie. W końcu gdzie my jesteśmy, jak nie w piekle?
- Uh, dlaczego to ja muszę się zajmować tą dziewczyną... Z najgorszych możliwych osób musiał wybrać właśnie mnie... - Doskonale słyszałam słowa, które mamrotał do siebie Mammon, idąc przede mną. Zaśmiałam się cichutko. On wie, że słyszę, co nie?
- Mammon, wszystko w porządku? Coś mówiłeś do siebie, a ja nie słyszałam. - Wyrównałam z nim kroki.
- Nic nie mówiłem! - Krzyknął, odwracając się do mnie. Pokazał mi język i powrócił do swojej wcześniejszej pozycji. - Żebym musiał się zajmować człowiekiem... Do czego to doszło? To przecież hańba! - Oh Mammon, jesteś taki przewidywalny... - Ten skurczybyk... Myśli, że może robić wszystko, bo jest odemnie silniejszy i ma autorytet?
- Ale taka jest prawda, Mammon.
- Zamknij się! Wygłaszam swój monolog! - Znowu krzyknął. Oh, on jest naprawdę uroczy... - Żeby było jasne... Nie mogę Lucyferowi powiedzieć nie, no nie? Zgodziłem się Tobą opiekować bo... no wiesz, bo... - Mammon na moment się zawiesił, jakby szukał odpowiednich słów.
Źle. Po prostu głupol nie może się przyznać, że mnie polubił. Eh, te tsundere postacie są przekozackie...
- Dobra, nieważne! Nie myśl sobie, że boję się Lucyfera czy coś. Bo się nie boję! - Zarzucił szybko.
Mówi to tak, jakbym była jego przyjaciółką. Jeszcze przyjaciółmi nie jesteśmy... Trzeba pokazać mu, gdzie jest jego miejsce!
- Tak naprawdę mało mnie to interesuje. - Odwróciłam głowę, przekraczając próg bramy wejściowej do Domu Lamentu.
- Co? Czekaj, co? Ty tak naprawdę...? Ale spójrz, musisz mieć naprawdę sporo odwagi żeby się do mnie tak odezwać. Nie boisz się? - Podświadomie miałam ochotę zaśmiać się do rozpuku. - Wiesz, jestem demonem. Prawdziwym demonem.
- Nie, nie boję się. Pomimo tego, co się mówi o tych wszystkich demonach i piekle w moim świecie, ja nie widzę tego jakby to było coś strasznego. Raczej ciekawego, gdybym już miała się przyznać. - Uśmiech powrócił na moje usta.
- Okej, muszę przyznać Ci to. Jesteś naprawdę, najdziwniejszą ludzką dziewczyną, jaką do tej pory spotkałem. - Przyznał szczerze.
- Oh, czyli spotkałeś już wiele?
- Bo to jedną! - Zaśmiał się jak król. Oh, żeby to była jeszcze prawda...
Nagle stanęliśmy przed drzwiami Domu Lamentu. Mammon, z dziwnym wzrokiem, otworzył przed sobą drzwi, zamiast mi i wkroczył przede mną.
- Powiem tak, zadziwia mnie też to, że nie otworzyłaś mi drzwi. - Rzekł raczej jako obelgę niż chory żart. Co tu się odpieprza, że tak zapytam? Takiego mindfucka jeszcze nigdy nie miałam.
Weszliśmy do środka. Pomimo zewnętrznego wyglądu, wnętrze było bardzo przyjemnie wystrojone, w iście zamkowym stylu.
- Oto jesteśmy. Dom Lamentu. Jest to jeden z wielu akademików tutaj. Ale oczywiście, ten jest najbardziej prestiżowy, ponieważ jest zarezerwowany dla samorządu uczniowskiego. - Zakładając, że Diavolo jest księciem Devildomu, to musi mieszkać gdzieś indziej, np. w tym zamku, który widziałam z balkonu RAD-u. W końcu książę. Tytuł do czegoś obliguje.
Nawet go o to nie pytałam. Po prostu pozwoliłam mu się wygadać.
- Lucyfer, Asmo i reszta zawsze wykorzystują szansę i wyzywają mnie od najgorszych - śmieci, dupków, głupców i tam takich... - Oho, chyba się żali. Nie za wcześnie na to? - Ale pomimo tego, nadal jestem człowiekiem rady uczniowskiej, elity z elit. Najzamożniejszej w całym RAD-zie. - Oh nie, odrazu wrócił do swojego typowego ja. - Na każdej dzielni jestem sztuką nie do zdarcia! Każdy zna moje imię i nie waży się podnieść na mnie palec! - Dobra, już nic nie rozumiem z jego bzdur... - Więc sobie nawet nie myśl, że jestem na równi z tymi demonami, które chodzą po tych korytarzach. Jestem najlepszy! - Oznajmił śpiewająco.
- Aaaah. Rozumiem. - Skinęłam głową, nie wiele rozumiejąc.
- W każdym razie, nasza siódemka tutaj mieszka. A teraz pokażę Ci swój pokój... - Mammon ruszył po schodach, kiedy ja się dalej rozglądałam.
Nagle zauważyłam biuletyn na drewnianym, ślicznym biureczku. Po napisach mogłam stwierdzić, że biuletyn opisywał pracę sezonową. To nawet w tym prestiżowym Devildomie są takie rzeczy...?
Mammon to zauważył i zatrzymał się w połowie schodów.
- Na co czekasz? Nie zostawiaj w tyle bo się zgubisz! Jeśli masz jakieś pytania, to pytaj śmiało. Z przyjemnością Wielki Mammon Ci odpowie! - Oczywiście. Dlatego się Ciebie czegoś spytam...
Jakby tak pomyśleć, najlepszym sposobem na zawieranie przyjaźni jest zapytanie o podstawowe rzeczy. A że chcę i muszę się o nich czegoś dowiedzieć, to najlepiej już teraz zacząć o wszystko wypytywać.
- Jakie jest Twoje hobby? - Zapytałam z nienacka, wprawiając go w osłupienie.
- Ja nie mam hobby... A nie, mam! Śmianie się, leniuchowanie i bawienie się! To jest moje hobby. - Widocznie uradowany, odrazu się do mnie odwrócił z uśmiechem. Chyba to pytanie mu się spodobało, bo poziom namiętności poszybował w górę... - Oh, i czekaj. Lubię jeszcze patrzeć jak Lucyfer znajduje się w trudnej sytuacji i nie wie, co w niej zrobić! Tak, to jest super świetne! Chociaż, jakby się tak przyjrzeć, to można to nazwać hobby? - Jego trybiki wreszcie zaczęły pracować... - Niedawno zadałem pytanie, czy masz jakieś pytania odnośnie życia tu. Nie rozumiem czemu nagle gadamy o mnie... - Oj Mammonku... - Dobra, nieważne. Słuchaj. Dam Ci teraz kawałek dobrej rady, więcej lepiej nadstaw uszu. - Zaciekawiona podeszłam bliżej. - Jeśli naprawdę chcesz przetrwać tu chociaż dzień, powinnaś lepiej słuchać. - No przecież kurwa słucham! - Jeśli kiedykolwiek będzie taka sytuacja, że demon będzie chciał Cię zaatakować... uciekaj, albo giń. - Uśmiechnął się szeroko.
- Ej, ale przecież ty masz mnie chronić! - Zauważyłam z grymasem.
- Lepiej, żebyś spierdalał w podskokach, Mammon. W innym wypadku nie dożyjesz jutra. - Nieznany, totalnie zdenerwowany głos nagle przerwał naszą rozmowę. Zwróciłam głowę w kierunku z którego pochodził i ujrzałam kolejnego przystojniaka...
Niebieskie, krótkie włosy z grzywką, jasno niebieskie oczy, jasna cera, podenerwowane rysy twarzy i anielski głos, który sprawia, że mam dreszcze. Kyaa, jest seksowny!
- Oh, Levi... - Mammon wymówił chyba jego imię i lekko się przeraził, cofając się o krok. - S-Słuchaj, ludzka kobieto. Ten tutaj to Leviathan, Avatar Zazdrości, trzeci najstarszy z nas wszystkich. - Czyli to jest w takiej kolejności: Lucyfer>Mammon>Leviathan>Szatan>Asmodeusz>Beelezbub>i jeszcze jeden gość. Znając wszystkie avatary, ostatni musi być Avatarem Lenistwa. Ale czemu go tu nie ma?
Zamiast skupić się na całym zamieszaniu, myślałam nad lokacją siódmego z braci.
- Z racji tego, że jego imię jest trudne do wymówienia, możesz mówić na niego Levi. A teraz, chodźmy dalej! - Mammon, oczywiście czując niebezpieczeństwo w postaci swojego młodszego brata, patrzącego na niego, jak by chciał go zabić, chciał się ulotnić z tego miejsca, ale owy Levi mu to udaremnił.
- Mammon, oddaj mi moje pieniądze a następne zaszyj się w swojej norze i umrzyj. Żebym Cię więcej nie widział...- Levi patrzał na niego jednocześnie z chęcią mordu i nienawiścią.
Levi jest taki super straszny i słodki... Ta mieszanka jest super wybuchowa. Mam nadzieję, że nic mi nie zrobi :3
- N-No weź, powiedziałem, że Ci je oddam! Po prostu potrzebuję więcej czasu! I nawet jeśli Ci oddam, to nadal chcesz mojej śmierci?! Jesteś okrutny! - Mammon, nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, starał się wybronić z niej, choć nieudolnie.
- Potrzebujesz więcej czasu? Ile dokładnie? - Levi, który widocznie się uspokoił, spojrzał na niego niepewnie.
- Trochę! Trochę znaczy trochę!
- Mówiłeś mi to przez 200 lat, Mammon... - Levi, totalnie znudzony jego gadką, przewrócił oczami.
- Hej, nie. To nie było 200 lat, tylko 260! Kiedy to w końcu załapiesz?! - Oj, biedny Mammon. Ciągle wykopuje sobie coraz to głębszy grób...
- Niewiarygodne. Mammon, jesteś totalnym- - Levi już miał mu ochotę zarzucić kolejną wadę, kiedy ten mu przerwał.
- Jestem kim? Śmieciem? To chciałeś powiedzieć? - Oh, punkt dla Ciebie!
- -jesteś totalnym zerem i idiotą. - Levi wreszcie dokończył swoje zdanie, znowu obrzucając Mammona błotem.
- Hej, to jest nawet gorsze!
- Cokolwiek... Po prostu oddaj mi te pieniądze. Potrzebuję ich do kupienia zestawu Blu-ray Przygody w Devildomie: Opowieść o Małej Diablicy i jej Niechętnym Towarzyszu. - Zabrzmiał jak jakiś otaku... Hej!
Czyżby Levi był otaku?! Jeśli tak, to odnajdę moją bratnią duszę w tym świecie! Yuhu! ಠωಠ
- Pierwsza seria zawiera bilety promocyjne na koncert na żywo jako specjalny bonus. - Mówiąc to Levi pierwszy raz się uśmiechnął, co lekko zwaliło mnie z nóg.
- Nie mam bladego pojęcia o czym ty gadasz, Levi, ale to nie ma znaczenia, bo nie mam pieniędzy, żeby Ci je dać. Jak mam Ci oddać pieniądze, których nie mam, co?! - Mammon zaczął gestykulować rękoma, jakby miało mu to pomóc w jakiś sposób. Oglądanie tego jest naprawdę przyjemne, chyba po prostu będę w ciszy się przyglądać...
- Więc mówisz, że odmawiasz zwrotu pieniędzy? - Levi wydawał się być jeszcze bardziej poirytowany gadaniem o dupie Maryny.
- A co? Szukasz guza? - Mammon łypnąl na niego okiem, chcąc go wystraszyć.
Mierzyli się tak wzrokiem, jakby naprawdę mieli się pozabijać.
Obronić Mammona czy stać się i patrzeć?
A może w ogóle nic nie mówić?
A może pomóc Leviemu?
Hmm, wszystkie opcje są kuszące... Ale jestem już zmęczona, więc nic nie zrobię. Meh, chcę coś zjeść...
Uśmiecham się ironicznie i macham Mammonowi.
Sam sobie radź, bałwanie.
- Oh, Yuki.
- Przypomniałeś sobie jak mam na imię?
- To jest teraz nieważne! Pamiętasz, jak mówiłem, że będzie taka chwila, kiedy będziesz stała w obliczu demona, który Cię zaraz zaatakuje... albo uciekasz albo giniesz. Ja wiem, że ty tu zostajesz i giniesz, a ja napewno uciekam! - Oh, Mammon uciekł, zostawiając mnie. Co za debil...
- Czekaj, a Twoja rada nie miała mówić "albo uciekasz albo-" - Levi dopiero w połowie zdania skapnął się, że nikczemny rozmównik spierdolił. - Co? Mammon, ten dupek... Uciekł! - Westchnął cicho i odwrócił się do mnie. - Poważnie? Wiesz, co się właśnie stało?
- Tak, Mammon użył mnie dla odwrócenia Twojej uwagi i uciekł. - Dokończyłam, spoglądając w kierunku, w którym uciekł.
- ... - Na moment zamilkł. - Powiedziałbym raczej, że Cię poświęcił.
- Lucyfer wcześniej mi powiedział, że Mammon już taki jest i kazał być przygotowanym. Więc, o to jestem. - Wzruszyłam ramionami, spoglądając na wyższego o głowę chłopaka.
- No tak, jesteś tym człowiekiem, który do nas przybył na wymianę, co nie? - Levi, pomimo szybkiego odkrycia faktu, nie zainteresował się. Co? - Słuchaj, wiedziałem, że Mammon jest najgorszym śmieciem z śmieci, jakie tutaj spotkasz... totalna szumowina. Ale wciąż, to było dość głupie z Twojej strony dać się tak wykorzystać. - Zmrużyłam brwi w akcie wściekłości.
- Żartujesz sobie ze mnie? Ten dupek mnie tu zostawił a ja nie miałam wyboru. Wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie, ale wolałam popatrzeć sobie na waszą kłótnię... - Wymruczałam wkurzona spoglądając na niego jak Mammon.
- Co mnie to obchodzi? Właśnie dlatego ludzie są tacy... Czekaj! Ludzie? Chyba wpadłem na dobry pomysł... - Levi spojrzał się na mnie jak typowy gwałciciel. Mamo Lucyfer, help me... - Masz teraz wolny czas? Musisz mieć wolny czas. Wiesz co? Nie ważne. Nie musisz go mieć, bo idziesz ze mną.
O mamuniu.
Levi gwałciciel welp ←(>▽<)ノ
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top