dzień szósty

Z czarną torbą w dłoni podążał szpitalnym korytarzem, gdzie został poinformowany przez pielęgniarkę o dziwnym humorze Ivy. Przyspieszył kroku, dzięki czemu niedługo później stał naprzeciw drzwi. Pociągnął za klamkę i wszedł do środka, starając się być jak najciszej. Kto wie, może spała? Zamknął za sobą drzwi i zeskanował wzrokiem pogrążoną w ciemności salę. Źródło światła stanowiła jedynie mała lampka na nocnym stoliku. Dzięki jasności żarówki Harry ujrzał zwiniętą w kulkę Ivy. Leżała na łóżku okryta kołdrą po samą głowę. Nawet nie sprawdziła kto przyszedł. Brunet zbliżył się do łóżka i stanął obok niego. Gdyby nie cichy szloch wydobywający się spod materiału można byłoby powiedzieć, że nastolatka śpi.

– Ivy – wyszeptał aby jej nie wystraszyć. – Kochanie – dziewczyna nie odpowiadała. – Co się stało? Dlaczego nie chcesz ze mną rozmawiać? – Ivy przez dłuższą chwilę się nie odzywała. Nie chciała mu ulec. Ale chęć ujrzenia go wygrała i dziewczyna odwróciła się w stronę chłopaka.

– Dlaczego wczoraj nie przyszedłeś? – spytała ochrypłym od płaczu głosem. – Czekałam – dodała smutno, a Harry przymknął oczy i zasłonił twarz dłońmi mrucząc pod nosem przekleństwa.

– Przepraszam cię Skarbie. Od samego rana miałem różne spotkania z klientami. Sam wyszedłem z firmy przed dwudziestą drugą. Wiesz, że nie wpuściliby mnie o takiej godzinie – tłumaczył siadając na krześle.

– Dzwoniłam, nie odebrałeś.

– Wiesz, że na spotkaniach wyłączam telefon i jedyny kontakt ze mną jest przez moją sekretarkę. Mogłem zadzwonić, że nie dam rady przyjść, głupi jestem – odezwał się smutno przeczesując włosy.

– Nie mów tak o sobie. Nie jesteś głupi tylko zabiegany. Dużo pracujesz i nie mów, że tak nie jest. Od zawsze tak było, firma, firma, firma – powiedziała przewracając oczami.

– No i pomiędzy nią ty – uśmiechnął się i przetarł dłonią jej mokre policzki. – Ty wolałaś znajomych, imprezy. O ile się nie mylę na jednej z nich, na którą mnie wyciągnęłaś

– Lubiłam to do czasu – przerwała mu. Ivy nie musiała mówić o tym zdarzeniu, oboje dobrze wiedzieli o co jej chodzi.

– Zobaczysz, że za niedługo będzie tak jak kiedyś. Uda ci się. Jesteś silna, a ja w ciebie wierzę – powiedział i usiadł na jej łóżku. Dziewczyna nie czekając na nic podniosła się i wtuliła w jego tors.

– Ja już nie wierzę w cuda Harry – wyszeptała wtulają twarz w jego bluzę i zaciągając się jej zapachem. Będzie go jej brakować po drugiej stronie.

– Nie pozwolę ci odejść – wyszeptał chłopak wtulając twarz w jej włosy.

– Nie zmienisz tego – powiedziała na co brunet zamilkł. Na samą myśl o tym w jego oczach pojawiały się łzy. Nie chciał brnąć dalej w tą dyskusję. Dobrze wiedział, że każde z nich ma na ten temat inne zdanie. Spotkał się optymista z realistą.

– Przyniosłem ci coś – powiedział i odsunął się lekko od dziewczyny. Ta przetarła dłońmi oczy i kaszlnęła. – Zimno ci? – spytał brunet. Jakiekolwiek przeziębienie w jej stanie mogło przynieść katastroficzne skutki.

– Trochę. Ubiorę skarpetki – odpowiedziała i sięgnęła na drugi koniec łóżka, gdzie znajdowały się puchate niebieskie skarpety. – Pokaż co tam masz – usiadła po turecku, a na widok czarnej torby rozpromieniła się.

– Trochę ubrań – powiedział wyjmując rzeczy, by następnie ułożyć je na stoliku. – Owoce i soki – odłożył na bok dwie butelki i pudełko. – No i mam to o co mnie prosiłaś. A przynajmniej myślę, że to to – zdenerwowany wziął w dłonie przedmiot i odwrócił się do Ivy. – Ta? – spytał podając jej książkę. Dziewczyna przejęła ją i po spojrzeniu na okładkę na jej ustach pojawił się uśmiech.

– Tak, dziękuję – uśmiechnęła się w stronę bruneta i przytuliła książkę do piersi.

– To nie jest przypadkiem ta smutna książka o chorej dziewczynie? – spytał ponownie siadając. Pamiętał jak lektura wpadła mu w dłonie w czasie sprzątania w domu.

– To ta.

– Dlaczego chcesz to czytać? – spytał z troską. Wiedział o czym jest i jak może zadziałać na Ivy, zwłaszcza w takiej chwili.

– Czyżbyś zaczął myśleć, że w moim stanie nie mogę przeczytać nawet książki o takiej, a nie innej tematyce?

– Nie, wiesz że nigdy bym nie mógł tak myśleć – odpowiedział stanowczo. Ivy pokiwała twierdząco w geście zrozumienia i sięgnęła po pudełko ciasteczek z cukrem.

– Zabierz je. Nie mogę jeść już takich rzeczy – podała opakowanie brunetowi, a on ujrzał w jej oczach smutek. Nie mogła jeść słodyczy jak wszyscy inni. Jak on. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top