Rozdział 3 : Dziwny ranek, czyli znane "WTF?!"
Sans POV.
- Co to było ? - zapytałem, chichotając.
- To oznaka u ludzi, że powinni coś zjeść - westchnęła Wiktoria.
Kiwnąłem czaszką i wstałem. Dziewczyna również się podniosła. Dopiero teraz zauważyłem, że ściany pokoju są pokryte żółtą tapetą. Na suficie zobaczyłem modele przeróżnych samolotów. Później ją o to zapytam. Nagle potknąłem się o coś. Poleciałem do przodu, i zanim zdążyłem użyć magii, poczułem, jak czyjeś ciepłe i delikatne, ale silne dłonie łapią moje ramiona i nie pozwalają upaść. Wow, ma dziewczyna refleks. Pomału stanąłem prosto, rzucając przepraszające spojrzenie. Uśmiechnęła się, nie mówiąc nic. Również zachowałem milczenie. W kuchni nie było nikogo.
- To na co masz ochotę ? - zapytała - Jest mleko, jajka, sok, masło, chleb, dżem, ser, szynka i ogórek. A, i parę naleśników z wczoraj.
Nie odpowiedziałem, ponieważ poczułem coś dziwnego. Nawet nie wiecie, jakie to szczęście, że Wiktoria stała pochylona w stronę lodówki. Ale... to był też minus... no bo... ehh, po prostu to przyznam. Kojarzycie te dziwne sprawy facetów ? Jak im... no... stanie ? U potworów płci męskiej też tak jest. Ummm... wiecie już, o co chodzi, prawda?... nie każcie mi tłumaczyć, jak. Chcąc jak najszybciej pozbyć się niezręcznego problemu, spróbowałem przejść obok niej tak, aby nie wzbudzić podejrzeń, a jednocześnie ominąć Papyrusa. Jednak nie osiągnąłem pełnego sukcesu, ponieważ, mimo faktu, że wyminąłem mojego brata bezproblemowo, to otarłem się o Wiktorię TAMTYM miejscem. Szybko wbiegłem do pierwszego lepszego pomieszczenia, którym była toaleta. Wcisnąłem włącznik światła, a pomieszczenie zalało światło, ukazując mi bladożółtą tapetę na ścianach, białe kafelki oraz tego samego koloru sufit. W lewym rogu stał kibelek. Podszedłem do niego.
Wiktoria POV.
To było... dziwne. W jednej chwili Sans siedział spokojnie na krześle, a w drugiej ucieka do kibla. No ale cóż, nie będę się wtrącać. Może złapało go przeczyszczenie. Chociaż... czy szkielet może dostać przeczyszczenia ? No to mam nad czym myśleć. Weszłam do salonu, chcąc zapytać Papyrusa, co chciałby zjeść na śniadanie. Zastałam go pochylonego nad krzyżówką.
- Nyehh... ten magiczny kwadrat jest okropnie trudny... - westchnął sam do siebie, po czym zauważył mnie - Ale ja, Wielki i Wspaniały Papyrus, nie poddam się tak łatwo ! - i zaczął wszędzie wpisywać 1.
Zachichotałam, po czym zapytałam, czy jest głodny. W odpowiedzi dostałam ciche "Spaghetti". Jednak tu pojawił się problem. Nie miałam makaronu. Próbując coś wymyślić, wyrżnęłam w otwarte drzwi do toalety. Sprawcy nigdzie nie było, więc westchnęłam cicho, zamknęłam je i usiadłam z cichym klapnięciem na krześle. Do głowy wpadł mi tylko jeden pomysł, ale nie wiem, czy mam wszystko, co jest potrzebne. Istnieje też szansa, że kuchnia wyleci w powietrze. No ale czego się nie robi dla nowych znajomości...
=======================================================
Bardzo wszystkich przepraszam, że rozdział tak późno, ale najpierw Wattpad mi usunął wcześniejszy rozdział, a potem wylądowałam w szpitalu z powodu stopy.
Nie ma to jak spitalać przed deszczem, stanąć tak, że stopa była ułożona prostopadle do reszty nogi, i mieć podejrzenie pęknięcia dwóch kości w stopie...
No ale nazwisko zobowiązuje xD
Mam nadzieję, że rozdział się Wam spodobał :P A jesteście coraz bliżej niespodzianki !! :D
Do zobaczenia !
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top