20.
Obudziłem się następnego dnia na łóżku mojego pana. Promienie słońca brutalnie atakowały moje powieki. Chciałem się podnieść, ale od razu tego pożałowałem, kiedy poczułem ból. Ledwie powstrzymałem krzyk, ale i tak syknąłem głośno, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Kiedy tylko to zrobiłem obok mnie pojawił się mój właściciel.
- Proszę - powiedział, podając mi szklankę wody i dwie tabletki.
- Dzię... kuję... - odparłem zachrypniętym głosem, biorąc od niego leki.
Popiłem lekarstwo i oddałem mu naczynie. Dopiero gdy je odstawił na szafkę i wrócił do mnie spojrzeniem, zdałem sobie sprawę, że jestem zupełnie nagi. Złapałem za kołdrę i podniosłem ją sobie aż do szyi. Chłopaka chyba rozbawiła moja reakcja.
O Boże, my... My wczoraj uprawialiśmy seks... Zaczerwieniłem się przypominając sobie, to wszystko co robiliśmy, a raczej to co on mi robił...
- Było... dobrze?... - zapytałem cicho.
Mój właściciel uśmiechnął się chytrze, ale szybko odwrócił wzrok gdzieś na bok.
- Zawsze mogło być lepiej - stwierdził.
O nie. Było źle. Nie podobał mu się. Nie jest ze mnie zadowolony.
Odda mnie...
- J-ja... Ja się poprawie, panie... - Ręce zaczęły mi się trząść, więc żeby powstrzymać ich drżenie zacisnąłem je mocniej na kołdrze. - Następnym razem... będzie lepiej... Obiecuję...
- Żartuję - zaśmiał się i pogłaskał mnie po włosach. - Było dobrze. Nawet bardzo. Jak się czujesz?
- W porządku - mruknąłem.
Spojrzał na mnie podejrzliwie, po czym przysunął swoją twarz do mojej. W pierwszym odruchu zamierzałem się cofnąć, ale uniemożliwił mi to nagły ból.
- Podobało ci się?
- Oczywiście. Bar...
- Luke - przerwał mi. - Ja nie chcę słuchać, żadnych twoich wyuczonych formułek, jaki to jestem cudowny w łóżku. Odpowiedz mi szczerze.
Milczałem przez chwilę. Od niewolnika raczej nie oczekuje się szczerych odpowiedzi, tylko takich, które zadowolą pana. A jednak postanowiłem zaryzykować.
- Na początku faktycznie bolało, ale potem... było bardzo przyjemnie...
- A teraz? - dopytał. - Boli?
Moje dolne partie ciała konają z bólu i błagają o dobicie...
- Da się wytrzymać - powiedziałem na głos zamiast tego.
- Możesz iść wziąć kąpiel. - Wskazał mi drzwi. - Dasz rade wstać, czy ci pomóc?
- Dam rade... - sapnąłem i opuściłem stopy na podłogę.
Wstrzymałem oddech, ignorując ból i wstałem. Natychmiast tego pożałowałem, bo nogi od razu się pode mną ugięły. Chłopak tymczasem szybko przeszedł na drugą stronę łóżka i objął mnie w pasie, powstrzymując przed upadkiem.
- Mam cię - oznajmił, podtrzymując mnie.
Wtedy poczułem jakąś substancję, która spływała po moich udach. Gdy tylko to do mnie dotarły, twarz zrobiła mi się czerwona i zaczęła palić ze wstydu.
- Przepraszam... - wymamrotałem cicho.
- Nic się nie stało - odparł.
- Nie tylko za to... - doprecyzowałem i spojrzałem w dół.
- Dobra, w porządku - mruknął.
Chwycił leżący na oparciu szlafrok i zarzucił mi go na ramiona. Myślałem, że na tym się skończy i będę mógł iść do łazienki, ale mój właściciel miał inne plany. Nagle straciłem grunt pod stopami, jak się okazało, wziął mnie na ręce.
- P-panie... ale... - próbowałem jakoś zareagować, ale znaleźliśmy się już w drugim pomieszczeniu.
- Możesz tu siedzieć, ile chcesz. Nie daje ci ograniczenia czasowego - oznajmił, sadzając mnie na pralce.
- Dziękuję, panie - powiedziałem, szczelniej okrywając się szlafrokiem.
Następnie wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Zsunąłem się na ziemię, ale cały czas musiałem się podtrzymywać o pralkę lub ścianę. W środku była wanna i prysznic. Zawahałem się. Pan nie wyznaczył mi czasu, ale wolałem nie wystawiać jego cierpliwości na próbę, więc odpuściłem sobie długą kąpiel. Pod prysznicem czułem jak spływa po mnie gorąca woda, zmywając cały stres, ale wszystko wróciło wraz z chłodnym powietrzem, które uderzyło mnie, gdy tylko wyszedłem z kabiny.
Zacząłem się wycierać, kiedy nagle otworzyły się drzwi. Oczywiście nie zamknąłem ich na zasuwkę, bo przecież nie miałem prawa do czegoś takiego jak prywatność.
- Przyniosłem ci ubrania. Wziąłem czyste z twojego pokoju - oznajmił mój właściciel, kładąc je na pralce.
- Dzię-dziękuję... p-panie... - wydukałem, zakrywając się ręcznikiem.
- Nie ma się czego wstydzić. Widziałem cię już nago, i to poprzedniej nocy - zaśmiał się rozbawiony.
- T-tak...
Wyszedł zaraz później, choć zanim to zrobił, dokładnie zlustrował mnie wzrokiem. Może to nawet lepiej. Moje wczorajsze ubrania zostały w pokoju, więc musiałbym założyć szlafrok pana albo wyjść nago. Kiedy opuściłem łazienkę, zobaczyłem, że pościel została już zmieniona, a sypialnia uprzątnięta.
- Jak się czujesz? - zapytał chłopak, siedząc przy biurku.
- Dobrze, panie. - Skinąłem głową, na potwierdzenie moich słów.
- W razie co, na szafce masz tabletki przeciwbólowe. Możesz się jeszcze położyć, jeśli chcesz - powiedział, obracając się na krześle. - Przespałeś śniadanie, ale mogę coś ci przynieść, jak jesteś głodny.
- Nie trzeba - odparłem szybko. - Ale chyba faktycznie jeszcze się położę.
Ruszyłem w kierunku drzwi, ale głos właściciela skutecznie mnie zatrzymał.
- Gdzie idziesz?
Przeszedł mnie dreszcz na dźwięk jego słów. Czyżbym zrobił coś źle?
- Chciałem iść do pokoju, panie - wyjaśniłem i postanowiłem doprecyzować. - Żeby się położyć.
- A nie możesz tutaj? - Wskazał na łóżko.
- Ale to jest pańskie łóżko.
- Połóż się - powiedział już bardziej rozkazującym tonem.
Jeszcze raz? On chce znowu, tak od razu? To nie było takie złe jak myślałem na początku, ale nadal wszystko mnie bolało i nie chciałem tego teraz robić.
Ale przecież nie mam tu nic do gadania.
- Dobrze, panie... - zgodziłem się i położyłem.
Czekałem, ale właściciel do mnie nie przyszedł, tylko nadal robił coś przy biurku. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem. Byłem bardzo zmęczony, wyczerpany fizycznie i jeszcze bardziej psychicznie.
Nie wiem jak długo spałem, ale gdy się obudziłem, chłopak leżał obok mnie i czytał jakąś książkę. Na początku nie zwracał na mnie uwagi, dzięki czemu mogłem go spokojnie poobserwować, ale chyba wyczuł mój wzrok, bo spojrzał na mnie chwilę później.
- Jak się spało? - spytał, zamykając książkę i odkładając ją na bok.
- Bardzo dobrze, panie - odpowiedziałem posłusznie.
Podniósł się do pozycji siedzącej, więc ja zrobiłem to samo. Ból nadal mi dokucza, ale nie był już taki dotkliwy.
- Nie musisz już nosić opatrunku, ale powinieneś jeszcze używać maści - stwierdził, biorąc do ręki jakieś pudełeczko.
No tak, ta ohydna blizna. Gdyby nie ona...
Pan przerwał moje rozmyślania, smarując mi bliznę maścią. Wzdrygnąłem się lekko, gdy jego palce dotknęły mojej twarzy. Nie chciałem, że zmuszał się do dotykania jej. Na pewno czuje wstręt. Pewnie czuje obrzydzenie, kiedy tylko na mnie patrzy...
- Masz siłę, żeby wstać? Zaraz obiad. Zjemy dzisiaj razem - oznajmił. Zamknął pudełko i odłożył je na szafkę.
Na chwilę zapomniałem o tej paskudnej bliźnie. Zapomniałem jak ohydnie wyglądam. Nie chciałem, by pan zmuszał się do patrzenia na mnie dłużej niż musiał, zwłaszcza podczas jedzenia. Po co tak obrzydzać sobie posiłek?
- Co się stało? Znowu cię boli? - zapytał nagle zmartwionym tonem.
- A... t-tak... - przytaknąłem, żeby pomyślał, że to o to chodzi. - Trochę, ale to nic.
- Weź tabletkę - polecił.
- Nie trzeba, panie. Samo przejdzie.
Mimo moich zapewnień sięgnął po opakowanie leków i wyjął jedną pigułkę.
- Otwórz buzie.
Włożył mi tabletkę do ust i podał szklankę. Napiłem się, a on szybko mnie pocałował.
- Dlaczego?... - wyrwało mi się.
- Co, ''dlaczego''? - powtórzył zdziwiony.
- Jest pan... - nie wiedziałem jak ubrać w słowa moje myśli - miły... Sprzeda mnie pan? Nie jestem już...
Nie potrafiłem dokończyć zdania, ale mój pan chyba wiedział, co mam na myśli.
- Przespaliśmy się. - Skinął głową, potakująco. - Myślałem, że mamy ten temat już za sobą.
- Nie chcę seksu z litości! - wybuchłem i od razu tego pożałowałem. Zaczerwieniłem się. Poczułem jak do oczu napływają mi łzy, a dłonie zaczynają drżeć. - P-przepra...
- Nie musisz przepraszać - stwierdził, przerywając mi. - A to nie było z litości. Naprawdę mi się podobasz.
Potrzebowałem chwili zanim dotarł do mnie sens jego słów.
- ''Podobam''? - zapytałem niepewnie. - Czyli...
- Powtórzymy to - oznajmił z łagodnym uśmiechem i złapał mnie za nadal drżącą rękę. - Nie teraz oczywiście, ale za jakiś czas. Jak przestanie boleć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top