Rozdział 5
- Halo! Jest tam kto?! Black ty kupo futra jesteś?
- Czego chcesz smarkerusie?
- Syriusz! Miałeś tak nie mówić do Severusa. Jest po naszej stronie. - Chłopak spojrzał karcąco na ojca chrzestnego, a następnie zwrócił swój wzrok na postać w kominku. - Coś się stało profesorze?
- Niestety tak. Miałem już dawno do was zafiukać, ale nie znalazłem czasu. Chodzi o dyrktora. W zasadzie o Molly Wesley i jej córkę.
- Co tym razem się stało?
- Okazuję się, że chcieli zaaranżować twoje małżeństwo z młodą Wesleyówną. Dumbledore twierdzi, że jest to możliwe nawet bez twojej zgody. Wystarczy, za pójdzie do Gringota i podpisze papiery, że chce was zaręczyć.
- Jakim cudem on może to zrobić? Nie jest przecież moim prawnym opiekunem.
- Prawnym może nie, ale magicznym już tak. Z braku rodzica czy właśnie opiekuna prawnego. Stwierdził, że ma do tego prawo i mianował się nim po śmierci twoich rodziców. Oczywiście wtedy wszystkie papiery zostały podpisane zgodnie z prawem, a że był blisko ministra Knota to miał ułatwienie.
- Przeklęty stary dziadyga. Czy jeżeli bym miał opiekuna prawnego to on przestanie być moim opiekunem magicznym?
- Prawdopodobnie tak. Jeszcze trzeba to w Gringocie załatwić, że nie może on w twoim imieniu dokonywać wypłat na twoim koncie, a także podpisywać magicznych kontraktów. Tylko nie wiem jak to zrobicie.
- Myślę, że znajdzie się dla mnie opiekun.
Po chwili było słychać w tle nawoływania.
- Severusie gdzie jesteś?
- Muszę iść to Dumbledore. Będę jutro po południu. - Po wypowiedzeniu tych słów zniknął, a kominek przybrał swoją naturalną barwę.
- No to co Syriuszu. Widzę, że czeka nas jeszcze wyprawa. Tym razem na Pokątną do Gringota. Przy okazji możemy zrobić zakupy.
- Jasne szczeniaczku. Nie chce, żebyś był obarczony kontraktem małżeńskim. Mnie rodzice też prawie w taki wpakowali.
- Tak? Z kim?
- Chcieli mnie ożenić z Bellatrix.
- Moment moment. Bellatrix? Z twoją bliską kuzynką?
- Przecież wiesz, że w rodach czystokrwistych małżeństwa z kimś z rodziny to norma. Zastanawiali się też nad Narcyzą, ale na szczęście jej rodzice dostali ofertę ślubu z Lucjuszem, więc udało mi się tego uniknąć.
- To w takim razie jak udało ci się wymigać od ślubu z Bellą?
- Uciekłem z domu.
- Dokąd?
- Do twojego ojca. Mieszkałem z nim kilka lat.
- Naprawdę?
- Tak. Twoi dziadkowie byli cudowni i mnie przygarneli. Dzięki nim uciekłem od tej popieprzonej rodziny.
- Cieszy mnie, że nie udało im się załatwić twojego ślubu z Bellą. Nie mógłbyś być wtedy mój. - Powiedział cicho Remus, czerwieniąc się coraz bardziej. - Ja nie dał bym rady bez ciebie.
- Ja bez ciebie też Remi. Kocham cię bardzo. - Podszedł do narzeczonego i pocałował go namiętnie. Po chwili usłyszeli chrząknięcie. - Harry, przeszkadzasz.
- Przepraszam bardzo, ale musimy udać się do banku. Znając dropsa już jutro pójdzie tam, żeby mnie udupić, a ja wolałbym się zabezpieczyć.
- No dobra to chodźmy. Liczyłem na świętowanie we dwoje zaręczyn. - Łapa zrobił minę jak zbity pies.
- Jak wrócimy możecie iść do łóżka i świętować.
- Ejj młody. Skąd wiesz o co mi chodzi?
- Syriusz. Harry cię troche raczej zna. I może się domyśleć o co ci chodzi.
- Właśnie staruszku. Dobra chodź. Im szybciej pójdziemy tym szybciej wrócisz do Remiego. No chyba, że idziesz z nami Lunio?
- Mogę iść, jak chcecie jeszcze pójść potem na zakupy. Kupiłbym w Esach Floresach parę książek. Może pójdziemy potem do lodziarni. Co wy na to?
- Jestem jak najbardziej za. Dawno nie jadłem lodów. Co ty na to Harry?
- Chętnie pójdę. Też przyda mi się parę książek, a lodów chętnie spróbuję.
- Moment, moment. Ty nigdy nie jadłeś lodów?
- Tak się złożyło, że nie, nie jadłem.
- No to koniecznie idziemy.
- Harry?
- Tak Lunio?
- Dlaczego nigdy nie jadłeś lodów?
- Myślisz, że Dursleyowie by mi pozwolili?
- Przykro mi szczeniaczku.
- E tam. - Chłopak machnął ręką od niechcenia. - Jestem do tego przyzwyczajony. Teraz jak już mogę to chętnie ich spróbuję.
- Kupię mojemu chrześniakowi dużą porcje. Z polewą, posypką i bitą śmietaną. Ojj tak bita śmietana. - Rozmarzony głos Łapy rozbawił pozostałą dwójkę. Po chwili wyszli z domu i teleportowali się na Pokątną.
•••
- Panie Potter. Z pana konta od lat były pobierane pieniadze przez Albusa Dumbledora. Myślałem, że pan o tym wie. Profesor zawsze twierdził, że ma zgodę pańskich zmarłych rodziców, którzy wyrazili ją przed śmiercią. No i oczywiście pańską.
- Nie miał nigdy tej zgody. Czy był może tu już dzisiaj w mojej sprawie?
- Nie, nie było go, ale zapowiedział się na jutro. Nie powiedział w jakiej sprawie.
- Ja się domyślam w jakiej. Chciałbym prosić w takim razie o zablokowanie konta, tak że tylko ja, lub osoby wyznaczone przeze mnie osobiście, mogą zabrać jakieś pieniądze z konta.
- Chciałby pan już kogoś wyznaczyć?
- Tak. Syriusza Blacka, Remusa Lupina oraz Severusa Snapa.
- Harry! Dlaczego chcesz go wyznaczyć?
- Coś mi się Syriuszu zdaję, że kiedyś nam się to naprawdę przyda. Po za tym. Jeżeli teraz mamy się kryć przez wakacje, to jak mam wyjąć pieniądze jak będę potrzebował? Wy tego nie zrobicie bo ze mną się kryjecie. Severus to jedyna dostępna opcja.
- No dobrze rozumiem.
- Czy jeszcze możemy coś zrobić dla pana Pottera?
- Chciałbym, żeby nie było możliwości zawarcia w moim imieniu zaręczyn, ani żadnych innych kontraktów. To prawdopodobnie Dumbledore będzie chciał z wami jutro omówić.
- Oczywiście panie Potter. Rozumiemy pańską chęć własnego wyboru. Czy coś jeszcze?
- Nie to wszystko. Dziękuje bardzo.
- W takim razie do widzenia panom.
- Do widzenia.
Wyszli z banku i skierowali się do księgarni.
- Masz coś szczególnego na oku Harry co chciałbyś kupić?
- Na pewno atlas zwierząt. Oprócz tego chce się po prostu rozejrzeć, może znajdę coś ciekawego.
- Po co ci atlas zwierząt?
- Chce się dowiedzieć jakim będę zwierzęciem.
- Jakim zwierze... co?
- Faktycznie nie powiedziałem wam. Trenowałem animagie. Udało mi się przemienić już prawie w całości, ale nie wiem jeszcze czym będę. Chciałbym to sprawdzić.
- Wiesz chociaż czy jesteś ptakiem, czymś z rodziny kotowatych, psowatych? Czy może czymś zupełnie innym?
- Nie powiem wam teraz. Przekonacie się sami.
- Spróbujesz przemienić się dzisiaj?
- Łapo, przecież on nie może używać jeszcze magii po za szkołą.
- W domu w Hiszpanii są tak silne osłony, że nic nie wycieknie dod ministerstwa. Pytałem skrzata.
- No to w takim razie ja też chce dzisiaj zobaczyć.
- Wrócimy raczej późno więc wątpię. Może jutro.
- No dobra. Teraz chodźcie wybierać książki, bo potem na lody.
- Już Syriuszu już. Spokojnie. Zaraz idziemy.
•••
Po wybraniu książek udali się w strone lodziarni. Staneli przed ladą i zaczeli wybierać smaki lodów. Remus wziął czekoladę oraz karmel. Syriusz miętę oraz truskawkę. Harry postawił na połączenie czekolady i truskawki. Łapa tak jak obiecywał zamówił każdemu z nich do lodów dodatki. Na końcu zapłacił za wszystko mimo tego, że najmłodszy chciał zapłacić sam za siebie. Po chwili usiedli do stolika i czekali na lody.
- Dziwię się, że nikt jeszcze nie rzuca we mnie czarami. Przecież Prorok nie wydał oświadczenia o moim uniewinnieniu.
- Wpływ na twoje bezpieczeństwo może mieć to, że rzuciliśmy z Remim na ciebie zaklęcia zmieniające wygląd.
- Co?! Kiedy? Nawet nie zauważyłem.
- Tuż przed wyjściem z domu. To wtedy kiedy myślałeś o lodach.
- To wszystko jasne. Mogłem wtedy nie zwracać na nic innego uwagi. O apropo. Idą nasze lody. To co panowie smacznego.
- Dzięki Łapciu.
Zaczeli jeść lody. Po chwili było słychać słychać tylko odgłosy mruczenia.
- O matko, ale to dobre. Nie wiedziałem, że cokolwiek może być aż tak dobre. Musimy częściej jadać lody.
- Zgadzam się z młodym. Lody to życie. Nie tylko takie lody z resztą. Ty Remi też robisz cudowne.
W tym momencie zdarzyło się parę rzeczy. Remus się zakrztusił i zaczerwienił jak pomidor. Harry zaczął się dusić ze śmiechu. Za to Syriusz zachował się jak typowy on, czyli uśmiechnął się i sugestywnie ruszył brwiami patrząc na swoich towarzyszy.
- Syriusz! Jesteśmy w miejscu publicznym.
- Oj no już Lunio. Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi.
- Nie mogę z tobą.
•••
- Proszę, proszę, proszę. Czyż to nie słynny Harry Potter? Na Pokątnej? W trakcie roku szkolnego?
- Rozumiem, że mnie znasz, ale wypadałoby się przedstawić. Ja ciebie nie znam.
- Rudolf Lestrenge. Czekałem na ciebie. Wiedziałem, że będzie moment, w którym nie będzie nikogo przy tobie. Tych twoich dwóch, co za tobą chodzą.
- No coż. Pomyliłeś się. Oni są ze mną.
- Tak? Jakoś ich nie widzę, ale za to widze ciebie. I to dobry moment, żebyś odwiedził mojego Pana. Z utęsknieniem czeka na ciebie Potter.
Harry poczuł rękę na swoim ramieniu i wiedział, że nie jest już sam. Po mimo tego, że jego przeciwnik nie widzi jego rodziny, oni tu są.
- No widzisz Lestrenge. Nie widzisz, to dobre określenie. - I w tym momencie zniknął. Po chwili pojawił się razem z chrzestnymi na ulicy Hiszpańskiej przed ich domem. - Dobrze, że jednak kazałem wam wziąć peleryne niewidkę. Wiedziałem, że się przyda.
- To jak wiedziałeś to czemu tam poszliśmy?
- Musieliśmy pójść do Gringota. Wszystsko się dobrze skończyło nie martw się Remi. W najbliższym czasie nid zamierzam wracać do Londynu.
- Czy teraz mogę iść świętować zaręczyny z moim ukochanym?
- Tak Łapo możesz.
- Juhuu - Syriusz podbiegł do Lupina, przerzucił go na plecy jak worek kartofli i pognał do sypialni.
- Tylko używajcie prezerwatyw! Nie chce być już wujkiem. Najpierw ślub, potem dzieciaki.
•••
Następnego dnia Harry wstał jako pierwszy. Po toalecie oraz ubraniu się, zszedł do kuchni z zamiarem przygotowania śniadania dla rodziny. Przerwał mu w tym skrzat.
- Panicz Harry już wstał? Glutek zrobi paniczowi śniadanie. - Chciał się już do niego zabrać, ale Harry złapał go za rękę.
- Poczekaj Glutku. Chciałbym zrobić dzisiaj śniadanie. Naprawdę lubie gotować i chcę czasem to robić. Rozumiesz?
- Glutek rozumie, ale na pewno nie potrzebuje pan pomocy?
- Nie Glutku, dziękuje. Dam sobie radę.
Skrzat spojrzał na niego krytycznie, ale zniknął z cichym pyknięciem. Harry za to zabrał się do roboty. Zrobił ciasto i zostawił, żeby wyrosło. Chciał zrobić bułeczki, których nauczył się przed laty. Do tego na stole postawił różne dodatki na kanapki. Gdy ciasto urosło, wstawił je do piekarnika i zajął się przygotowywaniem jajecznicy. Cieszył się, że jest czarodziejem gdyż mógł rzucić zaklęcie na posiłek, żeby był długo ciepły. Na końcu przygotował wszystkim kawę i wszedł na górę do sypialni chrzestnych. Zapukał delikatnie i przeszedł przez drzwi.
- Ej wstawajcie. Śniadanie gotowe.
- Co chcesz młody? - Syriusz warknął przekręcając się. Przy okazji odsłaniając swoje kroczę, które było jeszcze przed chwilą zakryte kołdrą.
- Ouu Syri. Nieźle. Gratuluje Remi. Widze, że masz dosyć hmm ciekawe oraz przyjemne życie.
- O co ci chodzi szczeniaczku?
- Popatrz na Syriusza. - Harry ledwo powstrzymywał się ze śmiechu widząc zaspanych chrzestnych.
- Łapo, zdajesz sobie sprawę, że nie jesteś przykryty?
- No i?
- No i Harry jest w pokoju?
- Nadal nie widze problemu.
- Masz penisa na wierzchu do cholery!
- No wiem. Nadal nie wiem o co ci chodzi.
- Harry, my zaraz przyjdziemy, tylko się ubierzemy dobrze?
- Jasne, jasne. - Po wyjściu z pokoju zaczął się śmiać, ale nie mógł się opanować.
•••
Po śniadaniu zeszli do piwnicy potrenować. Poćwiczyli oklumenacje na początek. Potem Harry i Syriusz się pojedynkowali. W końcu nastąpiło to, czego Harry spodziewał się od początku.
- To co szczeniaczku. Przemienisz się?
- Dobrze mogę spróbować.
Harry usiadł na ziemi, żeby było mu wygodniej. Przeciągnął się i skupił na swojej formie. Po chwili udało mi się pierwszy raz całkowicie przemienić.
- Wow Harry! Jesteś...
______________________________________
Udało mi się skończyć rozdział na dzisiaj. Myślałam, że mi się to nie uda.
Jak myślicie, co jest animagiczną formą Harrego? Chętnie poczytam wasze pomysły.
Zachęcam do zostawienia gwiazdek oraz komentarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top