II "Trudny początek"

Gdy już się obudziłam od razu wyjżałam przez okno. Jeszcze nawet nie świtało.
- Super... - westchnęłam.
Ubrałam mundur, usiadłam na łóżku i czekałam. Jako że nie jestem cierpliwa wyszłam z pokoju i pokierowałam się w stronę placu. Stał tam jakiś łysy koleś który nakazał mi ustawienie się na "scenie". Nawet nie próbowałam się odzywać, wiem jaką ludzie mają opinię na mój temat. Złożyłam ręce na piersi. Po jakimś czasie zaczęłam się niecierpliwić, na szczęście wszyscy się już zebrali. Stali w równych rzędach i kolumnach.
- Dzisiaj do oddziału jednego z was dokończył nowy żołnierz! - wykrzyczał ten który kazał mi tu stanąć. - Przedstaw się! - zwrócił się w moją stronę.
Przez chwilę stałam w ciszy lustrując zebranych. Po chwili zobaczyłam w tyle stojącego przy kolumnie kaprala. Patrzył na mnie.
- Przedstaw się!!! - tracił cierpliwość.
Posłałam kapralowi złowrogie spojrzenie. Zadarłam pogardliwie nos i odpowiedziałam.
- Keri. - mój głos był przepełniony pogardą.
- Jak ty się odzywasz do wyższej rangi!? - zaczął na mnie krzyczeć przez co przestałam zwracać na niego uwagę.
W końcu skończył, na koniec dodał.
- Erwin, dołączy do twojego oddziału.
- Tak jest! - stanął na baczność i zasalutował kładąc prawą pięść na sercu a drugą na plecach.
- Rozejść się! - po tym rozkazie wszyscy oprócz generała Erwin'a się rozeszli.
Gestem ręki nakazał mi podążać za sobą. Z niechęcią wykonałam to polecenie. Doszliśmy do nieznanego mi budynku. W środku było pełno ludzi będących Zwadowcami. Był tam też kochany kapralek. Nie znoszę go. Od razu po moim wejściu wszyscy ucichli i spojrzeli na mnie.
- Mam wam coś do ogłoszenia. Mianowicie dziś do Zwiadowców dołączy nowy żołnierz. Keri Brooks. Dołączy ona do oddziału Levi'ego. - ogłosił.
W tym momencie nastała jeszcze większa cisza. Wszyscy wiedzieli kim jestem i co w życiu zrobiłam dlatego dalej stali na swoich miejscach. W końcu podeszła do mnie jakaś dziewczyna. Miała czarne do ramion włosy, szal na szyi i jej twarz nie miała jakiegoś specjalnego wyrazu. Była tak jagby bez emocji.
- Miło cię poznać. Jestem Mikasa, a to mój brat Eren. - wskazała na chłopaka stojącego za nią.
- Cześć. - uśmiechnął się.
- Super... - odpowiedziałam ponuro.
Nie zauważyłam kiedy podszedł do mnie kapral. Stał za mną.
- Ej... - jego głos lekko mnie zaskoczył lecz nie dałam tego po sobie poznać. Odwróciłam się w jego stronę. - W moim oddziale nauczysz się posłuszeństwa... Pokój 215, rano punkt szósta na placu. - zaczął odchodzić w stronę drzwi.
- Będę cię miał na oku. - rzucił na odchodne wcale się nie odwracając.
Nienawidzę go! Pokazałam mu język. Momentalnie odwrócił głowę w moją stronę. Nieco mnie to zaskoczyło. No cóż, może w pokoju będę miała od niego spokój. Szłam korytarzem czytając numerki na drzwiach. 210. 211. 213. 214 i...215. Bingo. Weszłam do środka. Nie był to jakiś super pokój ale żyć się da. W pomieszczeniu było jednoosobowe łóżko, biurko z krzesłem, szafa, okno i mała biblioteczka. Przebrałam się i od razu padłam na łóżko. Nie było zbyt wygodne ale i tak dosyć szybko zasnęłam. Obudziło mnie pukanie a raczej walenie do drzwi.
- Czego!? - wydarłam się.
- To ja Eren. - otworzył drzwi.
- Czego chcesz?
- Mam ci przekazać dwie rzeczy od Kaprala Levi'ego. Pierwsza że jesteś już spóźniona 20 minut. Druga że następnym razem kapral sam do ciebie przyjdzie.
- Jesteś jego chłopcem na posyłki? - podniosłam jedną brew.
- N-nie, skąd ten pomysł? - był lekko zakłopotany.
- A nic, tak po prostu pytam. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Dobra. Powiedz kapralkowi że zaraz przyjdę. - dodałam.
Ubrałam się i wyszłam na plac treningowy. Na samym środku stał sami wiecie kto z założonymi rękoma na piersi.
- Spóźniłaś się. Dwadzieścia kółek dookoła bazy. Teraz.
Levi wsiadł na swojego konia. Rozśmieszyło mnie to że potrzebował do tego pomocy. Zaczęłam się śmiać.
- Kolejne dwadzieścia kółek. - dodał.
Od razu się uspokoiłam. Zaczęłam biec, on ciągle dotrzymywał mi kroku.
[7 godzin później]

W końcu skończyłam 40 kółko. Byłam padnięta. Najchętniej położyłabym się na ziemi.
- To ci da do myślenia. - odezwał się kapral.
- Wątpię kapralku. - odpyskowałam.
- Choć. - poszedł w przeciwnym kierunku. Po drodze mijaliśmy Eren'a. - Eren. Na ziemię.
Chłopak stał na czworaka a Levi usiadł mu na plecach zakładając nogę na nogę jednocześnie krzyżując ręce.
- Myj.
- Niby czym?
- Swoją koszulą. - jego odpowiedz była krótka i zwięzła.
Nie miałam zamiaru tego robić ale jeśli znowu miałabym biegać 20 kółek to ja podziękuję. Klękłam na jedno kolano, wyciągnęłam kawałek koszuli ze spodni i myłam. Najgorsze było to że jego buty były całe brudne z błota. Do tego musiałam jeszcze podeszwe wyczyścić. Po zakończeniu mojej roboty miałam całe brązowe ubranie. Wstałam.
- Szczęśliwy?
- Jutro rano widzę cię przy stajni. - odszedł.
Można by powiedzieć ze moja mina jest bezcenna. Zaczęło padać. Postanowiłam nie stać jak kołek i moknąć tylko pójść do pokoju. Dziwnym trafem kapral szedł w tą samą stronę. Chociaż wyglądało to odwrotnie. Gdy dotarłam do mojego pokoju zobaczyłam że on szedł o jedne drzwi dalej. No po prostu super. Nie dość że go nienawidzę a on mnie to do tego mamy pokoje obok siebie. Nie mogło być lepiej? A nie, czekaj. Przecież jest gorzej. Nie ma tu osoby która by mnie lubiła oprócz tego rodzeństwa. Ale w sumie da się żyć, mi to za bardzo nie przeszkadza. Tylko zostaje jeszcze kapral. Muszę się to jakoś pozbyć. Tylko jak? Na chwilę zakończyłam moje rozmyślenia tylko po to aby się przebrać i zacząć bawić się nożem. Specjalnie rzucałam nim w ścianę graniczącą z jego pokojem bo wiem że jest to na tyle głośne żeby obudzić śpiącego człowieka. Wróciłam do moich rozmyśleń. A jakby go tak zabić tym nożem? Wbić mu go w plecy? Tylko kiedy? Wiem. Jutro lekko się spóźnię a gdy on będzie na mnie czekał zakradnę się od
tyłu i po kapralku. Tak! To genialny pomysł. Po obmyśleniu mojego jakże skomplikowanego planu zdecydowałam nie tracić więcej czasu więc szybko zeszłam do jadalni. To był błąd. Przy jednym z ostatnich stołów siedział Levi i pił herbatę. Dwie, a raczej trzy rzeczy mnie zdziwiły. Pierwsza, nie był w mundurze tylko zwykłych luźnych ciuchach. Druga, filiżankę trzymał od góry a nie tak jak wszyscy. Trzecia, czemu on jeszcze nie śpi. Postanowiłam go o to spytać.
- Czemu jeszcze kapral nie śpi? - podeszłam do blatu żeby zrobić sobie herbatę.
- Mógłbym cię spytać o to samo. - przyglądał się każdemu mojemu ruchowi.
- Mi się po prostu nie chce spać, a kapralowi? - usiadłam obok Levi'a z filiżanką w ręku. Zaczęłam się wpatrywać w okno na nim.
- Tak samo. - jego twarz nic nie zdradzała.
- Co się tak gapisz? - wypalił nagle.
- Tak tylko patrzę w gwiazdy.

Siemano! Nie wiecie jak trudno jest mi pisać takie długie rozdziały. Ale postarałam się i oto efekt. Od razu mówię że to raczej nie będzie długa książka. RACZEJ. Do Zobaczyska!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #levi#snk