*92*

- Yoongi - dziewczyna delikatnie dotknęła mojego ramienia przez co spojrzałem na nią załzawionymi oczami.

To była ona. Moja [T/I]. Łzy kapały samoistnie po moich policzkach. Kobieta złapała moja twarz w swoje dłonie i delikatnie ocierała mokre ślady.

Nie mogłem się powstrzymać i po prostu przytuliłem się do jej brzucha drżąc w spazmach płaczu. Jej palce wsunęły się w moje włosy i delikatnie głaskała. Chciała mnie uspokoić.

Wdychając jej zapach powoli dochodziłem do siebie. W końcu była obok mnie cala i zdrowa.

- Błagam nie zostawiaj mnie. Nigdy więcej tego nie rób - szeptałem w jej podkoszulek.

Moja żona odsunęła mnie odrobinę od siebie i spojrzała w oczy.

- Przecież zawsze będę tutaj - wskazała na moje serce. - I tutaj - dotknęła mojego czoła. - Kocham cie Yoongi, nie zapominaj nigdy o tym - wyszeptała delikatnie przesuwając kciukiem po moich wargach.

- Ja ciebie tez kocham - pocałowałem jej dłoń.

- Jak stad do księżyca? - zapytała z uśmiechem.

- Jak stad do księżyca - odpowiedziałem tym samym.

A potem poczułem mocne szarpnięcie do góry. Spojrzałem tam i zobaczyłem zmartwiona twarz Hoseoka. Nigdzie nie było mojej ukochanej.

- Gdzie ona jest? - zapytałem patrząc mu prosto w oczy.

- Jeszcze nie wyszli. Hyung powinieneś się położyć. Usnąłeś na podłodze - westchnął pomagając mi wstać. A raczej próbował.

Po prostu złapałem jego dłonie i zacząłem płakać. Nie wiedziałem co się ze mną dzieje. Jakby wszystkie emocje i łzy trzymane przez całe moje życie właśnie się uwolniły. Niewidzialna zapora runęła.

- Ona nie może umrzeć Hoseok, nie może - szeptałem.

- Przeżyje, Jihyun ją uratuje - odpowiedział jedynie kucając obok mnie. - Proszę przestań płakać, musisz być silny - objął mnie delikatnie.

*****

Spędziłem sześć godzin. Sześć jebanych godzin przed salą. Po prostu czekałem. Przechodziłem przez fazy płaczu, załamania, gniewu i wyczerpania.

Było ze mną dużo osób. Zaczynając od pełnego nadziei Hoseoka.

- Hyung wszystko będzie w porządku. [T/I] jest bardzo silna. Wywalczy to - uśmiechnął się.

Pocieszającego mnie Jimina.

- Hej hyung... - westchnął widząc moje załamane plecy i delikatnie mnie po nich pogłaskał. A potem po prostu szeptał ciepłe słowa.

Delikatnego Jina.

- Yoongi, powinieneś iść spać. Musisz być silny - powiedział łagodnie.

Panikującego Taehyunga.

- A co jeśli za bardzo ją denerwowałem? Hyung to przeze mnie? A może za mało jej pomagałem - kręcił się w kółko.

Zagryzającego zdenerwowane wargi Jungkooka.

- Będzie dobrze. Będzie dobrze - powtarzał jak musztrę niemal dogryzając się do krwi.

I logicznego Namjoona.

- Z medycznego punktu widzenia jeśli nie jest to, aż tak poważne to jest spory procent szans, że uda się uratować ich oboje - mówił.

Poprzez karmiącego mnie Kihyuna.

- Proszę hyung. Musisz coś jeść - westchnął podając mi styropianowe pudełka.

A kończąc na Siyoungu, który trząsł nogą w nerwowym oczekiwaniu.

- Dlaczego to tak długo trwa? Czy ona umrze? Czy moja kochana przyjaciółka tak po protu zginie? Tak tragicznie. Tak bardzo tragicznie. Niczym w książkach - obgryzał paznokcie.

Aż wreszcie ujrzałem Jihyuna. Spojrzał na mnie uśmiechając się jak zawsze.

Był to zmęczony, pełen bólu i nadziei uśmiech.

- Co z nią? Co z moim dzieckiem? - w przeciągu sekundy znalazłem się przy nim.

- To chłopczyk, gratulacje - powiedział łapiąc moje ramie.

Mały uśmieszek wpłynął na moją twarz. Mam syna. Cholernego syna. Chciałbym teraz spojrzeć w twarz mojej kochanej żony i powiedzieć jej, że znowu mi się udało. Ale zrozumiałem, że mogę tego nigdy nie doświadczyć.

- A co z [T/I]? - zapytałem.

- Cóż... Można powiedzieć, że przeżyła - odpowiedział spokojnie.

- Jak to można powiedzieć? - niemal cofnąłem się ledwo łapiąc oddech.

- Walczy o życie. Ale jest silna, więc trzeba być dobrej myśli. Jeśli uda jej się wybudzić, wyjdzie z tego cała i zdrowa - uśmiechnął się odrobinę.

- Mogę ją zobaczyć? I mojego synka? - wypowiedziałem od razu odczuwając małą ulgę.

- Niestety nie możesz na razie zobaczyć ich bliżej niż przez szybę. Twój syn jest w sali obok w inkubatorze, natomiast [T/I] na oddziale intensywnej terapii - powiedział zabierając dłoń z mojego ramienia i powoli odchodząc.

- Jihyun! - zawołałem za nim, a ten odwrócił się w moją stronę. - Dziękuje. Z całego serca - wyznałem, a mężczyzna uśmiechnął się szeroko i ukłonił głowę po czym wyszedł.

Od razu pobiegłem zobaczyć mojego synka. Obiecałem być odpowiedzialnym i idealnym ojcem.

I gdy moment później zobaczyłem moje maleństwo niemal po raz kolejny się popłakałem. Był taki mały, mógłbym go zmieścić w moich dłoniach. Już wiedziałem, co czuła [T/I] gdy nosiła go pod serduszkiem, czułem tą więź.

Pragnąłem go dotknąć, ponosić na dłoniach i spojrzeć w oczka szepcząc, że jest moim małym skarbem. Uśmiechnąłem się do siebie i obiecałem mu, że będzie najlepszym mężczyzną na świecie.

Po kilku minutach ruszyłem by zobaczyć moją ukochaną. Leżała podpięta do całej aparatury, a respirator umożliwiał spokojne oddychanie. Jej serce pracowało ciężko by żyć.

Uśmiechnąłem się. Wyglądała tak spokojnie. Pragnąłem złapać jej dłoń i delikatnie pogłaskać jej włosy. Nie byłem już na nią zły.

Chciałem jej powiedzieć, że wszystko wybaczam, całe to ukrywanie. Powiedzieć, że może postąpić jak chce, a ja nie będę jej miał tego za złe. 

Może walczyć lub po prostu odejść jak zamierzała.

*

Hejka

Wiecie co

Następny rozdział do epilog 😭😭😭

Kocham was ❤

Bayo <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top