9.

Obudziłem się na łóżku, przykryty kołdrą. Rozejrzałem się, ale pana nie było już w pomieszczeniu. Nawet nie pamiętam, kiedy zasnąłem i nie wiedziałem, kiedy zostałem przeniesiony na łóżko.

Wstałem i pierwszą rzeczą, którą zrobiłem, było skreślenie daty w kalendarzu. To był ten dzień, minęło siedem dni. Zgodnie z pierwotnym planem, to miało być dzisiaj.

Zastanawiałem się, czy mój właściciel aby przypadkiem się nie rozmyśli. W końcu może robić, co chce, w przeciwieństwie do mnie. Ta myśl nie dawała mi spokoju przez cały dzień, z zamyślenia wyrwał mnie dopiero dźwięk otwieranych drzwi.

- Mam dla ciebie zadanie - oznajmił, zaraz po wejściu mój pan.

- Oczywiście, panie. Jakie ono jest? - zapytałem szybko.

Powiedziałem sobie, że teraz będę idealnym niewolnikiem, ale chyba trochę przesadziłem z chęciami, bo chłopak dziwnie na mnie spojrzał. Mimo to postanowił, jednak tego nie komentować.

- Może zacznijmy od tego, że jeśli je dobrze wykonasz to spotka cię nagroda, a jeśli źle to oczywiście kara - powiedział, siadając na łóżku. - I nie taka jak ostatnio, tylko prawdziwa. Pamiętam podpunkty, które mnie zainteresowały na twojej liście, no i sam też jestem dość pomysłowy.

Gdy pan pocałował mnie pod pretekstem ukarania, byłem niewinny, ale nie wątpiłem w to, że mógł zastosować prawdziwą karę, jeśli by tego chciał.

- Dobrze, panie. Rozumiem. - Skinąłem głową, nie okazując już takiego entuzjazmu, ale starając się pokazać gotowość do wykonania zadania.

- Pocałuj mnie - rozkazał obojętnie. - Decyzja zależy od tego czy mi się spodoba.

Na jego twarzy nie dostrzegłem niczego, co mogłoby świadczyć o tym, że to żart. Podszedłem, więc do niego ostrożnie i zbliżyłem swoją twarz do twarzy właściciela. Nie cofnął się, ale zamknął oczy. Chyba po to by poszło mi łatwiej. Naprawdę mam to zrobić?

Przełknąłem głośno ślinę, ale on się nie ruszył. Czekał. Nigdy się nie całowałem, jedyne moje doświadczenie opierało się na tym, co zrobił mi pan, by mnie ''ukarać''. Odtworzyłem to sobie w głowię, odetchnąłem głęboko i wbiłem się ustami w jego usta. Chyba się tego nie spodziewał. Zamknąłem oczy, nie chciałem widzieć jego spojrzenia.

Później jakoś poszedłem za impulsem. Wsunąłem mu język do ust, a palcami przeczesałem jego włosy. Moje serce biło jak szalone. To było dla mnie niesamowite przeżycie, czułem się, jakbym mógł coś robić, sam decydować o sobie, ale oczywiście była to tylko ułuda.

Mam też świadomość, że poniosło mnie na koniec, bo nim całkowicie oderwałem się od ust chłopaka, ugryzłem jego dolną wargę...

Cofnąłem się czym prędzej spuszczając wzrok. Czekałem na wyrok.

- Powiedziałem, że masz mnie pocałować, a nie ugryźć - stwierdził, dotykając ust dłonią i oglądając ją tak, jakby spodziewał się ujrzeć tam krew.

Czyli jednak kara. Wiedziałem, powinienem być nieśmiały i delikatny. To pewnie taki powinien być ten pocałunek. W końcu jestem niewolnikiem i to on ma tu władze nade mną.

- Yv powiedziała, że mam ci pokazać ogród - oznajmił, wstając z łóżka.

To miała być nagroda? Gdybym wiedział, bardziej bym się przyłożył. W końcu mógłbym wyjść na zewnątrz, zażyć choć namiastki wolności. A teraz? Nie dość, że nic z tego, to jeszcze czeka mnie kara.

- Wyszukaj sobie jakąś bluzę z długim rękawem. Na dworze może być zimno - powiedział i wyszedł, zostawiając mnie samego.

Co? Jednak nagroda? Czemu? Przecież pocałunek mi nie wyszedł.

Mimo to wrócił po mnie po chwili. Chociaż nic z tego nie rozumiałem, wykonałem polecenie i ubrałem coś cieplejszego. Mój właściciel zaprowadził mnie do drzwi przez, które wyszliśmy od razu do ogrodu. Niewiele myśląc, chciałem pójść od razu na przód, ale zatrzymał mnie pan.

- Ej! - Chwycił mnie za rękę, gdy tylko zrobiłem krok do przodu. Spojrzałem na niego przestraszony, ale wtedy jego twarz się zmieniła. Puścił mnie i dodał już łagodniej. - Tylko nie próbuj uciekać.

Nie miałem nawet takiego zamiaru, ale pokiwałem tylko twierdząco głową.

Właściciel oprowadzał mnie po ogrodzie jak wcześniej po rezydencji. Było tam pięknie, ogród był wielki i pełen życia. Kwiaty, altana, rzeźby i fontanna w centralnej części, która była jeszcze okazalsza niż tak, którą mijałem pierwszego dnia.

- Yv uświadomiła mi, że jeszcze ani razu nie byłem z tobą na zewnątrz - powiedział w pewnym momencie chłopak. - Podoba ci się?

- Bardzo. Znaczy... Tak, panie. Podoba mi się - poprawiłem się, znów próbując ukryć swój entuzjazm. Tym razem szło mi to o wiele ciężej, bo strasznie mi się tu podobało.

- Widzę - zaśmiał się, patrząc na mnie. - Chcesz zobaczyć coś jeszcze?

Odetchnąłem, próbując się uspokoić i skupiłem na tym, by moja odpowiedź brzmiała tak jak należy.

- Jeśli to nie kłopot, panie.

- Więc chodźmy.

Mój właściciel zaprowadził mnie na niewielką polanę za rezydencją. Z trzech stron ogradzał ją wysoki żywopłot, a z jednej ściana domu. Stało na niej samotne drzewo z rozłożystymi gałęziami, małe oczko wodne i drewniana huśtawka.

- Zapomniałem już jak tu ładnie - westchnął, po czym położył się na trawie mniej więcej na środku polany.

Rozejrzałem się i napawałem widokiem. Kto by pomyślał, że po tylu latach szkolenia się na niewolnika i praktycznie ciągłym przebywaniu w zamknięciu, będę tak zachwycał się naturą. Może jeśli będę grzeczny i go zadowolę, zabierze mnie tutaj jeszcze raz...

- Luke.

Od razu zwróciłem się w stronę pana. Zdążył się już podnieść do pozycji półsiedzącej i poklepał miejsce obok siebie.

- Chodź tu.

Wykonałem polecenie i usiadłem we wskazanym przez niego miejscu, a on pochylił się mocno w moją stronę.

- Teraz nie ruszaj się przez chwilę, dobrze?

Nie byłem pewien, czy będę w stanie się odezwać, więc pokiwałem tylko lekko głową. Oparł się na prawej ręce i umieścił swoje kolano między moimi udami. Drugą dłoń położył mi na policzku, nie pocałował mnie od razu. Oparł swoje czoło o moje, po czym przejechał mi palcami po karku, wywołując u mnie dziwny dreszcz. Jego dłoń wróciła na mój policzek w chwili, gdy jego usta dotknęły moich. Najpierw musnęły je delikatnie, a potem zaczęły całować. Powoli, leniwie. W pewnym momencie przejechał kciukiem po moim podbródku, rozchylając w ten sposób moje wargi i wpuszczając do środka swój język. Nie mogłem zaprotestować, kiedy jego kolano zaczęło coraz bardziej przybliżać się do mojego krocza. Nie czułem przez to dużego dyskomfortu, ale trochę mnie to przestraszyło.

Mimo wszystko było mi dobrze, to co robił mój pan było miłe i różniło się od tego, co robił wcześniej. Może chciał mi pokazać, jak się całuje, albo jak to miało wyglądać. Oderwał się od moich warg i zjechał na szyję, a ja jęknąłem cicho. Nie chciałem, samo mi się wyrwało, ale pan chyba nie miał z tym problemu, bo nie przerwał czynności. Było mi coraz cieplej, kiedy jego usta i gorący język dotykały mojej skóry. Czułem się dziwnie, i nagle moje spodnie zrobiły się strasznie ciasne.

Chłopak nagle się zatrzymał i odsunął trochę. Byłem cały czerwony, gdy wszystko do mnie dotarło. To nie powinno się wydarzyć.

- Przepraszam, panie. Ja... muszę... Zaraz wracam - powiedziałem, wstając i uciekłem nim zdążył coś powiedzieć.

Nie wiedziałem nawet gdzie mógłbym pójść. Jedyne miejsce, które przyszło mi do głowy to łazienka w ''moim'' pokoju i tam też się udałem. Było mi tak strasznie wstyd... Jak mogłem do czegoś takiego dopuścić? I co pan sobie teraz o mnie pomyśli?

Gdy uporałem się już z tym problemem, wróciłem do ogrodu, na polanę, na której byliśmy wcześniej, ale nikogo tam już nie było.

- Panie? - zawołałem nieśmiało, ale nie uzyskałem żadnej odpowiedzi.

Powinienem wrócić do pokoju, czy go poszukać? Nie. Nie wolno mi nigdzie łazić samemu bez pozwolenia. Muszę wracać. Ale... nie śpieszyło mi się też do opuszczania ogrodu. Z ociąganiem, skierowałem się w stronę drzwi rezydencji, gdy moją uwagę przykuł krzew żółtych róż. Nigdy takich nie widziałem. 

Nie wiem, jak długo przyglądałem się kwiatom, ale na ziemię sprowadziło mnie wołanie.

- Luke!

Zaskoczony, odwróciłem się tak gwałtownie, że przejechałem lewą ręką po kolcach.

- Kurwa! Wszędzie cię szukam. Chodź tu - warknął mój właściciel. No super, znowu go rozgniewałem.

Bez dalszej zwłoki, wykonałem rozkaz, cały czas pilnując, by nie spostrzegł mojej dłoni, która zaczynała piec.

- Nie chciałem krzyczeć - westchnął, gdy już znalazłem się przy nim. - Już... w porządku? - Spojrzał na moje spodnie, a potem znów na mnie, a moja twarz oblała się rumieńce.

- T-tak, panie. Przepraszam.

- Już dobrze. Chcesz jeszcze tu zostać, czy wolisz wracać do rezydencji?

Ręka bolała coraz bardziej i nie byłem pewien, czy nie tracę kontroli nad mimiką twarzy. Schowałem ją jeszcze bardziej za plecy.

- Wolałbym wrócić do środka - odparłem. - Ale oczywiście decyzja...

- Nie kończ - przerwał mi i ruszył w kierunku drzwi, więc posłusznie poszedłem za nim.

Nie odezwał się do mnie ani słowem przez całą drogę, dlatego ja też milczałem. Dopiero jak zatrzymaliśmy się przez ''moim'' pokojem, spojrzał na mnie wyczekująco.

- Powiesz mi w końcu dlaczego cały czas ukrywasz lewą rękę? - zapytał.

Zaskoczył mnie, nie sądziłem, że zauważył. Spuściłem tylko wzrok, nie mówiąc niczego. Wkurzy się jak to zobaczy.

Bez słowa otworzył drzwi pokoju i wprowadził mnie do środka, złapał za ramiona i posadził na łóżku. Położyłem jedną dłoń na drugiej, by nie było widać ran.

- Pokaż ją - polecił.

- To naprawdę nic, panie - odparłem cicho, ze wzrokiem wbitym we własne ręce.

- Pokaż - powtórzył ostrzej, a gdy nadal nie chciałem tego zrobić, szarpnął za mój lewy nadgarstek i sam obejrzał dłoń. - Podrapałeś się o róże.

- Tak, panie...

Puścił mnie i poszedł do łazienki. Wrócił po chwili z małą walizeczką z czerwonym krzyżem. Nawet nie wiedziałem, że jest tu apteczka.

- To może zaboleć - oznajmił, wyciągając jakąś buteleczkę.

Głośno syknąłem z bólu, gdy polał moją dłoń przezroczystą cieczą.

- Ostrzegałem.

Zadrapania piekły jeszcze bardziej i zaczęły się pienić. Po chwili chłopak wyciągnął bandaż i opatrzył luźno moją dłoń.

- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?

- Nie chciałem sprawiać kłopotów... - wymamrotałem cicho.

- I tak mam z tobą kłopoty - stwierdził mój pan.

To zabolało. Znaczy, że nie zabawię tu długo. Ale ja nie chcę, żeby mnie oddawał. Tyle że moje zdanie nie jest nic warte. Właściciel odłożył apteczkę z powrotem do łazienki, a ja myślałem, jak mógłbym się poprawić. Może dobrowolne poddanie się karze, załagodzi sprawę?

- Jaka będzie kara? - zapytałem, gdy wrócił do pokoju. - Jeśli można spytać, panie.

- Za co?

Czy to było podchwytliwe pytanie?

- Za zranienie się.

- W ośrodku dostałbyś za to karę? - spytał, krzyżując ręce.

- Blizny i rany obniżają cenę towaru, a do zranienia doszło z mojej winy.

- Strasznie ci tam zrąbali psychikę, wiesz? Ale nic. Nie będę cię karał za takie coś. Boli cię ręka?

Prawidłowa odpowiedź to chyba: ''nie''. W końcu niewolnik z wysoką tolerancją bólu jest lepszy niż ten z niską. Ale mój pan niestety zauważył, że coś kombinuję.

- Tylko szczerze - zaznaczył.

- Tak... - odparłem szczerze.

- Więc to powinno ci wystarczyć - odparł, wzruszając ramionami. - Nie chcę, żeby bolało cię bardziej.

- Panie - zawołałem, gdy był już przy drzwiach i nie wiem, czy to nie był błąd. Ale chłopak odwrócił się i spojrzał w moją stronę. - Dziękuję... Za opatrzenie ręki i pokazanie ogrodu.

Uśmiechnął się na tę słowa.

- Nie ma za co - odparł, zanim wyszedł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top