dzień dziesiąty
Dzisiejszy dzień sprawił Harry'emu wiele radości. Podpisał dwa nowe i bardzo opłacalne kontrakty. Dodatkowo zadzwoniono ze szpitala z informacją, że stan Ivy trochę się poprawił. Tego dnia brunet urwał się wcześniej z pracy. Spokojnie podjechał do ich domu, wziął prysznic i przebrał się w wygodniejsze ubrania. Wyjątkowo przeszkadzające mu dzisiaj włosy zaczesał w koka, po czym udał się do kuchni. Z koszyka zgarnął różne owoce i po przemyciu ich zabrał się za krojenie. Wszystko wrzucił do specjalnego pojemnika i zamieszał. Gotową sałatkę skropił sokiem z cytryny. Chciał już wychodzić, lecz przeszkodziło mu w tym głośne burczenie w brzuchu. Brunet powrócił do kuchni, gdzie przyrządził dla siebie szybki obiad.
Po zjedzeniu i posprzątaniu mógł wychodzić.
Bezproblemowo dotarł do szpitala. Szczęście nadal mu dopisywało, akurat gdy podjechał zwolniło się miejsce parkingowe naprzeciw drzwi wejściowych do szpitala. Zatrzymał samochód i chwilę później pędził w stronę dobrze znanej mu sali. Na korytarzu spotykał wiele pielęgniarek, młodszych czy starszych. Każda z nich się za nim obejrzała, a w szczególności te młode, które śliniły się na jego widok ilekroć przychodził do szpitala. Zawsze grzecznie mówił ,,dzień dobry" czy kiwał głową, a po chwili kręcił nią z politowaniem czemu towarzyszyło rozbawienie. Szybko znalazł się przed salą brunetki i przekroczył próg. Gdy odwrócił się po zamknięciu drzwi cała jego radość wyparowała. Ivy siedziała skulona na łóżku, a po pomieszczeniu roznosiło się ciche łkanie.
– Kochanie – odezwał się cicho nie chcąc jej przestraszyć. Dziewczyna niepewnie uniosła wzrok na niego. Gdy tylko ujrzał jej czerwone od płaczu oczy i mokre policzki zbliżył się do niej i usiadł na łóżku. Ivy przysunęła się do Harry'ego wtulając w jego ciało. Nie przejmowała się wtedy uporczywym bólem głowy czy kroplówką przypiętą do jej dłoni. Liczył się On i to, że może się do niego swobodnie przytulić. – Przesuniemy się trochę. Masz kroplówkę – zaznaczył brunet, a nastolatka odsunęła się nieznacznie. Chłopak przysunął się bliżej stojaka, a Ivy usiadła na jego kolanach i wtuliła się jak małpka.
– Przyszedłeś – wyszeptała w jego bluzę, przez co rozszyfrowanie jej słów było utrudnione.
– Zawsze przychodzę – uśmiechnął się i ucałował ją w głowę. –Dlaczego płakałaś Kochanie? – spytał przytulając jej wątłe ciało.
– To przez tą książkę. Główny bohater umarł na końcu i zostawił dziewczynę. Z nami też tak będzie Harry – zaczęła smutno spoglądając w jego szmaragdowe oczy. Ułożyła dłoń na jego policzku i delikatnie gładziła skórę kciukiem. – Ja odejdę, umrę, a ty zostaniesz tutaj. Nie chcę cię zostawiać – z rozpaczą wymalowaną na twarzy wtuliła się ponownie w bruneta, a ten objął ją mocno ramionami. Dziewczyna zaniosła się płaczem, a jej dłonie ścisnęły materiał bluzy chłopaka.
– Po pierwsze mówiłem ci żebyś jej nie czytała. Ale ty jak zwykle nie słuchasz – odezwał się łapiąc jej podbródek. Uniósł go do góry, aby mogli patrzyć sobie w oczy. –A po drugie to nigdzie nie odejdziesz. Nie teraz, nie pozwolę na to – cmoknął dziewczynę w czoło i ponownie przyciągnął do torsu. Brodę oparł na jej głowie, a po policzku spłynęło kilka łez. Nadal nie był w stanie przyswoić do siebie tej informacji, która była prawdą. Niechcianą, znienawidzoną prawdą.
– Kocham cię Harry – wyszeptał słaby głos.
– Ja ciebie też kocham Ivy. Bardzo – odpowiedział przymykając oczy na dłuższy czas niż chwilę. –Mam dla ciebie sałatkę owocową. Tą zrobiłem już sam – posłał jej uśmiech i podał zielone pudełko. Brunetka od razu sięgnęła po widelec i otworzyła plastikowe naczynie. Nabiła kilka owoców i włożyła do ust rozkoszując się ich smakiem. Musi zapamiętać takie chwile, być może za niedługo straci smak.
– Jest przepyszna – wymruczała wkładając do ust kostkę jabłka.
– Cieszę się, że ci smakuje – brunet posłał jej uśmiech, który odwzajemniła. – Opowiedz mi jak spędziłaś dzisiejszy dzień, bo wątpię żebyś chciała słuchać o finansach i kontraktach – zaśmiał się głośno, a ona dołączyła do niego. Od dawna się tak nie śmiała.
– No wiesz. Wstałam, zjadłam śniadanie, czytałam. Rutyna. Ale wiesz co – podała mu pudełko i sięgnęła do szuflady po grzebień. –Zaczynają mi wypadać włosy. I to bardzo – Ivy przeczesała grzebieniem długie, brązowe włosy, a na plastikowych patyczkach pozostało wiele ciemnych kosmyków. –To kwestia czasu kiedy całkowicie wypadną – westchnęła powracając do jedzenia. Harry'emu łamało się serce, gdy uśmiech znikał z twarzy Ivy.
– Gdybym tylko mógł obciął bym włosy i podarował ci je. Ale obawiam się, że nie wystarczą na całą głowę – stwierdził poważnie. Dziewczyna spojrzała na chłopaka przerażona. Wysunęła dłoń i wzięła w palce pojedyncze kosmyki brązowych, loków.
– Nie waż mi się ich ścinać, rozumiesz – prawie wykrzyczała w jego stronę. –Nie rób mi tego. Proszę. Uwielbiam cię w nich – wyszeptała. –Zawsze dotrzymujesz obietnic Harry. Proszę, obiecaj mi, że tego nie zrobisz – spojrzała błagalnym wzrokiem w jego szmaragdowe oczy. Jego dłoń pogładziła jej blady policzek, a usta złożyły tam delikatny pocałunek.
– Obiecuję Słoneczko. Obiecuję.
***********
Bardzo chciałabym poznać opinię każdej osoby, która czyta Nobody Knows. Możecie to dla mnie zrobić? :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top