32.
Postanowiliśmy pojechać do ośrodka dla niewolników następnego dnia. Przeniosłem resztę swoich rzeczy do ''naszej'' sypialni. Zostawiłem jednak trochę ubrań, zakładając, że ja i Harry mamy mniej więcej ciuchy w tym samym rozmiarze. Uznaliśmy, że może się zatrzymać w tym pokoju, w którym w założeniu miałem spać, skoro ja przeniosłem się do sypialni Noah.
Im więcej o tym myślałem, bardziej utwierdzałem się w tym, że kupienie Harry'ego będzie dobrym pomysłem. Doskonale pamiętam jakie uczucia towarzyszą chłopakom w ośrodku. Ten strach i niepewność przed tym kto cię kupi i gdzie wylądujesz. Tu przynajmniej nie będzie wykorzystywany.
- Może wezmę obroże? - zapytałem, zanim wyszliśmy.
Chłopaka najwyraźniej zaskoczyła moja propozycja.
- Chcesz ją znowu założyć? - zdziwił się. - Nie musisz tego robić.
- Noah - powiedziałem, biorąc obroże do ręki. - Tak będzie wiarygodniej.
- No dobrze - ustąpił, wzruszając ramionami. - Chodźmy.
Długo jechaliśmy na miejsce. Nie wiem, ile dokładnie czasu spędziliśmy w aucie, zrobiliśmy po drodze jedną przerwę, żeby Noah chwilę odpoczął od kierowania.
Nie pamiętałem, jak wyglądał budynek ośrodka. Mam wrażenie, że ostatni raz byłem tam lata temu. Byłem pewien, że nie zorientuje się, kiedy dotrzemy na miejsce.
W końcu się zatrzymaliśmy.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił mój pan.
Założyłem obroże. Dziwnie było znowu mieć ją na sobie. ''Własność Noah.'' Nadal byłem jego własnością. Nasunąłem na nią golf, tak że prawie nie było jej widać. Wolałem, żeby po drodze nikt jej nie zauważył. Już mieliśmy wychodzić, gdy chłopak nagle się zatrzymał.
- Tylko musisz pamiętać, że... - Spojrzał w moją stronę, ale chyba nie wiedział, jak ma dokończyć to zdanie. Ale ja wiedziałem, o co mu chodzi.
- Znowu muszę wejść w rolę niewolnika - domyśliłem się.
Nie wydawał się zadowolony z takiego obrotu spraw.
- Tylko na chwilę - zapewnił mnie.
- Rozumiem - skłoniłem głowę - panie.
Nie miałem z tym problemu. Wiedziałem, że cały czas jestem jego niewolnikiem, zrobię, co każe, bo po to tu jestem.
Budynek nie wyglądał jakoś przerażająco czy podejrzanie, zwykły biurowiec. Z tego co wiem, była to przykrywka. Podeszliśmy do drzwi, które otworzyłem przed moim panem.
- Grzeczny chłopiec - powiedział, mijając mnie. Posłusznie ruszyłem za nim, ze spuszczoną głową.
Noah potrafił wejść w rolę pana tak samo szybko i wiarygodnie jak jego siostra. Dobrze pamiętam jak Yv nabrała mnie pierwszego dnia, a potem u madame Maddison, gdy chciała kupić Erika. To pewnie u nich rodzinne.
Mój pan rozejrzał się i ruszył w kierunku recepcji. Ja trzymałem się na bezpieczną odległość. Grzeczny, posłuszny niewolnik. Za kontuarem stała młoda, uśmiechnięta kobieta. Miała jakiś strój firmowy i włosy związane w kucyk.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytała uprzejmie.
Chłopak rozejrzał się, upewniając, że na korytarzu nie ma nikogo poza nami.
- Przyszedłem tu po wasz towar - oznajmił, zerkając na mnie. - Szukam jeszcze jednego.
Kobieta skinęła głową.
- Rozumiem. Proszę tędy.
Pokierowała nas do drzwi po lewej. Otworzyła je kartą magnetyczną i poprowadziła korytarzem. Kiedy byliśmy w środku, odsłoniłem obroże tak by była widoczna. Starałem się za bardzo nie rozglądać, zresztą nie było nawet po czym, zwykłe szare ściany. Po chwili otworzyła kolejne drzwi. Pamiętałem to pomieszczenie, biuro dyrektora. Po plecach przeszły mi ciarki, miałem nadzieję, że to nie był podstęp i mój pan mnie tu nie zostawi.
- Dzień dobry, panie dyrektorze - odezwała się kobieta. - Ten młody mężczyzna poszukuje kolejnego niewolnika.
Mężczyzna bardzo ucieszył się na tę wiadomość. Pracowniczka szybko opuściła pomieszczenie, zostawiając nas samych. Ja starałem się zachowywać tak jak mnie uczono.
- Cieszymy się, że postanowił skorzystać pan z naszych usług - powiedział dyrektor. Na mnie nie zwrócił większej uwagi.
- Ten tutaj uważa, że macie tu niewolnika, który odpowiada moim wymaganiom - stwierdził Noah, wskazując na mnie.
- Na pewno znajdziemy tu coś, co się panu spodoba. - Dyrektor natychmiast zaczął przeszukiwać szufladę. Zapewne szukał formularza, który miał wypełnić mój właściciel, by dostać jakieś propozycje.
Mój pan westchnął teatralnie i spojrzał na mnie.
- No - powiedział, jakby mnie ponaglał. - Jaki to miał być?
- Harry z pokoju 302A - odpowiedziałem, nie podnosząc wzroku.
Mężczyzna rzucił mi szybkie spojrzenie, a potem odwrócił się do mojego pana, ale on tylko skinął głową, więc dyrektor wrócił do przeszukiwania dokumentacji.
- 302A... - Zajęło mu to tyle czasu, że przestraszyłem się, że Harry został już komuś sprzedany. Okropnie mnie to stresowało, powrót tu i szukanie panu nowego niewolnika. Bałem się, że będzie po mnie wszystko widać. - A, tak, jest.
Bardzo mi ulżyło, że chłopak nadal tu był. Nawet jeśli życie tu było koszmarem, gdzie w każdej chwili mogłeś zostać ukarany lub sprzedany. Jeśli pan faktycznie go kupi, to Harry przynajmniej nie będzie musiał się obawiać, że trafi w jakieś okropne miejsce. Mimo moich początkowych obaw, co do drugiego niewolnika w willi, to chciałem go już zobaczyć.
- Em, przepraszam najmocniej, panie - odezwałem się, pod wpływem impulsy. - Pamiętam, gdzie jest ten pokój. Mogę po niego pójść.
Wiem, że powinienem milczeć, ale jakoś samo tak wyszło.
- To chyba nie jest najlepszy... - zaczął dyrektor.
- Niech idzie - przerwał mu mój właściciel. - Wątpię, żeby czegoś próbował. Muszę przyznać, że dobrze go wytresowaliście.
To musiało ucieszyć mężczyznę, poczuł dumę ze swoich pracowników, którzy nas tresowali.
- No dobrze - zgodził się w końcu. - Skoro uważa pan, że nie będzie nic kombinować. - Spojrzał jeszcze raz na dokumenty. - Chłopak jest w skrzydle szpitalnym.
- ''Skrzydle szpitalnym''?! - zapytał trochę za głośno, patrząc na niego. - Co mu się stało?
Tak mnie to zaskoczyło, że na chwilę się zapomniałem. Mężczyzna spojrzał na mnie gniewnie. Jak śmiałem podnieść na niego głos? Jak śmiałem w ogóle odezwać się bez pozwolenia? Przecież jestem tylko nic nie wartym niewolnikiem. Nikim. Bałem się odwrócić w stronę mojego właściciela.
Szybko opuściłem głowę. Pochyliłem się nisko, robiąc krok do tyłu. Nie chciałem, żeby dyrektor zaproponował mojemu pana ukaranie mnie, albo dodatkową ''tresurę''. Wiedziałem, jak by to wyglądało. Bicie, poniżanie, kary. Może coś gorszego..
- Prze-przepraszam najmocniej... - wydukałem z trudem.
Mój pan westchnął ciężko.
- No cóż, nie ma ideałów - mruknął i zwrócił się do dyrektora. - Pracuję nad tym.
Mężczyzna już otwierał usta, żeby się odezwać, być może zaoferować tresurę dla mnie, ale jego rozmówca znów zwrócił się do mnie.
- Idź już. - Machnął na mnie ręką. - Masz dziesięć minut. Spóźnij się chociaż o minutę, a dostaniesz dzisiaj podwójną karę.
Przełknąłem głośno ślinę, pokazując, że się boję. Nie było to trudne.
- Oczywiście, panie - odpowiedziałem i wyszedłem.
W gabinecie były drzwi, którymi weszliśmy, ale też jeszcze jedne. Te prowadziły do ośrodka. Na korytarzu nikogo nie minąłem, ponieważ z tego co pamiętałem, odbywały się właśnie ''lekcje'', a raczej ''tresura''. Znałem drogę do skrzydła szpitalnego. Wszedłem tam z łatwością. W sali stało kilka łóżek, ale tylko dwa były zajęte. Chłopak na jednym spał, ale był przypięty pasami. Nie rozpoznałem go.
Poszedłem w stronę drugiego.
- Harry? Jesteś tu? - zawołałem, jednak niezbyt głośno by nie obudzić tamtego.
Chłopak na drugim łóżku podniósł się, od razu rozpoznałem tę jego jasną czuprynę.
- Luke? - zapytał zdziwiony, ale chyba się ucieszył. - Co ty tu...? Co ci się stało?
Na początku nie zrozumiałem, o co chodzi. Dopiero później przypomniałem sobie o bliźnie.
- A, to. - Machinalnie spróbowałem ją jakoś zakryć. - To nic.
- Wszystko w porządku? Co ty tutaj robisz? Przecież zostałeś kupiony.
- Jest dobrze. Mój pan chce cię kupić - odpowiedziałem.
Uśmiechnął się wyraźnie zadowolony, ale później jakby coś sobie przypomniał i jego entuzjazm od razu przygasł. Jakiś kupiec miał go zaklepane? A może po prostu uświadomił sobie, co go prawdopodobnie czeka, gdy zostanie kupiony?
- To... Nie... nie mogę... - Nie rozumiałem, o co mu chodzi.
- Co? Dlaczego? Będzie ci u niego lepiej niż tu. Mój pan jest dobry - próbowałem go przekonać.
Spojrzał na mnie sceptycznie.
- Właśnie widzę - mruknął.
Znów położyłem dłoń na bliźnie.
- To nie jego sprawka - zaznaczyłem od razu. - Chodź ze mną. Mój pan jest już u dyrektora.
- Nie... Nie b-będzie mnie chciał... Nie mogę... - powiedział, spuszczając wzrok i gniotąc w rękach materiał bluzki.
- Dlaczego? - traciłem cierpliwość. - Harry, ja mam coraz mniej czasu.
Chłopak odwrócił się gdzieś na bok.
- Mo... moje dane... muszą zostać zaktualizowane...
Nadal nie rozumiałem, o co mu chodzi, a pewnie niedługo minie dziesięć minut odkąd wyszedłem, jeśli nie zdążę, to nie wiem, jak zareaguje mój pan, będąc przy dyrektorze.
Po chwili zobaczyłem, że na szafce leży jakiś dokument. Były na nim wypisane dane Harry'ego, ale u oczy rzucił mi się napis ''prawiczek'', który był przekreślony. Połączyłem fakty i spojrzałem na chłopaka zaniepokojonym wzrokiem.
- Czy oni cię...?
- Raz... - przerwał mi.
Pokręciłem głową. Wiem, jak on się czuję. Miałem tak samo. Ale Noah nie powinno to interesować. Nie po to chce go kupić, a ja nie pozwolę, by znowu zrobili mu krzywdę Harry'emu.
- Chodź. - Chwyciłem go za rękę i pociągnąłem do siebie.
- Ale...
- Gwarantuje ci, że dla niego to nie będzie mieć najmniejszego znaczenia.
Nie zwracając uwagi na jego protestu, wyciągnąłem go ze skrzydła szpitalnego i pociągnąłem do gabinetu. Przy drzwiach trafiliśmy na jednego z opiekunów, ale przepuścił nas, najwyraźniej doskonale poinformowany.
- Spóźniłeś się - poinformował mnie od razu mój pan.
- Przepraszam, panie. - Skłoniłem się, a Harry poszedł w moje śladu.
- Policzymy się później - oznajmił chłodno, po czym ruszył w naszą stronę. Słyszałem nerwowy oddech Harry'ego oraz dostrzegłem to jak zaczyna dygotać, gdy mój pan złapał go za podbródek i zaczął oglądać. Zacisnął mocno powieki, miałem wrażenie, że zaraz się rozpłacze. - W porządku. Może być. - Odwrócił się w stronę dyrektora i puścił chłopaka. - Wezmę go.
- Wspaniale - ucieszył się dyrektor. - Pokój 302A...
- Harry, 8844-12-24.
Mężczyzna szukał przez chwilę, więc chłopak postanowił podać swój numer, by było szybciej. W ośrodku to one nas identyfikowały, nie imiona czy nazwiska. Byliśmy tylko kolejnym numerem, który trzeba sprzedać.
Reszta poszła już szybko. Głównie dlatego, że nie było problemu z płatnością. Z tego co wyjaśnił mi Noah poprzedniego dnia, to kolejne zadośćuczynienie Rogera, który wpłacił tu pieniądze, by jego brat kupił sobie kogoś nowego.
Opuściliśmy budynek. Z ulgą wyszedłem na zewnątrz. Teraz mogłem podnieść głowę. Wiedziałem, że muszę, bo nie byłem pewien, czy Harry'emu nie wpadnie do głowy jakiś głupi pomysł z ucieczką.
Chłopak spojrzał na mnie zdziwiony i mocno zaniepokojony, kiedy jego nowy właściciel otworzył mu drzwi samochodu. Pchnąłem do lekko i razem z nim usiadłem z tyłu. Noah zajął miejsce za kierownicą, uruchomił silnik i pojechaliśmy do domu.
Jechaliśmy w milczeniu. Nasz pan włączył radio, żeby przerwać tę nieznośną ciszę. Wiedziałem, że Harry nie będzie się odzywać, jeśli ktoś go o coś nie zapyta. Chciałem z nim porozmawiać, ale nie wiedziałem co powiedzieć. Miałem takie straszne deja vu z tego jak Yv kupiła Erika.
- Naprawdę się spóźniłem? - zapytałem Noah, wychylając się trochę do przodu.
Zerknąłem na chłopak obok mnie, tak jak myślałem, był zaskoczony, że ośmieliłem się odezwać do pana bez pozwolenia.
- Wiesz, że mnie to nie obchodzi, chciałem być tylko wiarygodny - odpowiedział nasz właściciel.
- Przepraszam, musiałem go długo przekonywać - wyjaśniłem.
Harry zrobił wielkie oczy. Wyglądał na jeszcze bardziej przestraszonego niż dotychczas, pewnie dlatego, że uznał, że właśnie zwalam winę na niego i niedługo dostanie za to karę.
- W porządku, nic się przecież nie stało - odparł Noah, co wyraźnie zaskoczyło Harry'ego.
- Skąd wiedziałeś, gdzie jest ośrodek dla niewolników? - zapytałem.
- Od ojca - rzucił krótko.
- No tak, w końcu to on mnie kupił.
- Chyba nie żałujesz? - zaśmiał się.
- Oczywiście, że nie - powiedziałem szybko.
Po jakimś czasie zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej, żeby nasz kierowca mógł chwilę odpocząć.
- Chcecie coś? - zapytał, wychodząc z auta.
Oboje pokręciliśmy głowami.
- Czego ja się spodziewałem? - mruknął.
Nie rozmawialiśmy z Harry'm, chłopak całą drogę patrzył za okno i jakoś nie zachęcał mnie do dyskusji. Zamieniłem jeszcze kilka zdań z Noah, ale większość trasy minęła nam tylko przy dźwiękach radia.
Po kilku godzinach dojechaliśmy do naszej willi. Mój towarzysz cały czas uważnie przyglądał się wszystkiemu wokół, jakby chciał zapamiętać drogę ucieczki. Robił to jednak tylko wtedy, gdy nie patrzył na niego Noah. Zgodnie z tym czego nauczył nas ośrodek, gdy tylko pan zwracał na niego uwagę, od razu spuszczał wzrok.
- Zaprowadź go do pokoju - polecił mi Noah. - Zaraz przyjdę.
- Dobrze. Chodźmy - zwróciłem się do Harry'ego.
Chwilę później byliśmy na miejscu.
- To będzie twój pokój - oznajmiłem.
Dziwne, myślałem, że będę się czuć źle z tym, że oddaje mu pokój, który w zamyśle miał być mój, ale w ogóle mnie to nie zabolało.
Obroża zaczęła drażnić moją skórę, więc postanowiłem ją zdjąć. Chłopak spojrzał na mnie przestraszonym wzrokiem.
- Co robisz? Pan będzie zły - powiedział, a w jego głosie słyszałem lekką panikę.
- Raczej nie będzie - odparłem z uśmiechem.
Nie musieliśmy długo czekać, żeby się tego dowiedzieć, bo do pokoju jak na zawołanie przyszedł nasz pan.
- I co, podoba ci się? - zapytał Noah.
Harry szybko spuścił wzrok.
- Tak, bardzo, panie - powiedział posłusznie.
- Widzę, że już zdjąłeś obroże.
Noah zatrzymał się koło mnie, a Harry delikatnie podniósł spojrzenie na nas, żeby zobaczyć jak to się skończy.
- Drapała mnie - wyjaśniłem.
- Odzwyczaiłeś się. Długo jej nie nosiłeś - stwierdził. Wtedy przeniósł wzrok na swojego nowego niewolnika. - Harry, tak?
- Tak, panie. - Skinął głową.
- No dobrze, więc zacznijmy od początku. - Stanął za mną i położył mi dłonie na ramionach. - Luke nie jest niewolnikiem. Mieszka tu jako mój chłopak.
Przynajmniej dopóki ci się nie znudzę.
- Ty nie musisz się martwić - kontynuował. - Nie mam zamiaru zmuszać cię do seksu, ani ze sobą, ani z nikim innym. Pomijając obowiązki domowe, jesteś tutaj głównie ze względu na Luke'a. Będziesz dotrzymywać mu towarzystwa, gdy ja nie będę mógł. Rozumiesz?
- Tak, panie. - Nadal nie podnosił na nas wzroku.
- Zajmiesz się nim? - Tym razem pytanie padło do mnie.
- Pewnie - odparłem szybko.
Odniosłem wrażenie, że chciał mnie jeszcze pocałować, ale tego nie zrobił. Pogłaskał mnie tylko po włosach i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego z Harry'm. Chłopak spojrzał na mnie niepewnie, wręcz z obawą.
- A więc jestem tu ze względu na ciebie... dla towarzystwa... panie...
- Nie musisz nazywać mnie panem - zapewniłem go. - Nadal jesteśmy przyjaciółmi, prawda?
- Teraz jesteś w hierarchii dużo wyżej niż ja - stwierdził ponuro.
- Ale to nic nie zmienia - zabrzmiało to mniej pewnie niż chciałem powiedzieć.
- To zmienia wszystko. No i... pan powiedział, że jestem tu dla ciebie, czyli mam... być wobec ciebie... uległy, tak?...
Zrobiłem krok do tyłu i wystawiłem przed siebie ręce.
- Nie ma takiej potrzeby. Nie może być tak jak do tej pory?
- Nie może - powiedział smętnie. - Jesteś chłopakiem mojego pana.
- Ale nie twoim - upierałem się.
- Żadna różnica.
- Wręcz ogromna!
Nie odezwał się więcej, ja zresztą też nie. Nawet jako chłopak jego pana, nie byłem jego panem. Mogę się zgodzić z tym co powiedział o hierarchii, ale nie czułem się w porządku z tym, że Harry zachowuje się, jakbym patrzył na niego z góry. Przecież tego nie robię. Też jestem niewolnikiem i zdaje sobie z tego sprawę.
- To ty kazałeś mnie tu ściągnąć, prawda? - zapytał, przerywając swoje milczenie.
- Tak, ale...
- Sam widzisz - mruknął. Zawahał się chwilę i przyjrzał mi niechętnie. Wyglądał na mocno skrępowanego. - Ja... ci się podobam? Twój pan cię uwolnił, a ty stwierdziłeś, że teraz chcesz mieć własnego niewolnika?
Poczułem się, jakby mnie spoliczkował. I miałem ochotę mu oddać.
- Oczywiście, że nie! Zgłupiałeś, czy co?! Nigdy bym czegoś takiego nie zrobił!
Chłopak zrobił dwa kroki do tyłu i szybko pochylił głowę, jakbym to ja był jego panem, od którego może dostać karę.
- Przepraszam... Nie powinienem oskarżać cię o coś takiego...
Gdy zobaczyłem, to jak Harry się zachowuje, poczułem się winny. Powinienem mieć przynajmniej jakieś wyobrażenie po tym jak Yv kupiła Erika. Przerażenie kiedy trafiasz do nowego właściciela i nie wiesz, co teraz cię czeka, mając jednocześnie w pamięci to, że ostatnio zrobiono ci krzywdę. Przecież ja po tym co zrobił mi Roger, też bałem dać się dotknąć Noah.
- Erik też na początku nie mógł się przyzwyczaić, a teraz... - zaczął zamyślony.
- ''Erik''? - ożywił się nagle Harry. - Ten Erik?
W tym momencie uświadomiłem sobie, że nie powinienem o nim wspominać przy Harry'm. Jak zwykle musiałem coś palnąć.
- Tak... - powiedziałem z wahaniem. - Od jego poprzedniej pani odkupiła go siostra mojego... naszego... pana...
- Widujesz się z nim?
- Czasem...
Harry znów zaczął unikać mojego wzroku. W jego pamięci Erik jest na pewno tym, kim był w ośrodku, ale prawda jest taka, że teraz to zupełnie inna osoba.
- Erik się zmienił - oznajmiłem zdecydowanie. - Trafił na okropną pierwszą właścicielkę, która się nad nim znęcała.
- Dobrze wiesz, że on sobie na to zasłużył - powiedział, unikając mojego spojrzenia.
- Wiem, że był okropny, ale na coś takiego nikt sobie nie zasłużył - stwierdziłem uparcie.
Znowu milczenie, ale tylko na chwilę, bo najwyraźniej Harry uznał, że nie powinien się ze mną kłócić.
- Oczywiście - mruknął cicho. - Przepraszam, panie.
Nie chciałem, żeby Harry się mnie bał. I nie chciałem, żeby nazywał mnie panem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top