Nie Zostawię Cię
Aether pożegnał się z Lady Ningguang i wyszedł z jej biura, a następnie opuścił Jade Chamber. Omawiali jakiś nowy projekt, przy którym Tianquan poprosiła blondyna o pomoc, więc jutro będzie musiał tam wrócić. Jednak na razie mógł wrócić do swojego mieszkania. Przez chwilę zastanawiał się czy nie wstąpić do miasta, żeby przywitać się z przyjaciółmi, ale zrezygnował ze względu na zmęczenie. Od rana był na nogach, a teraz, gdy nastał wieczór poczuł jak nagle ogarnęło go przemęczenie. Skierował się, więc od razu w kierunku domku. W połowie drogi zobaczył niedaleko jabłoń. Podszedł do drzewa i zebrał dwa jabłka, które zjadł po chwili. Gdy miał ruszyć dalej pojawił się przed nim fatui agent. Aether wyciągnął miecz i ruszył do walki. Westchnął z ulgą, gdy zobaczył tylko jednego. Z większą ilością fatui mógłby mieć problem. Długo nie zajęło mu pokonanie przeciwnika, jednak wykrakał swoje poprzednie słowa. Pokazali się następni fatui. Aether naliczył ich trzech. Poruszył się niespokojnie. Nie wiedział czy poradzi sobie z nimi, a nawet jeśli szybko pokonał pierwszego, walka go trochę zmęczyła. Przybrał pozycję, a fatui zaatakowali. Na początku bitwa szła dobrze. Radził sobie z trójką przeciwników, więc... Co poszło później nie tak? Gdy blondyn był zajęty dwoma fatui, trzeci skorzystał z okazji i dźgnął Aethera. I za nim się obejrzał dostał cios od kolejnego wroga. Złapał się za brzuch. Krew zaczęła lecieć, a jemu zrobiło się słabo, ale nie chciał się poddać. Wyciągnął przed siebie miecz i zaatakował. Na próżno. Nawet nie dotknął przeciwnika swoją bronią. Zamachnął się, ale miecz przeciął tylko powietrze. Później łatwo został powalony na ziemię. Któryś z fatui miał mu zadać już ostateczny cios, gdy nagle pojawił się Xiao. Zaczął atakować wrogów jednego po drugim. Adepti był niedaleko, gdy usłyszał odgłosy walki. Myślał, że po chwili ucichnie, ale tak się nie stało. Rozważał też czy to mógł być trening. Jednak z ciekawości poszedł sprawdzić. I bardzo dobrze, że przyszedł. Dziękował swojej intuicji, a może ciekawości? Nieważne. Dobrze, że znalazł się w tym miejscu. Przecież Aether mógł zginąć, gdyby jego teraz tu nie było. Pokonał ostatniego przeciwnika i ruszył do leżącego blondyna. Ukląkł obok niego i wziął go w ramiona.
-Aether?
Czyżby przybył za późno? Przystawił swoją twarz do twarzy blondyna. Gdy poczuł jak Aether oddycha odetchnął z ulgą. Nie mógł go stracić.
-Xiao?- Aether powoli otworzył oczy.
-Nic nie mów. Nie przemęczaj się- Adepti wstał z chłopakiem na rękach- Zabiorę cię do infimerii.
Blondyn położył dłoń na policzku Xiao.
-Chyba... Chyba już dłużej nie dam rady...
-Wytrzymaj!
Aether uśmiechnął się w jego stronę.
-Lubię cię Xiao.
I zamknął oczy. Adepti zaczął szybciej oddychać. On też lubił Aethera. Chciał z nim spędzić jeszcze więcej czasu. Przecież... Mieli dużo rzeczy do zrobienia jak na przykład popłynąć statkiem. Aether marzył, żeby razem z Xiao wsiąść na statek i wypłynąć na morze. Dlatego adepti chciał spełnić jego marzenie. Rozmawiał już z Beidou, która chętnie użyczyła by im swój statek. Chociaż nie lubił rozmawiać z ludźmi zrobił to dla Aethera. Ale teraz... Blondyn był na skraju śmierci. Jeśli umrze, Xiao nigdy sobie nie wybaczy, że nie przyszedł wcześniej albo, że nie był wtedy z nim.
Zniknął z polanki, a pojawił się dopiero w Liyue Harbor. Biegiem z Aetherem na rękach ruszył do infimerii. Musiał zdążyć. Zrobi wszystko, żeby ocalić osobę, na której mu zależało... Którą nawet kochał. Tak, kochał. Jednak nie był zbyt odważny, żeby mu o tym powiedzieć.
KILKANAŚCIE DNI PÓŹNIEJ
Xiao siedział samotnie na skale, z której miał wspaniały widok na część Liyue. Myślał o tym co się ostatnio wydarzyło. To były trudne dni. Dla niego- bo mógł stracić najważniejszą osobę w swoim życiu, jak i dla Aethera- który walczył o życie. Dwa dni później usłyszał bardzo dobre wieści. Blondyn został uratowany i jak narazie nic mu nie groziło. Jednak jeszcze przez kilka dni miał być w śpiączce. Dokładnie nie wiadomo, kiedy się obudzi, ale to nie miało trwać długo. Xiao codziennie przychodził do blondyna. I każdego dnia miał nadzieję na to, że się obudzi już za chwilę. Niestety, tak się nie stało. Dzisiaj adepti jeszcze nie był u Aethera. Miał zamiar wybrać się do niego za niedługo.
Nagle... Usłyszał ciche wołanie jego imienia. Doskonale wiedział kto go wolał. To Aether. Obudził się. Xiao wstał szybko i zniknął ze skały. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy Aethera... I go przytuli.
✧✧✧
Po jakimś czasie, gdy Aether wyzdrowiał Xiao zabrał go na statek Beidou, która w tym dniu przejęła stery. W ten ciepły dzień wiał chłodny wiatr. Dawał im orzeźwienie. Czuli się błogo stojąc na rufie przytuleni do siebie patrząc w dal. Milczeli napawając się swoją obecnością i widokami rozpościerającymi się przed nimi. Aetherowi bardzo spodobała się niespodzianka. Na początku był zaskoczony, gdy Xiao oznajmił, że zabiera go na statek. W końcu jego marzenie się spełniło. Wieczorem Beidou zacumowała okręt i zeszła do swojej kajuty zostawiając dwójkę kochanków. Zbliżał się zachód słońca i chciała zostawić im trochę prywatności. Później liczyła, że Aether opowie jej co się wtedy wydarzyło u nich. Blondyn chwycił Xiao za rękę i spojrzał na niego. Słońce właśnie zaczęło się chować za horyzontem.
-Dziękuję- Uśmiechnął się w stronę Xiao i przybliżył swoją twarz do jego twarzy by złożyć na jego ustach pocałunek.
Miałam zamiar uśmiercić Aethera. Taki był zamysł, ale jednak zostawiłam go przy życiu. Chociaż nie powiem, chciałabym kiedyś napisać one shota, w którym Xiao albo Aether ginie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top