1. Każdy ma swoje demony

Obudził ją nieprzyjemny dźwięk alarmu, który momentalnie wyciszyła. W pokoju nadal panowała szarówka, dająca wrażenie, że jest dopiero około piątej rano. Sophie podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zauważyła, że jej przyjaciółka już wstała, zapewne dawno temu, bo była ona rannym ptaszkiem.

- Już nie śpisz – Ucieszyła się Arlette, wchodząc do pokoju i podając towarzyszce ciepłą herbatę.

- Dziękuję – rzuciła krótko i drobnymi łykami wypiła wreszcie cały napój.

Po chwili wyczołgała się spod kołdry i udała się do łazienki, by wyszykować się do szkoły. Zawsze wczesnym rankiem wyglądała niekorzystnie, więc spędzała nad makijażem sporo czasu, starając się przy tym, aby wyglądał jak najbardziej naturalnie. Skończywszy poranną toaletę uśmiechnęła się do siebie i wróciła do pokoju przyjaciółki po białą torbę z książkami.

Droga do szkoły przebiegła im dość szybko, co nie było dla Sophie niczym miłym. Mimo że wolała przebywać tą trasę samotnie, przy dźwiękach ulubionych piosenek, to i tak słuchanie Arlette było przyjemniejsze niż udawanie skupienia na lekcjach pani Ravem.

- Sophie, przeczytałaś to chociaż? – mruknęła przyjaciółka zadając chyba trzecie pytanie dotyczące lektury, na które dziewczyna nie znała odpowiedzi.

- Kilka pierwszych stron – odrzekła błyskotliwie i odwiesiła granatową kurtkę z zeszłego roku na jeden z wieszaków w szatni.

Obie udały się na górę, pochłonięte rozmową na zupełnie inny temat. Nim się obejrzały rozpoczął się angielski i zajęły miejsca w ławkach obok siebie. Flight usiłowała się skupić i zapamiętała nawet kilka zapewne nic nieznaczących szczegółów odnośnie książki, którą właśnie omawiali.

- No dobrze, więc zapiszmy... - I tylko tyle zdołała usłyszeć, zanim zapadła w głęboki sen. A przynajmniej wydawało jej się, że śniła.

Poczuła na twarzy przyjemne promienie słoneczne i momentalnie otworzyła oczy. Wszystko dookoła było w jasnych barwach, a szczególnie w odcieniach niebieskiego i bieli. To miejsce wyglądała jak magiczne kraina wykonana z chmur, obrazująca dziecięce wyobrażenia o raju.

Nie wiedziała co robić. Znalazła się w kompletnie obcym miejscu, mimo że chwilę temu siedziała w klasie i starała się zapamiętać coś z opowiadania nauczycielki. Nie czuła jednak strachu, a wręcz przeciwnie, była nienaturalnie spokojna. Postawiła jeden niepewny krok, po czym ze zdecydowaniem ruszyła przed siebie.

Po niecałej minucie wędrówki znalazła się przed białymi drzwiami. Zawahała się. Nie miała pojęcia co może się za nimi znajdować, a dobre przeczucie mogło jednak okazać się błędne. Uniosła dłoń zaciśniętą w pięść w celu zastukania, ale zanim zdążyła to zrobić wejście zostało otwarte.

- Oh, panienka Flight! Dzień dobry skarbie, proszę wejdź! – Zaprosiła ją niziutka, starsza pani, ubrana w białą – tak jak wszystko tutaj – suknię.

- Dzień dobry? Proszę pani, czy mogłaby mi pani powiedzieć co ja tu robię? Byłam na lekcji, nagle znalazłam się tu. Nie rozumiem – w pewnym momencie kobieta odwróciła się do Sophie tyłem i wtedy dziewczynę zalała fala szczęścia.

- Skrzydła?! Ma pani skrzydła? Czy to znaczy, że jest pani aniołem? Zawsze chciałam być aniołem! Czy trafiłam do ich świata? Ale dlaczego? Mam tyle pytań! Opowie mi pani jak to jest? – mówiła z entuzjazmem na jednym wdechu. Czuła nieopanowaną radość. Gdzieś w głębi duszy wydawało jej się, że jej marzenia wreszcie zaczynają się spełniać.

- Spokojnie skarbie, wszystko w swoim czasie. – Uśmiechnęła się staruszka – zacznij od rozmowy z Radą.

- Z Radą? To brzmi jak coś ważnego. Nie umiem się zachować podczas takich rozmów. Zbłaźniłam się nawet podczas składania podania o przyjęcie do szkoły, to nie wypali. – Denerwowała się. Uśmiech przerodził się w grymas niepokoju. Co się stanie jeśli zawali? Zmarnuje wielką szansę?

- Po prostu tam wejdź, będziesz wiedziała jak się zachować – Otrzymała odpowiedź.

- No dobrze, ale wejdzie pani ze mną prawda? – Tym razem została po prostu wepchnięta przez drzwi. Rozejrzała się dookoła i zauważyła, że znajdowała się w otwartej przestrzeni. Wszystko, tak jak uprzednio, było zbudowane z chmur, a fioletowo-pomarańczowy kolor nieba wskazywał na to, że słońce niedługo zajdzie. Na wprost niej stało długie biurko, za którym dostrzegła zarys trzech postaci.

- Dzień dobry? – powiedziała i zdecydowała się wreszcie podejść do miejsca, w którym miała odbyć rozmowę. Będąc bliżej mogła lepiej przyjrzeć się Radzie. Na środku siedział mężczyzna, który na oko miał około pięćdziesięciu lat. Można było zauważyć, że jego czarne włosy zaczynały siwieć, a na twarzy występowały już pojedyncze zmarszczki. Wyglądał na poważnego i sumiennego człowieka, dla którego liczy się tylko praca, jednak Sophie potrafiła dostrzec w jego oczach wyraz uczciwości.

Po jego prawej stronie siedział chłopak, znacznie młodszy. Miał krótkie, blond włosy, a jego twarz wyrażała ogromną euforię. Można było z łatwością stwierdzić, że kocha to co robi i że cieszy się z życia.

Ostatnią osobą była kobieta około czterdziestki. Tak jak Flight – miała brązowe włosy, tylko jej sięgały do ramion. Nie wyglądała przyjaźnie, jednak dziewczyna obiecała sobie, że da jej szansę.

- Witaj Sophie – powiedziała firmowym tonem kobieta.

- Zapewne zastanawiasz się kim jesteś i czemu się tu znalazłaś – powiedział już znacznie milej przewodniczący Rady - Otóż, tak jak już wiesz jesteśmy Anielską Radą Wyższą. Zajmujemy się nadzorem stróżów i śmiertelników i zawsze służymy im pomocą. Niektórzy ludzie są jednak niezwykle odporni na dostrzeganie naszej obecności. I tutaj zaczyna się twoja rola. Jesteś pierwszą i zapewne ostatnią osobą, która zostanie przydzielona na to stanowisko, ale myślimy też, że będziesz do tej roli idealna. Zostaniesz przydzielona jako Widzialny Anioł Stróż pewnemu człowiekowi, który tak jak ty, musi odnaleźć siebie.

- Przepraszam, nic nie rozumiem. Mam zostać czyimś stróżem, dobrze, ale co z moim dotychczasowym życiem? – Dopiero w tym momencie poczuła się zagubiona. Nie wiedziała co robić, nigdy wcześniej nie musiała samodzielnie podejmować tak znaczących decyzji. Nigdy nie była sama w czymś tak ważnym.

- Nie bój się, Sophie. Nie masz czego. Tutaj nie zostaniesz osądzona za popełnianie błędów, w końcu każdy je popełnia. Każdy ma swoje demony, nawet anioły. Pamiętaj, że masz w nas wsparcie – powiedział nadzorca i szeroko uśmiechnął się do początkującej, aby dodać jej otuchy.

- Niestety, musisz pogodzić ze sobą prywatne życie i nową „pracę" – oświadczyła już nieco łagodniejszym tonem kobieta.

- I najważniejsza zasada – dodał blondyn – Musicie sobie ufać, nie zdradzaj tej osobie kim jesteś naprawdę. Oczywiście nie zakażemy ci tego, masz co do tego wolną rękę, ale nie śpiesz się z tym.

- Luke? – szef Rady zwrócił się do chłopaka – Objaśnisz jej zdolności jakie zyskuje?

- Jasne – odparł wesoło i podszedł do dziewczyny – Słuchaj Sophie, zaczniemy od chyba najważniejszej umiejętności jaką jest zatrzymywanie czasu. Złap mnie za rękę. Teraz drugą wykonaj delikatny ruch, mniej więcej taki i rozluźnij się – instruował. Flight z wahaniem wykonała jego polecenia, jednak po dwóch nieudanych próbach zrezygnowała.

- Nie stresuj się tym, to ma być dla ciebie naturalne.

Wzięła głęboki wdech i jeszcze raz powtórzyła ruchy Luke'a . Tym razem z jej dłoni wydobyło się kilka śnieżynek, a ziemia zaczęła pokrywać się cienkim lodem. Dziewczyna puściła rękę chłopaka i wręcz odskoczyła z przerażenia.

- Było dobrze! Nie bój się, tak to ma wyglądać. – Wyglądał na lekko rozbawionego sytuacją. Dało jej to motywację, bardzo chciała pokazać, że przecież potrafi. I tym razem rzeczywiście jej się udało. Delikatna pokrywa lodowa szybko rozprzestrzeniła się wszędzie dookoła, jednak nie było czuć chłodu. Wszystko poza nią i chłopakiem znieruchomiało i wyglądało tak pięknie, że nie mogła wydusić z siebie ani słowa.

- Spójrz na siebie – powiedział i wskazał na lustro stojące kilka metrów od nich. Sophie podeszła do zwierciadła, jednak tuż przed nim zatrzymała się i zamknęła oczy. Czy na pewno chce to widzieć? Stała tak jeszcze przez kilkanaście sekund i była wdzięczna, że blondyn jej nie pospieszał. Powoli, z lekkim strachem spojrzała wprost na siebie i to co zobaczyła było jeszcze bardziej niezwykłe niż świat, w którym nie płynie czas.

Jej włosy były białe, a oczy swój szary odcień zmieniły na intensywny niebieski. Nie miała, żadnych dostojnych szat tak jak sobie wyobrażała. Ubrana była w białą koszulę na ramiączkach, białe szorty i trampki w tym samym kolorze. Jednak najlepsze w tym wszystkim było to, że miała skrzydła. Piękne, majestatyczne skrzydła, które jakimś cudem rozwinęła bez problemu. Na jej twarz wkradł się szeroki uśmiech i za wszelką cenę nie chciał jej opuścić.

- Jestem idealna – szepnęła do siebie, jednak Luke to usłyszał i cicho jej przytaknął.

- Możesz zatrzymywać czas kiedy chcesz i za każdym razem w tej postaci pojawisz się przy swoim podopiecznym. Masz jeszcze jeden sposób na spotkanie z nim, mianowicie podczas twojego snu. Wystarczy że się położysz i dotkniesz głowy dłonią używając energii. Nie zatrzymujesz wtedy czasu, odwiedzasz go w rzeczywistym świecie. Jesteś jednak niewidzialna dla otoczenia, dostrzega cię tylko on. Kiedy mówisz, także nikt po za nim nie będzie w stanie cię usłyszeć. Jednak on musi być wtedy bardzo ostrożny, bo jego widzą i słyszą, a to raczej nie do końca normalne rozmawiać ze sobą prawda? – mówił o tym z wielką pasją i z tym samym uczuciem słuchała go dziewczyna. Zarazem się bała i nie mogła doczekać spotkania z osobą nad którą będzie sprawować opiekę.

- Ale... Ja... A kto będzie moim podopiecznym? – spytała.

- Michael Gordon Clifford.

- ... Krótką notatkę. – Wraz z jego imieniem wszystko zniknęło. Magiczna kraina zmieniła się z powrotem w obskurną salę, a dziewczyna znalazła się dokładnie w chwili, gdy zasnęła. Czy to w ogóle było prawdą?

Pierwsze co zrobiła, to skierowała wzrok na Michaela. Wiedziała, że nie jest szczęśliwy. Zadawał się z toksycznymi ludźmi, ale nie miała pojęcia czemu. Zawsze chciała go lepiej poznać, wydawał się jej niezwykłą osobą. Wyróżniał się nie tylko charakterem, jedna cecha jego wyglądu zdecydowanie była w nim najbardziej wyjątkowa, a mianowicie włosy. Bardzo często zmieniał ich kolor. Przechodził już przez różowy, fioletowy, ale w tym momencie był to zielony. Uważała, że ta barwa bardzo do niego pasowała.

- Sophie dlaczego nie notujesz? – Usłyszała głos nauczycielki i momentalnie odwróciła uwagę od Clifforda.

- Ja... Przepraszam zamyśliłam się – odpowiedziała grzecznie zabrała się do pracy. Cały ten dzień dłużył jej się niewyobrażalnie i nie mogła skupić się na lekcjach. Na szczęście nie miała żadnych kartkówek, a podczas odpowiedzi ustnej z geografii brak koncentracji usprawiedliwiła złym samopoczuciem.

- Mam ochotę iść na kawę – mruknęła Arlette, gdy po zajęciach wychodziły z budynku. Niestety spotkała się odmową ze strony przyjaciółki, która tylko czekała na powrót do domu.

Gdy wreszcie dotarła do upragnionego mieszkania udała się do swojego pokoju. Zaczęła rozmyślać o tym, czy na pewno da radę, czy nie zawali. Żeby odwieść swoje myśli od tego tematu, zabrała się za naukę, która nie była dla niej zbytnio owocna.

Zakończyła około dwudziestej drugiej. Jej rodzice w tym czasie wrócili do domu i dziewczynie udało się z nimi pogodzić, co automatycznie dodało jej pewności siebie. Szybko przygotowała się do snu i położyła się w łóżku. Wiedziała, że to idealny moment na ich pierwsze spotkanie. Nadal się bała, ale miała w głowie słowa szefa Rady „Każdy ma swoje demony, nawet anioły".

Author's Note

Hej! Miałam jeszcze poczekać z publikacją tego rozdziału, ale strasznie chciałam już wam go pokazać. Raczej wątpię, żeby reszta rozdziałów ukazała się równie szybko, bo jednak napisanie takiego rozdziału troszkę mi zajmuję, a do tego dochodzi szkoła.

No to chyba tyle, chętnie poczytam wasze opinie, rady, krytykę. Dziękuję za przeczytanie!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top