Opiekun.
Często miałem wyrzuty sumienia, widząc jak ciężko pracuje Noah. Czy to kiedy nie było go cały dzień, czy gdy spędzał cały dzień przed laptopem. Zazwyczaj tak to właśnie wyglądało. Czasami Yv dawała mu trochę więcej praca, żeby później mógł wziąć sobie wolne bez zawalania terminów.
Ja pracowałem w bibliotece, więc miałem wyznaczony harmonogram godzin i gdy wracałem do domu, to miałem już po prostu wolne. Od jakiegoś czasu zacząłem też uczęszczać na kurs florystyczny, (który uparcie postanowiłem, opłacić z własnych zarobionych pieniędzy) co zaczęło mi zabierać trochę wolnego czasu, ale i tak miałem go dużo więcej niż Noah.
Ostatnio chłopak znowu zamierzał pracować więcej, by mieć potem wolne. Po kolacji wrócił do pracy nad laptopem, kiedy położyliśmy się do łóżka, on nadal na nim pracował.
- Wyłącz to już - powiedziałem. - Chodź spać.
- Jeszcze chwila.
Przewróciłem oczami. Ciągle to słyszałem.
Doczytałem jeszcze rozdział do końca, zgasiłem lampkę i położyłem się plecami do niego, by nie widzieć światła ekranu. Nie wiem, czy długo spałem, ale gdy przebudziłem się w nocy, Noah nadal nie skończył.
- Jeszcze pracujesz? - zapytałem sennie.
- Ahaa... - mruknął. - Jeszcze tylko chwila.
Oczy same mi się zamknęły. Wiedziałem, że Noah zawsze dużo pracuje i z trudem znajduje dla mnie czas, ale sen to co innego.
Kiedy obudziłem się rano, chłopak jeszcze spał. Przynajmniej wiedziałem, że w końcu się położył, ale nie wyglądał dobrze. Oddychał ciężko i był blady. Parę zarwanych nocek musiało się odbić na jego zdrowiu. Przyłożyłem mu dłoń do czoła. Był rozpalony.
Przestraszyło mnie to. Powinienem był kazać mu się lepiej wysypiać. Pozwoliłem mu zachorować. Mogłem się domyślić, że tak będzie.
Spojrzałem na zegarek. Niedługo powinien zadzwonić jego budzik. Nie ma mowy, by poszedł do pracy w takim stanie. Wziąłem do ręki jego telefon, starając się przypomnieć sobie hasło, kiedy on nagle zaczął mi dzwonić w dłoniach. Najwidoczniej chłopak musiał mieć teraz nastawione go na wcześniejszą godzinę.
Noah mruknął coś pod nosem, po czym wyłączył budzik i wstał.
- Jak się czujesz? - zapytałem zmartwiony.
- W porządku - mruknął.
Kłamał. Musiał kłamać. Wcale nie wyglądał, jakby czuł się ''w porządku''.
- Na pewno? - dopytałem znacząco.
- Jasne - odparł i poszedł do łazienki.
Po chwili usłyszałem szum prysznica. Przemknęło mi przez myśl, że może coś sobie zrobić, ale chyba nie było aż tak źle, by nie mógł utrzymać się na nogach. Mimo to i tak się martwiłem. Noah był silnym chłopakiem, nigdy nie widziałem go faktycznie chorego, ale ta gorączka wydawała mi się bardzo niepokojąca.
Co gorsza nie wiedziałem, co powinienem z tym zrobić. Zawsze to on się mną opiekował, a ja starałem się mu odwdzięczyć, jak tylko mogłem.
Po chwili Noah wyszedł z łazienki. Nie wyglądał już tak blado, ale wiedziałem, że brak snu musi mieć na niego zły wpływ. Pewnie był okropnie zmęczony, ale jak zwykle nie chciał nic mówić.
Dla pewności podszedłem jeszcze do niego i sprawdziłem, czy nadal ma gorączkę, co wyraźnie go zaskoczyło.
- Luke? Co ty robisz?
- Zamierzasz iść do pracy? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie, a on tylko skinął głową. - W tym stanie? Jesteś cały rozpalony.
- Nic mi nie jest - odparł i ruszył w kierunku drzwi.
Natychmiast ruszyłem w tę samą stronę. Stanąłem przed drzwiami, nie chcąc, by opuścił sypialnię.
- Zadzwonię do Yv i powiem jej, że dzisiaj nie przyjdziesz do biura - oznajmiłem uparcie.
- Nie przesadzaj - odparł i spróbował mnie wyminąć, ale mu na to nie pozwoliłem. Chciał mnie obejść z drugiej strony, a ja znowu zagrodziłem mu przejście.
- Nie pozwolę ci nigdzie iść - stwierdziłem. - Wracaj do łóżka.
- Luke - odezwał się ostrzegawczo.
Oparłem dłonie o framugi. Być może zachowywałem się głupio, ale bałem się, ze jego stan się pogorszy, jeśli Noah będzie pracował tak jak do tej pory. Wiedziałem jaki on jest, możliwe, że powie mi, że będzie się oszczędzał, a zrobi tak jak zwykle. Kolejna zarwana noc.
Pokręciłem głową.
- Zajmujesz się mną, odkąd twój ojciec mnie kupił. Dlaczego choć raz nie pozwolisz, bym to ja się tobą zaopiekował?
Spojrzałem mu w oczy. Widziałem, że moje słowa do niego docierają, pewnie nawet kusiła go wizja odpoczynku, ale nadal nie był przekonany, czy może sobie pozwolić na odpoczynek.
Powinien choć trochę odpocząć, nawet jeśli miałbym kłócić się o to z Yv. On ma za dużo pracy, a ja nie chcę, żeby się przepracował.
- Wcale nie dramatyzuję - odezwałem się, domyślając, co zaraz od niego usłyszę - masz gorączkę.
Chłopak zamknął oczy i odetchnął ciężko. Chyba dał się przekonać.
- Nie pozwolisz mi iść? - zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie niż pytanie.
- Nie - upierałem się. Byłem zdeterminowany, by postawić na swoim.
- W porządku, poddaję się - westchnął, cofając się i usiadł na łóżko. - Zadzwoń do Yv.
Cieszyłem się, ale z drugiej strony coś mi w tym jednak nie pasowało. Noah zazwyczaj jest bardziej uparty i zaskoczyło mnie, że tak szybko odpuścił. Równie dobrze to mógł być jakiś podstęp.
- Na pewno zostaniesz? - zapytałem podejrzliwie.
- Chyba nie myślisz, że ucieknę oknem, kiedy nie będziesz patrzył?
- No nie wiem - mruknąłem cicho.
- No wiesz, ty co! Dzwoń już, nie ruszę się stąd.
O dziwo, Yv nie miała żadnych problemów, by dać Noah wolne. Powiedziała, że jej zdaniem i tak pracuje za dużo i chciała ze mną o tym porozmawiać.
Nie rozumiem. Skoro Yv nie każe mu tyle pracować, to po co to robi. Rozumiem, że im więcej wykona pracy na zapas, tym więcej ma później wolnego czasu, ale bez przesady. Nie warto, aż tak się przemęczać.
Ostatecznie siostra Noah powiedziała, że jeśli chce to może zostać w domu do puki nie poczuje się lepiej. Chociaż ująłem to w łagodniejsze słowa. Yv oznajmiła, że jej brat nie ma pokazywać się w pracy, ani dotykać laptopa, puki nie stwierdzę, że wydobrzał.
W sumie to było mi to nawet na rękę.
Noah został w domu. Przyniosłem mu śniadanie i dałem tabletki, bo nadal miał gorączkę.
- Nie jestem chory. Po prostu trochę się przemęczyłem - zaznaczył Noah, kładąc się na łóżku.
Nie minęło wiele, a chłopak wyglądał zdecydowanie lepiej. Nie był już taki blady, a cienie pod oczami, które niepokoiły mnie od jakiegoś czasu, zmniejszyły się. Przespał się trochę i zjadł.
- Jak się czujesz? - zapytałem, przykładając mu dłoń do czoła. Z ulgą odkryłem, że temperatura spadła.
Chłopak westchnął ciężko, strącając moją rękę.
- Dobrze. Nie musisz pytać co każde pół godziny.
- Po prostu się martwię - stwierdziłem, siadając na łóżku obok niego.
- Nie musisz, naprawdę nic mi nie jest.
Może faktycznie dramatyzowałem.
- Dlaczego tyle pracujesz? - zapytałem zrezygnowany. - Yv mówi, że nie musisz tego wszystkiego robić. Ona też uważa, że się przemęczasz.
Chłopak poprawił się na łóżku. Odniosłem dziwne wrażenie, że nie chciał mi tego mówić. Byłem ciekawy, ale nie zamierzałem naciskać.
Miałem tylko nadzieję, że to nie ja jestem powodem jego pracoholizmu. To byłoby dość przygnębiające, gdyby spędzał w pracy tyle czasu, tylko po to by nie spędzać go w domu ze mną...
Może po tych dwóch latach w stałym związku zatęsknił za zmienianiem partnerów jak rękawiczki. W takim razie pierścionek chyba mogę wyrzucić...
Już miałem się podnieść z łóżka i wyjść, gdy Noah w końcu się odezwał.
- Nawet lubię pracę dla firmy Yv - stwierdził bez zbytniego przekonania.
Czułem, że wzbiera we mnie złość.
- Ale to nie znaczy, że musisz...
- Poza tym - przerwał mi - im lepiej radzi sobie firma, tym większej liczbie niewolników może pomóc moja siostra.
Zaskoczył mnie tym. Nie sądziłem, że Noah nadal myśli o niewolnictwie. Ja sam przez jakiś czas próbowałem o tym zapomnieć, ale nie było to łatwe, mieszkając w jednej willi z dwoma byłymi niewolnikami i moim byłym panem. Wiedziałem, że Yv pomaga niewolnikom i zna też parę osób, które zajmują się tym samym, ale frustrowało mnie, że sam nie mogę nic z tym zrobić. Skończyło się na tym, że Yv prosiła mnie czasem, żebym pomagał jej przy ''trudnych'' niewolnikach, bo uznała, że całkiem nieźle sobie z tym radzę. Nie było tego wiele, ale to zawsze lepsze niż nic.
- Nie wiem.. co powiedzieć... - odpowiedziałem szczerze. - Ty... chcesz, by mogła ich uwolnić...
Byłem jednocześnie zachwycony tym, co robił i zawstydzony, że nie mogłem zrobić czegoś podobnego.
- To Yv się tym zajmuję, ja w zasadzie nie mam z tym nic wspólnego - stwierdził, patrząc na mnie. - Ja jej tylko pomagam zarobić. Ty masz lepsze podejście do niewolników.
Pewnie dlatego, że wiem jak oni się czują...
- Nie uratujemy wszystkich - powiedział ponuro. - Nie możemy zakończyć handlu, ale możemy pomóc niewolnikom, udając, że jesteśmy po stronie handlarzy.
- Mogłeś mi o tym powiedzieć - mruknąłem, spuszczając wzrok.
Chłopak chwycił mnie za dłoń, a drugą ręką za podbródek, zmuszając, bym na niego spojrzał.
- Najchętniej trzymałbym cię jak najdalej od przeszłości.
- To... miłe, ale... - brakowało mi słów - to się nigdy nie stanie. To że byłem niewolnikiem... już zawsze pozostanie gdzieś w mojej głowie.
Zamknąłem oczy i znowu to zobaczyłem. Korytarze, pokoje, sale do ''nauki'', pomieszczenia do kar. Nieważne jak bardzo chciałbym zapomnieć, te wspomnienia na zawsze pozostaną gdzieś tam z tyłu mojej głowy. Mogę być wolny, ale i tak już zawsze będę...
Noah przerwał moje rozmyślania, ściskając mnie mocniej za rękę.
To mnie przywróciło do rzeczywistości. Podniosłem się z łóżka.
- Nie żałuję tego, co było - powiedziałem mu z lekkim uśmiechem. - Gdyby nie to nie spotkałbym ciebie.
- Pamiętaj, że gdyby coś było nie tak - zaczął poważnie - cokolwiek, to mów mi o tym od razu, dobrze?
- Ciebie tyczy się to samo - odparowałem. - Mów mi o takich rzeczach... I obiecaj, że będziesz się oszczędzać.
Noah uśmiechnął się ciepło.
- Tobie mogę obiecać wszystko.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top