28.

Przestraszyłem się, gdy pan nie odpowiedział, po tym jak powiedziałem mu, że chcę z nim zostać. Moją pierwszą myślą było to, że jednak mnie nie chce.

- Nie chcesz odzyskać wolności? - zdziwił się chłopak. - Wiesz, Yv ma już opanowane takie akcje. Pomogła wielu niewolnikom. Może ci załatwić nowy dom, dokumenty.

- Nie chcę - powiedziałem szybko, znowu spuszczając wzrok. - Panie, pozwól mi zostać. Kocham cię i nie chcę iść nigdzie indziej.

- Czyli nie chcesz... - zaczął, ale nie dokończył. Milczał przez chwilę. - Mógłbyś wrócić do pokoju. Zaraz przyjdę.

Miałem wrażenie, że nie był zadowolony z mojej odpowiedzi. Nie powiedział tego wprost, ale po prostu wyglądał, jakby się rozczarował. Pomimo to bez gadania wróciłem do wyznaczonej mi sypialni. Usiadłem na łóżku i czekałem.

Czekanie było najgorsze, nie wiedziałem, co zamierza mój pan. Poznał moje zdanie, ale to on podejmuje ostateczną decyzję. Zawsze może się nie zgodzić, żebym z nim został, a jeśli mnie gdzieś wywiezie i zostawi, to nie będę miał jak wrócić.

Czas przedłużał mi się w nieskończoność. Może chciał tą całą sytuację omówić z Yv?

W końcu jednak przyszedł.

- Może jeszcze się zastanowisz, co? - zaproponował, wchodząc do środka. - Możesz znowu mieć normalne życie.

- Nie chcę go - odpowiedziałem.

Właściciel westchnął i usiadł na łóżku obok mnie. Milczał i nie patrzył na mnie, co sprawiło, że zacząłem się denerwować. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a się rozpłaczę. Wcisnąłem dłonie między kolana, by powstrzymać ich drżenie.

- Nie chcesz mnie już? - zapytałem, starając się, by mój głos przy tym nie zadrżał. - To przez to co się stało?

Pan gwałtownie odwrócił się w moją stronę.

- Nie. Oczywiście, że nie. To nie była twoja wina. Pomyślałem tylko, że... - uciął na moment i odwrócił wzrok. - Moja rodzina ma niewielką willę poza miastem i zamierzam się do niej przeprowadzić. Pomyślałem sobie, że na początku mógłbyś w niej ze mną zamieszkać, gdybyś rzecz jasna chciał. Nie jako niewolnik, ale mój chłopak.

- ''Chłopak''?... - powtórzyłem, autentycznie niedowierzając. - Naprawdę bierzesz coś takiego pod uwagę?

- Brałem - powiedział z naciskiem. - Ale ty ewidentnie wolisz być niewolnikiem.

Zawaliłem. Zawaliłem na całej linii. Mogłem jednocześnie odzyskać wolność, nie tracąc tego co mam teraz. Nie wiedziałem, że jest taka opcja...

- Panie...

- Nie mów tak do mnie - uciszył mnie szybko.

Gdy to usłyszałem, z trudem udało mi się pohamować łzy.

Czyli właśnie zostałem odrzucony... Jeśli nie mam już prawa zwracać się do niego ''panie'', to... już nie jestem jego własnością...

- To trochę dziwne, kiedy twój chłopak nazywa cię panem - stwierdził.

- Ale... przecież powiedziałeś...

- Lubisz jak się podejmuje decyzje za ciebie, prawda? No więc właśnie to robię - oznajmił.

Nie rozumiałem. Miałem wrażenie, że mówi do mnie w innym języku. 

- Spróbujmy być parą. Na razie na czas nieokreślony, a potem się zobaczy - mówił, a ja nie wiedziałem, co mam mu na to odpowiedzieć.

To wydawało mi się zbyt duże ustępstwo z jego strony. Gdzieś musiał być haczyk. Powiedział, że mam być jego chłopakiem. To był rozkaz, to on podjął tę decyzję. Ale bycie parą oznacza, że jest się na równych pozycjach... a ja nie mogłem.

- Co ty na to? - zapytał, chwytając moją dłoń, przez co wyrwał mnie z zamyślenia.

Niewolnik zawsze będzie niewolnikiem. A skoro mi to zaproponował, to pewnie oczekiwał, że się zgodzę.

- Eeee... Tak, panie. Zgadzam się. Jeśli tego chcesz...

- ''Panie''? - powtórzył.

Musiałem się chwilę zastanowić, gdzie popełniłem błąd.

''To trochę dziwne, kiedy twój chłopak nazywa cię panem.''

- Znaczy... Tak, zgadzam się.

- Jak mam na imię? - zapytał z uśmiechem. Chciał mnie zmusić do zwracania się do niego imieniem.

- N-Noah - powiedział, uciekając wzrokiem gdzieś na bok.

Czułem, że się rumienie. Nie wiem czemu. Przecież to nie był pierwszy raz, gdy tak do niego mówiłem. Problem w tym, że aktualnie na czas nieokreślony zostałem uznany za jego ''chłopaka''. Dla mnie on zawsze będzie panem, ale teraz będę musiał jakoś dostosować swoje zachowanie do nowej sytuacji.

Mimo wszystko nie chciałem, by pan... znaczy Noah... widział moją czerwoną twarz. Ale on nie pozwolił mi na ten unik, położył mi dłoń na policzku i obrócił mnie tak, bym na niego spojrzał.

Cmoknął mnie szybko w usta, ale równie prędko się odsunął.

- Od teraz mówisz mi po imieniu, dobrze?

- Tak... - odpowiedziałem, czerwieniąc się jeszcze bardziej.

Chłopak uśmiechnął się radośnie.

- Yv chce, żebyśmy zjedli dzisiaj z nimi kolacje - oznajmił, wstając. - Wyjeżdżamy rano.

- Dobrze. - Skinąłem głową.

Nim się obejrzałem, nadszedł czas kolacji. Jakoś wolałem jadać u siebie, nie przeszkadzało mi, gdy służący przynosili jedzenie do mojego pokoju, ale skoro to miała być moja ostatnia noc w rezydencji Yv, to chyba nie miałem wyboru i musiałem zrobić wyjątek.

Przy stole siedzieliśmy tylko ja, mój... chłopak i jego siostra. Służąca podawała dania, a ku mojemu zaskoczeniu, pomagał jej Erik.

- Nie usiądziesz z nami? - zapytała Yv, gdy chłopak położył ostatni talerz.

Niewolnik opuścił tacę, na której nosił wcześniej jedzenie i zapobiegawczo cofnął się o krok.

- Chyba mi nie wypada - mruknął pod nosem.

Kobieta westchnęła ciężko, z wyraźną przesadzą. Oparła brodę na dłoni i przewróciła oczami.

- Zazwyczaj jemy wszyscy razem, ale dzisiaj, przy gościach, jakoś postanowili mi odmówić - zwróciła się do mojego właściciela z wyjaśnieniem, po czym machnęła ręką na Erika. - Przykro mi, ale ty akurat nie masz wyboru. Siadaj.

- W porządku... - burknął i usiadł po dłuższej chwili wahania.

Noah popatrzył na nią wyraźnie rozbawiony.

- Ulubiony niewolnik? - zapytał.

- To z nim jest najwięcej problemów - zaśmiała się. - Niby został wytresowany, a waha się przy wykonywaniu moich rozkazów. Zapomina zwracać się do mnie tak jak mu każe. Ma problem z podejmowaniem najprostszych decyzji, jest niezdecydowany, nie chce jeść ze mną przy jednym stole, wzdryga się jak tylko chcę go dotknąć i cały dzień jest zmęczony, bo w nocy ciągle śnią mu się koszmary.

Nie zaskoczyło mnie to, co mówiła. Po tym wszystkim co go spotkało? Co nie zmieniało faktu, że jakoś dziwnie mi się tego słuchało.

Kobieta z lekkim uśmiechem spojrzała na Erika. Mimowolnie też odwróciłem się w jego stronę. Nie potrafiłem ocenić tego jak się czuł, bo przez cały czas wbijał wzrok w swój talerz. Ale wnioskując z tego, że nie zachowywał się tak jak zwykle, domyśliłem się, że jednak dotknęło go to, co powiedziała jego pani.

Aż zrobiło mi się go żal.

- No nie dąsaj się tak - powiedziała do niego Yv. - Wiesz, że i tak jesteś moim ulubieńcem, Diabełku.

Te słowa sprawiły, że chłopak pochylił się nad talerzem jeszcze bardziej. Pewnie po to, żeby nikt nie zauważył jego rumieńców.

Teraz to musiałem się powstrzymać, żeby się nie zaśmiać. I widocznie nie tylko ja.

- ''Diabełku''? - powtórzył z rozbawieniem Noah.

- No bo to jest taki mały diabełek - stwierdziła z uśmiechem Yv.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top