17.
Nagle wszystko stało się jasne. James kiedyś był chłopakiem mojego właściciela, a kto wie, może nawet nadal nim jest. W końcu ciągle go odwiedza. Nic dziwnego, że nie chce robić tego ze mną, skoro ma jego. Wybór między normalnym chłopakiem, a niewolnikiem jest raczej oczywisty...
- On mnie nie chce... - szepnąłem i dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że zrobiłem to na głos.
Ostrożnie spojrzałem w stronę Yv, z którą nadal siedziałem w samochodzie. Jednak ona nie wydawała się zbyt przejęta. Na początku miałem nadzieję, że może mnie nie usłyszała, ale kobieta szybko rozwiała moje wątpliwości.
- No co ty, przecież cię nie wyrzuca - stwierdziła lekceważąco.
Jeszcze. Przecież może to zrobić w każdej chwili. Stwierdzi, że się mną znudził, a potem się mnie pozbędzie.
Zacząłem się stresować i nerwowo wykręcać sobie palce. Wiedziałem, że powinienem wysiąść z auta i wrócić do pana, bo Yv pewnie śpieszy się do Erika, ale nie mogłem się ruszyć.
- Ej, Mały, spokojnie. Noah taki nie jest. - Próbowała mnie uspokoić.
- Ale skoro ma Jamesa...
- Chwila - przerwała mi nagle. - Czy ty jesteś zazdrosny?
Nie odpowiedziałem, bo nawet nie wiedziałem, co mógłbym powiedzieć. Ale najwidoczniej moje milczenie, było dla Yv jednoznaczną odpowiedzią.
- Jesteś zazdrosny, uroczo - stwierdziła uradowana.
- Nie jestem, tylko... zacząłem, ale jakoś nie potrafiłem dokończyć. - Tylko...
- No? Tylko, co? - domagała się odpowiedzi i uśmiechała się przy tym zachęcająco, zupełnie jakby wiedziała, co chodzi mi po głowie.
To całkiem zabawne, bo ja sam nie wiedziałem o czym tak właściwie myślę. Już na imprezie madame Maddison, gdy zobaczyłem mojego właściciela w towarzystwie Jamesa, coś mi w tym nie pasowało. Ale wtedy o wiele bardziej skupiłem się na Eriku. Teraz wszystko wróciło...
Nie jestem zazdrosny. Tylko boję się, że pan wybierze jego zamiast mnie.
- Nie chcę, żeby mnie oddał - odezwałem się w końcu. - My jeszcze razu tego nie zrobiliśmy...
- Aż tak ci zależy na tym, żeby cię przeleciał? - zaśmiała się Yv.
To nie tak, ale skoro tego nie robi, to mnie nie chce. Nie chce ode mnie jedynej rzeczy, dla której tu jestem. To wszystko prowadzi do oddania, które wydaje mi się coraz bardziej prawdopodobne.
- To może sam spróbujesz go jakoś skusić? - doradziła w pewnym momencie.
- Co? ''Skusić''? Nie, nie mogę... - zaprzeczyłem od razu. Milczałem przez chwilę. To zły pomysł. Nie powinienem, nawet bym nie potrafił. - Poza tym co miałbym niby zrobić?
Yv uśmiechnęła się do mnie przebiegle, a ja od razu pożałowałem swojego pytania. Przecież to zabrzmiało, jakbym brał taką opcję pod uwagę.
- Najłatwiej chyba będzie strojem, nie?
- ''Strojem''? - powtórzyłem zdziwiony.
- Może spróbuj się przed nim rozebrać - zaśmiała się.
- Wykluczone!
Nigdy w życiu nie zrobiłbym czegoś takiego bez rozkazu mojego pana. Nie mogę nic takiego robić.
- W takim razie mam inny pomysł - oznajmiła, otwierając drzwi samochodu. - Chodź.
Nie mając innego wyboru, poszedłem za nią. Nie spotkaliśmy nikogo po drodze, ani żadnych służących, ani mojego właściciela. Nie miałem pojęcia, co planuje Yv, ale gdy tylko zobaczyłem gdzie idzie zdałem sobie sprawę, że nie jest dobrze.
- Yv, nie możemy, to pokój pana - powiedziałem jej.
Zignorowała mnie i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie.
- Gdzie to jest?... - mówiła, wyrzucając rzeczy z szafy.
- Yv! - próbowałem, zwrócić na siebie jej uwagę, ale to nic nie dało.
Zdenerwowany wyjrzałem na korytarz. Nikogo na nim nie było, ale przecież to w każdej chwili mogło się zmienić. Jej nie było co powstrzymywać na siłę. Czego bym nie zrobił, byłem tylko niewolnikiem i nie miałem takiej swobody jak ona.
- O! Mam! - oświadczyła nagle. Podeszła do mnie i podała mi jakiś czarny strój. - Idź do pokoju i to załóż, a ja sprowadzę mojego brata.
Uważnie przyjrzałem się temu, co trzymałem w rękach. W ośrodku bywały przypadki, że kazali nam zakładać różne przebrania, czasem kupcy chcieli nas w nich oglądać lub opiekunowie chcieli nas upokorzyć, od czasu do czasu po prostu mieliśmy wykonywać w nich jakieś czynności, żeby się ''przyzwyczaić''.
- Czy to jest... strój pokojówki? - zapytałem ostrożnie.
- Aha. - Skinęła zadowolona. - On lubi takie klimaty, a teraz leć.
- Ale jesteś tego pewna? - Nie byłem przekonany tak samo mocno jak ona.
- Tak, jestem. No już.
- Nie mogę. - Pokręciłem głową i oddałem jej strój.
Nie mogę robić takich rzeczy samowolnie, bez zgody właściciel. To zły pomysł. Mój pan się na mnie zdenerwuje i wtedy już na pewno mnie odda.
- No co ty. - Nie przyjęła go i próbowała z powrotem mi go wcisnąć. Z boku pewnie musiało to wyglądać komicznie.
- Nie. Gdyby pan kazał to tak, ale nie dostałem od niego takiego polecenia.
- Nie wydurniaj się. Jak inaczej chcesz zwrócić na siebie jego uwagę?
- Nie mogę robić niczego bez jego zgody!
- Dobra! - Poddała się, czym trochę mnie zaskoczyła.
Wróciła do pokoju pana, ale zamiast odłożyć przebranie, znów zaczęła przeszukiwać pokój, aż po chwili wyjęła spod łóżka czarną walizkę.
- Zanieś to do swojego pokoju. - Podała mi ją.
- Ale...
- Rób, co mówię. Wezmę wszystko na siebie i powiem, że ci kazałam - zapewniła mnie. - A teraz idź.
Ostatecznie zrobiłem to, co kazała Yv. Powiedziała, że weźmie winę na siebie, ale i tak nie wiedziałem, czy mój pan nie oskarży mnie o kradzież, tym razem taką prawdziwą.
Postawiłem walizkę w pokoju i usiadłem na łóżku, wpatrując się w nią. Przyznaję, że kusiło mnie trochę, by ją otworzyć i zobaczyć co jest w środku, ale wiedziałem, że nie powinienem. Spodziewałem się, co mogę tam znaleźć i chyba nie chciałem potwierdzać moich przypuszczeń.
W końcu drzwi się otworzyły i do pokoju wszedł mój pan, a właściwie to został wepchnięty do środka przez swoją siostrę, która gwałtownie zatrzasnęła za nim przejście.
- Yv, co ty, do cholery robisz?! - krzyknął i od razu spróbował wyjść, ale ona mu na to nie pozwoliła. - Wypuść mnie!
Chłopak uchylił lekko drzwi, ale kobieta zamknęła je z powrotem. Zrezygnowany rozejrzał się i chyba dopiero wtedy mnie zauważył, co gorsza zobaczył też walizkę. Wyglądał na mocno zdenerwowanego.
- Co wy odwalacie?! - wrzasnął w stronę zamkniętego przejścia.
- No dalej, masz okazję, to korzystaj! - odkrzyknęła mu siostra.
- To nie jest śmieszne!
- Ale przynudzasz. Nie bądź pizda, masz tam wszystkie swoje zabawki! To się aż prosi, żeby skorzystać!
Pan chyba zauważył, że ona nie zamierza odpuścić, nie powinienem był się na to zgadzać. Wiedziałem, że to zły pomysł. Wiedziałem, że pan się wścieknie. Chciałem to mam, sam jestem sobie winien.
Powinienem zejść z łóżka i stanąć przed panem, pokazując gotowość na wszystko, co teraz nastąpi, cokolwiek to będzie, ale jakoś nie mogłem. Byłem jak sparaliżowany, nie mogłem się ruszyć nawet o milimetr. Chciałem stąd po prostu zniknąć. Wyobraźnia podsuwała mi same czarne scenariusze tego, co on może mi teraz zrobić...
- Jakim cudem dałeś się na to namówić? - zapytał mnie nagle.
- Panie, bo... ja... - Nie byłem w stanie się wysłowić w żaden logiczny sposób.
- Zaglądałeś do środka? - przerwał mi i wskazał na walizkę.
- Nie, panie...
Chłopak przeszedł się do pokoju w jedną i w drugą stronę. Co chwila zerkał na drzwi, już nawet myślałem, że zapomniał o mojej obecności, ale spojrzał na mnie, gdy tylko przyszło mi to do głowy i rozwiał moje nadzieję.
- Nie będziemy tego teraz robić - mruknął, kręcąc głową. - Mowy nie ma.
- Pewnie wolałbyś tu Jamesa, zamiast mnie...
- Słucham? - zapytał wyraźnie zirytowany.
Szybko zasłoniłem sobie usta dłonią. Nie chciałem powiedzieć tego na głos.
Zacisnąłem usta, bo nie chciałem mówić już niczego, co mogłoby go bardziej wkurzyć. On w tym czasie podszedł do mnie złapał za ramie i pchnął na łóżko. Usiadł okrakiem na moich biodrach, po czym przycisnął moje nadgarstki do materaca.
- Masz, co chciałeś - powiedział chłodno, przybliżając swoją twarz do mojej. - Walcz.
- Co?... - Nie zrozumiałem, o co mu chodzi.
- Wyrwij mi się - wyjaśnił.
Próbowałem. Naprawdę próbowałem to zrobić, ale mój pan był za silny. Szarpałem się i wiłem pod nim, a on nadal mnie trzymał w swoim żelaznym uścisku. Pisnąłem, gdy polizał moją szyję. Po chwili puścił mój lewy nadgarstek i wsunął mi dłoń pod bluzkę. Złapałem go za ramie i usiłowałem odepchnąć wolną ręką, ale to i tak nic mi nie dało. Wszystko na nic.
Mój sprzeciw był bezsensowny, a najgorsze, że ja naprawdę nie chciałem tego, co mi robił. Nie wyrywałem się dlatego, że kazał mi walczyć, tylko dlatego, że naprawdę chciałem, żeby przestał. Wbiłem mu palce w ramie najmocniej jak mogłem, ale to niczego nie zmieniło. Nadal mnie dotykał i robił malinki na szyi. Nagle złapał mnie w pasie i przewrócił na brzuch, a z moich oczu popłynęły łzy bezsilności. Nie chcę...
- Widzisz? - zapytał nagle, puszczając mnie, po czym wstał. - Jestem od ciebie o wiele silniejszy. Gdybym chciał, to zerżnąłbym cię już dawno temu. Mógłbym cię pieprzyć całą noc, może użyć jakichś zabawek i pokazać, że naprawdę potrafię być brutalny, jak się zdenerwuję. Ale tego nie zrobię, więc przestań słychać tych genialnych pomysłów Yv, dobrze ci radzę.
Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Wcale nie musiał mi udowadniać, że jest ode mnie silniejszy, od początku o tym wiedziałem. Chciałem go przeprosić za to wszystko, błagać o wybaczenie, jednak głos cały czas nie potrafił wydobyć się z mojego gardła. Nadal płakałem, nie mogłem przestać, ale mój właściciel nie zwracał już na mnie uwagi. Wziął tylko walizkę, podszedł do drzwi i wyszedł, tym razem jego siostra już mu tego nie utrudniała.
- Mięczak - skomentowała i poszła za nim w kierunku jego pokoju.
Bałem się. Okropnie się bałem, gdy mnie trzymał. Wcale nie spodobało mi się to, co powiedział, że może mi pokazać jaki potrafi być brutalny. Musiałem go nieźle zdenerwować. Myślałem, że zrobi mi krzywdę.
- Przepraszam... - powiedziałem, choć już nikt tego nie słyszał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top