8.
Całe życie tłumiłem w sobie emocje. Robiłem to cały czas. Wiedziałem, co ze mną będzie, więc po co mieć nadzieje, że może być inaczej?
Nie możesz odczuwać złości. Nie możesz odczuwać smutku. Nie możesz odczuwać radości. Najlepiej nie czuj nic. Rób to, co każe ci pan. Dostosuj się. Czuj to, czego on od ciebie chce. Nie sprzeciwiaj się. Nie rozczaruj go.
Cały czas sobie to powtarzam, a mimo to zrobiłem, to co zrobiłem.
Mój pan przychodził jeszcze później kilka razy, ale go nie wpuściłem. Ale mi się za to dostanie...
Jednak dostałem trzy posiłki, więc karą raczej nie miała być głodówka. Następnego dnia było już jakiś czas po śniadaniu, gdy znowu rozległo się pukanie.
- Kto tam? - zawołałem, spodziewając się usłyszeć głos właściciela. Wczoraj po kolacji próbował jeszcze dwa razy, ale dzisiaj od rana nic.
- Przyniosłam obiad - oznajmił głos służącej.
Trochę się zdziwiłem, bo wydawało mi się, że jest jeszcze za wcześnie, ale otworzyłem drzwi i rzeczywiście zobaczyłem kobietę, która przynosiła mi posiłki. Tyle że tym razem niczego ze sobą nie miała. Problem zaczął się dopiero później, gdy służąca odsunęła się nagle i w przejściu pojawił się mój pan.
Spanikowany próbowałem zamknąć mu drzwi przed nosem, ale przytrzymał je. Wiedziałem, że już się z tego nie wywinę.
- No nareszcie! - warknął, wchodząc do środka. - Rozumiem, że potrzebowałeś czasu, ale wczoraj tyle razy mówiłem, żebyś mnie wpuścił. Jeśli chodzi o to, co powiedziałeś, to...
- Uderz mnie - powiedziałem szybko, spuszczając wzrok.
Mój właściciel był wyraźnie zaskoczony. Przez chwilę w pokoju panowała cisza, służąca już dawno zdążyła odejść.
- Co? - zapytał w końcu.
- Uderz mnie, ale nie zmuszaj do rozmowy o wczorajszym. Proszę...
Chłopak westchnął głośno, bardzo bałem się tego co będzie teraz.
- Ja nie jestem zły, tylko...
- Proszę - jęknąłem błagalnie. - Ja wiem, że powiedziałem coś głupiego. Już więcej tego nie zrobię. Obiecuję.
Miałem świadomość, że nie powinienem mu przerywać, ale naprawdę nie chciałem o tym rozmawiać. Może daruje mi ten jeden jedyny raz?
Wzdrygnąłem się, gdy właściciel położył mi dłonie na ramionach, ale on tylko lekko mną potrząsnął.
- Słuchaj, albo porozmawiasz ze mną, albo zaprowadzę cię do Rogera. Przy nim jesteś bardziej rozmowny - zagroził, a mnie przeszył dreszcz na samą myśl.
Podniosłem na niego wzrok, ale nie potrafiłem ocenić, czy mówi poważnie czy nie. Nie chciałem, by prowadził mnie do Rogera. Byłem przerażony, ale starałem się jakoś ukryć drżenie kolan i ramion.
- Nie, panie, proszę... - jęknąłem błagalnie.
- Nieważne, i tak nie mam na to czasu. Chodź - powiedział i pociągnął mnie w stronę wyjścia.
To pewnie wyglądało komicznie, bo zaparłem się nogami, byleby tylko stawić jakiś opór, ale mój pan nie zwracał na to uwagi, był ode mnie o wiele silniejszy.
- Panie, nie, nie, błagam. Proszę, nie. Błagam, panie...
Nawet nie zwróciłem uwagi na to dokąd mnie prowadzi. Tak bardzo nie chciałem znowu spotkać Rogera. Nie chciałem, by mnie skrzywdził. Zorientowałem się, gdzie jesteśmy dopiero, gdy zatrzymaliśmy się przed dużą kanapą. To był pokój mojego właściciela. Ktoś siedział przede mną, ale nie podnosiłem na tę osobę wzroku.
- To on? - Zaskoczyło mnie, że usłyszałem damski głos. - Boże, przecież on jest przeuroczy. Nie dziwię się, że Roger tak bardzo chce go przelecieć.
Podeszła, złapała mnie za policzki i uniosła moją głowę do góry. Miała długie blond włosy i niebieskie oczy, z twarzy przypominała mi trochę matkę mojego pana, tylko młodszą.
- Spójrz tylko na te mordeczkę - powiedziała i szybko mnie puściła.
Uspokoiłem się nieznacznie, pomimo wszystko nie wyglądała, jakby planowała zrobić mi krzywdę.
- Luke, to moja starsza siostra, Yvone. Muszę dzisiaj na trochę wyjść, więc posiedzisz z nią - oświadczył chłopak. - Spokojnie, ma najlepszy charakter z całego naszego rodzeństwa.
- Miło to słyszeć, Noah. - Uśmiechnęła się szeroko. - Ale to ty masz z nas najlepszy charakter.
Mój właściciel przewrócił oczami i klepnął mnie w ramie.
- Przywitaj się - polecił.
- Dzień dobry, pani... - Skinąłem głową.
Ona z uśmiechem powtórzyła mój gest. Nie może być gorsza od Rogera.
- Luke, słuchaj się Yv - oznajmił, podchodząc do drzwi. - Yv, nie bądź dla niego zbyt ostra.
- Postaram się, ale niczego nie obiecuje - zaśmiała się.
To już mnie trochę zaniepokoiło.
Chłopak wyszedł, a Yvone założyła sobie nogę na nogę i odrzuciła włosy do tyłu. Stała się nagle taka wyzywająca i władcza.
- To co, piesku? Na kolana - rozkazała.
Czyli jednak się pomyliłem, jest taka sama jak reszta i chce się nade mną poznęcać.
Już miałem uklękną zrezygnowany, gdy nagle usłyszałem jak dziewczyna parska śmiechem.
- Nie no, co ty, żartuje - zaśmiała się szczerze rozbawiona. - Nie rób tego, nie jestem taka jak Roger.
Wyprostowałem się z powrotem, a ona wciągnęła nogi na kanapę i usiadła na niej po turecku. Nie wiedziałem, co mam myśleć, ani jak się przy niej zachować. Stałem tak dobrą chwilę, zanim przerwała ciszę.
- Czemu tak milczysz? - zapytała zdziwiona. - Noah mówił, że pozwolił ci się odzywać.
Nie do końca. Pozwolił mi zadawać pytania, no i pozwolił zadawać je sobie. Nic nigdy nie wspominał o siostrze. A nie była ona przecież innym niewolnikiem, z którym mogę swobodnie rozmawiać, gdy mojego pana nie ma w pobliżu.
- Tak - odparłem powoli. - Ale nie wiem, czy pani chce ze mną rozmawiać.
- Po pierwsze: nie ''pani'', tylko Yv. Wszyscy mi tak mówią. Po drugie: - wyliczała na palcach - oczywiście, że chcę z tobą rozmawiać. Wydajesz się ciekawy.
Ciekawy? To zabrzmiało trochę, jakbym był jakimś rzadkim gatunkiem zwierzęcia. Ale jestem tylko niewolnikiem, nie mogę oczekiwać tego, że będę traktowany lepiej niż zwierzak, bo w sumie jestem od niego mniej wart.
Mimo to pokiwałem tylko uprzejmie głową.
- Dziękuję.
Pan lubi ją bardziej niż brata, więc spróbuje chociaż dobrze wypaść. Może jeśli ona się na mnie nie poskarży to mój właściciel szybciej odpuści mi tamto...
- Uroczy jesteś - oznajmiła, przerywając moje rozmyślania. - Nawet trochę szkoda, że nie w moim typie. Bez urazy, żaden chłopak nie jest w moim typie. Czekaj, to źle zabrzmiało. W sumie, dziewczyny też nie.
- Czyli pani... znaczy... Nie spotykasz się? Z nikim, w ogóle? - Chciała rozmawiać, więc postanowiłem zacząć rozmowę.
- Wiesz - mruknęła, poprawiając się na kanapie - to nie tak, że nie wierze w miłość, nie wierze w seks.
Nie rozumiałem. To było dla mnie dziwne i skomplikowane. Oczywiście w ośrodku uczono nas, by nie mylić miłości z pożądaniem, ale nie potrafiłem wyobrazić sobie tego o czym ona mówiła.
- Ale do rzeczy - oznajmiła Yv - porozmawiajmy o tobie i Noah.
- Nie ma o czym rozmawiać. - Pozwoliłem sobie na wzruszenie ramionami. - Ja jestem niewolnikiem, a on moim panem.
Po wczorajszym muszę być idealnym niewolnikiem. Nie chcę, żeby mnie tak naprawdę ukarał, ani żeby stwierdził, że jestem nieposłuszny i oddał. Nie mogę znów dać mu ku temu powodu. Niewolnik ma być bezwzględnie posłuszny, już nigdy mu się nie sprzeciwie.
- I to prawda, że jeszcze nie... - Zakręciła palcem w powietrzu, ale zrozumiałem, o co jej chodzi.
Poczułem, że pali mnie twarz, więc spuściłem wzrok.
- N-no nie...
- Dziwne - mruknęła. - To nie w stylu mojego brata.
- Tak? - głos lekko mi zadrżał.
- No nic - wstała i przeciągnęła się. - Mam nadzieje, że mój brat zmienił nastawienie co do swoich partnerów, bo do tego czasu bardzo szybko się nudził. Idziemy coś zjeść?
Mnie raczej nie można nazwać ''partnerem'', bo to by znaczyło, że ja i mój pan jesteśmy sobie równi, co jest niedorzeczne. Ale zaniepokoiło mnie co innego.
- Czekaj, co to znaczy ''szybko się nudził''? - zapytałem.
- No wiesz, kiedy przestało im się układać w łóżku od razu ich zostawiał - odparła, najwyraźniej niezbyt przejęta. - Seks zawsze był dla niego bardzo ważny, więc dziwie się, że jeszcze nie sprawdził, czy pasujecie do siebie pod tym względem.
Czy to znaczy, że wyrzuci mnie, jeśli mu się nie spodoba? Skoro to jest dla niego takie ważne, to od tych kilku dni zależy więcej niż myślałem.
- To co, idziemy? - powtórzyła.
Nie odpowiedziałem, ale i tak wyszliśmy z pokoju, po czym ruszyliśmy w stronę kuchni. Yv opowiadała mi o czymś po drodze, ale niezbyt ją rozumiałem. Zacząłem coś ogarniać, dopiero kiedy zeszła na bardziej przyziemne dla mnie tematy.
- Jest coś, co chciałbyś tu zrobić?
- Zobaczyć jeszcze raz fontannę - odpowiedziałem, pierwsze co mi przyszło do głowy.
Oczywiście poza tym, że chciałbym być użyteczny dla moje pana i by mnie nie wyrzucał, ale uznałem, że to zadowoli ją bardziej. No i naprawdę chciałbym jeszcze raz ją zobaczyć.
- Serio? - spytała, niedowierzając. - No to ci ją pokaże.
- Nie ma takiej potrzeby...
- Jednak nie chcesz? - zdziwiła się.
- Nie, ale... chciałbym, żeby to pan...
Nie dokończyłem, bo zatrzymałem się nagle, jakby mnie sparaliżowało.
- Co jest? - zaniepokoiła się dziewczyna.
- Cześć zabaweczko. - Podszedł do nas Roger.
Kiedy był w pobliżu, wszystkie moje mięśnie spinały się, przygotowując jak na atak. Bałem się. Szczególnie, że w pobliżu nie było mojego właściciela.
Yv chyba to zauważyła, bo stanęła przy mnie.
- Roger, zostaw go. Nie widzisz, że dzieciak się ciebie boi?
- To nie mnie powinien się bać - odparł z tym swoim chytrym uśmieszkiem.
- Roger, dość - zaznaczyła ostro Yv, ale on chyba niezbyt się tym przejął.
- No co? Powinien się przyzwyczaić. Noah się z nim pobawi, a potem go wyrzuci. Być może sam go później wezmę. Poza tym - zwrócił się do mnie - musisz wiedzieć, że ''twój pan'' lubi ostry seks, więc nastaw się na to, że skończysz z...
Nagle rozległo się głośne plaśnięcie. W pierwszym odruchu skuliłem się i zamknąłem oczy, ale gdy je po chwili otworzyłem, ujrzałem Rogera z dużym, czerwonym śladem na policzku i lekko odchyloną głową oraz Yv z uniesioną do góry ręką.
- Powiedziałam: dość! - krzyknęła, chwytając mnie za rękę. - Mały, idziemy stąd.
Przeszliśmy obok, będącego wciąż w szoku mężczyzny i weszliśmy do kuchni, gdzie dziewczyna mnie puściła. Dłoń miałem obolałą od jej uścisku.
- Przepraszam cię za niego - powiedziała, dziwnie przejęta. - Palma odbiła mu na widok ładnego chłopca.
W pewnym momencie przyjrzała mi się i chyba nie spodobało jej się to co zobaczyła. Przykucnęła przede mną i pogłaskała mnie po włosach.
- Ej, Mały, coś się dzieję? - zapytał zmartwiona.
Ja sam nie wiedziałem, co się dzieje. Dziwnie się czułem.
- Nie nic - odpowiedziałem, starając się brzmieć przekonująco. - Dzię-dziękuję, że się za mną wstawiłaś...
- Nie ma sprawy. - Uśmiechnęła się do mnie promiennie.
Mój pan wrócił dopiero wieczorem, już dawno po kolacji. Cały dzień spędziłem z Yv, na szczęście Roger nas już nie zaczepiał. Z tego co powiedział mi dziewczyna, miał opuścić rezydencję tego samego dnia. Ulżyło mi. Poza tym nie miałem czasu się nim przejmować, powinienem skupić się na powrocie do łask mojego właściciela.
- Jak było z Yv? - rozległo się niespodziewanie, gdy chciałem iść spać.
Odwróciłem się w stronę drzwi, stał w nich mój właściciel.
- Bardzo dobrze, panie - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Cieszę się - mruknął, kładąc się na łóżku. - Położę się na chwilę, dobra? Jestem wykończony, miałem koszmarny dzień...
- Oczywiście, panie.
Nie jestem pewien, czy mnie usłyszał, bo zasnął praktycznie natychmiast. Nie chciałem go budzić. Okryłem go kocem, a sam położyłem się na podłodze, koło szafki nocnej, bo nie mogłem przecież spać w jednym łóżku z moim panem. Nie bez pozwolenia, a jego nie otrzymałem.
Mogłem wybrać puchaty dywan, ale... od razu mi się przypomniało, jak Roger próbował mnie na nim zgwałcić, więc nie.
- Dobranoc, panie - szepnąłem jeszcze i spróbowałem zasnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top