23.
Minęło kilka dni podczas, których do mojej rutyny niewolnika doszedł nowy obowiązek wobec pana. Nie szczególnie mi to przeszkadzało. Więcej, nawet mi się podobało. Oczywiście na początku się bałem, ale mój właściciel wcale nie obchodził się ze mną w brutalny sposób, tak jak mi zapowiadano. Dawał mi też czas, żebym doszedł do siebie. Było całkiem miło.
Nim się obejrzałem dni przeszły w tygodnie, a później w miesiące. Odkąd minął pierwszy tydzień, przestałem kontrolować czas, skreślając kolejne dni na kalendarzu, więc nawet nie wiedziałem, ile dokładnie tu jestem.
To popołudnie znowu spędzaliśmy w pokoju pana. Na razie się tylko całowaliśmy na łóżku, ale sytuacja raczej szybko potoczy się w oczywistym kierunku. Jego pocałunki zaczęły stawać się coraz bardziej zachłanne i agresywne. Nie zdołałem stłumić pisku, kiedy wsunął mi dłoń w spodnie i chyba wyszło trochę za głośno, bo chłopak od razu się odsunął.
- Boli cię coś? - zapytał szybko.
- Nie, ale...
- ''Ale''...? - powtórzył, naciskając na dokończenie przeze mnie zdania.
Próbowałem uspokoić oddech. Nie chciałem zrobić czegoś, co by mu przeszkadzało. Nie spodziewałem się, że przerwie. Zwykle mu się nie sprzeciwiam, poza tym nie sądziłem, że mój sprzeciw w ogóle coś by dał, ale teraz wydawało mi się, że robi to jakoś... bardziej nachalnie...
- Wolniej... proszę...
Wydawało mi się, że to go rozzłościło. Nie tego chciałem...
Złapał mnie za ręce i unieruchomił mi je nad głową. Usiadł na mnie okrakiem i zbliżył swoją twarz do mojej.
- Pa... - Zamknął mi usta pocałunkiem, nim zdążyłem dokończyć.
Wtedy rozległo się pukanie do drzwi. Pan odsunął się ode mną, wzdychając przeciągle. Już ostatnio wydawał mi się jakiś rozdrażniony, ale teraz miałem pewność.
- Czego?! - krzyknął wściekły.
Wzdrygnąłem się pod nim. Wolałem, żeby się nie złościł, szczególnie teraz, bo później wyżyje się na mnie.
- Przepraszam, że przeszkadzam, panie Noah - rozległ się nieśmiały głos służącej - ale dzwonił pański brat. Mówił, że przyjedzie jutro i chciałby z panem porozmawiać.
- Na szczęście jutro wyjeżdżam - mruknął pod nosem.
Co? Pan wyjeżdża? Nic o tym nie wiedziałem. Na długo? Dlaczego mi nie powiedział?...
No tak... przecież nie musiał...
- Przekaż mu, że nie chcę z nim rozmawiać i jeszcze długo nie będę chciał! - krzyknął do niej.
- Jak pan sobie życzy - powiedziała i odeszła, o czym poinformował nas stukot jej butów.
- Pamiętaj, żeby jutro zamykać pokój na klucz - przypomniał mi.
Roger przyjeżdża. Wiem, że nie była to dobra wiadomość, to on zrobił mi tę bliznę. Oczywiście, że nie chciałem go widzieć, ale teraz moją głowę zaprzątała inna kwestia.
- Wyjeżdża pan? - zapytałem cicho.
Spojrzał na mnie jakoś dziwnie, chyba zaskoczyło go moje pytanie.
- To tylko krótki wyjazd w pewnej... sprawie - powiedział, po chwili wahania, po czym dodał szybko. - Wrócę następnego dnia.
- Będę tęsknił... - wyrwało mi się. Zrobiłem się czerwony i szybko zasłoniłem sobie usta dłońmi, gdy tylko dotarło do mnie, że powiedziałem to na głos. - Znaczy...
- To słodkie - zaśmiał się i zszedł z łóżka. Od razu wyciągną spod niego tę czarną walizkę. - W takim razie może zajmę się tobą tak, żebyś miał jutro o czym myśleć?
Otworzył ją i zaczął przeglądać to, co było w środku. Bałem się. Znowu się bałem. Jednak zamierza się na mnie wyżyć. Seks to jedno, ale te wszystkie zabawki mnie przerażały. Nie chodziło mi o wiązanie, czy zasłanianie oczu, ale to... to inny rodzaj bólu.
Pan w końcu się zdecydował, wziął coś do ręki, nawet nie wiem co to było, i usiadł na mnie okrakiem.
- Uspokój się, bo będę musiał cię przywiązać - zagroził, gdy zacząłem mu się wyrywać.
Chciałem się opanować, ale jakoś nie potrafiłem. Cały czas drżałem i wierciłem się nerwowo.
- Sam tego chciałeś - stwierdził i sięgnął po kajdanki.
- Panie, przepraszam. Proszę, nie - mówiłem, kiedy zbliżał metal do moich rąk, by przykuć mnie do ramy łóżka.
- Spokojnie - nakazał mi, ale nie potrafiłem się do tego zastosować.
Nie kontrolując już swoich poczynań, rozpłakałem się.
- Nie chcę... - jęknąłem żałośnie.
Chłopak zbliżył twarz do mojej i złapał mnie za podbródek, bym na niego spojrzał.
- Luke, nie będę się tobą zabawiać w jakiś mega brutalny sposób - oznajmił głosem, w którym nie potrafiłem wychwycić żadnych emocji. - Nie bój się. Rozumiesz, co do ciebie mówię?
- Tak, panie... - Otworzyłem oczy, ale obraz rozmazywał mi się przez łzy.
- Jak na razie jeszcze nie zrobiłem ci żadnej krzywdy, więc chociaż spróbuj uwierzyć, że tym razem też tego nie zrobię.
- D-dobrze, panie... - wydukałem, poddając się.
Chyba zrezygnował z pomysłu przykucia mnie, bo przestałem walczyć i odłożył kajdanki. Złapał moją prawą rękę, a swoją dłoń wsunął mi pod bluzkę. Wbiłem palce w kołdrę, a głowę odwróciłem gdzieś na bok. Nie na długo, bo po chwili znowu złapał mnie za podbródek i pocałował, dość brutalnie wpychając mi język do ust.
Nagle przesunął swoją dłoń z moje brzucha na plecy i od razu zjechał nią na dół. Zrobił to tak gwałtownie, że aż się wzdrygnąłem i ugryzłem go w język. Mój właściciel natychmiast mnie puścił i odsunął, chwytając się za usta.
No nie. Cały czas go złoszczę. Dlaczego to zawsze ja muszę zrobić coś źle?
- Prze... - Chłopak znowu zamknął mi usta pocałunkiem.
Całował mnie przez chwilę, a potem przeniósł swoje usta na moją szyję. Jęknąłem cicho, gdy zrobił mi tam malinkę.
- Zabawimy się jeszcze - szepnął mi do ucha.
Zanim przeszliśmy dalej, rozległ się dźwięk telefonu.
- Kurwa! - krzyknął mój pan.
Miałem wrażenie, że albo wszyscy postanowili nie dopuścić do tego byśmy poszli do łóżka, albo po prostu cały świat wystawia dzisiaj cierpliwość mojego właściciela na próbę.
- Dlaczego telefon zawsze musi dzwonić w najgorszym momencie? - mruknął pod nosem, sięgając po komórkę. - Mam nadzieję, że to nie Ro...
Spojrzał na ekran i chyba nie był zadowolony z tego, co zobaczył. Ciekawe kto to był? Biorąc pod uwagę jego kiepski humor, miałem nadzieję, że ta osoba nie zepsuje mu go jeszcze bardziej.
- Luke, to może być dłuższa rozmowa - oznajmił, patrząc w moją stronę.
- Może pójdę do pokoju? - zapytałem, zaczynając już powoli podnosić się z łóżka.
- Nie, zostań. Pójdę do gabinetu.
On ma swój gabinet? Nawet o tym nie wiedziałem. Ciekawe czym się zajmuje? Przecież ma dopiero dziewiętnaście lat. Może ojciec wprowadza go w jakiś biznes? W końcu miał dość pieniędzy, by kupić synowi niewolnika.
- Poczytaj sobie, czy coś - powiedział, wstając i ruszył w stronę drzwi. - Jak wrócę, skończymy, co zaczęliśmy.
Wyszedł z pokoju, zostawiając mnie samego. Nie wiedziałem, co mógłbym tu robić. Przejrzałem książki, zdjąłem jeden z tomów i zacząłem czytać, ale nie mogłem się skupić, więc szybko przestałem. Do walizki nie zamierzałem zaglądać.
Miałem nadzieję, że mój pan nie wróci zbyt szybko, bo zacząłem rozglądać się po pokoju. Zajrzałem nawet do szuflady biurka, gdzie znalazłem stertę jakichś papierów, z których niczego nie zrozumiałem. Nagle moją uwagę przykuł album ze zdjęciami.
Spojrzałem w stronę drzwi, żeby upewnić się, że na pewno nikt nie wchodzi do pokoju. Wiem, że nie powinienem, ale nie mogłem się powstrzymać. Usiadłem na krześle przy biurku. Tylko zerknę i od razu go odłożę...
W środku znajdowały się zdjęcia z dzieciństwa mojego pana. Widziałem go jako małego chłopca, bawiącego się na podwórku. W mundurku szkolnym pierwszego dnia szkoły. W stroju sportowym ze szkolną drużyną piłkarską i wielkim złotym pucharem.
Na niektórych zdjęciach był ze swoim rodzeństwem. Z Rogerem, grając w piłkę nożną. Z Yv, która grała coś na gitarze. Na jednym grał z siostrą w szachy, na drugim z bratem w jaką w grę. Zdjęcia z rodziną na wakacjach. Przyglądałem im dłuższą chwilę, wyglądali na szczęśliwą, kochającą się rodzinę. Poczułem się... jakoś dziwnie, gdy na to patrzyłem...
- Wolałbym, żebyś nie przeglądał moich zdjęć z dzieciństwa bez pozwolenia. - Usłyszałem nagle, po czym ktoś wyrwał mi album z rąk.
Nawet nie zauważyłem, kiedy do pokoju wszedł mój właściciel. Jak ostatni głupek dałem się przyłapać na przeglądaniu jego rzeczy osobistych. Nie jest dobrze.
- Prze-przepraszam, panie...
- Więc na czym skończyliśmy? - Złapał mnie za rękę i szarpnął w stronę łóżka.
Tak gwałtownie poderwałem się z krzesła, że myślałem, że je przewrócę, ale jakimś cudem utrzymało się w pionie. W przeciwieństwie do mnie, ja wylądowałem plecami na materacu, a pan znalazł się nade mną.
- Luke - powiedział poważnie.
Spojrzałem na niego, ale nadal nie potrafiłem niczego wyczytać z jego twarzy. On cały czas czyta ze mnie jak z otwartej książki i to z takiej z wielkimi literami, tymczasem sam jest dla mnie jak zamknięta księga pisana językiem, którego nie znam. A chcę wiedzieć więcej.
Chłopak przyglądał mi się chwilę z zagadkowym spojrzeniem, po czym położył się obok mnie.
- Co byś zrobił, gdybym ci powiedział, że szybko się nudzę?
- C-co?... - Oby coś źle zrozumiał. Oby to nie było to o czym pomyślałem.
To byłoby okropne...
- Jestem typem zdobywcy - kontynuował właściciel obojętnym tonem - i skoro już cię mam... to zaczynam tracić zainteresowanie.
To moja wina? To przez tą bliznę? Przez to że wziąłem album bez pytania? Co zrobiłem źle? Jak mam to naprawić?
- Ja... zrobię, co zechcesz, panie... - powiedziałem, unosząc się do pozycji półsiedzącej. - Co mam zrobić?...
Serce zaczęło mi szybciej bić. Nie wiedziałem, co robić, ale byłem zdesperowany, by odzyskać jego zainteresowanie. On natomiast roześmiał się i podniósł się.
- Nigdy nie wiesz, kiedy żartuje - stwierdził, patrząc na mnie z góry.
Zamarłem. Mrugnąłem kilka razy. Nie rozumiałem, co mówi.
- Żartujesz, panie?...
- Może... - przeciągnął z uśmiechem. - Zresztą to i tak było tylko pytanie teoretyczne. Pytałem, co byś zrobił, gdybym powiedział ci, że się tobą znudziłem?
Załamałbym się.
- To nie było śmieszne, panie... - mruknąłem po chwili.
- Wiem - stwierdził, wzruszając ramionami. - Ale uroczo wyglądasz, kiedy się denerwujesz.
Pocałował mnie, jak gdyby nigdy nic. Jakbym właśnie nie nabawił się nowych zmartwień. Teraz cały czas będę myślał o tym, czy mój pan się mną znudzi. Powiedział, że nie mówił poważnie, ale przecież inaczej by o tym nie wspominał.
- Będziesz za mną tęsknił, prawda? - zapytał w pewnym momencie.
- Tak, panie - odpowiedziałem powoli.
Jego dłoń znowu wylądowała pod moją bluzką, język zaczął jeździć mi po szyi, a mój oddech zaczął niekontrolowanie przyśpieszać.
- Za tym też? - Uśmiechnął się chytrze.
To dziwne, ale tak. Szkoda tylko, że nie byłem już w stanie powiedzieć tego na głos. Nie chcę, żeby się mną znudził. Nie chcę, żeby mnie zostawił.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top