25.
Przepłakałem całą noc. Wszystko mnie bolało, byłem wykończony fizycznie, i psychicznie. Długo nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca, ale kiedy byłem już w stanie, poszedłem pod prysznic. Wyszorowałem się tak, jakbym chciał zdrapać sobie skórę w miejscach, gdzie dotknął mnie Roger.
Już nawet nie pamiętam, ile wziąłem tych tabletek przeciwbólowych, których zostawił mi właściciel.
Później zająłem się kołdrą i prześcieradłem, gdzie nadal widoczne były ślady spermy i krwi. Spranie jej nie było problemem. W ośrodku często musieliśmy czyścić nasze łóżka z krwi po gorszych karach lub robić to za kogoś jeśli on nie był w stanie. Potrafiliśmy sobie z tym radzić. A sprzątanie zawsze szło mi dużo lepiej niż gotowanie.
Problemem był ból, który w dalszym ciągu nie mijał. Dzięki lekom byłem w stanie jakoś funkcjonować, ale nadal bolało.
Służąca dała mi jedzenie, a ja powiedziałem jej, że potrzebuje czystej pościeli. Bez słowa zabrała, tą która suszyła się w łazience, po czym wróciła kilka minut później z czystą i zasłała moje łóżko.
Po śniadaniu znowu się położyłem. Ciężko mi było zasnąć nawet w czystej kołdrze, ale w końcu się udało i przynajmniej we śnie mogłem uciec od tego wszystkiego.
Nie dane mi jednak było długo odpocząć. Na początku się przestraszyłem, kiedy ktoś usiadł na łóżku, ale po otworzeniu oczu, zobaczyłem, że to mój pan. Jak on tu wszedł? Przecież drzwi... dzisiaj ich nie zamykałem. Sam pakuje się w kłopoty. Gdyby Roger znowu chciał tu wejść, to by to zrobił...
Niedobrze mi na samą myśl o tym. Nakryłem się bardziej mocniej kołdrą, by mój właściciel tego nie zauważył. Przede wszystkim musiałem zasłonić bliznę po zgaszeniu papierosa na obojczyku.
- Luke, śpisz jeszcze? - zapytał i przyjrzał mi się podejrzliwie. - Źle się czujesz?
Pewnie pomyśli, że znowu czytałem do późna i się rozchorowałem.
- Tak... Czy mógłbym... zostać dzisiaj w łóżku, panie?... - Nie miałem nawet siły się odzywać. Jestem zmęczony, chcę spać.
- Jasne - odpowiedział i przybliżył się do mnie.
Domyśliłem się, że chce mnie pocałować, ale nim zdążyłem nad sobą zapanować, zadrżałem i odsunąłem się od niego.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się stało. Popełniłem ogromny błąd. Moje ciało zadziałało instynktownie. Nadal przerażone tym co zrobił mi Roger, nie chciało, żeby coś takiego się powtórzyło. Ale to był mój pan.
- Coś się stało? - zapytał, wyraźnie zaskoczony właściciel.
- N-nic...
- No dobrze, przyjdę później - mruknął i ruszył do wyjścia.
Nie zatrzymywałem go. Nawet jeśli zorientował się, że coś jest nie tak, a pewnie tak było, to nic nie dał po sobie poznać. Może poza tym, że wydawał się nieco zakłopotany. Na szczęście się nie złościł. Mam nadzieję, że zrzuci winę za moje zachowanie na to, że jestem niewyspany i zmęczony. Nie chciałbym oberwać.
Nie miałem siły się tym przejmować. Wróciłem do spania. Nic mi się nie śniło, obudziłem się w pewnym momencie, ale nie spojrzałem na zegarek. Nie wiem jak długo spałem, ale nagle poczułem, że ktoś łapie mnie za ramie. Natychmiast zacząłem się wyrywać i odpychać tę osobę, przerażony tym, że to znowu może być brat mojego pana.
- Ej, Luke, co ci jest? - Oczywiście się myliłem, bo usłyszałem głos właściciela.
Od razu zamarłem w bezruchu. Chłopak jedną ręką trzymał moje ramie, a drugą nadgarstek. Wyglądał na zmartwionego, jakbym właśnie zrobił coś, co go zaniepokoiło.
- Co się stało? - zapytał, puszczając mnie. - Krzyczałeś i szarpałeś się przez sen. Chciałem cię obudzić, ale zacząłeś się rzucać jeszcze bardziej.
Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak ciężko oddycham. Byłem cały spocony i zdenerwowany, zupełnie jakbym właśnie obudził się z koszmaru, w którym spadam. Coś mi się śniło, ale nie miałem pojęcia co. Roger? Gwałt? Że ktoś mnie atakuje? Nie wiem.
- Miałem zły sen... - wymamrotałem w końcu, siadając na łóżku.
Pan przyglądał mi się w jakiś dziwny sposób. Może się martwił. Albo po prostu był zły, że coś takiego mi się przytrafiło.
Nie chciałem widzieć u niego takiej miny, więc spuściłem wzrok. Na początku nic się nie działo, a potem chłopak zamknął mnie w swoim uścisku. W pierwszym odruchy chciałem się wyrwać, ale udało mi się powstrzymać.
- Już dobrze. Nic ci nie grozi. To tylko koszmar - mówił, głaszcząc mnie po plecach, a ja cały czas powtarzałem sobie w myślach, ze to mój właściciel a nie jego brat.
Mijał następny dzień. Znowu długo spałem, zjadłem śniadanie i się z powrotem się położyłem. Miałem wrażenie, że tabletki przeciwbólowe przestawały na mnie działać, bo ból mi nie odpuszczał. To co zrobił mi Roger, odczuwałem o wiele gorzej, niż seks z panem.
Był chyba czas na obiad, gdy chłopak przyszedł do mnie do pokoju.
- Idziemy coś zjeść - oznajmił mój właściciel.
- Nie chcę... - mruknąłem, gdy zebrałem się na odwagę. - Mogę zostać?...
- Cały wczorajszy dzień przeleżałeś w łóżku - stwierdził. - Zabiorę cię chociaż na obiad.
Akurat teraz też leżałem, czytając książkę. Nie miałem ochoty nigdzie iść. Wiem, że zrobiłem się teraz trochę zuchwały, ale nie chciałem, żeby wyciągnął mnie z pokoju.
- Wstaniesz, czy ci pomóc?
- Nie! - krzyknąłem i wystawiłem przed siebie ręce, gdy tylko chłopak zrobił krok w moją stronę. Postanowiłem wykorzystać to, że go tym zaskoczyłem, więc zamknąłem szybko książkę i podniosłem się. - Ja... sam sobie poradzę...
- No to chodź - mruknął.
Wiedziałem, że ma co do mnie coraz więcej wątpliwości, ale na razie nic nie mówił. W milczeniu weszliśmy do kuchni, ale szybko zrobiłem krok do tyłu, gdy tylko przekroczyliśmy jej próg. Sparaliżowało mnie, jak zwykle kiedy widziałem Rogera. Mężczyzna siedział przy stole i pił kawę, jak gdyby nic się nie stało.
Usiłowałem się cofnąć bardziej, nie spuszczając z niego wzroku, ani na moment jak z potencjalnego zagrożenia, którym był. Czułem się, jakbym z każdą chwilą tracił zdolność oddychania. Chciałem ukryć się za plecami mojego pana, ale zachwiałem się przy tym. Gdyby nie mój właściciel, to bym się przewrócił.
- Nadal tu jesteś? - zapytał poirytowany chłopak.
- Wiedziałbyś, gdybyś nie przesiedział całego dnia w pokoju niewolnika - odparł zmęczonym tonem. - Ale rozumiem, że musieliście nadrobić zaległości po wyjeździe.
- Zamknij się - burknął w odpowiedzi. - Nic nie wiesz.
- Nieprawda. - Uśmiechnął się chytrze, a mnie przeszedł dreszcz. - Teraz rozumiem czemu tak go lubisz. Przyznaję, że młody jest w tym całkiem dobry.
- Co powiedziałeś? - warknął mój pan.
- Ojej, nie powiedział ci? - Bezczelnie udawał zaskoczonego.
Nie mogłem uwierzyć w to, co słyszę. Przecież on nie chciał, żeby jego brat się dowiedział. Przynajmniej takie odniosłem wrażenie. Stwierdził, że nie mam co o tym mówić, bo ''na niewolniku to nie gwałt'', więc uznałem, że on też nie zamierza tego rozgłaszać. Ale się pomyliłem.
On chciał to przekazać osobiście. Moja dłoń instynktownie podążyła ku bliźnie, którą mi zostawił na obojczyku, po tym jak się już mną zabawił. Po tym wszystkim co mi zrobił, chciał jeszcze oznajmiać mojemu panu, że mnie miał.
Chłopak patrzył to na mnie, to na Rogera, próbując to sobie poukładać. Spojrzałem na niego, błagającym wzrokiem. Oczy miałem tak szkliste, że myślałem, że się rozpłacze. Błagam, błagam, nie wierz mu. Niestety mój pan połączył fakty.
- Luke, powiedz, że to kłamstwo - odezwał się poważnie. - Powiedz, że z nim nie spałeś.
- Spał, spał - zaśmiał się jego brat.
- Morda! - wrzasnął chłopak.
Zadrżałem, był zły. Widywałem go już rozzłoszczonego, ale nigdy aż tak. Patrzył na mnie cały czas oczekując, że wyprowadzę go z błędu, jednak ja się nie odzywałem. Czułem, że trzęsą mi się kolana, a po policzkach spływają pierwsze łzy.
- Luke! - krzyknął, chcąc, bym się odezwał.
Opuściłem głowę, zaciskając dłonie na materiale spodni.
- I co? Nie zaprzeczył. - Roger brzmiał na zadowolonego z siebie. Szczerze go nienawidziłem.
Mój właściciel odetchnął i odezwał się już łagodniej.
- Luke, idź do pokoju.
Nie ruszyłem się nawet o milimetr. Cały czas stałem w jednym miejscu. Byłem jak przyklejony do podłogi, nie mogłem zrobić choćby kroku.
- No już! - ponaglił mnie.
W końcu się ruszyłem. Nie miałem wyboru i nie chciałem się z nim kłócić, bo to mogłoby zdenerwować go jeszcze bardziej. Wróciłem więc do pokoju.
Czułem się okropnie. Mój pan powinien dowiedzieć się prawdy, ale w inny sposób. Jego brat wykorzystał mnie, by go upokorzyć. Zabawił się jego zabawką. Usiadłem na łóżku, próbując się uspokoić. Co teraz ze mną będzie?
Właśnie wtedy do środka wszedł mój pan. Miałem nadzieję, że udzieli mi odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale przeraziłem się, gdy spostrzegłem, że trzyma w rękach walizkę podróżną.
- Zacznij się pakować - polecił, a ja miałem wrażenie, że ziemia usuwa mi się spod nóg.
- C-co? - wyjąkałem z trudem.
- Słyszałeś, pakuj się - powtórzył, rzucając mi pod nogi walizkę. - Ciuchy, książki, bierz, co uważasz.
- Ale...
Nie zdążyłem powiedzieć nic więcej, bo chłopak wyszedł głośno, trzaskając drzwiami. Moje ciało było jak z ołowiu, ciężkie, sztywne, nie mogłem się ruszyć.
Nie chce mnie. Postanowił się mnie pozbyć. Wyrzucić jak śmiecia. Ale przecież ja nie zrobiłem nic złego. To dlatego, że nie potrafiłem się obronić? Bo byłem za słaby? To nie była moja wina.
Siedziałem w miejscu, starając się nie rozpłakać. Łzy nic tu nie dadzą. To wszystko jest już bez znaczenia. Co teraz ze mną będzie? Odda mnie z powrotem do ośrodka? Ale z tą blizną nikt mnie nie będzie chciał. Ewentualnie wezmą mnie jako męską prostytutkę, do któregoś z burdeli poddanych ośrodkowi. Nie chcę. Nie chcę, żeby wykorzystywali mnie wszyscy, którzy sobie tego zażyczą. Nie chcę tam trafić. Nie dlatego, że zostałem zgwałcony. Chcę jeszcze jedną szansę. Ostatnią...
Mój... jeszcze właściciel wszedł do pokoju jakiś czas później. Rozejrzał się dookoła. Ja w ogóle nie ruszyłem się z miejsca. Nadal siedziałem na łóżku, a walizka nadal była pusta i leżała na podłodze.
- Nic nie zrobiłeś - powiedział.
Poderwałem się na te słowa.
- To nieprawda, panie! - krzyknąłem rozpaczliwie. Nie potrafiłem już dłużej tłumić w sobie emocji. - Próbowałem się bronić! Nie chciałem tego!... Naprawdę... nie... nie chciałem...
Opuściłem głowę. Nie powinienem tak się unosić. Nawet jeśli wcześniej wahał się z oddaniem mnie, teraz nie będzie mieć już żadnych wątpliwości.
- Nie - westchnął. - Chodziło mi o pakowanie.
Otworzył szafę i zaczął po kolei wkładać ubrania do walizki. Szybko do niego podszedłem i złapałem go za nadgarstek, zatrzymując jego ruchy.
- Panie, ja bym cię nie zdradził! On mnie do tego zmusił! Ja... - głos mi się załamał. Przełknąłem głośno ślinę. - Nie chcę nowego pana...
- Nie będziesz miał nowego pana - powiedział zdziwiony.
Czyli burdel. No tak, przecież do niczego innego się nie nadaje. Mogę być tylko wykorzystywany.
Puściłem go i się odsunąłem, byłem jak w transie. Powłóczyłem nogami i zdjąłem z szafki nocnej obroże, która zawsze tam leży. Wtedy odwróciłem się z powrotem w jego stronę, ale nie odważyłem się na niego spojrzeć.
- Mogę ją zatrzymać?... - zapytałem i miałem wrażenie, że zaraz zacznę płakać. - Chcę pamiętać, że...
- Luke - powiedział poważnie.
- ...miałem kiedyś właściciela...
- Luke - powtórzył, łapiąc mnie za ramiona.
Nawet nie zauważyłem, kiedy podszedł tak blisko. Chociaż to i tak nie miało już żadnego znaczenia.
- Ja cię nie oddaje - stwierdził, lekko mną potrząsając. - Chcę tylko, żebyś został na jakiś czas u Yv.
Przytulił mnie, a ja już nie byłem w stanie powstrzymać łez. Chwyciłem go mocno za koszulę i wybuchłem płaczem, który dusiłem w sobie od kiedy wrócił. Bo nie chciałem płakać przy nim. Nie chciałem pokazać mu jaki jestem słaby. Jak to mnie boli.
- Nie oddam cię, jesteś mój - powiedział, tym swoim uspokajającym głosem, głaszcząc mnie po plecach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top