30.

Po co uznał mnie za swojego chłopaka, skoro nie chce się ze mną przespać? To ja mu to zaproponowałem, więc nie powinien przejmować się moją traumą. W końcu sam tego chciałem.

Podniosłem się do pozycji siedzącej i ponownie wbiłem wzrok w podłogę. Nie miałem odwagi patrzeć na Noah. Czułem się głupio, po tym co zrobiłem. Może nie powinienem nic mu proponować? Strasznie się wtedy bałem, miałem nadzieję, że odmówi, a jednak kiedy to zrobił... Miałem wrażenie, że jestem niepotrzebny. Do niczego.

- Chciałem ci jeszcze pokazać ogród - powiedział, przerywając milczenie. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego, ale on uśmiechnął się tylko, chcąc mnie zachęcić. - Chodź.

- Już idę... - mruknąłem i poszedłem za nim.

Jakby na to nie patrzeć, nie znaliśmy się zbyt długo, ale najwyraźniej chłopak zdążył mnie przez ten czas już całkiem dobrze poznać. Wiedział, że lubię naturę. Dlatego był pewien, że ogród również mi się spodoba. Nie pomylił się.

Kwiaty, krzewy, kilka drzewek. Był mniejszy od tego jego rodziców, ale też miał swój urok. Najwięcej uwagi poświęciłem na drewnianą altanę położoną na prawo od domu. Po jednej jej ścianie wił się ozdobny bluszcz, a drewno było ozdobione różnymi wzorami z wielką dokładnością i dbałością o szczegóły.

- Podoba ci się altana? - zapytał Noah, widząc, że podziwiam ją już od dłuższego czasu.

- Bardzo - odpowiedziałem szybko, szczerze zachwycony.

Usiadłem na ławce i wpatrywałem się przez chwilę w wille. Próbowałem się skupić i zapamiętać jak najwięcej. Nie wiedziałem jak długo może to wszystko potrwać. W życiu niewolnika niczego nie można brać za pewne i stałe. Przeprowadzka zawsze jest stresująca, jednak w moim przypadku chodziło o coś zupełnie innego.

- Wracamy? - odezwał się chłopak.

Na dworze zaczęło się już robić zimno, więc nie czekając na moją odpowiedzieć, skierował się już w stronę domu.

- N-Noah... - powiedziałem, chcąc go zatrzymać.

Szybko poderwałem się z ławki, podbiegłem do niego i wtuliłem się w jego plecy. Chłopak stał przez chwilę nieruchomo, po czym poczułem, że obraca się lekko, żeby na mnie spojrzeć.

- Co się dzieje? - zdziwił się.

Sam chciałbym wiedzieć.

- Nie mogę? - zapytałem, zaciskając palce mocniej na jego ubraniu.

- Oczywiście, że możesz - odparł praktycznie od razu. - Tylko trochę mnie zaskoczyłeś.

Siebie też. Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, działałem jak pod jakimś impulsem. Chyba po prostu chciałem jakoś dać mu do zrozumienia, że nie boję się jego dotyku.

- Czuję się przy tobie bezpiecznie - stwierdziłem cicho.

- Cieszę się - powiedział, a ja byłem pewien, że się przy tym uśmiechnął.

Niedługo później wróciliśmy do willi. Zjedliśmy kolację, trochę porozmawialiśmy i poszliśmy spać. Noah stwierdził, że na razie nie chce mnie narażać na żadne nieprzyjemności i właśnie dlatego dostaję własny pokój, w którym mogę czuć się bezpiecznie. Bez niego.

Pomyślałem, że mógłbym jakoś się przemóc i spać razem z nim, ale ostatecznie uznałem, że może tak będzie lepiej, będę się czuć tak jak na początku, ja w swoim pokoju, a Noah w swoim.

Długo nie mogłem zasnąć, bo było to dla mnie nowe miejsce, ale w końcu mi się to udało. Obudziły mnie w nocy dziwne hałasy. Spojrzałem na zegarek, dochodziła już pierwsza. Na zewnątrz padał deszcz, ale to nie było to. Wytężyłem słuch, jakieś stukanie i strzępy rozmów. W końcu wstałem i poszedłem sprawdzić co to. Dźwięki wraz z bladym światłem dochodziły z salonu. Ktoś oglądał telewizję.

- N-Noah?... - zapytałem.

Chłopak siedział na kanapie wpatrzony w jakiś film. Jednak gdy tylko mnie usłyszał, szybko spojrzał w moją stronę.

- Wybacz. - Złapał za pilot i zaczął ściszać dźwięk. - Za głośno?

- Ee, nie - odpowiedziałem po chwili. - Co robisz?

- Oglądam telewizję. Dołączysz? - Przesunął się na kanapie, robiąc mi miejsce. - Chociaż to horror. Nie wiem, czy będzie ci się podobać. Może znajdę coś innego...

- Nie, może być. Obejrzyjmy to - powiedziałem szybko, choć po chwili ten pomysł przestał mi się wydawać taki dobry. Mimo to usiadłem przy nim.

- Skoro tak mówisz. Wzruszył ramionami i sięgnął po koc, którym natychmiast mnie okrył. Poczułem, że się rumienie.

Zazwyczaj nie miałem zbyt wielu okazji do oglądania telewizji. W rezydencji praktycznie cały czas spędzałem w pokoju, a na zajęciach w ośrodku puszczano nam takie filmy, których zdecydowanie nie mieliśmy ochoty oglądać, ale musieliśmy...

Pomimo to horror wydawał mi się lepszy. Aż do pierwszej strasznej sceny. Podskoczyłem przestraszony i złapałem mojego pana za rękę. Kiedy sobie to uświadomiłem, spojrzałem niepewnie w jego stronę, ale on nie wydawał się zły za ten gest.

- Emm... Mogę...? - zapytałem nieśmiało.

- Pewnie. - Uśmiechnął się do mnie.

Objął mnie ramieniem i pozwolił się do niego przytulić. Czułem się trochę bezpieczniej, choć przez większość filmu miałem zamknięte oczy. Nie obejrzeliśmy do końca, bo rozpętała się burza i straciliśmy sygnał.

Rozeszliśmy się do swoich pokoi, ale nie mogłem już zasnąć. Grzmoty i rozbłyski błyskawic skutecznie mi to uniemożliwiały. Pod wpływem chwili ponownie wstałem i poszedłem do sypialni chłopaka.

- Śpisz? - szepnąłem, otwierając drzwi.

Noah przeciągnął się i uniósł na łokciach.

- Teraz już nie... - Ziewnął i przetarł oczy dłonią. - Coś się stało?

Nie wiedziałem, co mógłbym mu odpowiedzieć. Po co przyszedłem? Wyśmieje mnie, albo się wkurzy, że go obudziłem. Kurczowo zacisnąłem dłoń na klamce i spojrzałem w dół na swoje bose stopy, choć i tak czułem na sobie jego naglący wzrok.

- Jest strasznie... głośno... - wymamrotałem.

Kątem oka dostrzegłem, że chłopak odwrócił się w stronę okna, jakby próbował w tych ciemnościach przyjrzeć się tej burzy. Potem z powrotem spojrzał na mnie.

- To tylko burza - powiedział zmęczonym tonem. - W ośrodku nigdy nie słyszeliście grzmotów?

- Słyszeliśmy...

Właśnie w tym momencie rozległ się kolejny, miałem wrażenie, że zaraz coś się na nas zawali.

- Ale nie takie - doprecyzowałem. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię.

- Burza pewnie jest gdzieś blisko - stwierdził obojętnie, ale chyba zmienił swoje nastawienie, gdy zrozumiał jaki jestem spięty. - Boisz się?

- Tro-trochę...

- To przez ten horror? - dopytał.

Milczałem. Było mi wstyd. Wiedziałem, że jestem cały czerwony i bałem się, że to zauważy, pomimo ciemności.

- Może chciałbyś dzisiaj spać ze mną? - zaproponował, przesuwając się na łóżku i odkrywając kołdrę.

Nie wiedziałem, co powinienem zrobić. Chyba lepiej, żebym się nie zgadzał, ale nie chciałem wracać sam do pokoju. Nie chciałem spać dzisiaj w nocy sam.

- Oczywiście, jeśli to dla ciebie nie problem - dodał, zauważając, że się waham. - Mogę ci obiecać, że nic ci nie zrobię.

- Nie musisz mi niczego obiecywać - zapewniłem go i położyłem się przy nim.

Moje ciało zadziałało szybciej niż umysł. Noah przykrył nas kołdrą, było mi miło i ciepło. Czułem się przy nim dobrze i bezpiecznie, ale odwróciłem się do niego plecami, żeby nie widział mojej miny.

Nie przeszkadzało mi, gdy mnie przytulił. To nie sprawiło, że poczułem się źle, ale później jego ręka zaczęła przesuwać się w dół. W miejscach, w których mnie dotykał, czułem gorąco. Na dłuższą chwilę zatrzymał się na biodrze, potem przesunął ją na udo, a ja z całych sił próbowałem nie zacząć się trząść. Zacisnąłem mocno oczy i przygryzłem dolną wargę. Nie zdając sobie z tego sprawy, w pewnym momencie gwałtownie wciągnąłem powietrze.

- Przepraszam. Nie chciałem... - Jego dotyk zniknął, a on odsunął się lekko.

- Nic się nie stało - powiedziałem z trudem. Chyba mi nie uwierzył. Odwróciłem się w jego stronę i spojrzałem mu prosto w oczy. - To mi nie przeszkadza. Ufam ci.

Przytulił mnie, a ja zasnąłem w jego ramionach.

Jednak tej nocy nie dane mi było się wyspać. Obudził mnie koszmar. Nie pamiętam, co mi się śniło, ale poderwałem się do siadu jak oparzony. Oddech miałem przyśpieszony, a czoło całe pokryte potem.

- Luke?

Usłyszałem głos mojego pana i poczułem jego dłoń na ramieniu.

- Prze... Przepraszam - wyjąkałem. - Nie powinienem cię budzić...

- Nic się nie stało - powiedział, również siadając. - Miałeś zły sen?

Próbowałem uspokoić oddech i rozszalały rytm serca, wziąłem kilka głębokich wdechów i wydechów. Udało mi to w pewnym stopniu, ale miałem wrażenie, że wcale mi nie pomaga.

- To nic - powiedziałem.

Nie wyglądał na przekonanego.

- Chyba nie takie nic, skoro płaczesz - stwierdził, przykładając mi dłoń do policzka.

Sam również to zrobiłem i łzy faktycznie nadal spływały po mojej twarzy.

- Rzeczywiście, przepraszam... - Przetarłem oczy dłonią.

- Nie przepraszaj. Co ci się śniło?

- Nie... nie pamiętam...

- No dobrze - westchnął, wyraźnie rozczarowany. - Nie chcesz, to nie mów.

Noah spojrzał na okno, za którym wciąż było ciemno. Już chciał się odwrócić i położyć z powrotem, ale złapałem go za rękę, zanim to zrobił.

- To nie tak, ja naprawdę nie pamiętam - zapewniłem go, przejętym głosem.

- Dobrze, w porządku, wierzę ci - stwierdził, chcąc mnie uspokoić i pogłaskał po włosach. - To tylko koszmar. Nie musisz się bać, jesteś przy mnie bezpieczny.

- Tak, wiem - powiedziałem, puszczając go.

Chłopak uspokajał mnie przez chwilę, po czym znowu się położyliśmy. Nie mogłem zasnąć, kręciłem się z jednej strony na drugą, aż w końcu zaczęło ogarniać mnie zmęczenie. Myślałem, że Noah już śpi, bo milczał od dłuższej chwili, sam też powoli zasypiałem.

- Luke? - zapytał nagle.

- Hm... - mruknąłem, nie otwierając oczu.

- Śpisz?

- Hmm...

- Przepraszam, że nie obroniłem cię przed Rogerem.

Od razu się rozbudziłem, gdy to powiedział. W jego głosie słyszałem okropne poczucie winy, choć nigdy go o to nie obwiniałem.

Chciałem mu to powiedzieć, ale się nie ruszyłem. Leżałem, odwrócony do niego tyłem, więc nie widział, że otworzyłem oczy. Pewnie myślał, że dalej śpię.

- Wiedziałem, że mój brat coś do ciebie ma, właściwie to do mnie... Wykorzystał cię, żeby mi dokopać. Powinienem cię zabrać wtedy do Yv, ale tego nie zrobiłem, przepraszam. Jesteś moim... Jesteś mój, powinienem cię lepiej pilnować, chronić cię.

Serce mi pękało, kiedy słyszałem to wszystko. Chciałem mu powiedzieć, żeby przestał, że to nie była jego wina. A jednak się nie odezwałem. Podniósł się lekko, a ja poczułem jego dłoń na moim ramieniu, delikatny dotyk sunący wzdłuż mojej ręki. Jak mogłem bać, że zrobi mi krzywdę?

- Najpierw ta blizna, a potem to. Nie chciałbym, by ktoś jeszcze cię zranił. Dlatego zaproponowałem ci wolność. Ale ty odmówiłeś. - Noah zaśmiał się cicho. - Zaskoczyłeś mnie, ale też bardzo mnie to ucieszyło.

Mimo tych wszystkich ciepłych słów... nadal nie powiedział, że też mnie kocha...

Nie wiedziałem nawet, czy kiedykolwiek to od niego usłyszę.

- Wiem, że nie śpisz - odezwał się w pewnym momencie, nadal mnie głaszcząc.

Nie miało już sensu udawać. Odwróciłem się w jego stronę, a on patrzył na mnie uśmiechnięty.

- Przepraszam. Nie chciałem, żebyś przestał mówić - przyznałem się, lekko skrępowany.

Pocałował mnie, a ja wzdrygnąłem się mimo woli. Noah się odsunął. Nie chciałem tego, wiedziałem, że on też tego nie chce. Ale moje ciała znowu zareagowało przeciwko jemu.

- Przepraszam - westchnął ciężko.

- Nie, nie, to moja wina - stwierdziłem.

- Moja - upierał się. - Nie powinienem tak na ciebie naciskać. Chodźmy już spać.

Położył się i odwrócił do mnie plecami. Poczułem się okropnie. Nie chcę tak przy nim reagować, ale moje ciało buntuje się przeciwko każdej próbie, zbliżenia się do mnie.

- Noah. Przepraszam. - Chciałem położyć mu dłoń na ramieniu, ale zawahałem się i w końcu tego nie zrobiłem.

- Nic się nie stało - powiedział, choć wiedziałem, że kłamie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top