Dwa lata później. (Epilog)
Minęły dwa lata, a my nadal byliśmy parą. Cały czas mieszkaliśmy razem. Często przyjeżdżaliśmy do Yv lub ona i Erik do nas. Ja i Noah dogadujemy się, chociaż czasami się kłócimy. Żyjemy jak ludzie w normalnym związku, choć przez długi czas wydawało mi się, że nie jest to możliwe. A jednak mam chłopaka, dom i wolność. Noah nigdy mi nie rozkazuje, nie straszy mnie karą, ani nie wypomina, że byłem niewolnikiem, zazwyczaj to ja o tym myślę. Zastanawiam się nad tym, co by było gdyby kupił mnie ktoś inny, albo gdyby cokolwiek z tego co przeżyliśmy potoczyłoby się inaczej.
Już praktycznie nie mam koszmarów związanych z poprzednim życiem. Czasem tylko przypomina mi się dotyk Rogera na mojej skórze. Na szczęście nie widziałem go od ponad dwóch lat, od kiedy prosto w oczy powiedział mojemu panu, że mnie miał.
Raz czy dwa razy obudziłem się z koszmaru i bałem, że nadal znajduję się w ośrodku dla niewolników. Na szczęście był przy mnie Noah i natychmiast zaczął mnie uspokajać.
Staram się nie myśleć o przykrych doświadczeniach i skupiać na tych dobrych. Czasem gdzieś jeździmy, czasem mamy gości. Tak jak dzisiaj. Na kolację mają przyjechać rodzice Noah.
- Nie stresuj się - powiedział chłopak, chcąc mnie jakoś pocieszyć. Nie pomogło.
- Jak mam cię nie stresować? - zapytałem poirytowany, po czym opuściłem wzrok. - Oni za mną nie przepadają.
- Spokojnie, będzie dobrze. - Objął mnie ramieniem i pocałował. - Nie masz się czym przejmować.
- Mhm - mruknąłem nie przekonany.
Chciałbym myśleć, że tylko wyolbrzymiam, ale miałem potwierdzenie, gdy tylko pojawili się rodzice Noah. Jego ojciec się z nim przywitał, a potem omiótł mnie szybko spojrzeniem i odwrócił wzrok.
- A więc... nadal mieszkacie razem - burknął niechętnie.
- Jak widzisz - odezwał się Noah.
Widziałem, że to go zdenerwowało. Nie lubi kiedy ktoś jest dla mnie niemiły. Nawet jeśli to jego własny ojciec. Teraz nie widuje się z rodziną już tak często, bo absorbuje go praca, a kiedy ma chwilę wolnego spędza czas ze mną. Nie mam nic przeciwko, żeby jeździł do rodziców i powiedziałem mu, że nie musi poświęcać mi każdej wolnej chwili, ale on stwierdził, że wystarczy mu, że do siebie dzwonią co najmniej dwa razy w tygodniu.
Po tym dość niemiłym przywitaniu, usiedliśmy do stołu. Przez dość długi czas panowało krępujące milczenie. Nie zamierzałem się odzywać, Noah chyba tak samo. Jak dla mnie mogło to tak minąć. Kolacja, potem oni wyjdą, a ja postaram się zapomnieć, że ich zdaniem nie jestem odpowiednim partnerem dla ich syna.
Niestety mężczyźnie ta cisza, najwyraźniej zaczęła już ciążyć.
- Powiedz mi, Luke - zaczął nieśpiesznie. - Masz jakieś dalsze plany, czy zamierzasz być sponsorowany przez naszego syna?
- Tato - odezwał się ostrzegawczo Noah.
Posłałem mu uspokajające spojrzenie. Nie chciałem, żeby denerwował się jeszcze bardziej, ani żeby przeze mnie kłócił się z rodzicami.
- Na razie pracuje w bibliotece - odpowiedziałem grzecznie.
- W bibliotece?
- Tak.
- Mówiłem mu, że nie musi pracować, ale on się uparł - dodał Noah.
To prawda, Noah nie widział powodu, żebym pracował, ale ja nie zamierzałem być jego utrzymankiem. Skoro dostałem już od niego wolność i razem z Yv załatwił mi dokumenty, to mogłem normalnie podjąć pracę. Nie chciałem brać od niego też pieniędzy.
- A myślałeś o czymś innym, czy to szczyt twoich ambicji? - drążył temat jego ojciec.
Nie zamierzałem dać się wyprowadzić z równowagi. Mimo to nie podnosiłem na niego wzroku.
- Całkiem nieźle radzę sobie z roślinami - stwierdziłem - więc zastanawiałem się nad jakimś kursem florystycznym.
- Za który oczywiście zapłaci Noah - dodał od razu.
- Tato, przestań! - Noah nie wytrzymał. - Jeśli masz jakiś problem, to słucham.
Jego ojciec chyba chciał coś powiedzieć, ale się zawahał. Opuścił spojrzenie i wbił wzrok w swój talerz.
- Nie mówię nic takiego - uznał obojętnie. - Zastanawiałem się tylko, czy aby na pewno wszystko dobrze przemyślałeś.
- Bardzo dobrze wszystko przemyślałem - warknął. Już od dawna nie widziałem go tak rozzłoszczonego. - Lepiej powiedz wprost. Tutaj nie chodzi o pracę, ani ambicje. Nawet nie o to, że jest chłopakiem. Nie odpowiada ci, że Luke był... - uciął nagle.
- Niewolnikiem - dokończyłem, domyślając się, co chłopak miał na myśli.
Oczy wszystkich przy stole zwróciły się w moim kierunku. Nie spodobało mi się to, nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi, więc ponownie opuściłem wzrok. Znowu zapanowało nieprzyjemne milczenie, ale tym razem nie na długo.
- Jak ci się pracuje z Yv? - zapytała matka Noah.
Widać było, że usiłuje ratować sytuację i podtrzymać jakoś rozmowę. Nie byłem pewien, czy mnie lubiła, ale jeśli nie, to przynajmniej nie okazywała mi wprost takiej niechęci jak jej mąż.
- Dobrze - odpowiedział po chwili jej syn.
- Często się widujecie? - dopytywała dalej.
- Tak, w miarę często - mruknął. - Czasem my przyjeżdżamy do nich, a czasem oni do nas.
Noah najwyraźniej nie miał już siły na dalsze rozmowy, ale sam musiałem przyznać, że była to miła zmiana tematu. Wolałbym, żeby gadali dosłownie o czymkolwiek tylko nie o mnie. Temat niewolnictwa też jakoś mi nie odpowiadał, jako osoba, która dziesięć lat spędziła w ośrodku dla niewolników i była szkolona na zabawkę, a potem sprzedana, jestem do tego negatywnie nastawiony.
- Oni? - Kobieta wyglądała na zainteresowaną. - Masz na myśli Yv i tego jej chłopca, tak?
- Ma na imię Erik - odpowiedział i zwrócił się w stronę ojca. - I jest niewolnikiem.
- Proszę, czy moglibyśmy zakończyć już ten temat? - Tym razem to ja się odezwałem. Być może trochę zbyt głośno.
Znowu zwróciłem na siebie uwagę, czego zdecydowanie nie chciałem, więc spuściłem głowę i wbiłem wzrok w talerz.
Noah zrozumiał tę aluzję, jego mama raczej też, bo żadne z nich się nie odezwało.
- Aż tak ci nie odpowiada? - zapytał ojciec mojego chłopaka. Jak zwykle nie mógł przepuścić okazji, by dogryźć mi na temat niewolnictwa.
- To chyba oczywiste - warknął Noah, odpowiadając za mnie. - Przepraszam, masz rację, nie wracajmy do tego - dodał, odwracając się w moim kierunku.
Skinąłem mu głową na znak, że się zgadzam.
- Ekhem! - odchrząknęła znacząco kobieta.
Małżeństwo wymieniło ze sobą kilka bezgłośnych sugestii, w skutek czego mężczyzna był zmuszony ustąpić, i ewidentnie nie był z tego powodu zadowolony.
- Racja - powiedział w końcu, na powrót zajmując się swoim posiłkiem. - Nie mówmy już o tym.
Reszta kolacji minęła w spokojnej, ale dość napiętej atmosferze. Nie poruszano już tematu mojego ani innych niewolników, w ogóle niewiele już ze sobą rozmawiano. Obwiniałem się przez tę całą sytuację. Nie chciałbym być powodem złego kontaktu Noah z rodzicami.
Ojciec chłopak chciał porozmawiać z nim jeszcze na osobności, niestety obawiam się, że na mój temat. Nie za bardzo wiedziałem o czym mam rozmawiać z jego matką, więc przeprosiłem ją i zająłem się sprzątaniem po kolacji. Na ten wieczór postanowiliśmy dać wolne Harry'emu i Emily, którzy nadal dla nas pracowali, choć już nie w charakterze niewolników.
- Luke. - Aż podskoczyłem, gdy usłyszałem głos kobiety.
Byłem zajęty układaniem naczyń w zmywarce i nie spodziewałem się, że ktoś tu przyjdzie.
Odwróciłem się w stronę mamy Noah.
- Przepraszam, nie zauważyłem pani. Mogę w czymś pomóc? - zapytałem uprzejmie.
Kobieta uśmiechnęła się do mnie ciepło.
- Nie przejmuj się gadaniem mojego męża. - Machnęła lekceważąco ręką. - Martwi się o Noah. Nasz syn nigdy nie miał szczególnie udanego związku, ale skoro jesteście ze sobą już tak długo, to naprawdę musi się wam układać.
Nie byłem pewien, czy te słowa miały mnie pocieszyć, czy zdołować. Często słyszałem, że Noah szybko się nudzi albo że zmienia swoich partnerów jak rękawiczki. Z tego co się orientowałem, najdłużej był z Jamesem Maddisonem, z którym nadal utrzymywał przyjacielskie relacje. Nie podobało mi się to, ale nic nie mogłem na to poradzić.
Kiedy byłem niewolnikiem cały czas towarzyszył mi strach, że mój pan się mną znudzi i odda. Bałem się tego, nawet po tym jak mnie uwolnił. Naprawdę nie miałem ochoty znowu słuchać o tym jaki mój chłopak jest niestały w uczuciach.
- Chcemy, żeby Noah był szczęśliwy - stwierdziła jego matka.
- Ja też tego chcę - powiedziałem, chociaż mniej pewnie niż bym tego chciał.
Nie patrzyłem na nią, ale w pewnym momencie położyła mi dłonie na ramionach, więc podniosłem na nią wzrok. Z tym ciepłym matczynym uśmiechem, muszę przyznać, że przypominała mi Yv.
- Życzę wam wszystkiego dobrego - oznajmiła. - Skoro tyle przetrwaliście, to te głupie zaczepki też was nie poróżnią.
- Dziękuję - odpowiedziałem, również się do niej uśmiechając.
Krótko po tym jak Noah skończył rozmowę z ojcem, poszedł pożegnać się z matką. Ja w tym czasie postanowiłem podejść do jego taty. Mężczyzna czekał już przed samochodem, paląc papierosa. Nie zdziwiło mnie to, że nie zamierzał się ze mną pożegnać. Skinął mi tylko głową, gdy szedł pogadać z synem. Zazwyczaj tak właśnie robił. Jego żona była bardziej wylewna.
- Proszę pana - zacząłem, podchodząc do niego.
Spojrzał niechętnie w moją stronę i strzepał nadmiar popiołu. Wzdrygnąłem się, nie mam zbyt dobrych doświadczeń z papierosami, nadal mam bliznę w miejscu, gdzie poparzył mnie Roger.
- Chciałem panu podziękować - powiedziałem w końcu.
Wyraźnie go to zaskoczyły. Przyglądał mi się, jakby próbował ocenić, czy sobie z niego żartuje.
- Za co niby? - zapytał zdziwiony.
- Za to że mnie pan kupił - odpowiedziałem szybko. - Gdyby nie to, nigdy nie spotkałbym Noah.
Rzucił niedopałem na ziemię i rozdeptał go.
- Wybrałem chłopaka, który moim zdaniem najbardziej spodobałby się Noah. Równie dobrze mogłem wybrać kogoś innego - dodał, wzruszając ramionami.
- A jednak wziął pan mnie - ustawałem przy swoim. - Dziękuję.
Zmierzył mnie uważnie wzrokiem. Może i dla niego to była zwykła głupota, głupi zbieg okoliczności, ale dla mnie to było bardzo ważne. Nie lubił mnie, w porządku, ale prawda była taka, że gdyby nie on nie miałbym tego, co miałem teraz. Wolności. Chłopaka. Domu. Trafiłbym do innego pana, albo do burdelu.
Gdyby nie on, nie miałbym niczego.
- Nie ma za co - westchnął w końcu i spojrzał na mnie przychylniej niż do tej pory. - Wiesz, to nie tak, że cię nie lubię. Po prostu chcę dla Noah dobrze. Nigdy nie był w poważnym związku, a tu wybiera sobie niewolnika. Miałeś być tylko jego zabawką, a tu proszę... zakochał się.
Przez chwilę staliśmy w milczeniu. Na dworze było zimno, ale mimo to że marzłem, cieszyłem się, bo wyglądało na to, że w końcu zostałem chociaż w jakimś stopniu, zaakceptowany przez ojca mojego chłopaka.
- Nie chcę być ciężarem dla pana syna - zapewniłem go. - Nie oczekuję, że będzie mnie utrzymywał, próbuję radzić sobie sam.
- Tak, rozumiem. Ale pochodzicie z dwóch różnych światów... Mimo to nie chcę stracić syna, więc chyba będę musiał to zaakceptować. - Poklepał mnie po ramieniu. Zaskoczyło mnie to. Mimowolnie się wzdrygnąłem. - Skoro go uszczęśliwiasz, to chyba nie mam nic do tego.
Zaraz po tym przyszedł Noah i jego mama. Kobieta jeszcze raz uściskała mnie na pożegnanie. Całe napięcie zeszło ze mnie dopiero, wtedy kiedy odjechali. Po wszystkim wziąłem długą kąpiel. Założyłem szlafrok i wróciłem do sypialni, gdy tam wszedłem, chłopak leżał już na łóżku i przeglądał coś na laptopie.
- I co, było aż tak strasznie? - zapytał, nawet na mnie nie patrząc.
- Mogło być dużo lepiej. - Położyłem się obok niego.
Zerknąłem na ekran, ale jak zwykle były tam tylko jakieś wykresy, z których nic nie rozumiałem.
- Mogło być też dużo gorzej - oznajmił.
- Też racja - mruknąłem niechętnie.
Chłopak zamknął laptop i odłożył go na szafkę nocną. Spojrzał na mnie, a ja mimowolnie się zarumieniłem. Nawet po takim czasie potrafił zawstydzić mnie samym spojrzeniem.
- Nie przejmuj się. Było dobrze, tylko mój ojciec... Przepraszam cię za niego.
- W porządku. - Uśmiechnąłem się lekko. - Rozmawiałem z nim i chyba... jakoś się dogadaliśmy.
- Mimo to - zaczął, przysuwając się bliżej mnie - chciałem cię jakoś za niego przeprosić.
Oparł się na dłoniach po obu stronach mojej głowy i zaczął mnie całować po szyi.
- No to będziesz, musiał się nieźle postarać - mruknąłem, łapiąc za jego koszulę i ściągając mu ją.
- Wyzwanie przyjęte - wyszeptał mi do ucha.
Rzuciłem jego bluzkę gdzieś na bok, dłonie chłopaka w tym czasie zaczęły wsuwać się pod mój szlafrok. Pocałował mnie namiętnie, a ja przeczesywałem palcami jego włosy. Mój oddech i bicie serca przyśpieszały coraz bardziej.
Niestety w momencie gdy Noah chwycił moje kolano i zaczął sunąć dłonią w górę, rozległ się dźwięk przychodzącego SMS-a. Zdziwiło mnie to, bo nie pisało do mnie wiele osób, a już na pewno nie o tej porze.
Zaraz po tym SMS przyszedł do Noah.
- Kto ma takie zajebiste wyczucie czasu? - warknął chłopak.
- Sprawdź - odpowiedziałem mu.
Spojrzał na mnie przepraszająco, ale nie było mi przykro, sam również chciałem zobaczyć, kto do mnie napisał. Odsunął się niechętnie i sięgnął po telefon, ja zrobiłem to samo. Na szafce nocnej po mojej stronie znajdowała się lampka, książka, moja komórka oraz klucze do domu z przyczepioną do nich zawieszką z mojej starej obroży ''Własność Noah'' jako breloczkiem.
Nie wiem, czemu to przyczepiłem. Może z sentymentu?
- To twoja siostra - powiedziałem mu.
- No bo kto by inny? - mruknął.
- Do ciebie też wysłała zdjęcie?
- Aha...
- Takie samo jak mi?
Noah zajrzał mi przez ramie.
- Taa... - odpowiedział. - Jak do tego doszło?
Zdjęcie przedstawiało roześmianą Yv, pokazującą dłoń. Na palcu serdecznym znajdował się srebrny pierścionek z małym ciemnoniebieskim oczkiem. Przysłała też wiadomość: ''Ha! I co, frajerzy?!''
- Mnie ciekawi bardziej skąd on wziął tyle pieniędzy na pierścionek - stwierdziłem. - Wygląda na drogi.
- Znając Yv, to równie dobrze mogła sama go kupić i kazać mu się oświadczyć - odparł Noah, odkładając telefon.
- Tak, to nawet byłoby w jej stylu...
Wpatrywałem się w roześmianą twarz Yv i sam przy tym nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Cieszę się z ich szczęścia, chociaż muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiego obrotu spraw.
W końcu odłożyłem komórkę.
- A kiedy ja dostanę pierścionek? - zapytałem żartobliwie.
- Cóż... - spojrzał gdzieś na bok - kiedyś na pewno...
Poczułem, że się czerwienie, to było strasznie nieuprzejme z mojej strony.
- Eee... Znaczy wiesz ja wcale... Ja nie chcę wywierać na tobie żadnej presji. To wcale nie jest konieczne. Tylko żartowałem. Nie oczekuję czegoś takiego. Niczego nie oczekuję.
Przecież zaręczyny i ślub i tak niczego by nie zmieniły. I tak jesteśmy ze sobą, spędzamy wspólnie czas, mieszkamy razem, no i się kochamy. Ślub zmieniłby tylko tyle, że przejąłbym jego nazwisko i zaczął nazywać go mężem...
Mąż. Miło byłoby nazywać Noah mężem, ale...
- Co się dzieje? - zapytał, bo chyba zauważył, że coś mnie martwi.
- Nic - odpowiedziałem, unikając kontaktu wzrokowego. - Dałeś mi już wolość i powiedziałeś, że mnie kochasz. Nie potrzebuje niczego więcej.
Noah położył mi dłoń na policzki i zmusił, bym na niego spojrzał.
- Czyli co? - Wyglądał na zmartwionego. - Odmówiłbyś?
- Co? - Chyba źle go zrozumiałem.
- Gdybym zapytał, czy za mnie wyjdziesz? - doprecyzował. - Odmówiłbyś?
- Jasne, że nie!
Chłopak pocałował mnie delikatnie.
- A co byś mi powiedział? - zapytał, drocząc się ze mną.
Przewróciłem oczami.
- Tak. Odpowiedziałbym: tak. - To chyba było oczywiste.
- Czyli się zgadzasz - stwierdził i uśmiechnął do mnie.
- Tak. Czekaj, co?
Noah zbił mnie z tropu. Przestałem nadążać. O czym on mówił? Chłopak jednak tylko zaśmiał się i położył z powrotem na łóżku.
- Oficjalnie byłoby znacznie nudniej, nie sądzisz? - zapytał.
Patrzył na mnie, uśmiechając się, a ja czułem jak pali mnie twarz.
- Chyba nie rozumiem...
W końcu sięgnął do szafki i wyjął z szuflady jakieś małe pudełko. Serce zabiło mi szybciej. Czy to jest to, o czym myślę? Noah włożył mi pudełeczko w moje dłonie i zacisnął na nim palce.
Spojrzałem na nie z niedowierzaniem, a potem na niego. On tylko skinął głową.
- Kocham cię. I chcę być z tobą. - Pocałował moją dłoń. - A ty chcesz być ze mną?
- Głupie pytanie. Oczywiście, że tak.
Pudełko już przestało mnie interesować, po prostu rzuciłem mu się na szyję i go pocałowałem.
- -- --- ---- ----- ---- --- -- -
Rozdział ''Dwa lata później'' pełni funkcję epilogu, ale ostatecznie miał być jeszcze jeden bonusowy rozdział... A potem siła wyższa zmusiła mnie do spędzenia kilku godzin w pociągu i mi się nudziło...
Życzę miłego czytania! ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top