33.

Wiedziałem, że muszę dać Harry'emu czas. Stwierdziłem, że jeśli pobędzie tu trochę zobaczy, że wcale nie jest tak źle i nic mu nie grozi. Oprowadziłem go po rezydencji i przedstawiłem Emily. Powiedziałem mu też, że może się swobodnie poruszać po willi, ale zaznaczyłem, że nie powinien wchodzić do gabinetu ani sypialni swojego pana. Spytałem, czy nie chciałby czegoś zjeść, ale powiedział, że chciałby się już położyć.

Nie rozmawiałem z Noah za dużo o tej sytuacji. Pewnie dla niego nowy niewolnik to nic wielkiego. Nawet nie wiedziałbym, co mam mu powiedzieć.

Następnego dnia rano poszedłem do Harry'ego, ale nie zastałem go w pokoju. Dopiero później znalazłem go na korytarzu przy schowku.

- Co robisz? - zapytałem.

- Rozmawiałem z Emily o obowiązkach. Powiedziała, żebym zaczął od zamiatania - oznajmił, wyciągając miotłę.

- Jadłeś już?

- Tak.

Nie była to zbyt udana rozmowa, ale uznałem, że nie jest źle. Przynajmniej przestał nazywać mnie ''panem''.

- Pomogę ci - oznajmiłem, wyjmując ze schowka drugą miotłę.

Chłopak spojrzał na mnie zmieszany.

- Nie ma takiej potrzeby. Sam sobie poradzę - zapewnił, ale ja już zacząłem zamiatać.

- To nie było pytanie - stwierdziłem.

Patrzył na mnie przez chwilę, jakby kompletnie nie wiedział, co powinien zrobić.

- Czemu to robisz? -zapytał cicho, zaciskając palce na miotle. - Jako chłopak pana, chyba nie masz obowiązku wykonywać żadnych prac.

Zatrzymałem się w pół ruchu. Spojrzałem na niego, miał tak jak wczoraj spuszczony wzrok. Powiedziałbym mu, żeby tego nie robić, ale wtedy przyjmie to za rozkaz, a ja nie zamierzałem mu rozkazywać. Zaczekam, aż sam przestanie unikać mojego spojrzenia.

- To nie jest takie proste jak wygląda - oznajmiłem. - Nadal jestem niewolnikiem. Po prostu mój pan stwierdził, że spróbujemy bycia parą. Na czas nieokreślony, ale to nie zmienia faktu, że mnie nie uwolnił.

- Jeszcze - powiedział z naciskiem. - Widać, że mu się podobasz.

Nie chciałem wspominać o tym, że zaproponował mi już zwrócenie wolności, bo pewnie zareagowałby podobnie jak Erik.

- Zajmijmy się już tym sprzątaniem. - Potrząsnąłem głową i wróciłem do pracy.

Harry do mnie dołączył. We dwóch poszło nam to dość szybko. Zanim skończyliśmy, zaczepiła nas jeszcze Emily, wyraźnie zaskoczona tym, że zamierzałem pomóc. Ponownie podziękowała mi za to, że wziąłem na siebie winę za zalanie dokumentów. Z czego wnioskuję, że Noah nie powiedział jej, że wie, że to ona. Harry traktował ją jak swoją przełożoną, pewnie dlatego, że z jego perspektywy była tu dłużej.

Kiedy skończyliśmy zamiatać, poszliśmy do kuchni, bo Emily zapytała, czy Harry mógłby wyjąć naczynia ze zmywarki. Chłopak chyba zaczął się już powoli do mnie przekonywać, bo po niedługim czasie zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Poczułem się przez to trochę jak w ośrodku. Mówiłem mu o tym, co spotkało mnie po sprzedaży, a on o tym co działo się u niego pod moją nieobecność. Oczywiście oboje omijaliśmy pewne elementy.

- Masz szczęście, że trafił ci się taki przystojny pan. Zawsze mógł cię kupić jakiś obleśny, stary zboczeniec - powiedział, układając talerze w szafie.

Zaskoczył mnie jego komentarz. Nigdy o tym nie myślałem. To była prawda, ale po tym wszystkim nawet nie potrafiłbym sobie wyobrazić, że ma mnie ktoś inny.

- Uważasz, że jest przystojny? - zapytałem.

- A ty nie?

- Tego nie powiedziałem. Po prostu dziwnie coś takiego słyszeć - mruknąłem w odpowiedzi.

Oczywiście, że uważałem, że Noah jest przystojny. Już niejednokrotnie miałem okazję to zauważyć, ale zaniepokoiło mnie, że Harry też tak uważał.

- Nie mów, że o tym nie myślałeś? - zaśmiał się.

Powinienem się cieszyć, że chłopak zaczyna się czuć swobodnie w moim towarzystwie, ale miałem przy tym jakieś dziwne uczucie. Zamyśliłem się nad tym wszystkim tak bardzo, że właściwie przestałem słuchać, co do mnie mówi.

- Luke - odezwał się, by zwrócić moją uwagę.

- Mhm, tak - mruknąłem, wyjmując ze zmywarki kolejny talerz i podając mu go.

Niestety naczynie wyślizgnęło mu się z palców i upadło na podłogę z głośnym trzaskiem, tłukąc się. Odsunąłem się trochę. Spojrzałem na Harry'ego, który wyglądał na przerażonego.

- Prze-przepra... - jęknął chłopak.

- Nic się nie stało - zapewniłem, próbując go uspokoić.

- Przepraszam...

Schylił się szybko, chcąc pozbierać odłamki, ale zatrzymałem go, łapiąc za nadgarstek. Przypomniało mi się, że niedawno, gdy Noah chciał sprawdzić, czy umiem gotować, zrobiłem to samo. I byłem tak samo przerażony.

- Zostaw to. Pokaleczysz się - powiedziałem mu.

Przełknął głośno ślinę.

- Jaka jest za to kara? - zapytał.

- Ee... - Nie wiedziałem, co mam mu na to odpowiedzieć.

Nie zamierzałem go karać w żaden sposób, to przecież był tylko głupi wypadek. Nie zrobił tego celowo, mimo to bał się, że coś mu za to grozi. Zamierzałem zacząć go uspokajać, ale nie zdążyłem się nawet odezwać.

- Czy wszyscy z waszego ośrodka tłuką talerze?

Odwróciliśmy się w stronę drzwi, gdzie stał już Noah.

- Luke, jeśli znowu zamierzasz wziąć winę na siebie... - zaczął, podchodząc do mnie, ale chyba się rozmyślił i nie dokończył. - Nieważne. Chcę z tobą porozmawiać, możemy iść do pokoju?

- A nie możemy tu zostać? - zapytałem. - No chyba, że chcesz porozmawiać o...

- Nie, nie - zaprzeczył szybko. - Możemy zostać.

Chłopak spojrzał jeszcze raz na rozbity talerz, a potem na Harry'ego, który cofnął się, praktycznie wpadając na szafki. Mimo to Noah postanowił zignorować ten fakt.

- Harry, zrób mi kawę - powiedział, siadając przy stole. - Luke, chcesz coś?

- Nie trzeba - odpowiedziałem, zajmując miejsce naprzeciwko niego.

Harry od razu wziął się za przygotowywanie napoju, pewnie po to by zatrzeć pierwsze złe wrażenie, kiedy nagle coś sobie uświadomił.

- Jaką kawę, panie? - zapytał.

Noah spojrzał na mnie i się uśmiechnął chytrze, ale nie odpowiedział mu. Zastanawiałem się, czy on robi to specjalnie.

Odwróciłem się w stronę Harry'ego.

- Czarną z cukrem - powiedziałem.

- Zdrajca - mruknął do mnie mój pan.

Ja w odpowiedzi tylko się do niego uśmiechnąłem, chciał, żebym zachowywał się w stosunku do niego śmielej, więc takie coś chyba było w porządku.

- O czym chciałeś porozmawiać? - spytałem, żeby zmienić temat.

- Pojedziesz ze mną jutro do miasta?

Uciekłem wzrokiem gdzieś na bok, żeby nie wyczytał z mojej miny, jak bardzo nie podoba mi się ten pomysł. Przecież doskonale zdawał sobie sprawę, że nie przepadam za tłumami.

- Noah - zacząłem cicho - wiesz, że tego nie lubię...

- Dlatego mam dla ciebie propozycję - oznajmił z uśmiechem. - Nagroda, jeśli ze mną pojedziesz.

Spojrzałem na niego zaniepokojony.

- Myślałem, że nie polegamy już na układzie nagród i kar - zdziwiłem się.

Chłopak przewrócił oczami.

- Nie mówię tu o żadnej karze - oznajmił. - Tylko o nagrodzie, jeśli ze mną pojedziesz i jej braku, jeśli tego nie zrobisz.

Zastanowiłem się nad tym chwilę. To nie brzmiało wcale tak źle, skoro i tak nie groziła mi żadna kara. Poza tym zapytał mnie, czy chcę z nim pojechać, czyli brał pod uwagę, że mogę odmówić, bo ''nie jestem'' jego niewolnikiem, tylko chłopakiem. Tę nagrodę zaproponował, chyba właśnie dlatego.

- Jaka to nagroda? - zapytałem ostrożnie.

- Niespodzianka - odparł.

Jego niespodzianki zazwyczaj zawsze mi się podobały, więc było duże prawdopodobieństwo, że tym razem będzie tak samo.

- To co? - dopytał.

- Jaka to niespodzianka? - dociekałem. Mimo wszystka z mojego niewolniczego życia, nadal pozostał mi lęk przed nieznanym.

- Jeśli ci powiem, to nie będzie to niespodzianka - zaśmiał się.

W sumie racja.

- Dobrze - mruknąłem po chwili.

- Co ''dobrze''?

Wbiłem spojrzenie w obrus. Doskonale wiedział, co mam na myśli, po prostu chciał usłyszeć coś więcej.

- Pojadę... - doprecyzowałem.

- Świetnie. - Uśmiechnął się do mnie.

Nadal nie byłem przekonany co do tego pomysłu, wiedziałem, że w tłumie na pewno będę, czuł się nieswojo, ale Noah się tak pięknie uśmiechał, że nie miałbym serca się teraz wycofać.

Właśnie wtedy Harry podał mu kubek z kawą. Wydawało mi się, że zaparzył ją już chwilę temu, ale nie chciał nam przeszkadzać.

- Pańska ka... - zaczął, ale dłonie tak mu drżały, że naczynie wyślizgnęło mu się z ręki i wylał napój na spodnie Noah, który krzyknął i poderwał się z krzesła.

- Przepraszam! Bardzo, bardzo przepra...

Harry wziął ścierkę, wiszącą na haczyku i już wyciągnął rękę, żeby zetrzeć kawę. Nagle poczułem dziwny ucisk w żołądku, gdy to zobaczyłem.

- Nie dotykaj go! - krzyknąłem, wstając gwałtownie. Dopiero po chwili dotarło do mnie, jak się zachowałem. - Ee... To znaczy...

Co ja właśnie zrobiłem? Dlaczego krzyknąłem?

- Dawaj to. - Noah wyrwał mu ścierkę i sam spróbowała wyczyścić ślad po kawie. - Uch! Idę do pokoju.

Wyszedł z kuchni w wyraźnie złym nastroju. W sumie nie było co się dziwić, przecież ktoś poparzył go kawą. Ale w tym momencie bardziej skupiłem się na Harry'm, który cały drżał z nerwów. Ledwo udało mu się uspokoić, po rozbiciu tego talerza, a teraz to.

- Przepraszam... - powiedział, łamiącym się głosem. - Nie chciałem...

- Nie, to ja przepraszam - odpowiedziałem. - Nie powinienem na ciebie krzyczeć.

- Dobrze zrobiłeś - uznał. - Jestem niewolnikiem, masz prawo się na mnie wyżywać.

Trudno mi było tego słuchać, a przecież jeszcze niedawno myślałem tak samo.

- Nie mów tak. - Chciałem, żeby to zabrzmiało stanowczo, ale niezbyt dobrze mi to wyszło.

- Jest na mnie bardzo zły? - zapytał ostrożnie, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

- Nie wiem - przyznałem szczerze. Miałem nadzieję, że nie, ale nie mogłem mieć pewności. - Pójdę do niego.

Już miałem wychodzić, kiedy zatrzymał mnie głos Harry'ego.

- Luke, ja nie chciałem...

Nie wiem, dlaczego było mi tak ciężko. Oczywiście Harry, był moim przyjacielem i nie chciałem widzieć go takiego zestresowanego i przerażonego, ale chyba najbardziej irytowało mnie to, że przypominał mi moje własne zachowanie.

- Tak, wiem - odpowiedziałem mu.

Poszedłem prosto do naszej sypialni. Znajdowało się w niej wejście do osobnej łazienki, więc od razu się tam skierowałem. Na miejscu zastałem Noah, który stał przy zlewie i próbował pozbyć się plamy mokrą gąbką.

- Może ja się tym zajmę? - zaproponowałem.

Podszedłem do niego w wziąłem gąbkę. Przyjrzałem się plamie, która znajdowała się na lewym udzie. Teraz z tą ilością wody jakiej użył Noah, mokra była już prawie cała nogawka.

- Użyłeś płynu? - zapytałem. - Chociaż najlepiej by było gdybyś zdjął spodnie...

Po prostu myślałem na głos i od razu moja twarz zrobiła się cała czerwona, spojrzałem na niego zakłopotany.

- To znaczy... Nie, nie o to mi chodziło...

Chłopak tylko się zaśmiał, co odebrałem za dobry znak. Następnie wyszedł do pokoju, zgadywałem, że po to by się przebrać. Dlatego zostałem w łazience, nie chciałem podglądać.

- Harry wysłał cię, żebyś załagodził sytuację? - Dobiegł mnie jego głos z drugiego pomieszczenia.

- Nie, ale... I tak chciałem powiedzieć, żebyś nie był dla niego zbyt surowy - wyjaśniłem niepewnie.

- Dlaczego? - zapytał, wchodząc z powrotem do łazienki już przebrany.

Podał mi spodnie ubrudzone kawą, a ja włożyłem je do umywalki i zalałem wodą. Zamierzałem wstawić się za Harry'm, ale miałem też nadzieję, że nie jest jakoś poważnie poparzony.

- To dla niego nowa sytuacja - powiedziałem, starając się brzmieć przekonująco. - Musi się przyzwyczaić. Ze mną też tak było na początku.

- Niezupełnie - odparł, siadając na pralce.

- Wiesz, o co mi chodzi - mruknąłem, zajmując się czyszczeniem.

Przez chwilę w pomieszczeniu panowała cisza, przerywana tylko szumem wody i pienieniem się płynu.

- Harry nie ma się czym martwić - powiedział w końcu. - To tylko jeden talerz i trochę kawy, przecież nie zrobił tego specjalnie.

- Więc go nie ukarzesz? - zapytałem, żeby się upewnić

Chłopak westchnął ciężko i zeskoczył na podłogę.

- Dlaczego niewolnicy myślą tylko o karach? - wymamrotał.

Stanął za mną i zakręcił mi wodę. Potem położył dłonie na moich biodrach, a mnie przeszedł dreszcz. Podniosłem delikatnie wzrok i spojrzałem na jego odbicie w lustrze. Uśmiechnął się, kiedy zobaczył, że na niego patrzę, a ja zarumieniłem się i spuściłem głowę.

- Jesteś zazdrosny o Harry'ego? - zapytał nagle, a moje serce z niewytłumaczalnych powodów zaczęło bić szybciej.

- Dla-dlaczego t-tak myślisz? - odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

Oczywiście dobrze wiedziałem, o co mu chodzi, ale sam nie miałem pojęcia, dlaczego wtedy tak gwałtownie zareagowałem.

- Nie wiem, co mnie wtedy napadło - przyznałem. Noah nic nie powiedział, a ja bałem się podnieść wzrok i na niego spojrzeć. - No dobrze, może... może trochę jestem. Wiem, że nie powinienem, ale nie chcę, żeby ktoś inny cię dotykał...

Czułem, że policzki zaczynają mnie palić. Zrobiło mi się strasznie gorąco, a to że chłopak nadal mnie trzymał, tylko pogarszało sytuację.

- Czemu nie powinieneś? Jesteś moim chłopakiem. Masz prawo być zazdrosny - stwierdził, puszczając mnie. - Chociaż nie masz ku temu żadnych powodów. Mam ciebie, nie potrzebuję nikogo innego.

Wróciłem do prania, a Noah skierował się do wyjścia.

- Nie poparzył cię? - zapytałem jeszcze, odwracając się w jego stronę.

Chłopak zatrzymał się przy drzwiach i uśmiechnął do mnie.

- Nic mi nie jest - odpowiedział.

Nie wrócił do kuchni sam, tylko poczekał na mnie w sypialni. Uprałem spodnie i wywiesiłem je na suszarce. Później oboje poszliśmy do kuchni, gdzie nadal czekał na nas Harry. Chłopak podbiegł do Noah, kiedy tylko go zobaczył.

- Panie, ja...

- Tak, tak, przeprosiny przyjęte - przerwał mu.

Harry wyglądał na bardzo przejętego tym całym zajściem, więc nie byłem pewien, czy taka chłodna reakcja pana nie pogorszy sprawy, ale o dziwo, skutecznie zamknęła mu usta.

Noah minął go jak gdyby nigdy nic.

- Nie jestem zły, nie musisz się martwić. Kary nie będzie - powiedział i wyszedł z kuchni.

Spojrzałem na chłopaka, ale nie potrafiłem ocenić, czy mu ulżyło, czy czuje się jeszcze gorzej. Wiedziałem, że muszę go jakoś podnieść na duchu.

- Mówiłem, że będzie dobrze - powiedziałem, próbując brzmieć przekonująco.

On tylko skinął głową.

Kiedy wróciliśmy do pracy, na początku nie dostrzegłem nic dziwnego. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że Harry cały czas chowa przede mną prawą dłoń. Bez ostrzeżenia, chwyciłem go za rękę i przyjrzałem się jej. Nic nie powiedział, odwrócił tylko głowę gdzieś na bok.

- Szkło? - zapytałem, widząc rozciętą skórę.

- Przecież musiałem posprzątać ten rozbity talerz - odpowiedział.

Faktycznie, kiedy wróciliśmy do kuchni, na podłodze nie było już odłamków, ale wtedy nie zwróciłem na to uwagi.

- I się pokaleczyłeś - mruknąłem. - Chodź, trzeba to opatrzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top