Rozdział 19 [ostatni]
Piosenka genialnie pasuje mniej więcej do połowy rozdziału.
Od wyjazdu Dylana minęły trzy dni. Świetnie dogadywaliśmy się z Alanem i wspaniale spędzaliśmy ciepłe dni wakacji.
- Może masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Mam pewną propozycję - Alan odwrócił głowę w moją stronę i czekał na reakcję.
- Jeżeli znów chcesz zabrać mnie na basen, to zapomnij - zachichotałam pod nosem.
- Nie, ten pomysł jest lepszy i zdaje mi się, że wypali.
- Jesteś tego pewien?
- Jak najbardziej - uśmiechnął się. - To co, zgadzasz się?
- Niech ci będzie - odwzajemniłam gest.
- To idź się przebierz w coś sportowego i wygodnego.
- Okej - wstałam i ruszyłam w stronę schodów. - Mam coś jeszcze wziąć ze sobą?
- Nie, ja się tym zajmę.
Weszłam do swojej sypialnii i zaczęłam szukać odpowiedniego stroju. Wybrałam szare leginsy i jakiś biały T-shirt. Na nogi nałożyłam moje sportowe nike. Wychodząc zabrałam jeszcze ciemną bluzę i do kieszeni włożyłam komórkę. Zeszłam na dół i zobaczyłam Alana ubranego w szare dresy, koszulkę i snapback'a. W ręku trzymał sportową torbę.
- Jesteś gotowa?
- Tak - odparłam.
- Weź jeszcze z kuchni wodę i możemy jechać. Poczekam w samochodzie - powiedział i wyszedł, a ja wyjęłam z szafki dwie pół litrowe butelki, a następnie zakluczyłam drzwi i wsiadłam do samochodu.
- To gdzie jedziemy? - zapytałam po chwili milczenia.
Alan spojrzał na mnie i się uśmiechnął, a po chwili wrócił wzrokiem na jezdnię.
- Zobaczysz.
- Ugh.. - jęknęłam.
Po kilkunastu minutach dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z auta i podążałam z Alanem, który nie chciał mi nic powiedzieć. W końcu zatrzymaliśmy się, a chłopak rzucił na ławkę torbę po czym zaczął coś z niej wyciągać.
- Więc co my tu robimy? - wskazałam dłonią na zieloną trawę.
- Jak to co? Będziemy grać w piłkę - zaśmiał się i wyciągnął okrągły przedmiot.
- No to super - szepnęłam do siebie, ale brunet najwidoczniej to usłyszał, bo zachichotał pod nosem.
- Oj no weź, to fajna zabawa. Nauczę cię grać - odparł, a po chwili wyrzucił w moją stronę piłkę, którą złapałam w ręce. Czekałam na rozwój sytuacji.
- Dlaczego ty mi to robisz? - zapytałam z wyczuwalną w głosie niechęcią.
- Nie marudź tylko kopnij tę piłkę!
***
- Muszę przyznać, że mimo wszystko świetnie się bawiłam - spojrzałam na Alana, gdy samochód wjechał na podjazd przed domem.
Wyszłam z samochodu i zobaczyłam nieschludnie ubranego mężczyznę siedzącego na schodku. Zauważając moją obecność natychmiast wstał, natomiast ja przybliżyłam się do Alana i złapałam go za rękę. Stał za mną i kciukiem gładził moją dłoń próbując mnie uspokoić.
- Kim pan jest?
- Jestem twoim ojcem Lennie, przyjechałem po ciebie - na te słowa spięłam się. Brunet zauważając to umocnił ucisk, a drugą rękę w której dotychczas trzymał torbę, położył na moim ramieniu.
- To nie prawda.. - zaczęłam, ale brunet mi przerwał.
- Niech się pan stąd wynosi. Nawet jeżeli jest pan jej ojcem to nie ma prawa tu przebywać.
- A ty to niby kim jesteś? - głos zabrał czarnowłosy mężczyzna.
- Jestem jej chłopakiem.
Chłopakiem
Chłopakiem
Chłopakiem
Szkoda, że to nie jest prawda.
- Lennie, jedziemy do domu - warknął.
- Nigdzie z panem nie jadę! Mój dom jest tutaj! - krzyknęłam i szybko skierowałam się w stronę drzwi.
Po chwili poczułam silny ucisk na lewym nadgarstku i ogromne pieczenie policzka. Wyrwałam się i wbiegłam do mojego pokoju rzucając się na łóżko. Z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Nie hamowałam płaczu, nawet jeśli świadczy on o mojej słabości
Usłyszałam kroki i otwieranie drzwi. Następnie materac obok mnie się ugiął , a ja zostałam przyciągnięta do uścisku.
Nie mogę tego więcej w sobie dusić. Nie mogę. Muszę mu to powiedzieć, ale nie potrafię. Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane?
- Będzie dobrze, zobaczysz - Alan gładził dłonią moje plecy.
- Nigdy już nie będzie dobrze, Alan. Moje życie coraz bardziej wali się od dnia wypadku, nie zauważyłeś? - wstrzymałam na chwilę oddech. - Nie wiem. Może to znak, że trzeba ze sobą skończyć?
- Lennie, co ty mówisz - chłopak zdenerwował się. To, że masz gorsze chwile, nie oznacza od razu, że musisz popełniać samobójstwo. Jeszcze tyle życia przed tobą. Nigdy nie patrz wstecz, nigdy się nie poddawaj, trzymaj głowę wysoko. *
- To nie jest takie proste, Alan. Nie wiesz jak się czuję, dla mnie to trudne.
- Spójrz na mnie - palcami podniósł mój podbródek, tak żebym patrzyła w jego oczy. W jego nieziemskie oczy. - Masz mnie, rozumiesz? Od teraz jestem przy tobie i nie pozwolę by stała ci się jakaś krzywda. Obiecuję, że włos z głowy ci już nie spadnie. Jesteś moją księżniczką i muszę się tobą opiekować.
- Mówisz tak tylko, bo Dylan prosił cię o to. Nie udawaj.
- Nic nie udaję. Zależy mi na to tobie. Jak na nikim innym. Jesteś wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju i taką cię uwielbiam.
- Chciałabym być pewną, że mówisz szczerze, ale jakaś część mnie odciąga mnie od tej myśli.
I nagle stało się to. Brunet pochylił się nade mną i złożył na moich ustach delikatny pocałunek. Przed chwilą Alan Jonhson mnie pocałował.
Alan Jonhson mnie pocałował.
Ludzie, Alan Jonhson mnie pocałował!
- A czy teraz mi wierzysz, że mówię prawdę i mi na tobie cholernie zależy Len?
- Tak - z mojego oka wypłynęła łza szczęścia, którą chłopak starł kciukiem.
- Dobra, jebać konsekwencje. Lennie, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją księżniczką?
- Czy ty właśnie zaproponowałeś mi, żeby została twoją dziewczyną? - potarł ręką kark niepewnie kiwając głową.
- To jak, zgadzasz się?
- Tak, Alan. Zostanę twoją księżniczką.
Niespodziewanie wpił się w moje usta, a ja oddałam pocałunek przepełniony namiętnością.
Tą przyjemną sytuację przerwał dzwoniący telefon.
A niech szlag trafi tego, kto nam przerwał.
- Tak słucham - powiedział Alan do telefonu. - Nie wierzę. Nie.
Po chwili rozłączył się patrząc na mnie ze współczuciem.
- Kto to był? - zapytałam widząc jego zaszklone oczy.
- Lennie, Dylan.. on..
- Co z nim?! - krzyknęłam zrywając się na równe nogi.
- On nie żyje, Len.
- To jest jakiś nie śmieszny żart czy co? Kłamiesz, prawda? Alan, powiedz, że to tylko dowcip. Błagam.. - mój głos zaczął drżeć coraz bardziej z każdą chwilą przyswajania tej sytuacji.
- Przykro mi.
Wybiegłam z domu nic ze sobą nie zabierając i zmierzałam przed siebie. Potrzebowałam wytchnienia. Chwili na zrozumienie wszystkiego.
- Nie ruszaj się!
Słysząc za sobą krzyk odwróciłam się. Naprzeciw mnie stał mężczyzna kierujący we mnie broń. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że tym kimś był Alan.
- Skończyliśmy z twoim braciszkiem, teraz pora na ciebie. Jakieś ostatnie słowa? - otworzyłam usta, aby coś powiedzieć ale nie zdążyłam. Brunet pociągnął za spust, a czarna kulka leciała prosto w moje serce.
Nie broniłam się. Nie uciekałam. Bo po co? Wszystko straciłam. Rodziców, brata, a za chwil i życie. Okazało się, że ten chłopak, który udawał naszego przyjaciela był zwykłym zdrajcą. Coś się musi skończyć, aby mogło zacząć coś innego.
Żegnaj świecie.
Ciemność.
Tam gdzie powietrze zmienia barwę wszystkiego, życie przepływa, jakby było szeptem, jak gdyby było tylko szeptem życia...**
***
* Ashton Irwin
**Juan Rulfo
Witam! Mamy ostatni dzień 2016 roku, więc przychodzę do Was z ostatnim rozdziałem. Nie tylko e tym roku, ale w tej książce. Miałam nadzieję, że uda mi się bardziej przeciągnąć to opowiadanie, ale przez szkołę i naukę wyszło tak jak wyszło.
Życzę Wam szczęśliwego Nowego Roku, spełnienia marzeń i oby ten 2017 był dla Was jeszcze lepszy kochani.
Już niedługo startuję z nową książką. Początkowo miała być druga część "Nie możemy być razem", ale zrozumiałam, że nie ma ona sensu, a nowy pomysł może spodobać się Wam jeszcze bardziej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top