Pierwszy obraz. (Erik i Yv)
Akcja tego rozdziału dzieje się zaraz po tym jak Yv kupiła Erika. Odwozi Luke'a z powrotem do Noah, zostaje u nich chwilę i wraca. Rozdział opowiadany jest z perspektywy Yv.
Życzę miłego czytania!
- -- --- ---- ----- ---- --- -- -
To był ciężki dzień. Nie potrzebuję nowego niewolnika, ale po rozmowie z Lukiem, uznałam, że ten cały Erik zasłużył na drugą szansę. Poza tym znałam madame Maddison, wiedziałam jaka ona jest i co z nim zrobi. Polubiłam Luka, zresztą mój brat najwyraźniej też. Chłopak wydawał się naprawdę przejęty, kiedy mu powiedziałam, co najpewniej spotka jego kolegę. Im więcej o tym myślałam, tym bardziej utwierdzałam się w tym, że byłabym w stanie przekonać Maddison, żeby mi go odsprzedała. To chyba lepsza alternatywa niż burdel...
A teraz skończyłam z nowym niewolnikiem w domu.
- Obawiam się, że to będzie trudny przypadek - westchnęłam sama do siebie, wchodząc do środka.
Dopytałam się Grace, czy nasz nowy lokator dostał jedzenie i czy może z nim rozmawiała. Powiedziała, że przyniosła mu posiłek, ale nie zjadł dużo. Próbowała też z nim rozmawiać, ale on tylko milczał.
Tego się spodziewałam.
Podziękowałam jej i sama do niego poszłam. Jak się okazało, chłopak spał, więc go nie budziłam i wróciłam do siebie.
Chciałam się skupić na czymś innym, ale cały czas przypominało mi się zdarzenie z rezydencji rodziców. Roger ranił Luka nożem. Rozmawiałam z Noah, bo widziałam, że Luke robi się zazdrosny o Jamesa. Byłam mu też troszeczkę winna przeprosiny za to, że odrobinę namąciłam Lukowi w głowie. Ale mniejsza. Już miałam wychodzić, kiedy wybuchła ta afera.
Noah wezwał lekarza i powiedział, że mam wracać. Powiedział mi, że zadzwoni, jeśli będzie już coś wiedzieć. Chciałam zostać, ale w końcu dałam się przekonać. Wierzę, że Noah dobrze się zajmie tym chłopcem. Ale to co zrobił Roger... Nasza rodzina nie jest normalna.
Rankiem następnego dnia, ja także miałam zamówione do domu wizytę lekarza. Po tym wszystkim co stało się Erikowi, wolałabym, żeby ktoś go obejrzał. Znałam tego doktora, był jedną z osób, która jest wtajemniczona w handel niewolnikami, więc przynajmniej miałam pewność, że nigdzie nie zgłosi śladów ''przemocy domowej'' jakiej doświadczył chłopak.
Zostawiłam Erika samego z lekarzem i zaczekałem, aż doktor od niego wyjdzie. Trwała to dłużej niż sądziłam, ale w końcu skończył i mogłam z nim porozmawiać. Blizny prawdopodobnie zostaną mu do końca życia, jest też wyczerpany i niedożywiony. Poza tym powinnam też przywieźć go do kliniki na prześwietlenie, żeby wykluczyć urazy wewnętrzne. Będę musiała o tym później pomyśleć.
Dał mi jakieś leki, po czym zapłaciłam mu i odprowadziłam do wyjścia. Wtedy wróciłam do pokoju Erika. Ku mojemu zaskoczeniu nie zastałam go w sypialni. Weszłam do środka. Drzwi do łazienki były uchylone. Ale z odgłosów, które się stamtąd wydobywały, mogłam z łatwością stwierdzić, że chłopak wymiotuje. Zapewne wizyta lekarza i badanie przywołały nieprzyjemnie wspomnienia z pobytu u poprzedniej właścicielki. Biedny chłopak.
Usiadłam na łóżku i postanowiłam na niego zaczekać. Trochę sobie poczekałam, ale chłopak w końcu pojawił się w drzwiach.
Zobaczył mnie, a na jego twarzy poza wycieńczeniem i bólem, pojawiło się też przerażenie.
- Ja... Ja... - nie mógł się wysłowić, a ręce zaczęły mu drżeć. - Przepraszam...
Wstałam, a on cofnął się o krok do tyłu.
- Oprowadzę cię - oświadczyłam krótko i skierowałam się w stronę drzwi. - Chodź ze mną.
Chłopak poszedł za mną bez słowa sprzeciwu, czego w sumie się spodziewałam. Musiałam się jeszcze zastanowić, jak mam do niego dotrzeć. Na początek oprowadziłam po całej rezydencji, ale nie wydawał się niczym zainteresowany. Przynajmniej do pewnego momentu.
- Maluje pani? - zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszałam.
Pokazywałam mu właśnie pracownie plastyczną, której kiedyś używałam, ale potem straciłam zainteresowanie sztuką. Zostawiłam pokój w takim stanie jak był, bo czasem zdarzali się niewolnicy, lubiący szkicowanie lub malowanie, a ja z radością pozwalałam im spędzać tam czas.
- Kiedyś bardzo lubiłam - odpowiedziałam. - A ty? Chciałbyś coś namalować?
Chyba właśnie uświadomił sobie z jakim zainteresowaniem wpatruje się w farby i płótno, bo natychmiast opuścił wzrok.
- Nie, pani.
No kłamać to on nie potrafi.
Bez pytania go, poprosiłam jednego z pracowników o przyniesienie do pokoju Erika sztalugi z płótnem, całego zestawu farb i pędzli, wszystkiego co jest potrzebne do malowania.
Minęło kilka dni. Z tego co się orientowałam, sytuacja u mojego brata zdążyła się już uspokoić. Luke nie stracił wzroku, ale zostanie mu blizna. Jednak z tego co mówił Noah, nie było aż tak źle.
Starałam się rozmawiać z Erikiem, tak często jak mogłam. Zaczął malować, co bardzo mnie ucieszyło, ale ilekroć go o to pytałam, mówił, że obraz nie jest skończony. Zżerała mnie ciekawość, co takiego namalował, ale widziałam, jaki był zestresowany, więc nie nalegała, by mi go pokazał.
Powoli zaczynałam wyznaczać mu też drobne prace, które mógłby wykonywać w rezydencji. Rozmawiałam o nim z innymi pracownikami, ale chyba nie dogadywał się z nimi zbyt dobrze, a raczej w ogóle się nie odzywać. Kiedy zadawano mu jakieś pytanie, udzielał zdawkowej odpowiedzi i wracał do milczenia.
Chciałam z nim porozmawiać, ale kiedy do niego przyszłam, nie było go w pokoju. Prawdopodobnie nie skończył jeszcze wyznaczonego zadania. Postanowiłam skorzystać z okazji i obejrzeć jego obraz, ale sztaluga była pusta. Rozejrzałam się i zobaczyłam złamaną na pół ramę płótna wrzuconą do kosza.
Wyjęłam zniszczony obraz. Był to portret wykonany wyłącznie z koloru białego, niebieskiego, granatowego i fioletowego. Nie mogłam być pewna na sto procent, ale twarz kobiety wyjątkowo dokładnie przedstawiała mnie.
Nie wierzę, że złamał go i wyrzucił. Zabrałam go i wyszłam z pokoju. Jakimś cudem udało mi się skleić ramę tak, że jakoś się trzymała.
Jakiś czas później wróciłam do sypialni chłopaka. Tym razem udało mi się go tam zastać. Erik wyglądał na mocno spanikowanego, zapewne właśnie odkrył zniknięcie obrazu i chyba domyślił się, że to ja go zabrałam.
- Chciałam porozmawiać z tobą o tym obrazie - powiedziałam, jak sądzę, potwierdzając jego podejrzenia.
Chłopak przełknął nerwowo ślinę. Stał z głową pokornie spuszczoną w dół.
- Ja... - zaczął, ale nie dokończył. Być może właśnie uświadomił sobie, że uczono go, by nie odzywać się bez pozwolenia. A sądził, że jestem na niego zła, więc wolał nie ryzykować.
- Jeśli chcesz się wytłumaczyć to śmiało - odparłam, krzyżując ręce.
Rzecz jasna nie byłam zła, ale uznałam, że może jeśli zechce mi to wyjaśnić to stanie się bardziej rozmowny. I miałam rację.
- Ja naprawdę bardzo, bardzo przepraszam... - zaczął, nadal na mnie nie patrząc. - Ja nie wrzuciłem tego obrazu dlatego, że namalowałem panią. Wyrzuciłem go, bo mi nie wyszedł... No i... nie powinienem malować pani bez pozwolenia. To była samowolka, przepraszam...
- ''Nie wyszedł''? - powtórzyłam zdziwiona. - Niby co w nim źle wyszło?
- N-no... włosy, kontury i... przepra...
- Ile za niego chcesz? - zapytałam, nim padły kolejne przeprosiny.
To go zaskoczyło. Zamilkł natychmiast i niepewnie podniósł na mnie wzrok, tylko po to by po chwili znów wbić go w podłogę.
- Em... Proszę? - zapytał nieśmiało.
- Sto? - zaproponowałam. - Dwieście?
Uniósł powoli głowę.
- A-ale...
- Nie zrozum mnie źle - rzuciłam obojętnie, siadając na łóżku. - Mogłabym zapłacić więcej, ale jest uszkodzony. No i nie oszukujmy się, nie jesteś profesjonalistą. To co?
- Ja nie... Pani, ja nie mogę...
Szło całkiem nieźle, jak na razie to była nasza najdłuższa rozmowa, gdzie chłopak odpowiadał mi w więcej niż dwóch słowach.
Tak myślałam, że będzie mi z nim trudno, ale za takie obrazy naprawdę byłabym skłonna mu zapłacić. Oczywiście liczyłam się jednak z tym, że dla niego będzie to propozycja nie do pomyślenia.
- Dlaczego? - zapytałam go.
- Bo... bo obraz i tak jest już pani - wydukał.
- To ty go namalowałeś - stwierdziłam, czym wprowadziłam go w jeszcze większe zakłopotanie.
- Ale wszystko było pani - powiedział, mnąc w dłoniach materiał swojej koszulki. - Płótno, farby, sztaluga, pędzle... Ja też...
- Słuchaj... - zaczęłam, podchodząc do niego.
Położyłam mu dłoń na ramionach, ale to był zły ruch. Chłopak cofnął się wystraszony. Odetchnęłam i spróbowałam jeszcze raz. Podniosłam ręce, pokazując Erikowi, że nie zamierzam zrobić mu krzywdy. Podeszłam do niego powoli i położyłam mu dłonie na ramionach.
- Posłuchaj mnie - zaczęłam znowu. - Rozumiem, że możesz tak myśleć po tym wszystkim, co cię spotkało. Kupiłam cię jako niewolnika, ale nie zapominaj, że jesteś człowiekiem, a nie przedmiotem, który można zepsuć i wyrzucić.
- Ale pani...
Powoli zaczynałam mieć już tego dość.
- Uderzę cię, jeśli jeszcze raz mnie tak nazwiesz - syknęłam rozdrażniona. - Nie ''pani'', ''moja pani'', nie ''pani Yv'', nawet nie ''Yvone''. Yv, po prostu Yv
- Przepraszam. Przepraszam, pa... Przepraszam...
Rzecz jasna nie miałam najmniejszego zamiaru go bić, ale on znowu zaczął się stresować, że zrobił coś źle. Chłopak mimo, że miał już prawie siedemnaście lat, zachowywał się jak zastraszone dziecko.
- Nie przepraszaj - powiedziałam spokojnie. - Nie jestem na ciebie zła, jak już to na ludzi, którzy ci to zrobili. I mówię poważnie, nasz talent do malowania. Chciałabym, żebyś namalował mi więcej obrazów. Oczywiście, jeśli to dla ciebie nie problem.
- Zrobię, co mi każesz. - Niestety spodziewałam się takiej odpowiedzi.
Puściłam go.
- Nie chcę cię do tego zmuszać, skoro nie chcesz malować, to tego nie rób.
- Mogę malować - odparł bez przekonania. - To żaden problem.
- Ale lubisz to, czy tylko tak mówisz, bo chciałabym to od ciebie usłyszeć? Malowanie sprawia ci przyjemność?
Zamilkł na chwilę, a ja nie byłam pewna z jakiego powodu. Znów nie podnosił głowy, by na mnie nie patrzeć. Irytowało mnie to, ale wiedziałam, że muszę dać mu trochę czasu, zanim to się zmieni. Niewolnicy okazywali w ten sposób pokorę wobec panów, co jest w ośrodkach traktowane bardzo poważnie.
- Przepraszam, ale ja chyba nie wiem, co to jest... - wymamrotał w końcu.
To trochę komplikowało sprawę, bo dla mnie to było oczywiste i nie wiedziałam jak mu to wyjaśnić.
- Kiedy malujesz... czujesz radość? Jesteś szczęśliwy? Czujesz, że podoba ci się to, co robisz? - Miałam nadzieję, że zrozumie, o co mi chodzi.
- Ch-chyba... - wydukał. - Przepraszam...
- Za co? - zdziwiłam się.
- Z-za to że się jąkam - wyjaśnił. - I że nie potrafię odpowiedzieć...
Bardzo było mi go szkoda. Przez mój dom przewinęło cię tyle niewolników, a jednak jego zachowanie uderzało w jakąś czułą strunę, uwalniając dla niego takie pokłady współczucia, o których nie miałam pojęcia.
- O Boże. Ty jesteś taki... - nie mogłam znaleźć odpowiedniego słowa - bezbronny.
Erik chyba nie wiedział co mi na to odpowiedzieć, bo w ogóle się nie odezwał. Sama nie wiem, czemu to powiedziałam.
- Ja cię nie kupiłam po to, żeby się nad tobą pastwić - wyjaśniłam, najprościej jak potrafiłam.
- Więc po co? - szepnął ledwo słyszalnie.
Takie słowa naprawdę sprawiały, że jednocześnie robiło mi się go jeszcze bardziej żal i miałam ochotę go spoliczkować. Oczywiście to drugie tylko pogorszyłoby sytuację...
- Nie wiem dokładnie, co ci zrobiła madame Maddison. Mogę się tylko domyślać, ale obiecuję, że tutaj nie spotka cię żadna krzywda - zapewniłam go. - Właśnie dlatego nie chcę, żebyś tytułował mnie ''panią''. Bo nie chcę, żebyś widział we mnie kolejną właścicielkę, która chce cię skrzywdzić.
Nie wiedziałam, czy cokolwiek z tego co mówiłam, do niego dotarło. Chyba powinnam dać mu jeszcze trochę czasu, zanim znów zabiorę się za wyjaśnianie mu jego nowego położenia.
- Nie widzę w tobie madame Maddison - powiedział cicho, lekko podnosząc głowę. - Ale jesteś moją panią.
- Przy mnie możesz zapomnieć o seksie - powiedziałam wprost, co wyraźnie go zaskoczyło. - Tutaj nikt nie będzie cię wykorzystywać. Wiem, że trudno jest ci mi zaufać, ale to prawda.
- Dlaczego miałaby pani... dbać o niewolnika? - Ewidentnie nie mógł tego pojąć.
- Bo nie jestem suką bez serca - zaśmiałam się.
Chłopak źle to odebrał.
- Przepraszam - powiedział szybko. - Nie chciałem...
Chciało mi się śmiać, ale jakoś udało mi się powstrzymać. Uśmiechnęłam się do niego łagodnie i podeszłam do drzwi.
- Pomaganie to zwykły ludzki odruch. Nie chcesz, to mi nie wierz, ale patrzenie na cierpienie innych nie sprawia mi przyjemności. Dlatego nie chcę, żeby stała ci się krzywda - wyjaśniłam.
- Dzie-dziękuję...
- Nie ma za co - powiedziałem i wskazałam na drzwi. - To co? Na pewno jesteś głodny. Idziemy coś zjeść?
- -- --- ---- ----- ---- --- -- -
Kolejny rozdział, który nie miał być napisany, ale po rozmowie z pewną osobą, stwierdzam, że Erik i Yv są uroczą parą i muszą mieć swój rozdział.
Patrząc na Erika od samego początku, to on jest chyba postacią, która zmieniła się najbardziej. Oczywiście Luke też przeszedł przemianę, ale chyba nie aż taką. Erik w ośrodku był pewnym siebie pupilkiem, który był w stanie kogoś podkablować. Później stał się złamanym chłopcem madame Maddison, którego krzywdzono, wielokrotnie gwałcąc. Na szczęście trafił na Yv, która była w stanie coś z nim zrobić. Trochę pyskaty, ale całym sercem oddany swojej pani, takiego Erika mamy teraz.
A jeśli chodzi o całość, to książka i tak wyszła dłuższa, bo na początku planowane było tylko niecałe trzydzieści rozdziałów. Dużo się od tego czasu pozmieniało, na przykład Harry w ogóle nie miał się pojawiać, a Yv i Erik mieli odegrać znacznie mniejsze rolę.
Trudno mi się pożegnać z tymi bohaterami, ale wszyscy przeszli już tyle, że z pewnością zasłużyli na spokój i szczęśliwe zakończenie.
Dziękuję za przeczytanie mojej książki :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top