devilny plan

- Hmm, nie podoba mi się to miejsce... - Powoli przekraczałam limit własnej pamięci. O ile dobrym pomysłem było zabranie planu RAD-u ze sobą, o tyle komiczne jest to, że ta mapka jest napisana w nieznanym mi języku. Jak to Lucyfer mówił...

- Yuki, zapomniałem Ci czegoś przekazać. Widzisz, w normalnych okolicznościach nigdy byś nas nie zrozumiała. Posługujemy się naszym własnym językiem, demonicznym językiem, który dla ludzi jest kompletnie nie zrozumiały, a jakiekolwiek próby jego nauczenia się kończą się śmiercią. Dlatego już na samym początku przekazałem Ci ten magiczny emblemat. - Wskazał na złotą przywieszkę przy mojej marynarce. - Dzięki niemu zawsze nas zrozumiesz i nie będziesz musiała się o nic martwić. Jednakże problem polega na tym, że ten emblemat nie tłumaczy pism i dokumentów, dlatego najlepiej będzie, jeśli nie będziesz czytać żadnych demonicznych ksiąg. Zwłaszcza na głos.

Było to całkiem zrozumiałe, ale gdy zobaczyłam to pismo w realu, coś we mnie pękło... To wyglądało jakby dziecko wzięło do ręki kredkę i zaczęło bazgrać bez celu. Naprawdę! Albo wymyślili sobie takie bazgroły dla zmyłki albo rzeczywiście posługują się tym językiem... Muszę kiedyś wyłączyć to zaklęcie w jakiś sposób, żeby posłuchać, jak gadają w tym języku.

Obecnie szukałam sali, w której miałam mieć lekcje. O tak, spóźnienia potrzebowałam najbardziej w moim pierwszym dniu...

Levi wczoraj odprowadził mnie zamiast Mammona i pokazał mi, którędy dojdę na śniadanie, drogę do powrotną do wyjścia itd. Dzięki niemu chociaż zdążyłam na śniadanie, bo dopóki mi nie powiedział, nigdy bym nie wiedziała, o której jest śniadanie.

Śniadanie w Devildomie było całkiem... smaczne. Chociaż było trochę inne niż to w ludzkim świecie. Musiałam przetrzymać kilka dziwnych potraw, których nazwy nie mogłam spamiętać, a które smakowały zjadliwie.

Co do mojego pokoju, to Lucyfer odjebał go idealnie! Bardzo uroczy i czysto dziewczęcy, z charakterystycznym, różowym ślicznym łóżkiem na środku pokoju, który był pogrążony w ciemnościach. Jego wnętrze było wypełnione przeróżną roślinnością i wielkim drzewem (chuj wi skąd wyrasta), stojącym obok łóżka. Najlepsze było to, że miałam dużo szaf, w których było mnóstwo ładnych ubrań (skąd wszystkie na mnie pasują? Nie mam pojęcia), własny stół jadalny z ośmioma krzesłami (jakbym ich tu kiedyś gościła), ogromne biurko z moimi książkami, papierami, mundurkiem szkolnym i listem od Lucyfera. Zapisał w nim oczywiście ważne rzeczy, ale nie to, jak dojść do szkoły. Więc zmusiłam dzisiaj rano Mammona, żeby mnie zaprowadził. Oczywiście, po długiej namowie się zgodził, ale normalnie to nigdy by się nie zgodził, zwłaszcza, jak mnie wczoraj potraktował...

- Ej, czy to nie jest ta ludzka dziewczyna? - Usłyszałam o sobie szepty. Aż dziwne, że to usłyszałam...

Czyli informacje szybko się rozchodzą? Nie minął dzień i wszyscy wiedzieli, że to ja jestem człowiekiem?

Nie zwróciłam na to uwagi, ale uczniowie tej akademii wyglądali jak normalni ludzie. Nic ich nie różniło od ludzi. Nawet mówili jak oni, więc tym bardziej czułam się jakby to całe przedsięwzięcie było jednym wielkim prankiem na mnie, a ja głupia nie zdaję sobie z tego sprawy. Całkiem śmieszne, ale jakie prawdziwe...

- Chyba tak. To prawda, że Mammon został opiekunką dla niej, bo nie ma mocy? - Drugi zapytał pierwszego, nie przejmując się, że i tak gadają dość głośno.

- Nawet jeśli, to będzie super sprawa! Kiedy straci czujność będziemy mogli zaatakować tą dziewczynę, a on nawet nie skapnie się, kto to był! - O shit...

- Hej, powinniśmy to zrobić zanim zrobi to Beel. - Upomniał go drugi.

Poczułam się, jakbym miała zaraz pójść na ścięcie, bo te dwa demony patrzyły na mnie.

Uciekać czy nie? Dać się zabić czy nie?

Oczywiście, że trzeba uciec. Ale jak mam uciec, skoro nie znam tego miejsca i się pewnie zgubię i zginę jakoś? Przecież to sensu nie ma...

Może jak ich zgubię to będzie lepiej...

Przyspieszyłam kroku, kiedy nagle zza zakrętu wyłonił się uczeń, na którego przez omyłkę wpadłam. Nie przewróciłam się, bo mocno mnie chwycił.

- Oh, przepraszam... - Szybko przeprosiłam, odsuwając się od nieznajomego, spoglądając na niego.

Kurwa, kolejny bishounen...

Białe, krótkie włosy, czarne, przenikliwe oczy i blada cera. Wygląda jak kolejny demon, nie przypomina typowego NPC, więc może być jakimś sojusznikiem albo moim oprawcą...

Ale nie powiem, ładniutki on c:

- Oh, doskonale. Szukałem Cię. - Chłopak przemówił spokojnym głosem, odsuwając się odemnie. Wyglądał na miłego i cały czas się uśmiechał, więc nie mógł być jakiś super zły.

- Bo jestem tym człowiekiem z wymiany? - Zażartowałam, spoglądając na niego niepewnie.

- Cóż, i tak i nie... Widziałem, jak upuszczasz swój D.D.D. Proszę, zwracam go. - Wyciągnął z swojej kieszeni mój telefon, podając mi go. Rzeczywiście, brakowało mi go w kieszeni mundurka, gdy go przejrzałam.

- Oh, dziękuję. - Podziękowałam i odebrałam swój telefon, chowając do kieszeni. Rzeczywiście miły!

- Ten widok na twarzy... Masz idealnie wymalowane na twarzy "Podejdź i zjedz mnie!". Czyżby ktoś Cię gonił? - Zapytał a ja przez moment zastanawiałam się, co go to kurwa obchodzi.

Postanowiłam się nie odzywać, bo nawet go nie znałam.

- A ty kim jesteś żeby się o mnie pytać, co? - Zapytałam nonszalancko, marszcząc brwi.

- Rzeczywiście, gdzie moje maniery? Nazywam się Solomon i tak samo jak ty, jestem człowiekiem, który pochodzi z Twojego świata. - Ten Solomon, o którym mówił wczoraj Lucyfer? Hmm, rzeczywiście, mówił o dwóch uczniach. - Miło mi Cię poznać, Yuki.

- Wzajemnie... Skąd znasz moje imię? - Zapytałam szybko, czując się niepewnie.

- Kto nie zna teraz Twojego imienia? W końcu jesteś nowym nabytkiem naszej akademii. No i człowiekiem. - Dodał pod koniec, uśmiechając się szerzej. To napewno człowiek...?

- Może zabrzmi to złośliwe, ale... naprawdę jesteś człowiekiem? - Nie chciałam być już dla niego nie miła. Nie miła mogę być tylko dla Mammona.

- Dobre pytanie. Czasami sam nie wiem, czy jestem człowiekiem. - On robi mnie w konia czy co? - Dawno temu weszłem w posiadanie pierścienia wszechwiedzy od bardzo ważnej osoby... I dzięki jego mocy zdołałem zawrzeć pakt z 72 demonami.

- Cholibka. Strasznie dużo. - Zaraz zawrę pakt z Mammonem, to już powinno wystarczy jak na sam początek!

- Tak. Od niedawna mogę nazwać się pełnoprawnym czarnoksiężnikiem. To wszystko po to, aby rozjaśnić Ci plotki, które o mnie tu krążą. - Posłał mi szczery uśmiech. Chyba nie kłamie... Choć nie powiem, jego charakter wydaje się być logicznie myślący. - Nie zmienia to faktu, że wciąż jestem człowiekiem. - Solomon spojrzał się przez moment w innym kierunku, po czym uśmiech na moment zszedł mu z twarzy. - Cóż, wydaje mi się, że powinienem już iść. Miło było poznać. - Solomon bez zbędnego czekania na moją odpowiedź odszedł odemnie. Ciekawe, co go wystraszyło...

Kiedy zerknęłam tam, gdzie teraz patrzał Solomon, dostrzegłam jego...

- Lucyfer! - Odrazu uśmiech powrócił na moje usta. Podeszłam do demona, który i tak skierował się w moją stronę.

- Dzień dobry, Yuki.

- Dzień dobry, Lucyferze. - Lekko skinęłam głową, cały czas się uśmiechając. - Cieszę się, że cię widzę! - Radość emanowała odemnie na kilometr.

- Naprawdę? - Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, rozglądając się dookoła. - Cała szkoła o Tobie huczy. Jesteś już tutaj celebrytką, czyż nie? - Jego uśmiech był wkurwiający, ale taki sadystyczny że ༎ຶ‿༎ຶ

- To trochę uciążliwe. Rzeczywiście, wiele osób czyha na moje życie... - Zaśmiałam się nerwowo, przypominając sobie, że przecież wcale nie zgubiłam tych demonów...

- W końcu Cię ostrzegałem. Ale widać, że potrafisz sobie poradzić bez względu na to, co się stanie. - Lucyfer zauważył, kiwając pozytywnie głową. Czyli uznał mój sposób przetrwania? Od kiedy uciekanie jest uznawane za coś godnego...?

- Staram się. - Westchnęłam. Tak czy siak byłam tutaj bezpieczna, mając przy sobie Lucyfera.

- Osoba, z którą przed momentem rozmawiałaś, była Solomonem, prawda? - Zauważył, spoglądając w kierunku, w którym zniknął Solomon. Widocznie unikali siebie.

- Tak, choć wydawał się dziwny.

- Chyba już wspomniał, ale tak jak ty, jest człowiekiem i wraz z Tobą jesteście dwójką uczniów z wymiany z ludzkiego świata. - Sprostował, potwierdzając słowa białowłosego. - Jesteście oboje ludźmi i nie będzie nic dziwnego w tym, jeśli się zaznajomicie bliżej, ale muszę Cię ostrzec. Nie można mu ufać. - Zmarszczył brwi, używając chłodnego tonu. - Cały czas jest człowiekiem, jednakże posiada pierścień wszechwiedzy, który daje mu wiele siły, co czyni go niebezpiecznym. Jest typem mężczyzny, który będzie próbował ujarzmić potężnych, większych od niego rangą demonów byleby osiągnąć to, co chce. - Widać było, że Solomon z czymś mu podpadł ale skąd miałam wiedzieć przez co?

Hmm, to chyba dobry moment, żeby rozpocząć plan akcji kasacji hajsu Leviego.

Levi wczoraj wpadł na pomysł, jak wykorzystać mnie do odzyskania pieniędzy.

Jak się okazało, Lucyfer zabrał Mammonowi jego kartę kredytową, Goldie. Mammon dzięki niej mógł kupić dosłownie wszystko. Jednak Mammon doigrał się, więc Lucyfer skonfiskował ją i zabrał wiele lat temu.

Levi rozkazał mi, abym spróbowała wyciągnąć z niego, gdzie schował kartę kredytową, oczywiście, nie dając mu żadnych podejrzeń, że jestem w to zamieszana.

Moim zadaniem było dobrze to rozkręcić. Dobrze rozkręcić Lucyfera.

Spoglądałam na Lucyfera z uśmiechem i skinęłam lekko głową.

- Coś się stało, Yuki? Patrzysz się na mnie z pytaniem wymalowanym na twarzy. O co chodzi? - Zapytał przyjemnym dla moich uszu głosem, lekko się uśmiechając.

- Chciałam Cię poprosić o zaprowadzenie mnie do klasy. Ta mapka... - Pokazałam mu to, co dostałam od Leviego. - Nic nie mogę z niej odczytać. - Westchnęłam.

- Oczywiście. Chodźmy. - Ruszył w innym kierunku a ja Wyrównałam z nim kroki.

- Lucyferze, mam kolejne pytanie.

- Pytaj.

- Chciałabym dowiedzieć się czegoś więcej o Mammonie. - Zapytanie się o niego było najbardziej rozsądne, bo gdybym wprost zapytała się, gdzie przetrzymuje się zatrzymane rzeczy Lucyfer mógłby mieć jakieś podejrzenia. Dlatego wybrałam drogę naokoło. Jestem prawie pewna, że wspomni coś o jego karcie.

- O Mammonie? - Lucyfer nieźle się zdziwił tym pytaniem. - Zgaduję, że to naturalne, biorąc pod uwagę fakt, że jest Twoim opiekunem. - Skinął głową, wchodząc na schody. - Mammon jest moim bratem. Nie chcę mówić o nim źle, dlatego postaram się oszczędzić w swojej krytyce. - Lucyfer zmrużył gniewnie oczy, jakby to wszystko było zbyt oczywiste i powtarzalne od zawsze. Chrząknął i zaczął opowiadać. - Mammon jest szumowiną. Największa szumowiną z najgorszych szumowin. Czysta, rozczarowująca, nie utalentowana szumowina do takiego stopnia, że jest to zawstydzające mówić o nim jak o swoim bracie. - O mamo...

Myślałam że jeszcze bardziej go zwyzywa.

- Jest jakiś powód, dla którego się zapytałaś czy to czysta ciekawość? - Dopytał, zerkając na mnie jednym okiem.

- Chciałam go lepiej zrozumieć. Skoro mamy żyć razem przez rok to raczej wolałabym mieć z kim porozmawiać. - Oh, będziemy rozmawiać o takich rzeczach, że się zawstydzicie, moje diabełki... - Gdybym zapytała go wprost, nigdy by mi nie odpowiedział, więc zapytałam się Ciebie. Nie przeszkadza Ci to? - Gdy Lucyfer stanął przed drzwiami, do prawdopodobnie mojej sali, zatrzymałam się obok niego. Zwrócił się w moim kierunku i życzliwie uśmiechnął.

- Nie, nie ma problemu. - Odrazu skinął głową.

- Oh. Zatem kontynuując, co Mammon ceni najbardziej w swoim życiu? - Oczywiście, że pieniądze. Każdy głupi by to ogarnął do tej pory. Ale że muszę udawać głupią, żeby Lucyfer się nie skapnął, to również muszę zadać to głupie pytanie. Żenada...

- Pieniądze. Gdybyś zabrała mu pieniądze z życia, co wtedy zostałoby mu do życia? Nic. - Westchnął, pokręcając głową. Widać, że to wszytko prawda. - Nie zależnie w jakiej formie, dla Mammona pieniądze to pieniądze. Będzie je wydawał do momentu aż wszystkie wyparują. A gdy ich braknie, zawsze znajdzie sposób, żeby je pozyskać i znów wydawać. - Po chwili jednak Lucyfer lekko się uśmiechnął, jakby to, co powie, było jego tryumfem. - Aby utemperować jego pieniężne zapędy wdrożyłem konieczne kroki. Można by rzec, że w jego przypadku zamroziłem pewny sposób na pozyskanie pieniędzy, zakańczając całą farsadę. - Orzekł z szerokim uśmiechem. Zamroził? Odrazu zaczęłam logicznie myśleć. Jeżeli zamroził, to znaczy że odciął, tak jak powiedział Levi. Ale powinnam traktować te słowa poważnie czy je zlekceważyć...?

Po tej krótkiej rozmowie pożegnałam Lucyfera i wkroczyłam do klasy, szybko się przedstawiając i orientując, co i jak. Jak się okazało, do klasy chodziłam z Beelem, Szatanem i Asmo. Mammon chodził do starszej klasy, Lucyfer też a Levi miał nauczanie domowe. Oczywiście pozostaje niewyjaśniona sprawa siódmego członka ekipy przystojniaków, ale prawdopodobnie nie muszę się tym przejmować.

Skoro żaden z nich nie porusza tego tematu, to znaczy że coś musi być na rzeczy. Chyba by powiedzieli co i jak, gdyby wszystko było w porządku. Tymczasem to wszystko wydaje się być zaskakująco podejrzane i dlatego wszystkim się zajmę.

Osobiście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top