37.

Cieszyłem się, że w końcu mam to wszystko za sobą. Dowiedziałem się, że Noah też mnie kocha i w dodatku zostałem uwolniony. Nie wiedziałem, czy prosząc go o wyjazd, nie żądam zbyt wiele. I tak dostałem od niego bardzo dużo. Ale on szybko się zgodził i zaproponował, żeby tam pojechać już następnego dnia.

Noah powiedział, że jazda autem zajmie nam kilka godzin, ale nie zniechęciło mnie to. Nie mogłem się doczekać.

Rano byliśmy już gotowi, żeby wsiąść do samochodu i jechać, ale okazało się, że do willi ma przyjechać Yv.

- Na pewno możemy jechać skoro Yv przyjeżdża? - zapytałem.

- Przecież zatrzyma się tylko na jedną noc, bo ma jakieś spotkanie - odpowiedział mi Noah. - Stąd będzie mieć po prostu bliżej.

Nie o to mi chodziło.

- Tak, rozumiem, ale czy to nie jest nieuprzejme z naszej strony, że wyjeżdżamy, gdy ona przyjeżdża? - doprecyzowałem.

- Znasz Yv. Pewnie jeszcze sama, by nas namawiała, żebyśmy jechali.

- W sumie racja...

Byłem zmuszony się z tym zgodzić. Yv już raz próbowała mi pomóc zbliżyć się do Noah, ale akurat wtedy nie wyszło to najlepiej. Co nie zmienia faktu, że chciała mi pomóc. Zupełnie jakby naprawdę zależało jej na naszym związku.

W tym momencie rozległ się dzwonek do drzwi.

- To chyba ona - powiedział chłopak i ruszył w kierunku drzwi.

Też do nich podszedłem, bo chciałem przywitać się z Yv, ale kiedy Noah otworzył drzwi, żeby ją wpuścić zobaczyliśmy nie tylko ją, ale też Erika.

- Widzę, że jesteś z obstawą - zaśmiał się Noah. - Już nigdzie się bez niego nie ruszasz?

- Jakoś nie miałam serca go zostawić - stwierdziła obojętnym tonem, po czym dodała, udając przejętą. - Jeszcze by uciekł pod moją nieobecność i co ja bym wtedy zrobiła?

Jej brat zaśmiał się na te słowa. Yv i Erik weszli do środka. Rodzeństwo natychmiast zaczęło rozmowę na temat czegoś w pracy, a ja i Erik usunęliśmy się na bok.

- Nigdzie bym nie uciekł... - wymamrotał chłopak, zdejmując plecak.

Był on dość spory i zastanawiałem się, co mogło się w nim znajdować, ale mimo wszystko to nie on najbardziej zwrócił moją uwagę.

- No co? - warknął chłopak, podnosząc na mnie wzrok.

- Co ci się stało z włosami? - zapytałem, ledwo powstrzymując śmiech.

Policzki Erika od razu zrobiły się czerwone, choć nie potrafiłem ocenić, czy ze złości, czy zawstydzenia. Odwrócił ode mnie wzrok. Jego czarne włosy natomiast zostały rozjaśnione na końcówkach i pofarbowane na niebiesko, co dawało całkiem ciekawy efekt z jego zielonymi oczami.

- Oglądaliśmy telewizję i pewnym momencie powiedziałem: ''Ta dziewczyna całkiem ładnie wygląda z niebieskimi włosami.'' Czy coś w tym stylu...

Powstrzymałem się przed roześmianiem.

- I Yv cię przefarbowała? - upewniłem się.

- On też ''całkiem ładnie wygląda z niebieskimi włosami'' - dobiegł mnie głos Yv.

Oboje odwróciliśmy się w jej stronę. Być może chciała tą metamorfozą zrobić Erikowi na złość, ale nie wyglądała na złą, wręcz przeciwnie wydawała się być zadowolona z tego efektu.

- Może też się przefarbuje? - powiedziała, jakby od niechcenia, przyglądając się kosmykowi swoich włosów, po czym zwróciła się do Erika. - Diabełku, w jakim kolorze będę wyglądać ładnie?

- Ty zawsze wyglądasz ładnie... - odparł chyba automatycznie, zanim zdążył się zastanowić, bo natychmiast poczerwieniał jeszcze bardziej i wbił wzrok w kafelki.

Yv zaśmiała się łagodnie. Może źle to odczytuję, ale chyba ma słabość do Erika.

- No dobra, wy chyba musicie się już zbierać - powiedziała do Noah, uśmiechając się promiennie. - Bawcie się dobrze.

- Co ma znaczyć ten uśmiech? - zapytał podejrzliwie jej brat.

- Nic - odparła radośnie.

Tymczasem Erik zdążył się już otrząsnąć z pierwszego szoku. Spojrzał na mnie dziwnie, z jakąś niepewną miną. Ja odpowiedziałem pytającym spojrzeniem, nie wiedząc, o co mu chodzi.

- Czy wy znowu to robicie? - zapytał cicho.

Spodziewałem się wszystkiego, ale nie tego. Nie wierzyłem własnym uszom, że on pyta mnie o coś takiego. Yv jeszcze bym zrozumiał, ale Erik?

- Co to w ogóle za pytanie? - zapytałem oburzony.

- Normalne.

- Mało dyskretne, wiesz?

On tylko wzruszył ramionami, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.

Naburmuszony skrzyżowałem ręce. Byłem pewien, że tym razem to ja zrobiłem się czerwony.

- Więc? - drążył temat dalej.

- Nie pytaj o takie rzeczy! - wybuchnąłem w końcu. - Tak robimy to. Zadowolony? Kochamy się, więc to chyba nic dziwnego.

Chłopak westchnął zrezygnowany, spuszczając wzrok.

- Przegrałem dwieście dolarów...

Zatkało mnie.

- Że niby co? - zapytałem, całkowicie zbity z tropu.

- Założyłem się z Yv - oznajmił, jakby to była najzwyczajniejsza rzecz pod słońcem.

- O pieniądze? - dopytałem zdziwiony.

- No, a o co innego?

- Skąd niby je miałeś?

- Od Yv - odparł wprost, wzruszając ramionami.

Zastanawiałem się, co takiego mnie ominęło odkąd ostatnio u nich mieszkałem. Yv płaciła Erikowi? Za co? Z każdą chwilą miałem w głowie coraz więcej pytań.

- Ona ci płaci? - nadal to do mnie nie docierało.

- Emm... No tak...

Chłopak wydawał się teraz skrępowany, jakby dopiero co uświadomił sobie, o czym będzie ta dyskusja.

- Za co? - zapytałem, niedowierzając.

Erik był jej niewolnikiem, kupiła go i w zasadzie nie musiała mu za nic płacić. Poza tym raczej wątpiłem, żeby dawała mu pieniądze za to, o czym w pierwszej chwili pomyślałem.

Ale kompletnie nie spodziewałem się odpowiedzi, która padła.

- Za obrazy...

Obrazy? Rzeczywiście, raz na jakiś czas w ośrodku pozwalano nam skupić się na czymś innym niż tresura i nauka dobrego zachowania, ale znaczna większość wykorzystywała ten ''czas wolny'' na zwykły odpoczynek od tej rutyny lub sport, co pochwalali opiekunowie, w końcu powinniśmy być w dobrej kondycji na sprzedaż. Erik w pewnym sensie był pupilkiem opiekunów, więc czasem dawano mu jakieś bloki i przybory do rysowania. Nawet całkiem nieźle mu to wychodziło, ale jego słowa i tak mnie zaskoczyły.

- Malujesz dla niej? - zapytałem zdziwiony.

- Aha - wymamrotał skrępowany.

- Następnym razem jak do mnie przyjdziecie, to wam je pokaże! - krzyknęła Yv, na co Erik zawstydził się jeszcze bardziej, ona natomiast dodała z dumnym uśmiechem. - Cała galeria moich portretów.

Noah i ja zaśmialiśmy się. Yv nigdy nie wydawała mi się narcystyczna i zastanawiałem się jak doszło do tego, że zyskała galerię własnych portretów, ale chyba nie miałem co narzekać. Zawsze wydawało mi się, że Erik bardzo lubił rysowanie i ogólnie sztukę, a skoro malował, to chyba było mu dobrze u Yv.

- Tylko pamiętacie, że w willi jest jeszcze dwóch niewolników - przypomniał po chwili Noah. - Emily i Harry.

Erik jakby oprzytomniał w jednej sekundzie.

- ''Harry''? - powtórzył spięty. - Ale chyba nie...

- Ten sam - rozwiałem jego wątpliwości.

Wiedziałem, że mu się to nie spodoba. Chłopaki za sobą nie przepadali. Być może do Erika wróciły wspomnienia z ośrodka, z których nie był dumny.

- O co chodzi? - zapytał zdziwiony Noah.

- Może lepiej by było, gdyby Luke ci to wyjaśnił - stwierdziła Yv, po czym na jej twarzy znowu pojawił się promienny uśmiech. - Nie śpieszycie się przypadkiem?

Wiedziałem, że dla Erika to drażliwy temat, a Yv chyba nie chciała, by Noah go o to wypytywał. Złapałem mojego chłopaka za rękę, chcąc zwrócić na siebie jego uwagę.

- Idziemy? - zapytałem, gdy spojrzał na mnie.

Chyba zrozumiał o co mi chodzi.

- Dobra, chodźmy - powiedział i znowu zwrócił się w stronę siostry. - Mogę być spokojny, że zajmiesz się domem i jego mieszkańcami?

Powiedział ''mieszkańcami'', nie ''niewolnikami''. Ucieszyło mnie to.

- Postaram się nie spalić domu przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny - odpowiedziała Yv.

Noah chyba znał jej poczucie humoru lepiej niż ja, bo pożegnaliśmy się i poszliśmy do samochodu. Niedługo później opuściliśmy posiadłość. Pierwsze kilka kilometrów pokonaliśmy w ciszy, nie licząc dźwięków radia. W pewnym momencie chłopak przyciszył muzykę.

- Powiesz mi, o co chodzi z Erikiem? - zapytał.

- Jeśli powiem, to będziesz o nim źle myślał - odpowiedziałem, nie odrywając wzroku od okna.

Nie byłem pewien, czy powinienem mu o tym mówić. Nie chciałbym, żeby Noah zaczął go źle traktować, tylko dlatego, że w przeszłości popełnił kilka błędów.

- Jest niewolnikiem Yv, nie moim - odparł. - Nie muszę dobrze o nim myśleć. Ale też nie chcę, żeby Yv miała z nim jakieś kłopoty.

- On się zmienił - zapewniłem, odwracając się w jego stronę. - Bardzo się zmienił od kiedy do niej trafił.

Nie odpowiedział na to w żaden sposób z czego wywnioskowałem, że cały czas czeka na dalsze wyjaśnienia.

- Erik - zacząłem niepewnie - kiedyś był inny. Bardzo pewny siebie. Trochę arogancki. Wykonywał wszystkie rozkazy bez gadania, nigdy nie miał kar, ani problemów z opiekunami. Zawsze potrafił się wybronić, bo... donosił opiekunom na innych, w tym na Harry'ego. Był ich uszami i oczami.

- Donosił na was, żeby unikać kar? - podsumował po chwili, ale usłyszałem w jego głosie zdziwienie.

To nie zabrzmiało dobrze...

- Można tak powiedzieć - mruknąłem. - Wmówili mu, że robi dobrze. Nie był jedynym, który dał sobie zrobić pranie mózgu. On nie łamał zasad, więc uważał, że inni też nie powinni tego robić. Był posłuszny i wszyscy byli przekonani, że jego właściciel nie będzie miał z nim żadnych problemów. A jeśli właściciel nie będzie miał z nim kłopotów, to nie będzie potrzeby, by go karać... Ale on trafił na madame Maddison, a ona... go złamała - dodałem cicho.

W samochodzie znowu zapanowało krępujące milczenie. Miałem nadzieję, że chłopak nie postawi na nim krzyżyka przez to, co ode mnie usłyszał. Jasne, też nieszczególnie lubiłem Erika, ale po tym co zrobiła mu jego poprzednia właścicielka, uznałem, że już wystarczająco się nacierpiał. Nie ma co do tego wracać.

- Ukarali cię kiedyś przez niego? - przerwał ciszę Noah.

- Nie. Mnie nie.

- Yv wie o tym wszystkim?

- Powiedziałem jej. Ale chyba niezbyt się przejęła.

Yv wiedziała o wszystkim, od dnia kiedy go kupiła. Prosiła, żebym opowiedział jej o Eriku, gdy odwodziła mnie do rezydencji, w której mieszkaliśmy wcześniej. Zrobiłem to, nie sądziłem, że mogłaby go oddać, nawet po tym co usłyszy i faktycznie zdawała się nie zwracać na jego przeszłość większej uwagi.

- Skoro jej to nie przeszkadza, to mi też nie - stwierdził w końcu. - Poza tym powiedziałeś, że się zmienił.

- Chyba każdy by się zmienił po pobycie u madame Maddison. Ona go chciała...

- No już, już - przerwał mi Noah i pogłaskał mnie po włosach. - Nie myśl o tym.

To mnie jakoś uspokoiło. Jego dotyk jest bardzo przyjemny, nigdy nie mam go dość.

W końcu dojechaliśmy na miejsce. Nie pamiętałem za wiele z naszej pierwszej wizyty tutaj, bo wtedy moje myśli były skupione na czym innym. Byłem zbyt zaskoczony i zestresowany, więc nie mogłem powiedzieć, czy cokolwiek się zmieniło.

Podobał mi się ten las. Śpiew ptaków, szum wiatru, zapach drzew. Rozejrzałem się, chcąc zapamiętać jak najwięcej szczegółów. Noah dał mi chwilę, żebym nacieszył się świeżym powietrzem.

- Pamiętasz drogę? - zapytał.

Chciałbym odpowiedzieć, że tak, ale niestety.

- Obawiam się, że będziesz musiał mnie zaprowadzić. - Uśmiechnąłem się do niego.

Chłopak odwzajemnił gest. Wyjął torbę z samochodu, po czym ruszyliśmy. Oznajmił, że zaparkowaliśmy w tym samym miejscu co ostatnio, a po drodze pokazał mi kilka punktów orientacyjnych, takich jak przekrzywione drzewo i wielki głaz. Powiedział też, że następnym razem to ja będę prowadził.

Czyli będzie następny raz.

Powoli zaczynałem rozpoznawać okolicę, a potem weszliśmy na polanę. Od razu podszedłem do strumienia, który wywarł na mnie równie duże wrażenie co za pierwszym razem. Już prawie zdążyłem zapomnieć, jakie to było piękne miejsce.

Spojrzałem w stronę Noah, który zrobił to samo co wtedy. Wyjął z torby duży koc i rozłożył go na polanie.

Widoki były piękne, ale mogły poczekać.

Podszedłem do chłopaka i kiedy usiadł na kocu, szybko zająłem miejsce obok niego.

- Jest tak pięknie jak zapamiętałem - powiedział.

- Zgadzam się - przytaknąłem.

Chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale przeszkodziłem mu. Przesunąłem się w jego stronę i podniosłem się lekko, po czym usiadłem na nim okrakiem. Noah raczej to nie przeszkadzało, co prawda wyglądał na zaskoczonego, ale na jego ustach dostrzegłem uśmiech. Wyprostował nogi i położył mi dłonie na biodrach. Po moim ciele przebiegł przyjemny dreszcz.

- I co ja mam teraz z tobą zrobić? - zapytał rozbawiony.

Uznałem, że w takiej sytuacji chyba nie zaszkodzi się z nim trochę podroczyć.

- Co tylko zechcesz, panie - odpowiedziałem grzecznie i go pocałowałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top