4.

Tego dnia już ze sobą nie rozmawialiśmy. Mój pan pewnie odsypiał. Normalnie dostawałem posiłki, ale potrzebowałem jakiegoś zajęcia, żeby nie siedzieć bezczynnie. Myślałem, że może przyjdzie po śniadaniu, następnego dnia tak jak to zapowiedział wcześniej, ale tak się nie stało.

W końcu postanowiłem wziąć kartę, którą znalazłem w szufladzie biurka i spisać na niej wszystkie zasady, których nas nauczono. Taka powtórka, dla utrwalenia.

''Wykonuj każde polecenie, bez sprzeciwów.''

''Nie odzywaj się bez pozwolenia.''

''Nie patrz panu w oczy.''

''Nie waż się dotknąć pana bez pozwolenia.''

''Nie masz żadnej własności, wszystko należy do pana.''

''Okazuj panu szacunek.''

''Przepraszaj za niesubordynację i spodziewaj się kary.''

''Jesteś własnością swojego właściciela. Jesteś nic niewartym niewolnikiem i twój pan może z tobą zrobić, co mu się żywnie podoba.''

I wiele, wiele innych. Zapisałem całą kartkę. Już myślałem, że dzisiaj pan do mnie nie przyjdzie, ale jednak pojawił się wieczorem. Akurat wychodziłem z łazienki, planowałem wziąć prysznic i od razu się położyć, ale zobaczyłem, że czeka mnie jeszcze rozmowa z właścicielem.

- Przepraszam, że musiał pan czekać - powiedziałem i od razu ugryzłem się w język. Nie powinienem był odzywać się bez pozwolenia.

Chociaż mój właściciel, chyba niezbyt przejął się tym, że moje zachowanie było niewłaściwe. Wcześniej siedział na łóżku, teraz wstał i podszedł do drzwi.

- Pomyślałem, że najwyższa pora pokazać ci rezydencję, żebyś w razie czego wiedział, co gdzie jest - oznajmił.

Szybko podszedłem do niego i ruszyliśmy. Był wieczór, więc nikogo już nigdzie nie zastaliśmy. Chłopak pokazał mi kuchnię, jadalnie, salon, nawet bibliotekę i pokój wypoczynkowy. Chciałbym zobaczyć też teren rezydencji na zewnątrz, ale nie mogę, ani o to prosić, ani tego wymagać. I tak powinienem się cieszyć, że mój właściciel pokazał mi aż tyle.

Na koniec odprowadził mnie z powrotem pod drzwi pokoju, w którym sypiam.

- To raczej już wszystko. No chyba, że... - zawiesił na chwilę głos. Spojrzał wzdłuż korytarza za sobą, a potem znowu na mnie z obojętną miną. - Chcesz zobaczyć mój pokój?

Nie wiedziałem, co mam odpowiedzieć. Zostało mi zadane pytanie, musze coś powiedzieć. Nim zdążyłem pomyśleć, skinąłem głową.

Chłopak odwrócił się i dał mi ręką znak, bym poszedł za nim.

Jego pokój był dość blisko tego, w którym spałem. Nie mogłem nazywać tego pokoju ''moim pokojem'', bo niewolnicy nie mieli niczego swojego na własność. Tak czy inaczej były one dość blisko siebie. Wystarczyło iść w prawo do końca korytarza, ostatnie drzwi.

Pokój mojego pana był bardzo duży, wielka szafa, biurko, komody, kanapa, telewizor i  łóżko, na którym na pewno zmieści się więcej niż jedna osoba. Ale poza tym wyglądał dość zwyczajnie.

- Jak widzisz, nie ma tu łańcuchów, pejczy, ani tego typy rzeczy - powiedział, siadając na łóżku. - Nie ten pokój - dodał po chwili.

Natychmiast zastygłem. A ''tamten'' pokój też mi pokaże? Unikając gwałtownych ruchów, powoli odwróciłem się z jego stronę. Mówił, że nie mam unikać jego wzroku, więc na niego spojrzałem. Uśmiechał się.

- Jesteś przewrażliwiony - oznajmił.

Następnie podszedł do komody i zaczął czegoś w niej szukać.

- Podejdź tu. - Szybko znalazł to czego chciał.

Posłusznie wykonałem polecenie i podszedłem do niego. Pokazał mi naszyjnik na srebrnym łańcuszku. Wyglądał jak czarny romb, wielkości około połowy pięści.

- Nie wiem, czemu tak bardzo się do tego przywiązałeś. - Wskazał na obroże przy moim pasku. - Ale jak już chcesz nosić coś na szyi, to wolałbym, żeby to było coś normalniejszego - stwierdził zakładając mi naszyjnik. - Może nie jest to najlepszy rodzaj biżuterii, ale chyba jest w porządku.

To zbiło mnie z tropy. To było miłe, ale jaki jest w tym cel? O coś musi mu chodzić. Chce zobaczyć moją reakcję? Sprawdza, czy zamienię obroże na naszyjnik? To test?

- Dziękuję - powiedziałem.

- Musimy jeszcze o czymś porozmawiać - oświadczył i usiadł na kanapie.

Poklepał miejsce obok siebie, pokazując mi, że też mam usiąść. Skoro to było polecenie, to powinienem to zrobić. Zająłem wskazane przez właściciela miejsce, ale on się nie odezwał, tylko przyglądał mi się, jakby na coś czekał. Czyli jednak zrobiłem coś źle...

- Nie jesteś ciekawy, o czym chcę porozmawiać? - zapytał w końcu.

- Jestem, panie. - Skinąłem głową.

Wtedy wyjął z kieszeni spodni jakąś białą kartkę. Rozprostował ją, a ja rozpoznałem własne pismo, to była moja lista zasad... Czy on myśli, że ja ich nie pamiętam i muszę je sobie zapisywać? Ale to nie tak...

- Ja mogę wyjaśnić...

- Nie musisz - uciął krótko i zaczął przeglądać listę. - Odpowiedz mi na jedno, bo to mnie ciekawi. ''Nie odzywaj się bez pozwolenia''. Bo rozumiem, że jest wasza lista zasad, tak?

No tak, to jest zasada, z którą ewidentnie mam problem. Teraz to mi się dostanie...

- Ale że tak w ogóle? - mówił dalej. - Ja widzę, że ty jesteś małomówny, ale nie będziesz się odzywać, jeśli nie dostaniesz takiego rozkazu?

- Tak, panie. Odpowiadamy, tylko na zadane pytania lub jeśli każesz.

- A ty nie możesz o nic pytać?

- Tylko jeśli to się wiąże z poleceniem - wyjaśniłem. - Jeśli jest to kierowane naszą ciekawością lub ma na celu jakąś prośbę, to nie.

Mój właściciel westchnął ciężko. Nie wyglądał na zadowolonego. Ale przecież dobrze odpowiedziałem na pytanie. Takie były zasady.

Oddał mi kartkę.

- Możesz mi zadawać pytania - oznajmił. - Jeśli coś cię ciekawi lub chcesz o coś poprosić, to chcę, żebyś mi mówił.

- Jesteś zły? - wypaliłem, nim zdążyłem się nad tym zastanowić.

Mój właściciel prychnął śmiechem.

- Oczywiście, że nie - odpowiedział. - Rozumiem, że byliście ''uczeni'' do tego, żeby sztywno trzymać się reguł, więc nie dziwi mnie twoje zachowanie. Będę się starał ci je powoli zmieniać.

Zmieniać moje zachowanie? Z jednej strony to dobrze, bo jego zasady są trochę luźniejsze, ale z drugiej jeśli chce je zmieniać, to znaczy, że nie podoba mu się to co robię teraz, a to źle, bo niewolnik przede wszystkim musi podobać się panu i go zadowalać...

- Sam trafisz do swojego pokoju? - zapytał.

Do pokoju, w którym sypiam?

- Tak, panie.

Razem ze mną podszedł do drzwi, pewnie chciał się upewnić, że na pewno pójdę na miejsce. Już chciałem odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.

- A, jeszcze jedno. Na jutro też przygotuj mi listę. Jest jedna rzecz, którą też muszę z tobą omówić.

- Jaką listę, panie? - To pytanie jednocześnie wiązało się z poleceniem i moją ciekawością.

- Listę kar - odpowiedział krótko.

Czyli jednak. Chce wiedzieć jakie kary stosowano na nas w ośrodku, żeby później sam je sprawdzić? A może po prostu jest ciekawy, jak to wyglądało w ośrodku? Tak czy inaczej taka lista nie przywodzi miłych wspomnieć, szczególnie kiedy pomyśle o chłopakach, którzy wracali z pokoju kar. Na co mu to? W sumie... udzielił mi pozwolenia, mógłbym go o to zapytać.

- Tak, panie - powiedziałem, jednak zamiast tego i ruszyłem w stronę pokoju.

''Pokoju, w którym sypiam'', nie ''pokoju, który jest mój'', bo nic tu nie jest moje.

Położyłem się na łóżku i złapałem za naszyjnik, który założył mi właściciel. Jestem tylko niewolnikiem, a jutro porozmawiamy o karach.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top