1.

Nie pamiętam moich rodziców. Kiedy próbuje przypomnieć sobie ich twarze, wszystko się rozmazuje. Jedyne wspomnienie jakie mam, to mama jak pochyla się nade mną, głaszczę po głowie i mówi: ''Wszystko będzie dobrze, Luke''. Doskonale pamiętam jej głos, ale nie twarz. To trochę boli.

Kiedy miałem sześć lat, rodzice zginęli w wypadku. A może... zostali zamordowani? Coś w tym stylu. Trafiłem do sierocińca, gdzie pewni opiekunowie stwierdzili, że ''mam potencjał'' i przekazali mnie do rodziny zastępczej. Jakby się zastanowić, to już tam wpajali nam zasady. ''Nie odzywaj się bez pytania.'' ''Głowa pochylona nisko.'' ''Nie patrz starszym w oczy.'' ''Wykonuj polecenia bez gadania.'' ''Okazuj szacunek.'' ''Jeśli zrobisz coś źle zostaniesz ukarany.''

Było tam dużo chłopaków, młodszych i starszych. Wszyscy byliśmy ''uczeni'' w ten sam sposób. Gdy któryś z nas kończył trzynaście lat, zostawał przeniesiony do innego ośrodka, gdzie ''nauka'' obejmowała już innego typu rzeczy, a mianowicie jak służyć i zadowolić ''właściciela''. Szkolili nas na niewolników.

Na sprzedaż byliśmy wystawiani po ukończeniu szesnastego roku życia. Jeśli miałeś szczęście to wziął cię ktoś w miarę normalny, jeśli nie to po dziewiętnastych urodzinach trafiałeś do burdelu.

W razie gdyby były z tobą problemu do twojej szesnastki, to miałeś załatwione wizytę w pokoju kar, gdzie cię łamali. Po ''złamaniu'' nikt nie był już taki sam jak wcześniej. Kary były różne, fizyczne lub psychiczne, publiczne lub za zamkniętymi drzwiami. W zależności od tego co było potrzebne, by ktoś stał się potulny.

Ja tego uniknąłem. W całym moim pobycie zaliczyłem... może ze dwie kary. Jedną za zbity talerz, który mi wypadł z rąk i jedną już nawet nie pamiętam za co. Chyba za odezwanie się bez pozwolenia. Bałem się dostać karę, dlatego byłem grzeczny. Wydaje mi się, że tak naprawdę to złamali mnie już dawno temu, gdy dowiedziałem się, że mamy trafić do niewoli u jakichś bogaczy, którzy za nas zapłacą.

Ucieczka była niemożliwa. Ten ośrodek był jak więzienie. Jedyne co nam zostało, to posłusznie wykonywać każdy rozkaz, nie sprawiać problemów i modlić się o to by twój właściciel nie był jakimś niewyżytym sadysta.

''Jesteś własnością swojego właściciela. Jesteś nic niewartym niewolnikiem, a twój pan może z tobą zrobić, co mu się żywnie podoba'' słysząc to codziennie przez kilka lat, człowiek powoli zaczyna w to wierzyć.

Kiedy ktoś chce nas kupić. Najpierw wypełnia formularz, czego dokładnie szuka. Później na podstawie tych danych zostają wybierani kandydaci. Zostajemy zbadani przez lekarza, a potem odesłani do sali, gdzie ustawiamy się w szeregu i przychodzi nasz potencjalny kupiec, żeby kogoś sobie wybrać.

Jesteśmy już po badaniach i stoimy, czekając aż ktoś przyjdzie. Wszyscy są zdenerwowani, jedni przestępują z nogi na nogę, innym trzęsą się ręce, a niektórzy próbują uspokoić swój oddech.

Nagle otworzyły się drzwi i wszyscy jak na zawołanie, spuściliśmy głowy na dół, tak jak nas uczono.

- To okazy, które mogą się pani spodobać - powiedział dyrektor ośrodka.

Kobieta. To szansa na lepsze życie w niewoli. Wszyscy wiemy, że skończymy jako zabawki do seksu, praktycznie nie bywa inaczej, ale z kobietą byłoby lepiej niż z mężczyzną, bo zdajemy sobie sprawę na jakiej pozycji skończymy z facetem. Poza tym kobiety często bywają łagodniejsze i lepiej traktują swoje zabawki.

Rozległ się stukot obcasów i zaczęła nas oglądać po kolei. Stałem praktycznie na końcu, co jest kiepskim miejscem. Zwykle jeśli kupcowi ktoś już wpadnie w oko to w ogóle nie patrzy na tych dalej.

Jednak dotarła aż do mnie. Złapała mnie za brodę, raniąc moją skórę tipsami i zmusiła mnie bym na nią spojrzał. Nosiła białą, okrągłą maskę, tak jak wszyscy potencjalni kupcy, ale widziałem, że miała szare oczy, przewiercające mnie na wylot.

Przełknąłem ślinę, a ona mruknęła coś i przeszła do następnego chłopaka. Opuściłem głowę z powrotem w dół. Nie weźmie mnie.

Po chwili skończyła. Przeszła jeszcze raz koło nas i zatrzymała się przed chłopakiem, którego oglądała tuż przede mną.

- Wezmę tego - oznajmiła.

No nie... było tak blisko. Skończyłem szesnaście lat parę miesięcy temu i byłem już kilka razy wystawiany na sprzedaż. Stwierdziłem, że chyba lepiej zostać sprzedanym niż trafić do burdelu. Jestem grzeczny i mój właściciel nie będzie mieć ze mną problemów. Jeśli będę miał szczęście to skończę jako pupilek, a nie seks zabawka.

Dyrektor krzyknął na kogoś za drzwiami. Mężczyzna, który przyszedł zabrał kobietę i chłopaka, którego zamierzała kupić. Zerknąłem na niego, był wyraźnie zadowolony. Farciarz, weźmie go kobieta.

- No dobra. - Klasnął w dłonie dyrektor. - Wracajcie do pokoi, ale ty... ty... i ty, zostajecie.

Wskazał na mnie i jeszcze dwóch chłopaków. Reszta natychmiast wyszła, a my posłusznie ustawiliśmy się na nowo.

Dyrektor wyszedł, a my zaczęliśmy się stresować jeszcze bardziej, ja też. Dwóch kupców zaraz po sobie jeszcze mi się nie przydarzyło. Z jednej strony to większe szanse na to, że ktoś cię weźmie, ale z drugiej, kolejna kobieta już się raczej nie trafi, a to znaczy, że mamy gorzej.

Miałem rację, kiedy drzwi znowu się otworzyły, zanim opuściłem głowę zauważyłem, że to mężczyzna.

- Na pewno znajdziemy tu coś dla pana - oznajmił dyrektor.

- Nie dla mnie. To prezent dla syna - stwierdził, przyglądając się naszej trójce.

- Jakaś okazja? - dopytał.

- Urodziny - odparł i zatrzymał się przy mnie. - Ten.

Sparaliżowało mnie. On właśnie mnie kupił.

- Ależ oczywiście. Dave, pozwól tu!

Drzwi się otworzyły i wszedł przez nie jeden z naszych opiekunów.

- Proszę ze mną, do podpisania dokumentów i zapłaty za własność - odezwał się.

Kupiec złapał mnie za ramie i zaprowadził w stronę drzwi.

Stałem się własnością i byłem tym przerażony. W ośrodku wiedziałem, czego mogę się spodziewać. W nowym miejscu będą panować nowe zasady. Nie znałem mojego nowego właściciela. Mógł być przecież zwykłym sadystą, który będzie mnie karać za nic i sprawiać mi ból dla własnej satysfakcji. Dlaczego ojciec daje mu niewolnika na urodziny? Czego on oczekuje? Że co on będzie ze mną robić?

Straciłem panowanie nad sobą i zacząłem się trząść ze strachu. Ojciec mojego nowego właściciela, wyraźnie się tym nie przejął. Zaprowadził mnie do gabinetu dyrektora, podpisał dokumenty i zostawił walizkę, w której pewnie były pieniądze. I w ten sposób zostałem kupiony, nie było już odwrotu, zostałem niewolnikiem i będę miał swojego pana.

Nawet nie zauważyłem, kiedy znaleźliśmy się na tylnej kanapie jakiegoś auta. Unikałem kontaktu wzrokowego, ale kątem oka zauważyłem, że odpala papierosa.

Zakaszlałem, gdy dmuchnął mi w twarz dymem.

- Załóż to. - Rzucił mi coś na kolana.

To była obroża. Czarna z czerwonym paskiem na środku, ponabijana ćwiekami. Miała przyczepioną okrągłą zawieszkę z napisem: ''Własność Noah''.

Czyli mój nowy właściciel nazywa się Noah. Posłusznie zapiąłem obroże na szyi.

- Tytułuj go ''panem'' - napomniał mnie mężczyzna.

- Oczywiście - przytaknąłem.

Spojrzał na mnie zdziwiony. Już zrobiłem coś źle? Odezwałem się po raz pierwszy odkąd mnie kupił. Może nie spodobał mu się mój głos? Albo nie powinienem odpowiadać, bo to nie było pytanie, tylko rozkaz? Może powinienem, tylko skinąć głową?

Nie powiedział nic więcej przez resztę drogi, więc podziwiałem widoki za oknem. W ośrodku nie mieliśmy wielu okazji do wyjść na dwór.

Nim się obejrzałem, zatrzymaliśmy się pod wielką willą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top