Prolog


03:56
Leżę i myślę o jutrzejszym sprawdzianie. JEZU, CO JAK TO ZWALĘ I NIE NAPISZĘ TEGO DOBRZE, NA PEWNO POPEŁNIĘ JAKIŚ BŁĄD ALBO COŚ. TO BY BYŁA NAJWIĘKSZA KATASTROFA MEGO NĘDZNEGO ŻYWOTA. KSA! MUSZĘ SOBIE WSZYSTKO POWTÓRZYĆ, BO NIE WYTRZYMAM!
Wstałam z mojego miękkiego łóżka i udałam się w stronę biurka. Na moim krześle znajdowała się duża czarna torba z tęczową zebrą. Wyjęłam z niej wszelakiej maści książki, a sama rozsiadłam się wygodnie na krześle. Zaczęłam przeglądać wszystkie książki i podręczniki szkolne. O godzinie 04:50 byłam dopiero w połowie przeglądania, ale nim się zorientowałam moje powieki stały się ciężkie. Pomyślałam, że na chwilę położę głowę na biurko i zamknę oczy. Od razu ciemne moce (z Gwiezdnych Wojen) Morfeusza zabrały mnie i... Zium. Odpłynęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top