~27~
- Do jasnej cholery jutro mam poprawki z maty i chcę się uczyć!- krzyknęłam, kiedy po raz kolejny oberwałam od któregoś z chłopaków poduszką.
- Przepraszam. - zaśmiał się Kookie, a ja tylko prychnęłam zagłębiając się z powrotem w materiały z matematyki.
- Dość tego! Wynocha mi stąd!- wrzasnęłam, kiedy poduszka strąciła mi książkę z biurka. Wybuchli śmiechem, ale posłusznie wstali i opuścili pomieszczenie, a ja mogłam kontynuować naukę. Po kolejnych kilkudziesięciu minutach wkuwaniu tej czarnej magii, zrobiłam się strasznie głodna, więc postanowiłam coś zjeść. Udałam się do kuchni i zrobiłam sobie coś na przekąskę. Zorientowałam się, że znowu nie ma nikogo w domu. W sumie mnie to ucieszyło. Wróciłam do sypialni i kontynuowałam poprzednie zajęcie. Kiedy wszystkiego się nauczyłam, zorientowałam się, że zdążyło się ściemnić. Wyszłam z pokoju i zerknęłam do salonu. Chłopacy siedzieli i oglądali coś w telewizji. Niepostrzeżenie udałam się do łazienki i wzięłam szybki prysznic, a następnie udałam się spać.
Kolejnego dnia jak zwykle do szkoły. Po zakończeniu lekcji, wyszłam ze szkoły i zdziwiłam się, widząc JungKooka stojącego przed budynkiem szkoły.
- Co tu robisz oppa?- zapytałam.
- Przeszedłem cię odebrać i gdzieś zabrać. - odpowiedział z uśmiechem.
- W takim razie chodźmy.
Chłopak zabrał mnie do parku.
- I jak tam matma? - zapytał, kiedy usiedliśmy na ławce, znajdującej naprzeciwko niewielkiego stawu.
- Myślę, że nienajgorzej.
- To dobrze. - zapanowała dziwna atmosfera. Niby rozmawialiśmy, ale było jakoś niezręcznie. Po kilkudziesięciu minutach powiedziałam, że powinniśmy wracać i wstałam z miejsca.
- Poczekaj jeszcze chwilę. - poprosił Koreańczyk i stanął naprzeciwko mnie.
- Pamiętasz jedne z naszych pierwszych wiadomości? - zapytał, a ja przytaknęłam.
- Czyli pamiętasz, jak powiedziałem, że będziesz pierwszą dziewczyną, którą pocałuję?- zadał kolejne pytanie i przybliżył się do mnie, a po chwili jego usta spoczęły na moich. Odepchnęłam lekko od siebie chłopaka i powiedziałam:
- Oppa... Nie chcę cię skrzywdzić, ale nie bylibyśmy dobrą parą... Jesteś świetnym przyjacielem, ale nie chcę, abyś liczył na coś więcej. Przepraszam. - szepnęłam i spojrzałam w jego oczy. Dostrzegłam w nich ból i wiedziałam, że i tak go skrzywiłam. Myślałam jednak, że lepiej powiedzieć mu o tym teraz, niż gdyby miał bardziej się zaangażować. Nie chciałam dawać mu złudnej nadziei, jednak okropnie czułam się z tym, że tak go potraktowałam.
- Rozumiem...- westchnął.
- Wygłupiłem się, tak?
- Nie! - zaprzeczyłam, ale brunet odwrócił się i skierował przed siebie. Wiedziałam, że nie ma sensu go zatrzymywać. Usiadłam z powrotem na ławce i schowałam twarz w dłonie. Przecież Kookie wygląda na tak niewinnego. Jak mogłam mu to zrobić? Ale z drugiej strony, czy byłby szczęśliwy, gdyby wiedział, że nie kocham go tak, jak gdyby on tego chciał? To zapewne zabolałoby go bardziej. Siedziałam i rozmyślałam nad tym wszystkim, dopóki nie zadzwonił mój telefon. Dzwonił Jeon.
- Gdzie jesteś siostra? Późno już. Przyjdę po ciebie.
- Wiesz może czy JungKook wrócił do domu? - zapytałam, nie odpowiadając na jego pytanie.
- My się martwimy o ciebie, a ty się pytasz o Kooka? - zdziwił się Jeon.
- Zrobiłam mu coś złego, dlatego się martwię...
- Jest. Siedzi w pokoju odkąd wrócił. Mów gdzie jesteś.
- Nad jeziorem.
- Zaraz tam będę. Czekaj.
Po kilku minutach zjawił się mój brat. Jako, że był również moim najlepszym przyjacielem opowiedziałam mu o wszystkim. Powiedział, że zrobiłam dobrze, a JungKookowi za niedługo przejdzie i sam zrozumie, że to było najlepsze rozwiązanie. W drodze powrotnej do domu zauważyliśmy pijanego mężczyznę, który zataczał się i po którymś kolejnym zatoczeniu upadł na chodnik. Mimo dzielącej nas odległości zidentyfikowałam tego człowieka i bez wahania do niego podbiegłam.
- Co ty robisz?- krzyknął za mną Jeon.
- To mój ojciec... - odpowiedziałam. Zastanawiało mnie tylko co robił w Nowym Yorku, dlaczego nie był w Los Angeles na swoim ślubie i dlaczego był kompletnie pijany...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top