Zza Kulis Sławy
Na Titanicu spędzili kolejne dwa miesiące. Ale nie wszyscy. Jane ze swoją, teraz nieco większą ekipą, wyruszyła na kolejną akcję...
Michaelowi udało się znaleść adres jednej z baz Bad I (czyt. Bad aj) i właśnie tam pojechali...
(wspomnienie Michaela)
"Kolejny adres, kolejni porwani do uwolnienia, kolejna część gangu do rozwalenia... Chyba zaczyna mi się to podobać...Tym razem poszliśmy tam pod pozorem rozmowy... No nie! Czy właśnie okazało się, że to ojciec Angeliki? Nic innego! Myślałem, że go uduszę"
– Angelika?
– Tak, tato
– Córciu... – powiedział Paul i już miał przytulić Angelikę, kiedy ta dała mu plaskacza – Za co to?
– Za to, co żeś jej zrobił, diable – odparł Michael
– Czego ode nie chcecie zmieniłem się. Już nie robię tego co kiedyś
– Zabiłeś mamę! – krzyknęła Angelika i się rozpłakała
– Nie zmieniłeś się. Inaczej by nas tu teraz niebyło – powiedział Mike, przytulając Angelikę – gdybyś się zmienił to teraz niestałbyś w drzwiach jak ostatni kretyn zamiast nas wpóścić
– Stoję tu, bo w środku są moi dawni przyjaciele. Odszedłem od sekty, ale nadal mnie nadchodzą. Uciekajcie, puki nie wiedzą, że tu jesteście
– Oddaj nam Dianę i Slasha, a damy ci spokój
– W ogrodzie znajdziecie bramkę. Otwórzcie ją, uwolnijcie przyjaciół, a potem wiecie z tąd
– Jasne – mruknął podejrzliwie Michael i razem z przyjaciółmi podeszli do wskazanego okienka
– To raczej drzwi, ale ok – stwierdził Peter kiedy podeszli do "bramki"
– Otwieramy? – zapytała Jane
– A mamy inne wyjście? – spojrzał na nią Michael
– Uciekać? – zapytała Angelika
– Dobra odsuńcie się – stwierdził Michael i wziął do ręki cegłę (niepytajcie z kąd się tak wzięła, bo nawet ja niewiem. Była i tyle) i rozbił stare drewniane drzwi – Slash? Diana? Jesteście tu?
– Jeśli za bycie tu uznamy, to, nas zamknęli to tak, jesteśmy – z pomieszczenia dobiegł głos Slasha
– Ale musicie nas uwolnić bo tak z lekka nas uwiązali – dało się słyszeć Dianę
– Dobra, poczekajcie – powiedział Michael i wszedł do środka – wybaczcie. To moja wina
– No trochę... – zaczął Slash, ale Diana posłała mu mordercze spojrzenie
– To nie jest twoja wina. To ONI nas zamknęli – powiedziała Diana szczególnie oznaczając słowo 'Oni'
– Dzięks Mike – mruknął Slash gdy Michaelowi udało się go uwolnić
– Dobra, teraz spróbujemy uwolnić ciebie – powiedział Michael podchodząc do Diany
– Nawet niewiesz jak się cieszę, że tu jesteś
– Diana... Bo jest taki problem – powiedział przecinając linę
– Jaki?
– William i Harry już jako dzieci wiedzieli, że tylko upozorowałaś wypadek
– Ale z kąd? Powiedziałeś im?!
– Nie. Sam wiem to od Harrego. Rozmawiałem z nim i opowiedział mi, – Mike nadal przecinał kolejne liny – że tamtego dnia, kiedy rozmawiałaś z Karolem i królową, schował się w sali tronowej i słyszał waszą rozmowę
– Nie widzieli mnie od tamtego dnia...
– Racja – stwierdził Michael przecinając ostatnią linę – dasz radę wstać?
– Trzymali nas tu dobry tydzień bez jedzenia... Niewiem – powiedziała próbując wstać, ale odrazu opadła z powrotem na ziemię
– Wiesz co? Może wezmę cię na ręce
– Oszlałeś?! – zaprotestowała
– Może i tak – stwierdził biorąc ją na ręce – Nic mi nie będzie
– Daruj sobie. Zostaw mnie tu i uciekajcie
– Ok. Zostawię cię tu, ale zostaję z tobą
– O nie. To na ciebie najbardziej polują. Chcesz to weś mnie ze sobą. Ale, tylko dla własnego bezpieczeństwa
– Śmiesznie to zadrzmiało. A tak w ogóle to siadaj – powiedział gdyż byli już przy aucie Angeliki. – Angelika, jedziemy do Neverland, ale podejdź od tyłu
– Jasne – droga do Nibylandii minęła szybko potem parę godzin w wagon-podobnym pojeździe. A w końcu spotkanie. Żałujcie, żeście niewidzidzieli min Harrego i Williama, kiedy zobaczyli Dianę
– Dziwnie się czuję mówiąc to – zaczął Mike – no, ale... Will, Harry... To jest... Diana
– Mama? – mina Harrego była nie do opisania
– Mama, mama, a kto inny – odparła Diana rozkładając ręce
– Parę lat się nie widzieliśmy – stwierdził William przytulając się do matki
– Raczej – dodał Harry i również się do nich przytulił – Cieszę się, że Cię widzę mamo
– Ja też synku – powiedziała Diana, a po jej policzku z płynęła łza szczęścia.
– Tato – zaczęła Charlotte ciągnąć ojca za rękaw – kto to?
– Babcia – odparł
– Cześć słodziaku – powiedział Diana czochrając włosy wnuczki – ty jesteś Charlotte?
– Tak – odparła grzecznie Charlotte
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top