Biwak.

To lato było bardzo gorące. Oczywiście nie miałem nic przeciwko temu, żeby Noah chodził po domu bez koszulki. Nawet mi się to podobało.

Nasza willa była całkiem blisko miasta. Noah znowu miał mnóstwo pracy, więc wybrałem się tam kilka razy z Harry'm, który delikatnie mówiąc, nie był tym zachwycony. Zazwyczaj wolał nie opuszczać terenu willi. W sumie mu się nie dziwiłem, bo na początku miałem tak samo. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale na pewno nie zamierzałem zabierać go na stadion.

Tego popołudnia siedziałem w sypialni, czytając książkę. Wróciłem z pracy i na szybko coś zjadłem. Do kolacji, którą mieliśmy zjeść wszyscy razem, zostało jeszcze sporo czasu, więc pomyślałem, że dokończę powieść, której ostatnio jakoś nie mam czasu skończyć.

Nie zdążyłem nawet przeczytać jednego rozdziału, a do pokoju wszedł mój chłopak. Od razu zamknąłem książkę. Wyglądał na zmęczonego. Pocałował mnie i rzucił się na łóżko.

- Jestem wykończony - wymamrotał.

Odwróciłem się w jego stronę.

- Yv aż tak daje ci w kość? - zapytałem.

- Wspaniała jest z niej siostra, ale okropna szefowa - mruknął. - Chcę na wakacji.

- Kto by nie chciał? - Wzruszyłem ramionami.

Chłopak się podniósł i przesunął na łóżku, by usiąść tuż koło mnie.

- Nie idziesz jutro do pracy, prawda? - zapytał.

- Przecież jutro jest niedziela - odparłem. - Biblioteka jest zamknięta, a nie wszyscy przynoszą pracę do domu tak jak ty.

- Może gdzieś pojedziemy? - zaproponował, ignorując moją uwagę.

- Niby gdzie?

Noah zastanowił się chwilę, po czym wstał z łóżka.

- Co powiesz na wypad nad jezioro? - zapytał. - Znam jedno fajne miejsce niedaleko. Możemy wziąć namiot, śpiwory i tam przenocować.

Nigdy nie spałem pod namiotem. Miałem pewne wątpliwości co do tego pomysłu, ale widziałem, że Noah zaczął już wszystko planować, poza tym pewnie i tak prędzej czy później bym mu uległ. Więc po prostu się zgodziłem.

Nie za bardzo wiedziałem, co mam spakować, ale mój chłopak wszystkim się zajął. Całkiem szybko mu to poszło, no i mieliśmy wyjechać jeszcze dzisiaj, spędzić wieczór nad jeziorem i wrócić jutro.

Przebrałem się i powiedziałem o tym Harry'emu. O dziwo, bardzo ucieszyła go ta wiadomość. Nie podał mi żadnych szczegółów, ale i tak wiedziałem, że pewnie przemawia do niego perspektywa spędzenia czasu sam na sam z Emily.

Kiedy wszystko było gotowe Noah zabrał wszystko do samochodu, zajęliśmy miejsca i ruszyliśmy. Dojechaliśmy nad jezioro naprawdę szybko. Jeszcze po drodze chłopak powiedział mi, że jest to teren prywatny, należący do jego rodziny. W czasach gdy jeszcze tu mieszkali, bardzo często spędzali tu czas wolny. Zobaczyłem miejsce na ognisko i grube kłody ustawione wokół. W pobliżu był las, a nad jeziorem znajdował się drewniany pomost.

- Wracają wspomnienia - westchnął z nostalgią Noah.

- Dużo tych dobrych wspomnień? - zapytałem, chcąc nawiązać rozmowę.

- Niewiele - mruknął i wyszedł.

Czyżbym dotknął jakiegoś wrażliwego tematu. Też opuściłem pojazd.

- Znowu powiedziałem coś nie tak?

- Nie, nie - zaprzeczył szybko. - Ja tylko... nie lubię gadać o przeszłości.

Zauważyłem.

- Może ci pomogę? - zaproponowałem, widząc, że Noah wyciąga z bagażnika namiot.

Chłopak spojrzał na mnie wyraźnie zaskoczony.

- A potrafisz rozkładać namiot? - zapytał podejrzliwie.

Zastanowiłem się nad tym. Tak naprawdę nigdy nie spałem pod namiotem, nigdy też nie próbowałem go rozłożyć. W zasadzie to nadal nie byłem przekonany, co do pomysłu spania tutaj. Spędzenie nocy na dworze kojarzyło mi się bardziej z karą, na którą można skazać niewolnika.

Chociaż w sumie to co innego skoro Noah ma tu być ze mną.

- To nie może być nic trudnego, prawda? - Próbowałem zdobyć się na uśmiech.

- Nie. Wcale. - Starał się, by nie brzmiało to sarkastycznie.

Ostatecznie zajęliśmy się naszym obozowiskiem razem. Chociaż i tak to Noah odwalił najwięcej roboty, z resztą jak zwykle. Gdybym miał się tym zajmować sam, to na pewno skończyłoby się na spaniu pod gołym niebem, z powodu rozerwanego materiału namiotu.

Później poszliśmy nad wodę. Ja usiadłem na pomoście, a Noah poszedł popływać.

- Wejdziesz do wody? - zapytał, kiedy wrócił z powrotem w pobliże brzegu.

- Nie, dzięki - odparłem, nie podnosząc wzroku z nad telefonu. - Nie umiem pływać.

Chłopak nic na to nie odpowiedział, więc w końcu oderwałem się od ekranu, by na niego spojrzeń. Nie zapytał o nic, ale chyba czekał na jakieś wyraźnienia. To że moje życie stało się normalne, nie znaczyło, że w dwa lata można było nadrobić wszystko, co straciłem przez te dziesięć.

- W ośrodku nie mieliśmy żadnych zajęć na basenie, ani tym podobnych, więc się nie dziw - powiedziałem z rezygnacją.

On tylko wzruszył na to ramionami, po czym zanurkował i chyba wpłynął pod pomost.

Minęła chwila, a chłopak się nie wynurzył. Na początku pomyślałem, że znowu odpłynął gdzieś dalej od pomostu, ale zaniepokoiło mnie, że nigdzie go nie widziałem.

- Noah? - Odłożyłem telefon na bok i przesunąłem się bliżej krawędzi. - Noah!

Rozglądałem się, ale nie było po nim ani śladu. Zaczynałem coraz bardziej panikować. Coś mu się stało? Nie może się wynurzyć? Już miałem wchodzić do wody, gdy nagle jakaś dłoń chwyciła mnie za nadgarstek i wciągnęła do jeziora.

Mogłem się tego spodziewać. Jak zwykle dałem się podejść. Powinienem był przewidzieć, że Noah będzie miał jakiś głupi pomysł.

W jednej chwili cały świat wokół mnie przewrócił się do góry nogami, a ja wylądowałem w wodzie. Najpierw poczułem zimno, ale to uczucie szybko zniknęło. W uszach mi szumiało, nie odważyłem się otworzyć oczu. Nie zdążyłem złapać oddechu, a nie mogłem krzyknąć, bo nie chciałem utracić więcej powietrza. Desperacko machałem rękami na wszystkie stronu, próbując chwycić cokolwiek. Przy pomoście nie było głęboko, ale nie miałem pojęcia jak sprawić, by moja głowa znowu znalazła się na powierzchni. Moje stopy ciągle traciły podłoże.

W końcu udało mi się coś złapać, a raczej to coś chwyciło mnie. Noah pociągnął mnie do góry, pomagając mi się wynurzyć.

Natychmiast zacząłem pluć wodą i kaszleć. Trzymałem się chłopaka tak mocno, jakby od tego zależało moje życie.

- Zwariowałeś?! - krzyknąłem, gdy udało mi się pozbyć resztki wody z płuc. - Nie możesz się tak wygłupiać! Straszyć mnie, a potem wciągać do wody! Mówiłem ci, że nie umiem pływać! Nie puszczaj mnie!

- Nie zamierzam - zaśmiał się. Pewnie śmieszyła go ta cała sytuacja.

A może bawiło go to, że z taką łatwością zdołał wyprowadzić mnie z równowagi. Na ogół nie jestem kłótliwy. Raczej się bardzo nie kłócimy, drobne sprzeczki to co innego. Nie mam zbyt wielu powodów do krzyków, ale wiem, że mam prawo podnieść głos. Nie muszę już siedzieć cicho.

Ruszyliśmy się, a ja mocniej ścisnąłem ramiona chłopaka.

- Spokojnie, trzymam cię. - Starał się mnie uspokoić.

- Chcę do brzegu - poskarżyłem się błagalnie.

Nie musiałem długo go namawiać. Chłopak zabiera mnie z powrotem na pomost, podniósł mnie lekko i posadził na nim. Sam również usiadł koło mnie. Nie było aż tak zimno, ale zadygotałem się, gdy tylko zawiał wiatr. Rozejrzałem się za jakimś ręcznikiem albo kocem, a Noah otulił mnie ramieniem.

Wtuliłem się w niego, czując ciepło jego skóry. Po chwili zdjął mi mokrą koszulkę i nakrył moje ramiona swoją bluzą, którą zostawił na pomoście. Nigdy nie potrafiłem się na niego gniewać. Wrzucenie do wody, też wybaczyłem mu praktycznie na miejscu.

Noah pocierał moje ramiona, by mnie rozgrzać. Przejechał mi palcami po mokrych włosach i mnie pocałował. Na początku był to delikatny i powolny pocałunek, ale później już odważniejszy. Moje plecy szybko wylądowały na drewnianych deskach, a chłopak znalazł się nade mną. Jego usta zeszły na szyję, klatkę piersiową. Tłumienie jęków nie wychodziło mi już tak dobrze jak kiedyś. Zrobiło mi się gorąco i nadal oddychałem ciężko po tej kąpieli w jeziorze. Tymczasem on dotarł do moich przemokniętych spodenek.

- N-Noah... - Odepchnąłem go delikatnie, już ledwo łapiąc oddech. - Nie tutaj...

- A co, tu jest źle? - zapytał, udając urażenie, ale podniósł się i usiadł.

Uniosłem się na rękach i spojrzałem na niego przepraszająco.

- Nie, ale... - Nie potrafiłem znaleźć słów. W konsekwencji nic nie powiedziałem.

Jasne, że tego chciałem, ale może trochę później. Nie teraz, zaraz po wciągnięciu znienacka do wody. Nie tutaj, na twardym drewnianym pomoście.

Nie wiem, czy zrozumiał, o co mi chodzi, ale uśmiechnął się do mnie, po czym poszliśmy rozpalić ogień. Nie było to łatwe zważywszy na to, że byliśmy cali mokrzy, ale Noah poszło to całkiem sprawnie.

Usiedliśmy na przeciwko siebie na wielkich kłodach. Namiot ze śpiworami, poduszkami i kocami stał za nim, a trochę dalej samochód. Przebrałem się i wysuszyłem włosy, po czym zacząłem się ogrzewać przy płonieniach.

Noah przyniósł kiełbaski, które nabiliśmy na patyki i mieliśmy opiekać je nad ogniem. Czyli była to kolejna rzecz, o której nie miałem bladego pojęcia.

- Jest całkiem miło - stwierdził chłopak. - Powinniśmy wyjeżdżać tak częściej. Tylko ty i ja.

Mój kij zajął się płomieniami, po czym razem z kiełbaską wpadł do ognia.

Nie mam nic przeciwko częstszym wspólnym wyjazdom, ale będzie ciężko, skoro przerastają mnie nawet najprostsze czynności.

- Nie martw się - powiedział, obchodząc ognisko i podając mi swój patyk. - Nie musi ci wychodzić za pierwszym razem. Nigdy nie byłeś na biwaku.

Chłopak usiadł obok mnie i zaczął przygotować sobie drugą kiełbaskę, ja starałem się tym razem trzymać moją w bezpiecznej odległości od płomieni. Widząc to Noah, odłożył swoje jedzenie i objął mnie, łapiąc za ręce i nakierowując mój kijek do ognia.

- Zdałem sobie sprawę, że jest jeszcze wiele miejsc, w które cię nie zabrałem - oznajmił, przytulając mnie. - Możemy znowu wybrać się nad morze. Albo w góry. Lubisz naturę, więc moglibyśmy odwiedzić też jakiś park krajobrazowy.

- A jak miejsca się skończą? - zapytałem.

- To znajdziemy jakiś nowe - odparł szybko.

Przez chwilę panowała cisza. Robiło się już ciemno i pewnie gdyby nie ognisko odczuwalibyśmy większe zimno. Spojrzałem w górę i zobaczyłem gwiazdy. Mimo że nie byliśmy daleko od domu, tutaj nocne niebo było całkiem inne.

- Tylko proszę, nie opowiadaj strasznych historii - powiedziałem mu.

- Nie obiecuję - zaśmiał się Noah.

Zjedliśmy, długo rozmawialiśmy i nim się obejrzałem, zrobiło się już całkiem ciemno. Jedynym źródłem światła był ogień i rozgwieżdżone niebo. Zaczęły ogarniać mnie senność i zmęczenie.

- Chodźmy się położyć. - Poczułem, że Noah głaszczę mnie po włosach.

- Już idę - mruknąłem cicho. Nawet nie zauważyłem, kiedy zaczęły mi się zamykać oczy.

Poprawił jeszcze coś przy ognisku i wszedł do namiotu, a ja za nim. Chłopak zapiął wejście. Rozejrzałem się.

- Myślałem, że będzie mniejszy - powiedziałem bez namysłu. A przecież sam pomagałem go rozkładać.

- Mamy tu dość miejsca, prawda? - mruknął, kładąc się do swojego śpiwora. - No dobra, dobranoc.

- Dobranoc - odparłem machinalnie.

Przetarłem oczy i popatrzyłem na moje miejsce do snu. Szkoda, że mieliśmy dwa osobne śpiwory. Szkoda też, że szliśmy już spać.

Myślałem, że Noah miał ochotę na coś innego, ale trudno nie będę się narzucał. Pewnie jest zmęczony. Nawet jeśli dzisiaj wcześniej skończył, to przecież pracował, a potem ten wyjazd.

Położyłem się w swoim śpiworze, ale jakoś nie mogłem zasnął. Cały czas kręciłem się w miejscu. Zerknąłem w stronę Noah, wyciągnąłem rękę, żeby sięgnąć jego włosów, ale zawahałem się zanim ich dotknąłem.

- Śpisz? - zapytałem cicho.

- Nie - odpowiedział natychmiast.

- Jesteś już zmęczony? - zadałem kolejne pytanie.

- Nie - tym razem odparł po chwili.

Podniosłem się jak oparzony.

- To dlaczego się położyliśmy?

- Bo ty jesteś zmęczony - stwierdził od razu. - Już prawie zasypiałeś przy ognisku.

Przełożył się na bok, plecami do mnie, zupełnie ignorując, to co mówię.

- Nie jesteś zmęczony - zapewniłem go.

- Jesteś. Śpij już.

Chyba ja wiem lepiej, czy jestem, czy nie. Poza tym nie chcę teraz spać.

Poszedłem za intuicją. Wyszedłem do swojego śpiwora i przesunąłem się do niego.

- Co robisz? - zapytał zdziwiony, odwracając się na plecy.

Zdjąłem koszulkę i rozpiąłem zamek jego śpiwora.

- Luke?

Nic nie odpowiadając, usiadłem na nim okrakiem. Noah zaśmiał się tylko i obrócił nas tak, że teraz to ja byłem pod nim. Rzucił swój śpiwór gdzieś na bok, po czym sam pozbył się bluzki.

- Warto było mnie zaczepiać? - zapytał z chytrym uśmieszkiem.

- Tak - zaśmiałem się, a on mnie pocałował.

Bez wątpienia już dawno domyślił się, do czego zmierzam, ale chciał się jeszcze trochę ze mną podrażnić. Jednak mi to nie przeszkadzało. Nawet lubię ten jego charakterek.

Jego gorące wargi schodziły coraz niżej, zostawiając mokre i czerwone ślady na moim brzuchu. Zsunął moje spodnie na kolana i zapewne z bokserkami zrobiłby to samo, gdybym tylko się nie odezwał.

- Czek... czekaj - wydyszałem.

Noah zaprzestał jakichkolwiek czynności i uniósł się, podpierając na rękach.

- Zdecyduj się - powiedział nagląco. - Mam zaczynać czy przestać?

W mroku nie byłem w stanie dostrzec wyrazu jego twarzy.

- Nie... nie o to mi chodziło. Ale... - Czułem, że się czerwienie, wiedziałem, co chcę mu powiedzieć, ale nie byłem pewien jak to zabrzmi. - Mogę najpierw ja?

Przez chwilę panowało milczenie, odwróciłem głowę. Zapewne Noah nie widział mojej miny podobnie jak ja jego, ale z nim nigdy nie można być niczego pewnym. W końcu chłopak się zaśmiał i złożył na moich ustach szybki pocałunek.

- To słodkie - stwierdził.

Chyba zrozumiał, o co mi chodzi, bo pozwolił mi wysunąć się spod niego, gdy on się położył na plecach.

- Jesteś pewien? - zapytał, głaszcząc mnie po włosach.

- Mhm - mruknąłem w odpowiedzi.

Zsunąłem mu dresy, a potem bokserki. To nie był pierwszy raz, kiedy to robiłem, ale zawsze się stresowałem. Zazwyczaj pozwalam, by to Noah wszystkim się zajmował, więc w odróżnieniu od niego nie miałem takiego doświadczenia i zapewne nie radziłem sobie aż tak dobrze jak on.

Ująłem w dłoni jego męskość i zacząłem powoli poruszać ręką, słuchając przy tym jak oddech Noah przyśpiesza. Czułem jak jego penis robi się coraz twardszy. Polizałem całą jego długość, ale również zawahałem się z dalszymi poczynaniami. Miałem wrażenie, że moje serce zaraz wyskoczy z piersi.

Wtedy poczułem, że chłopak kładzie mi dłoń na głowie. Noah nigdy nie szarpał mnie za włosy, nawet kiedy próbowaliśmy ostrzejszego seksu. Wiedział, że tego nie lubię, kiedyś powiedziałem mu, że mam z tym złe doświadczenia. Tym razem też tego nie zrobił, tylko lekko przeczesał mi je placami. Jednak to wystarczyło, by trochę mnie ośmielić. Zebrałem się na odwagę i włożyłem sobie jego członka do ust. Zacząłem poruszać głową i szybko dołożyłem pracę językiem. Noah jęknął z zadowolenia, choć próbował powstrzymać te dźwięki. Poruszałem głową w górę i w dół, po czym pozwoliłem mu dojść w moich ustach i wszystko połknąłem.

Spojrzałem na Noah, ale nadal nie widziałem dość dobrze, by zobaczyć jaką ma minę. Wolałem założyć, że mu się podobało, a on utwierdził mnie w tym głaszcząc dłonią mój policzek. Trochę zakłopotany zagryzłem dolną wargę. Czułem, że jestem cały czerwony, było mi strasznie gorąco.

Chłopak postanowił, że musi mi się za to odwdzięczyć, a ja oczywiście nie potrafiłem powstrzymywać tych krępujących odgłosów równie dobrze.

Po chwili Noah wyciągnął ze swojej torby buteleczkę lubrykantu. Wkładając we mnie pierwszy palec, chłopak zajął się powiększaniem liczby malinek na moim ciele. Moje zmysły nie wiedziały, na czym powinny skupić swoją uwagę. Szybko dołożył dwa pozostałe palce, a jego ruszy stały się jeszcze intensywniejsze. Jęknąłem głośno.

- Ciszej - zaśmiał się Noah, po czym dodał szeptem. - Ściągniesz nam na kark dzikie zwierzęta.

Już prawie zapomniałem, że znajdujemy się w pobliżu lasu. A w tym momencie wyjątkowo mnie to przestraszyło.

-  Tu są dzikie zwierzęta? - szepnąłem. - Nie mogłeś powiedzieć mi wcześniej?

- Spokojnie, żartowałem. - W przeciwieństwie do mnie brzmiał, jakby się doskonale bawił. - Zresztą nie ma tu żadnych dużych zwierząt, jak niedźwiedzie, czy wilki.

Odetchnąłem z ulgą, chociaż nadal byłem zdenerwowany.

- Mógłbyś mnie tak nie straszyć? - zapytałem urażony.

W tym momencie wyjął ze mnie swoje palce, o których też zdążyłem na chwilę zapomnieć. Jęknąłem, już nie przejmując się żadnymi leśnymi zwierzętami.

- Nie obiecuję - odparł, a ja byłem pewien, że się uśmiecha. - Dobrze wiesz, że ze mną nigdy nic nie wiadomo.

To była absolutna prawda.

- Przynajmniej nie jest nudno - stwierdziłem.

Noah zaśmiał się na to i usadowił między moimi nogami. Wszedł we mnie, a ja głośno krzyknąłem. Zabolało, ale starałem się tego po sobie za bardzo nie pokazywać. Miałem też nadzieję, że w ciemności nie było widać moich łez. Chłopak zaczął się poruszać, na początku powoli, później coraz szybciej. Ból w końcu zmienił się w przyjemność, a ja jęczałem i wiłem się pod nim, gdy zaczął trafiać w mój wrażliwy punkt. Zarzuciłem mu ręce na szyję i wtuliłem się w niego. Oboje czuliśmy na swojej skórze przyśpieszone oddechy. W końcu doszedłem, a on niedługo po mnie.

Zasnąłem wyczerpany i przytulony do gorącego ciała Noah. Ostatnim co pamiętam, było to jak nakrywał nas obu swoim śpiworem.

No dobra, biwaki jednak są fajne. Możemy mieć takich więcej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top