1
Jest to korekta serii z samequizy, gdzie pisałam pod nickiem wtfnanami, serdecznie zapraszam <3
Jasne, przeszywające promienie słońca, wpadające przez okno, zmusiły mnie do wstania. Była to zdecydowanie ciężka czynność, zważywszy na to, że wczorajszego dnia zarwałam noc. Niby nauka popłaca. Powoli podnosząc się z łóżka przetarłam oczy, przeciągnęłam się i mimowolnie zerknęłam na zegarek w telefonie. Była 14:27.
- O nie! Mam spotkanie o 15, jak ja mogłam tak zaspać?! - Myślałam.
Niedawno nie przejmowałabym się godziną w sobotę, jednak wczoraj spotkałam swojego starego przyjaciela, z którym postanowiłam pójść na kawę. Nie widziałam go już sporo czasu. W mieście był przejazdem.
Zerwałam się jak oparzona i pobiegłam do szafy. Skarciłam się w duchu, zauważając że jak zwykle komplet, który na szybko wymyśliłam, nie jest zdatny do noszenia. Na szybko wypatrzyłam szmaragdową, obcisłą sukienkę. Nie była zła, ba, wręcz przeciwnie wyglądałam w niej całkiem przyzwoicie, a dodam, że rzadko kiedy podobało mi się to co widziałam w lustrze.
14:50. Szybko wybiegłam z domu i gromiąc się w myślach za swoją beznadziejną tendencję do bycia wiecznie spóźnioną, nawet nie zauważyłam, gdy na kogoś wpadłam. Wzniosłam swój wzrok ku górze, by spotkać spojrzenie wysokiego blondyna o pistacjowych oczach. Marszczył brwi w tak nienaturalny sposób, że ledwo co powstrzymałam się przed wybuchem śmiechu. Chłopak miał dość długie blond włosy, swoją drogą sądzę że stylizowanie ich zajęło mu pewnie dobre dwie godziny, ubrany był w czarną koszulę z przypiętym krzyżem, chyba uciekł z sekty, spodnie ze skóry i adidasy. Możliwe, że mnie zabije, złoży gdzieś w ofierze. Ślad po mnie zaginie, no i po co ja tak szybko się szykowałam? Nigdzie już nie dotrę. Gdyby tylko wzrok mógł zabijać, z pewnością już dawno leżałabym martwa.
- Co ty sobie myślisz?! Ach... To ty... - Byłam pod ogromnym wrażeniem jego umiejętności tak sprawnego zmieniania tonu z gniewnego do lekko zażenowanego. Może jednak ujdę z życiem.
- Znamy się? - zapytałam wyraźnie zaskoczona. Nie przypominam sobie bym w ostatnim czasie dołączyła do sekty i zaczęła nosić skórzane spodnie i krzyże.
Blondyn spojrzał na mnie z zadziornym uśmiechem i tymi kurwikami w oczach. Zaśmiał się i odszedł. Nie tracąc czasu pobiegłam w umówione miejsce. Po chwili doszło do mnie kto to mógł być.
- O nie. To był Aiden... Ten dziwny chłopak ze szkoły... - Myślałam.
Wszyscy bali się Aidena, ale także darzyli go ogromnym respektem. Słynny łamacz serc. Był popularny, ale zawsze trzymał się na uboczu. Ubrany był zawsze nienagannie. Nikt nigdy nie widział go na randce z dziewczyną, a każdą wyznającą mu uczucia w szkole traktował oschle i odprawiał. Krążyły różne pogłoski na jego temat, od tego że ma dziewczynę modelkę w Nowym Yorku, aż po teorie, że ma romanse ze starszymi kobietami. Teraz widzę, że to jakiś gość z sekty i pewnie jego preferowanym typem były wspólniczki, pomagające mu w odprawianiu jakichś rytuałów.
- Na pewno mnie kojarzy, bo jestem przewodniczącą samorządu szkolnego, tak to jest to... Tylko dlaczego tak zareagował? - Wzdrygnęłam się. Nieustające pytania napływały mi do głowy, aż w końcu uświadomiłam sobie, że poszłam w zupełnie inne miejsce niż powinnam. Znajdowałam się pod kawiarnią, a umówiłam się w parku. Spojrzałam na zegarek. 15:01. Popędziłam w stronę parku.
O 15:09 byłam już na miejscu. Zaczęłam rozglądać się w panice za Damienem. Nagle ktoś zakrył mi oczy. Od razu wiedziałam kto jest sprawcą. Mój najlepszy przyjaciel z dzieciństwa często miał w zwyczaju zachodzić mnie od tyłu w ten właśnie sposób.
- Nieładnie tak się spóźniać. Chyba będę musiał Cię ukarać. - Usłyszałam roześmiany głos. To był Damien. Przytuliłam go i uśmiechnęłam się łobuzersko.
- Pamiętaj tylko kto tutaj ma czarny pas aikido - burknęłam ponuro. Chłopak roześmiał się i pociągnął mnie za sobą.
- Nic się nie zmieniłaś, ciągle tylko byś wszystkich rozstawiała po kątach i straszyła pobiciem. Wysłałaś już kogoś do szpitala? A może znalazłaś sobie dziewczynę? Jesteś taka męska... - Wyszczerzył się przesadnie, nie przestając ciągnąć mnie w tylko sobie znanym kierunku.
- Nie, nie, ale w twoim przypadku... Kto wie, może jakaś urocza lesbijka zechciałaby kogoś tak słodkiego i kobiecego jak Ty! - pokazałam mu język. Szliśmy, przekomarzając się przez całą drogę. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak mi go strasznie brakowało.
- Powiedz mi tylko jak długo tu zabawisz... - Damien posmutniał.
- Jutro wyjeżdżam. Raczej już nie wrócę. Wiesz, rodzice pragną rozgłosu i chcą mi znaleźć narzeczoną. - powiedział wyraźnie zmartwiony Damien - Jednak nie wiem jeszcze jak mam to wszystko rozegrać. Jeśli się nie podporządkuję, firma mojego ojca może stracić na znaczeniu.
- Nie możesz znowu wyjechać! Nie możesz mnie tu zostawić z tymi wszystkimi szczurami! - krzyknęłam desperacko. Damien roześmiał się.
- Będę tęsknić... - posmutniałam. Chłopak widząc to przytulił mnie. Nie podniosło mnie to ani trochę na duchu.
Wybiła godzina siedemnasta. Pożegnałam się z Damienem i wsiadłam do metra. Czekała mnie dzisiaj praca. Ciężka praca. Mój jakże żałosny ojciec zostawił moją rodzinę z masą długów. Moja mama nie dałaby rady spłacać rat i jednocześnie opłacać rachunków. Gdy tylko skończyłam gimnazjum, zaczęłam podejmować się wielu najróżniejszych prac, jednak żadna niewymagająca wielkiego wysiłku fizycznego praca nie była dobrze płatna. Niestety będąc licealistką nie posiadałam odpowiedniego wykształcenia, co wykluczało wiele ofert pracy. Pewnego dnia przechodziłam obok kawiarenki i zobaczyłam ogłoszenie. Ucieszyło mnie, że pensja za zwykłe obsługiwanie klientów jest o wiele wyższa w tym miejscu niż w pozostałych. Jak się okazało była to kawiarenka, w której kelnerki jeździły na rolkach i śpiewały na życzenie klientów. Na początku nie spodobało mi się to, aczkolwiek kawiarnia ta znajdowała się w sąsiednim mieście, gdzie nikt mnie nie znał, a pensja była znakomita. Istniały znikome szanse, że kogoś tam spotkam. Przyjęłam posadę i już kilka miesięcy pracuję tu bez żadnych konsekwencji. Nikt ze szkoły nie dowiedział się, że przewodnicząca samorządu szkolnego pracuje w takim miejscu. Ta informacja mogłaby podważyć mój autorytet.
Dzisiejsza zmiana przebiegała nadzwyczaj spokojnie. Klienci byli bardzo mili i nie natrafiłam na żadnych natrętów co niestety miało miejsce dość często. Za dwadzieścia minut kończyłam pracę. Postanowiłam wynieść śmieci. Na moje nieszczęście przechodził tamtędy Aiden. Tym razem ubrany był normalnie. Odetchnęłam z ulgą, gdy przeszedł obok mnie bez słowa. Jednak po chwili odwrócił się i cofnął. Moje serce zaczęło galopować, czułam swój niesamowicie szybki puls i wrzącą w żyłach krew. Cholera, co ja pocznę? Szybko pobiegłam w kierunku drzwi, oczywiście przewracając przy tym kilka koszy, na które wpadłam. Dlaczego zawsze w takich sytuacjach niezdarność musiała dawać o sobie znać? Posprząta się później, najważniejsze było to że udało mi się uciec od Aidena. Mój sekret był bezpieczny.
Przebrałam się i wyszłam z pracy wyraźnie rozluźniona. Ślad po Aidenie zniknął. Nie pojawił się w kawiarni, więc z pewnością nie zauważył mnie. Zakluczyłam kawiarnię i odwróciłam się, by udać się na najbliższy przystanek autobusowy. Uśmiech zszedł mi z twarzy, gdy zobaczyłam stojącego naprzeciwko mnie Aidena.
- Kto by pomyślał, że ostra przewodnicząca pracuje w takim miejscu. - Rzucił mi triumfujące spojrzenie. Jednak po chwili jego twarz na powrót przyjęła niewzruszony wyraz. Nie wyglądał jakby chciał mi zaszkodzić, nie wiedziałam czy szuka w tym zabawy, czy też zemsty. Jednak nie miał w tym żadnego konkretnego celu, to było pewne.
- Chodź - Chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą.
- Ty nic nie rozumiesz... - zaczęłam mówić, starając się stawiać opór, ale Aiden był silniejszy. Chłopak zatrzymał się i usiedliśmy na ławce.
- Wiem, co widziałem, byłaś w tej kawiarni, jeżdżąc sobie na rolkach i śpiewając... Nie stać Cię na jakąś lepszą robotę? - Wyczułam w jego głosie nutę kpiny.
Mimo wszechogarniającej mnie złości, stwierdziłam że najlepszym rozwiązaniem będzie wyznanie chłopakowi prawdy. Najwyżej stwierdzi, iż jestem znakomitą ofiarą, którą mógłby złożyć w czasie następnego rytuału jego dziwnej sekty.
Zaczęłam od początku, od długów ojca, kończąc na atrakcyjnej pensji w kawiarni.
Chłopak początkowo milczał. Jednak po chwili, która trwała jak wieczność, pokiwał głową na znak zrozumienia. Muszę przyznać, że zaskoczyła mnie jego spokojna reakcja.
- Ale dlaczego akurat ta praca? - zapytał.
- Bo tu wcale nie muszę ciężko harować fizycznie za grosze, mam czas na naukę i nie jestem przemęczona. Tylko... Aiden... - zaczęłam.
- Ooo... A jednak znasz moje imię! - chłopak rzucił mi szelmowski uśmiech.
- Proszę nie mów nikomu... To zniszczy wszystko co osiągnęłam... - oznajmiłam. Jednak Aiden zmierzył mnie wzrokiem i rzekł:
- Zastanowię się! - po czym wstał, posłał mi szeroki uśmiech i po chwili już go nie było. Miałam mętlik w głowie. Wracając do domu zastanawiałam się, jak dalej to się potoczy.
***
PIERWSZA KOREKTA PRZESZŁA POMYŚLNIE! (JUUUPI)
1353 słowa - co sądzicie o długości?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top