2.
Na miejscu ojciec mojego pana zaprowadził mnie do wielkiej willi. Była biała z czarnymi elementami. Minęliśmy ogród z fontanną i weszliśmy do środka. Nigdy nie widziałem fontanny na żywo, jeśli kiedykolwiek wypuszczą mnie na zewnątrz, to chciałbym ją znowu zobaczyć.
Mężczyzna zaprowadził mnie po schodach na górę, gdzie weszliśmy do jakiegoś pokoju. Był całkiem spory. Jasne ściany, okrągły puchaty dywan, szafa, biurko, łóżko...
- Tam jest łazienka. - Wskazał na drzwi w rogu. - Doprowadź się do porządku i załóż ubrania, które tam leżą. Niedługo przyprowadzę tu syna.
Tym razem nie przytaknąłem na rozkaz. Poszedłem od razu w wyznaczonym kierunku. Łazienka była większa niż pokój, w którym spaliśmy z chłopakami w ośrodku. Stała tam wanna, prysznic, dwie umywalki, toaleta i pralka. Na szafie leżały też przygotowane ubrania.
Zdjąłem obroże i wziąłem szybki prysznic. Wysuszyłem włosy suszarką i umyłem zęby. Potem założyłem ubrania z szafki. Cieszyłem się, że to nie strój psa, ani pokojówki. Była to biała koszula na guziki i granatowe jeansy. Koszula była na mnie trochę za duża, ale nie dziwiło mnie to, bo w ośrodku nie karmili nas najlepiej i byłem chudy. Zresztą pewnie i tak zaraz będę musiał to wszystko zdjąć...
Już miałem wychodzić, gdy uświadomiłem sobie, że czegoś zapomniałem. No tak, obroża. Powinienem się do niej przyzwyczaić.
Założyłem ją i wróciłem do pokoju. Usiadłem na łóżku, podwijając rękawy i czekałem. A może powinienem klęknąć? Tak, chyba powinienem klęczeć...
Nagle otworzyły się drzwi i do środka weszły trzy osoby. Szybko spuściłem głowę i wbiłem wzrok w podłogę. Teraz było już za późno, a ja za bardzo bałem się ruszyć.
- Nie wierze, że to zrobiliście - odezwał się młody chłopak. - Na dziewiętnaste urodziny powinniście mi kupić nowe ferrari, a nie, kurwa, człowieka!
Czyli to jest Noah. Mój nowy właściciel. Ale chyba nie jest mną zadowolony...
- Najpierw dobij to stare auto, to pogadany o nowym - stwierdził jego ojciec.
- Nie - odparł szybko. - To całkiem ładny kabriolet, szkoda go niszczyć. Ale wróćmy do tematu. Co ja mam niby z nim robić? - Wskazał na mnie.
- Cokolwiek zechcesz, synu - powiedział mężczyzna.
Zapadła chwila ciszy. Zacisnąłem lekko palce na kolanach. Nadal nie podnosiłem wzroku, bo nie chciałem jeszcze bardziej denerwować swojego pana, w końcu na razie w ogóle go nie znałem i nie wiedziałem, czego oczekuje.
- Ok. Wszyscy wiemy o czym pomyślałem - westchnął chłopak, wkładając ręce do kieszeni. - Ale skąd wiecie, że nie wolałbym niewolnicy?
- Skarbie, oboje dobrze wiemy, że wolisz chłopców - pierwszy raz odezwała się kobieta. Być może jego matka. - Poza tym - podeszła do mnie i złapała za moje policzki, podnosząc moją głowę i zmuszając do spojrzenia na swojego syna - no zobacz jaki słodziak.
- Mamo, proszę cię - jęknął, zakrywając twarz dłonią.
- Twój typ, prawda?
- Tato! - Odwrócił się w stronę ojca.
Kobieta mnie puściła, a ja z powrotem spuściłem wzrok.
- Posłuchaj. - Jego ojciec chyba położył mu rękę na ramieniu. - Jeśli go nie chcesz, to zawsze możemy go oddać.
Aż drgnąłem. O nie! Mam nadzieję, że tego nie zrobią. Jeśli mnie zwrócą, to trafię do burdelu jako wadliwy towar, który nie spodobał się swojemu właścicielowi.
- Ale zastanów się - kontynuował mężczyzna. - Jest ładny, nieużywany. A żeby stwierdzić, czy podoba ci się nowa zabawka najpierw chociaż chwilę się nią pobaw. Albo użyj... sam nie wiem, jakichś akcesoriów...
- Dobra. Dobra - przerwał mu chłopak. - Zatrzymam go. Dzięki za prezent, jest super.
- Czyli co? Jednak ci odpowiada? - zapytała kobieta.
- Aha... - Pokiwał głową zmieszany.
- To my was zostawiamy, chodź kochanie.
Jego rodzice wyszli, a my zostaliśmy sami. Mój nowy właściciel zamknął drzwi na klucz.
- Echhh... Nie wierze, że to zrobili... - westchnął i podszedł do mnie. - No pokaż się.
Złapał mnie za podbródek, uniósł moją głowę i przyjrzał mi się. Ja też to zrobiłem, choć nie powinienem patrzeć mu w oczy. Były szare, chłodne i strasznie obojętne. Wysoki i dobrze zbudowany. Jego włosy miały kolor jasnobrązowy lub ciemny blond, nie potrafiłem określić.
- A niech ich szlag, faktycznie jesteś w moim typie. Lubię takich drobnych, delikatnych chłopców - mruknął, puszczając mnie.
Chyba chciał już się podnieść, ale wtedy zaczął oglądać moją zawieszkę i obroże. Nic dziwnego, że dopiero ją zauważył, wcześniej cały czas miałem opuszczoną głowę.
- Heh, zabawne - prychnął. - Faktycznie. Mam na imię Noah, a ty?
Trochę mnie to zaskoczyło. Jestem niewolnikiem, jego zabawką, nie przypuszczałem, że będzie go interesować moje imię.
- Luke, panie. - Chciałem opuścić głowę, ale cały czas trzymał mnie za zawieszkę obroży.
W końcu wstał, po czym ściągnął swoją bladoniebieską bluzkę. Serce zabiło mi szybciej. Czyli chce to zrobić teraz? Tak już?
- Gdybym wiedział, że będą dzisiaj takie niespodzianki, to przygotowałbym ci jakieś wdzianko - stwierdził rozbawiony. - Kładź się.
Posłusznie podsunąłem się do góry na łóżku. Czyli co? Następnym razem nie uniknę stroju pokojówki, czy czegoś w tym stylu. Starałem się jakoś uspokoić oddech. Wiedziałem, że prędzej czy później mnie to czeka, ale cały czas miałem jednak nadzieję, że później.
Położyłem się na plecach, a chłopak znalazł się nade mną, po czym zaczął mnie całować i lizać po szyi. Nie wiedziałem, co mam zrobić, sparaliżowało mnie.
- Skoro już postanowiłem cię przygarnąć, to nie zaszkodzi się najpierw zabawić, prawda? - zaśmiał się, rozpinając guziki mojej koszuli. Zaczął zjeżdżać ustami niżej, jednocześnie błądząc druga dłonią po moim brzuchu i klatce piersiowej.
Próbowałem zapanować jakoś nad moim ciałem, ale nie mogłem. Byłem sztywny jak kłoda. Zacisnąłem palce na kołdrze. Czułem, jak z oczu zaczynają lecieć mi łzy. Zamknąłem oczy, zacisnąłem zęby i powtarzałem sobie w myślach, że muszę to jakoś wytrzymać. Chwila i będzie po wszystkim. Chwila i będzie po wszystkim. Chwila i...
- Boisz się? - jego głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Powinienem odpowiedzieć na zadane pytanie. Muszę udzielić odpowiedzi swojemu panu, ale nie wiem, co chce usłyszeć. Byłem przerażony. Mam mu powiedzieć prawdę, że się boję?
Nie zdążyłem się odezwać, bo chłopak opadł na miejsce obok mnie.
- Nie mogę. - Odwrócił głowę w moją stronę. - Jestem sukinsynem, ale nie zerżnę cię już pierwszego dnia.
Nie? Sam nie wiem, czy powinno mnie to cieszyć, czy smucić. Z jednej strony nie śpieszę się zbytnio, żeby stracić cnotę, ale z drugiej jeśli nie będzie mnie chciał to mnie odda, a tam dokąd trafię już nikt nie będzie się mną przejmować.
- W rezydencji mamy trzech niewolników, ale nigdy nie miałem własnego. Zwłaszcza takiego od tego typu spraw - oznajmił i podniósł się na łokcie, a ja odsunąłem się lekko, by go przypadkiem nie dotknąć. - Powiedz, naprawdę nigdy tego nie robiłeś?
- Nie, panie...
W placówce dbali o to, żebyśmy byli ''czyści'', bo prawiczka można sprzedać za wyższą cenę. dlatego nie gwałcili nas, ani nie zmuszali do seksu. No chyba, że czasem, żeby kogoś złamać lub jeśli ktoś wyjątkowo spodobał się jakiemuś opiekunowi lub strażnikowi. Słyszałem tylko o jednym przypadku, gdzie dwóch chłopaków z ośrodka zakochało się w sobie i się ze sobą przespało. Niestety gdy dowiedział się o tym zespół nadzorujący, zabrał tę dwójkę do pokoju kar, gdzie oboje zostali zgwałceni przez kilku strażników po kolei.
- Jak długo byłeś w ośrodku dla niewolników? - zapytał mój właściciel.
- Prawie dziesięć lat - odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- I naprawdę przez te dziesięć lat cię tam nie wyruchali? - spytał, a w jego głosie słychać było niedowierzanie.
- Nie, panie... - odpowiedziałem po chwili, cały czas unikając jego wzroku.
Nagle położył mi dłoń na policzku. O dziwo zrobił to bardzo delikatnie, czego bym się po nim nie spodziewał. Nie spodziewał bym się tego po żadnym właścicielu.
- Ja tam od razu bym się za ciebie brał - oświadczył poważnie, patrząc mi w oczy.
Czy to był komplement? Czy bardziej sugestia, że mam się przygotować na szybką stratę cnoty?
- A skoro już o tym mowa. - Podniósł się z łóżka, a ja na nim usiadłem, by mieć lepszy widok na to co robi. - Dam ci trochę czasu, żebyś się przyzwyczaił.
Wyciągnął z szuflady biurka jakiś czerwony marker i podszedł do kalendarza, zawieszonego nad szafką nocną. Wziął datę dwudziestego siódmego marca w kółko.
- Widzisz? - Odwrócił się w moją stronę, a ja pokiwałem głową. - Codziennie będziesz stawiać krzyżyk na kolejnym dniu, aż nadejdzie ten piękny dzień.
Później przekreślił dzisiejszą datę, dwudziestego pierwszego marca. Miałem tydzień.
Mój właściciel odłożył marker na szafkę i oparł się o ramę łóżka, pochylając się nade mną.
- To będzie twój pierwszy raz, więc zadbam o to, żeby był wyjątkowy. - Uśmiechnął się chytrze. - Zafunduję ci taki ból dupy, że nigdy o nim nie zapomnisz.
Aż pobladłem. Ta perspektywa mnie przerażała. Da mi tydzień, a potem nadrobi to wszystko z nawiązką. Nie wiem, czy to nie gorsze, niż gdyby miał mnie wziąć od razu.
- Żartuje - zaśmiał się nagle. - Wieczorem służąca przyniesie ci kolacje. W szafie masz ubrania, przejrzyj je w wolnej chwili. Przyjdę do ciebie jutro po śniadaniu.
Chyba już chciał odejść, ale zatrzymał się w pół kroku do wyjścia.
- A, jeszcze jedno. - Odwrócił się w moja stronę i znów uniósł moją głowę, bym na niego spojrzał. - Masz ładne oczy. Chcę je widzieć, więc nie unikaj mojego wzroku. Rozumiesz?
Przełknąłem głośno ślinę.
- Tak, panie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top