■ 3 ■
Wade poważnie zastanawiał się, czy opłacalne jest siedzenie wśród tych wszystkich zakazanych mord jeszcze jeden rok. Może lepsze byłoby rzucenie tego wszystkiego w cholerę? No bo z jednej strony, na chuj mu powtarzanie tego roku? I co? Zda w końcu ten egzamin końcowy, to przyjmą go do jakiejś normalnej roboty? Dobre sobie, tacy jak on nie mają porządnej, dobrze płatnej pracy w jakiejś korporacji, czy jakimkolwiek innym gównie. Choćby skały srały, a on zdał ten rok z wyróżnieniem i nawet najlepszą średnią, nie czeka go takie życie. W zasadzie uważał, że jego przyszłość to w ogóle mało co czeka.
Dobra Wade, zamknij pysk i weź się w garść. Na cholerę dobijać się już pierwszego dnia szkoły? A to i tak pierwszego dla ciebie, bo rok szkolny prawnie zaczął się już tydzień temu, ty leniwa dupo... - myślał Wilson, sam siebie ochrzaniając i tylko bardziej psując sobie humor, podczas oczekiwania, na pierwszą lekcję tego smętnego wtorku.
Dopalał już drugiego papierosa, nie mogąc się przemóc, żeby samemu wleźć do budynku i odłożyć chociaż jakieś książki do szafki. Zwyczajnie korzystał z każdej dodatkowej sekundy wolności.
- Kogo moje oczy widzą! - zawołał z boku dobrze znany mu głos, a chłopak aż obrócił się z niedowierzającym uśmiechem.
- Venom! - Rzucił peta na ziemię, nawet nie kłopocząc się z przydepnięciem go butem, zagarnięty do krótkiego acz mocnego uścisku ze strony swojego kumpla. - Gdzieś ty był chłopie, praktycznie nie dawałeś znaku życia przez wakacje! Jakbym cię nie znał, to może bym się nawet martwił.
Chłopak zaśmiał się głośno, od niechcenia przeczesując swoje potargane czarne włosy. Wade przy okazji zauważył na jego odsłoniętym ramieniu kilka nowych tatuaży, których przybyło mu od czasu zakończenia roku szkolnego.
- Riot ćwiczył - szepnął i mrugnął do niego porozumiewawczo, widząc, na co patrzy jego kolega.
- Czy to odpowiedź również na moje poprzednie pytanie? - sarknął Wilson, opierając się wygodniej o ścianę szkoły.
- I tak i nie. Musieliśmy pozałatwiać parę spraw, wiesz jak jest. - Uśmiech Venoma trochę spochmurniał, kiedy na moment pogrążył się w niewesołych wspomnieniach.
- Co, mieliście jakieś problemy? - zapytał trochę nerwowo Wade.
Wiedział, że jego kumpel mówił o drobnej dilerce, którą się razem z nim zajmował. To naprawdę nie było nic wielkiego, oboje nie chcieli się wplątać w żadne bagno i postępowali z tym tak ostrożnie jak tylko się dało, ale jednocześnie wiedział, że jeśli o to chodzi, to pewności nie mógł mieć nigdy.
- Z tym syfem zawsze są problemy - westchnął głęboko Symbiot, ale machnął tylko ręką i posłał towarzyszowi lekko wymuszony uśmiech - Teraz były głównie dlatego, że chcieliśmy się od tego gówna odciąć. Wiesz, salon działa całkiem nieźle, ja też od czasu do czasu znajduję coś małego, ale przynajmniej legalnego... szkoda byłoby to stracić.
- Jak tam chcesz, dla was nawet lepiej. Wiesz, nie każdy ma brata ze studiem tatuażu i jakiś rodzinny dar do rysowania - splunął na ziemię, chcąc pozbyć się z języka gorzkiego posmaku zazdrości.
Venom tylko delikatnie ścisnął go za ramię, w próbie niemego pocieszenia.
- Zmieniając temat, jednak cię nie przepuścili? - Venom pociągnął go lekko za rękaw i razem skierowali się w stronę wejścia.
- Nie. - Wade miał znowu wielką ochotę na coś napluć. Albo najlepiej na kogoś. - Yondu robił co mógł, ale z gówna bata nie ukręcisz. Zresztą, wtedy miałem jeszcze tę chujową sytuację z rachunkami i nie miałem czasu na jakieś durne oceny, czy tym bardziej egzaminy.
- Ta, ja miałem podobnie. Tyle, że u mnie to już drugi rok - zarechotał Venom, a kilka osób aż obróciło się przestraszonych w jego stronę. Co jak co, kiedy ten chłopak się śmiał, lepiej było mieć się na baczności. Na całe szczęście teraz było to tylko spowodowane jego gorzkim poczuciem humoru i chęcią rozładowania trochę napięcia między nimi. Udało się, a Wade walnął go lekko w brzuch, samemu unosząc kąciki ust. A poznali się bliżej raptem rok temu...
- To co. Oboje zdajemy w tym roku? - Wilson wyciągnął dłoń w stronę kumpla, który złapał ją w mocnym uścisku i potrząsnął.
- Super będzie mieć w końcu jakiejś wykształcenie. - wyszczerzył się. W momencie, w którym Wade chciał mu coś jeszcze odpowiedzieć, zadzwonił dzwonek, rozpoczynając dla nich pierwszą wtorkową lekcję jaką była matematyka. Oboje uzmysłowiwszy to sobie wymienili zrezygnowane, umęczone spojrzenia. W tym Wade'a była dodatkowo nutka niepokoju. Matematyka była głównym przedmiotem, przez który miał w zeszłym roku problemy ze skończeniem szkoły i ostatecznie nie udało mu się zdać.
Powlekli się razem ze swoją nową klasą na zajęcia. Oboje chodzili do klasy o profilu sportowym, tyle, że ich koledzy z poprzedniej klasy poszli dalej. Siadając na miejscu z tyłu sali Wilson rozejrzał się dyskretnie po otaczających go uczniach. Ze zdziwieniem zauważył, że chodzi na zajęcia ze swoim kapitanem, tym szybkim chłopakiem, który zawsze wygrywał wszystkie stanowe zawody w bieganiu, oraz jeszcze jednym cichym gościem z drużyny, którego nie kojarzył z imienia, ale ze świetnych osobistych już tak.
Wade zawsze kochał sport i tę dawkę adrenaliny jaką mu dawał, dlatego już w pierwszej klasie zapisał się do szkolnej drużyny koszykówki. Był w tym całkiem niezły, chociaż już kilka razy miał ,,drobne" problemy przez swoje zachowanie na boisku i agresywną grę, kiedy jakiemuś idiocie z przeciwnej drużyny udało się go zirytować. Kiedy on był w drugiej klasie, do pierwszej przyszedł ten chłopak, który miał protezę zamiast ręki. Wszyscy mało nie popluli się ze śmiechu, kiedy to zobaczyli. No błagam was, kaleka na sportowej? Życie mu niemiłe?
Wszyscy szybko przestali się śmiać, kiedy zobaczyli do czego gość jest zdolny. Był bardziej sprawny fizycznie od nich, to on dyktował tempo. A kiedy pokazał się po raz pierwszy na treningu... Wade do dzisiaj pamiętał, jak nie mógł uwierzyć w to, co ten gość wyrabiał z piłką. Jak już ją dostał, to jakby przykleiła mu się do ręki. Wymijał na boisku jednego zawodnika za drugim, z taką łatwością, jakby grał z przedszkolakami, a nie niekiedy starszymi od siebie drabami. Yondu po odkryciu chłopaka bezzwłocznie zrobił go kapitanem. Akurat mieli braki, kiedy poprzedni skończył szkołę, a Udonta uparcie twierdził, że z nich, debili, to żaden się nie nadaje.
I tak właśnie Bucky Barnes zajął się ich drużyną. Wilson po czasie musiał przyznać, że to naprawdę była mądra decyzja ze strony trenera. Bucky był zawsze opanowany i rozsądny, nigdy nie dawał się sprowokować, a przy tym umiał być w odpowiednich chwilach nawet agresywnie wulgarny, kiedy już nic nie działało na przeładowanych testosteronem dryblasów. No i wierzył w drugą szansę, co dla Wade'a już było niesamowitym plusem dla jego osoby.
Teraz, po wygrzebaniu z plecaka trochę sfatygowanego zeszytu, mrugnął do Barnesa po nawiązaniu z nim kontaktu wzrokowego. Kapitan uniósł tylko brwi i jeden kącik ust, po czym odwrócił się w stronę tablicy, przy której Foster zaczął już coś tłumaczyć.
Wade widząc to, standardowo ukrył się za szerokimi plecami siedzącego przed nim chłopaka i podparł głowę na dłoni, próbując walczyć z własną sennością. Zerknął w lewo, na siedzącego obok towarzysza z ławki, ale ten pogrążony był we własnym telefonie, podobnie jak Wilson ukrywając się częściowo za siedzącymi przed sobą uczniami.
Wade tylko zerknął na wyświetlacz jego komórki i jęknął w duchu. Shield Daily. Jakże by inaczej.
Odkąd się znali, Venom miał jakąś niezrozumiałą dla niego obsesję na punkcie tej stronki. Była to nieoficjalna strona ich szkoły, chociaż znajdowało się tu o wiele więcej niż tylko jakieś głupie plany lekcji i najnowsze ogłoszenia o bezsensownych kiermaszach szkolnych, które nikogo nie interesują.
Prowadzona była przez Eddiego Brocka, obecnie ucznia ostatniej klasy dziennikarskiej, chyba najpopularniejszego dzieciaka w szkole. Ale popularnego w ten trochę inny sposób, niż to zostało powszechnie przyjęte. Eddiego znali wszyscy. Ale i Eddie wszystkich znał. Dosłownie. Nie tylko z imienia i nazwiska, klasy i wieku. Eddie wiedział gdzie mieszkasz, co jadła twoja siostra na śniadanie, jakie świństwo wykręciłeś koledze, co ostatnio ci się śniło, jakie oceny chciałbyś poprawić, słowem, wszystko. Eddie żył plotkami i był plotką, budząc w równym stopniu lęk, co nabożny podziw. Nikt nie wiedział skąd chłopak miał wszystkie te informacje, ale przecież nie dzielił się źródłem, nie był głupi. Inni natomiast nie byli głupi zaczepiając go w jakikolwiek sposób, w końcu kto znęca się nad gościem, znającym twoje najgłębsze sekrety, który prowadzi stronę internetową czytaną przez całą szkołę (i nie tylko). Trzeba natomiast oddać Brockowi, że jeżeli kiedykolwiek pojawiały się jakieś teksty prześmiewcze na jego portalu, nigdy nie były one wyssane z palca lub skierowane w niewinną osobę. To również bardzo się szanowało i ceniło u chłopaka, dlatego większość spojrzeń jaką dostawał, idąc po korytarzach, była zdecydowanie przychylna.
Shield Daily była jednak płatna. Suma ta, stanowiąca zawrotną wysokość jednego dolara za dwa tygodnie, powodowała, że dostęp wykupowali praktycznie wszyscy. W tym Venom, który był chyba jedną z najaktywniejszych osób na stronie (możliwość komentowania, a także reagowania na przeróżne artykuły lub inne wpisy również ją uatrakcyjniała). Sam Wilson podejrzewał, że to jakaś mała obsesja Symbiota na punkcie Eddiego, ale kiedy tylko przyłapywał kolegę na gapieniu się na idącego po korytarzu Brocka, ten wszystkiego się wypierał. W końcu za dwudziestym razem mu odpuścił i przestał naciskać.
- Czytałeś już to o zwolnieniu chorobowym Helmuta Zemo? - Rozmyślania Wade'a przerwał cichy szept Venoma, mimo wszystko nadal nieodrywającego wzroku od ekranu.
Czasami Wade dochodził do wniosku, że ktoś powinien regularnie przesyłać Eddiemu kwiaty, gdyż dzięki niemu połowa szkoły chociaż coś czytała.
- Jeszcze nie, nie miałem wypłaty. Serio, ten dolar to mi się chociaż na zupkę chińską teraz bardziej przyda - mruknął, lustrując położenie nauczyciela. Nadal na przedzie klasy, nadal o czymś gada.
- Żałuj. Dam ci na przerwie, bo serio się ubawiłem. - Kolega uśmiechnął się półgębkiem i kontynuował przewijanie tekstu.
- A ty byłeś w ogóle na zajęciach w zeszłym tygodniu? - Wade z nudy pociągnął rozmowę, pstrykając rytmicznie długopisem.
- Nie, od wczoraj dopiero zacząłem chodzić. - Zerknął krzywo na jego rękę bawiącą się skuwką. - I przestań, bo wkurwiasz.
- Jak robić? Tak? - Zaczął pstrykać szybciej. - A może ta-
- Wilson! - głos nauczyciela poniósł się po klasie, a chłopak struchlał i przeklął pod nosem. Wyprostował się powoli, czując na sobie uważne spojrzenia całej klasy i to lekko rozbawione ze strony Symbiota.
- Słucham.
- No właśnie żebyś ty słuchał, a nie się wydurniał, to by było dobrze. Chodź do tablicy, odpowiesz na ocenę. - Foster westchnął głęboko i wyciągnął w jego stronę dłoń z kredą.
Chociaż Wade szedł z niewzruszoną miną, w środku pluł sobie w brodę i wyzywał od najgorszych. Zachciało mu się pajacować akurat dzisiaj, cholera.
Przejął kredę od profesora z miną, jakby ten podawał mu co najmniej odbezpieczony granat i odwrócił się do zapisanego przed sobą wzoru. Przez równe dziesięć sekund wpatrywał się w niego przeszukując najczarniejsze zakamarki własnego umysłu, próbując doznać jakiegokolwiek oświecenia związanego z tym, co on ma z nim do cholery zrobić, ale się nie doczekał.
- Nie wiem. - powiedział, odkładając kredę i kierując się z powrotem na swoje miejsce. Spojrzenia w nim utkwione wypalały mu dziury na ciele. - Może mi pan wpisać jedynkę, nie mam pojęcia.
Foster tylko westchnął, mówiąc coś o tym, że ma wrócić na miejsce i już nie przeszkadzać, po czym przeszedł płynnie do dalszego prowadzenia lekcji.
Wade faktycznie wziął sobie jego słowa do serca i do końca lekcji siedział już cicho, po ty jak tylko poinformował oszczędnie Venoma, że wszystko w porządku i nie obwinia go o własny debilizm.
Kiedy zadzwonił dzwonek planował wybiec z sali jako jeden z pierwszych, ale zatrzymał go głos nauczyciela:
- Wilson zostań proszę na chwilę.
Zamknął tylko oczy i wyciszywszy nadchodzące zniecierpliwienie cofnął się do biurka, o które opierał się czarnoskóry mężczyzna.
- Zamknij proszę drzwi - polecił mu Foster, zmęczonym ruchem zdejmując okulary i pocierając nasadę nosa. Chłopak zrobił, o co poprosił go nauczyciel, czując się mimo wszystko trochę nieswojo.
- Powiedz mi, co ja mam z tobą zrobić?
Nie będąc przygotowanym na takie pytanie wzruszył tylko niezręcznie ramionami, na co otrzymał kolejne głębokie westchnięcie profesora. Czyżby go rozczarował? Nic dziwnego. Nie jego pierwszego i na pewno nie ostatniego.
- Chcesz zdać ten rok, czy wolisz siedzieć jeszcze jeden jak twój kolega?
- Chcę. Oboje stąd wychodzimy. - wydusił w końcu, patrząc gdzieś na lewo od swoich butów.
- To dobrze. Chciałbym ci z tym pomóc, ale jeżeli pierwszą oceną jaką masz zamiar zgarnąć jest jedynka, to chyba nie nastraja to optymistycznie, nie uważasz? - Wade tylko pokiwał głową. Nauczyciel spojrzał na niego przeciągle i ponownie przetarł oczy. - Nie myślałeś o korepetycjach?
- Nie stać mnie - odparł po prostu, po raz pierwszy od rozpoczęcia tej rozmowy nawiązując z mężczyzną kontakt wzrokowy.
- Są przecież fundusze...
- Nie chcę. - stal w jego głosie spowodowała, że Foster odpuścił.
- Nie wpiszę ci tej oceny. Naucz się na kartkówkę, będzie w przyszłym tygodniu. - Usiadł ciężko za biurkiem i chwycił w dłonie plik jakichś papierów. - Możesz już iść.
Wilson nie zastanawiając się długo, chętnie skorzystał z pozwolenia i wyszedł z klasy, czując ogarniającą go ulgę pomieszaną z frustracją. Pewnie że chciałby mieć jakieś korki z tej durnej matematyki. Ale nie miał zamiaru brać z tego szkolnego funduszu ani centa, chyba, że naprawdę będzie przymierał głodem albo będzie mu groziło poważne wyrzucenie z mieszkania. Poprosić o pomoc również nikogo nie mógł. Bądźmy szczerzy, jego jedyni znajomi wiedzieli o tym przedmiocie jeszcze mniej od niego, a kto chciałby uczyć Wade'a Wilsona? Tego zbira palącego małe kotki i przy okazji kompletnego osiłka-kretyna, zadającego się z typami spod ciemnej gwiazdy? Cieszył się złą sławą i w chwilach takich jak ta, naprawdę mu to przeszkadzało. Ale nie ma co na siłę starać się przekonywać innych, że nie jesteś taki, jakim opisują cię plotki, szkoda zachodu. Ludzie zawsze będą gadać.
Szedł tak korytarzem, pogrążony w swojej złości i smętnych myślach, aż ktoś na niego wpadł. Spojrzał w dół, na ładną twarzyczkę chłopaka, który się od niego odbił. Kojarzył go, jakiś kujon z drugiej klasy, trzymał się z tym całym Starkiem.
- Patrz jak leziesz kurwa - warknął na niego, nie będąc w humorze na Wade'a miłosiernego.
Spodziewał się, że chłoptaś szybko zwieje, mamrocząc pod nosem jakieś przeprosiny, ale na pewno nie tego, że w brązowych oczach delikwenta zdziwienie szybko zamieni się na złośliwość.
- Raczej ty patrz, bo po twojej mordzie widać, że chyba dość często zaliczasz bliskie spotkania ze ścianą.
I odszedł, zostawiając Wilsona kompletnie oniemiałego. Jeszcze nikt (a tym bardziej żaden pierwszy lepszy kujon!) nie odważył się tak mu odpyskować, po prostu olewając fakt, że Wade wyglądał jak jakiś zbieg i krążyło nim tyle okropnych plotek. Warknął wściekle, odwracając się i szukając wzrokiem chłopaka, chcąc dać mu nauczkę za takie słowa skierowane do jego wkurwionej osoby, ale młody już zniknął w tłumie.
Wade przypomniał sobie nazwisko chłopaka. Parker. Uśmiechnął się mściwie.
No i here we go again ;)
Jak zwykle Shiruslayer stanęła na wysokości zadania i poprawiała rozdział.
A wam serdecznie dziękuję za każdą aktywność!🖤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top