Przepraszam, nie chciałem...


Późnym popołudniem wszedłem do mojej ulubionej kawiarni, uśmiechnąłem się do mojej przyjaciółki która tu pracowała i usiadłem przy swoim ulubionym stanowisku które znajdowało się zaraz przy oknie. Uwielbiałem jesienną porę roku mimo iż zaczynało być zimno oraz dni robiły się krótsze i wszystko zaczynało zasypiać, ja uwielbiałem ten moment wydawał mi się magiczny i wyjątkowy. Po pewnej chwili dostałem swoją ulubioną kawę z mlekiem oraz syropem, oczywiście nie obyło się bez narysowania mojej niby podobizny która zrobiona była z wiórków czekolady na górnej warstwie piany od mleka. Czas, mijał, a ja własnie kończyłem kubek swojej kawy. Wziąłem telefon do reki i sprawdziłem godzinę cicho wzdychając. Kiedy już chciałem odblokować telefon dostałem powiadomienie o niestety smutnej jak dla mnie wiadomości. Zrezygnowany podszedłem do kasy.

- Czyżby kolejna nie udana randka w ciemno?- Zapytała mnie cicho Mia.Spojrzałem na nią zrezygnowany.

- Czy ja jestem jakiś brzydki? - Zapytałem patrząc na nią oczekując jakiejś dobrej wiadomości na pocieszenie. - Zastanawia mnie dlaczego zawsze tak się dzieje pół godziny przed spotkaniem czy to jest jakaś klątwa rzucona na mnie? Czy ja nie mogę być w końcu szczęśliwy z kimś?- Zapytałem cicho - Dobra poproszę jeszcze raz kawę i podaj mi może najlepsze ciasto jakie macie - Powiedziałem zrezygnowany.- Jakoś muszę się pocieszyć w ten smutny wieczór, a ciasto to najlepszy sposób, może kupie sobie też lody?- zapytałem bardziej siebie niż swoja przyjaciółkę. Zapłaciłem za wszystko po chwili się żegnając, była już późna godzina a na dworze zaczęło zachodzić słońce. Postanowiłem pojechać nad rzekę aby popatrzeć na piękny zachód słońca oczywiście jak zawszę sam. Parkując samochód nie zauważyłem chłopaka siedzącego na krawężniku.

-Ała co ty robisz!- słysząc głośny krzyk zahamowałem samochód i wyszedłem z niego patrząc na chłopaka przerażony.

-Ja? kto normalny siedzi w takim miejscu?! to jest do cholery miejsce na parkowanie!- Powiedziałem po chwili podchodząc do niego.

-Nic ci się nie stało?- Zapytałem pomagając mu wstać. - Może zabiorę cie do szpitala co ty na to? - Spytałem cicho, czy naprawdę ten dzień musi być taki zły? zapytałem sam siebie w myślach po czym spojrzałem na wyższego chłopaka po chwili.

- Nie, nie potrzeba...po prostu sobie stąd pójdę.- Mruknął zirytowany ocierając swoje spodnie z tyłu. Kiedy zaczął już odchodzić dogoniłem go.

-Zaczekaj...jeżeli coś by się stało to dzwoń pokryje wszystkie koszty leczenia no i przepraszam, powinienem uważać. - Mruknąłem cicho drapiąc się po karku po czym też podałem chłopakowi pudełko z ciastem.

- Mam nadzieje, że ci zasmakuje ja i tak już nie mam na niego ochoty.- Powiedziałem cicho odchodząc po czym wsiadłem do auta i ruszyłem do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top