14.

Nie wiem, czego mogę się spodziewać po moim właścicielu. Cały czas mnie czymś zaskakuje, ale mam świadomość, że to tylko odwleka nieuniknione. Równie dobrze może zaatakować, kiedy będę się najmniej tego spodziewać. Muszę być cały czas czujny.

Wczoraj chyba faktycznie miał coś ważnego, do załatwienia, bo nie zajrzał już do mnie przez resztę dnia.

Moją głowę głównie zaprzątał pan, ale część myśli była również poświęcona Erikowi, który znajdował się pod ''opieką'' madame Maddison. Kto wie, co ona teraz mu robi? W ośrodku było okropnie, ale wszyscy wiedzieliśmy, że to tylko stan przejściowy. Potem miało być, albo lepiej, albo gorzej. To nie w porządku. Nie zasłużył na to wszystko.

Nikt na to nie zasłużył.

Moje rozmyślania przerwało, otworzenie się drzwi i wejście właściciela.

- Chciałem cię o coś zapytać - oznajmił szybko.

- O co, panie? - Skinąłem głową, pokazując, że jestem gotowy do udzielenia odpowiedzi.

Chłopak skrzyżował ręce i oparł się o futrynę drzwi.

- Tak się zastanawiam, w ośrodku uczyli was czegoś poza uległością w łóżku? - spytał poważnie, bez cienia ironii w głosie.

To pytanie wydawało mi się trochę dziwne. Przede wszystkim mieliśmy zadowolić swojego pana. To było najważniejsze.

- Tak, panie - odpowiedziałem. - Poza tym uczono nas też prac domowych. Pranie, sprzątanie, gotowanie...

- Potrafisz gotować? - przerwał mi.

Nie byłem tego taki pewien. Sprzątanie dużo lepiej mi wychodziło, nigdy nie miałem talentów kulinarnych.

- Tak, panie - potwierdziłem, choć wiedziałem, że mogę pożałować tej odpowiedzi.

- Sprawdzimy. Chodź. - Złapał mnie za rękę i wyprowadził z pokoju.

Serce zabiło mi szybciej. Będzie wściekły jak się dowie, że go okłamałem. Dobry niewolnik powinien być wszechstronnie uzdolniony, a ja do niczego się nie nadaje.

Zatrzymaliśmy się dopiero w kuchni. Tym razem nikogo tam nie było. Mój właściciel bez słowa pchnął mnie w kierunku blatu. Spanikowany odwróciłem się z powrotem w jego stronę i spojrzałem na niego, nic nie rozumiejącym wzrokiem.

- Chcę sprawdzić, czy nadajesz się do czegoś poza łóżkiem. Ugotuj mi coś - rozkazał.

- Co, panie? - zapytałem posłusznie.

- Po prostu coś ugotuj. Obojętnie.

Odwróciłem się z powrotem w kierunku kuchennego blatu. Nie byłem pewien, czy będę w stanie coś zrobić, a co dopiero zrobić to dobrze, tak żeby mu smakowało. Powiedział, że mogę zrobić, co chce. Skoro dał mi wolną rękę, chyba mogę zacząć od czegoś prostego. Ale czy wtedy pan nie uzna, że jestem leniwy? Z drugiej strony nie wiem, czy będę potrafił ugotować jakieś trudniejsze danie. Ostatecznie postanowiłem usmażyć omlet, to chyba będę w porządku.

Od razu zabrałem się do pracy, a chłopak usiadł na krześle przy stole. Cały czas czułem na sobie jego uważne spojrzenie. Trochę mnie to rozpraszało, ale jakoś musiałem dać radę.

W pewnym momencie podniósł się i podszedł do mnie, ja nie przerywałem. Popatrzył przez chwilę na to co robię, ale potem chyba stracił zainteresowanie, bo cofnął się by wrócić na miejsce.

Akurat sięgałem po talerz, kiedy on musnął dłonią moje plecy. Jego dotyk spowodował mrowienie, które przeszło po całym moim kręgosłupie. Tak mnie to zaskoczył, że naczynie wypadło mi z rąk.

W pomieszczeniu rozległ się głośny dźwięk tłuczonego szkła. Stałem tak chwilę jak sparaliżowany. Bałem się ruszyć, a jeszcze bardziej bałem się reakcji mojego pana.

Ocknąłem się z tego stanu dopiero, gdy usłyszałem za plecami jego przeciągłe westchnięcie.

Natychmiast rzuciłem się w stronę odłamków, by je posprzątać, ale nim zdążyłem dotknąć któregokolwiek z nich, dłoń właściciela zacisnęła się na moim nadgarstku jak żelazna bransoleta.

Nie byłem już w stanie powstrzymywać łez, obficie popłynęły po moich policzkach. Rozpłakałem się jak dziecko.

Znowu usłyszałem zrezygnowane westchnienie mojego pana.

- Dlaczego płaczesz? - zapytał, jakby naprawdę nie miał pojęcia.

- Do niczego się nie nadaje... Nic nie potrafię... Nie jestem nic wart... - wyjęczałem.

Rozbicie tego talerza najwidoczniej przelało czarę i uwolniło wszystkie łzy, które powstrzymywałem już od jakiegoś czasu. W ośrodku też jedna z niewielu kar, które dostałem była właśnie za rozbicie naczynia. Ten trzask przywołał niemiłe wspomnienia, a one przypomniały mi, gdzie moje miejsce.

- Prze... przaszam... Przepraszam... Ja to posprzątam, ale nie chcę kary...

Przyłożyłem wolną rękę do twarzy, zasłaniając oczy, z których nadal lał się potok łez.

- I co ja mam z tobą zrobić? - zapytał.

- Przepraszam... - powtórzyłem, łamiącym się głosem.

Nagle chłopak przyciągnął mnie do siebie i zamknął w swoim uścisku. Spodziewałem się raczej krzyków, czy uderzeń za moją niezdarność i mazgajstwo, ale on objął mnie tylko rękami i zaczął delikatnie głaskać po plecach.

- No już. Wszystko dobrze. Nic się nie stało. To tylko talerz, pełno tu takich - mówił powoli, próbując mnie uspokoić.

To było miłe, naprawdę mi pomogło, choć nadal trząsłem się w jego ramionach. Mój pan zachowywał się nietypowo i często robił rzeczy, na które nie przygotowywano nas w ośrodku. Podobało mi się to. Czułem się przy nim bezpiecznie.

Muszę uważać, żeby się w nim nie zakochać. To najgorsza rzecz jaką może zrobić niewolnik. Mamy służyć swojemu panu, a jeśli nas ukarze albo odda, będziemy, tylko bardziej cierpieć, jeśli będziemy do niego żywić jakieś uczucie. Zakochanie się w nim, tylko sprawiłoby większy ból.

- Już dobrze? - zapytał, odsuwając mnie delikatnie.

- T-tak, panie... Prze-przepraszam... - wychlipałem, jąkając się.

- Za co? Za zbity talerz? - spytał, wyraźnie tym rozbawiony i otarł mi łzy.

- Do niczego się nie nadaje... - Pociągnąłem nosem, wycierając mokre od płaczu policzki.

- To nieprawda. Potrafisz nawet nieźle całować. Ładnie się uśmiechasz i nie ma z tobą, aż tak wielkich problemów, jak ci się wydaje. Przeważnie jesteś posłuszny - powiedział i pogłaskał mnie po włosach. - Dobry z ciebie niewolnik.

Zrobiło mi się ciepło na sercu. ''Dobry z ciebie niewolnik'' to chyba najlepsze co możemy usłyszeć od swojego właściciela. Na więcej po prostu nie ma co liczyć. Wiem, że sprawiam mu kłopoty i mógłbym zachowywać się lepiej. Pewnie po prostu chciał mnie pocieszyć. Nie powinienem doszukiwać się jakichś uczuć w jego słowach, ale i tak miło, że to powiedział.

Luke, opanuj się! To twój pan! Nie możesz się w nim zakochać. Nie możesz od niego niczego oczekiwać. Jesteś tylko niewolnikiem.

- Dziękuję, panie... - mruknąłem.

Chciałbym, żeby przytulił mnie jeszcze raz.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top