Rozdział 18

- Gdzie chcecie dziś iść? - zapytałam naszych gości kończąc śniadanie. Cieszyłam się, że dziadkowie są z nami, ale smucił mnie fakt, że wyjeżdżają już za dwa dni. Przez ostatnie pięć świetnie bawiliśmy się w domu grając w różne gry i zwiedzając miasto. Zapomniałam o wszystkich sytuacjach, które miały miejsce przez ostatni czas, przez co miałam znakomity humor. Postanowiłam nie wspominać dziadkom o tym, że wiem o adopcji.

- Lennie, słoneczko, bardzo mi przykro, ale niestety u nas w bloku jest jakaś awaria i musimy jak najszybciej wrócić. Ale Niall, o ile się zgodzicie, jeszcze z wami zostanie - kobieta się uśmiechnęła. - A i jeszcze jedno. Len, może przeprowadziłabyś się do nas?

Wstrzymałam powietrze, a po chwili wolno je wypuściłam.

- Babciu, nie wiem. Trudno mi jest teraz na to odpowiedzieć - odparłam smutno.

- Dobrze, zastanów się. Pamiętaj, że jakby co, u nas zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.

- Dziękuję. To kiedy wyjeżdżacie?

- Za.. - dziadek spojrzał na swój zegarek - ..półtorej godziny.

- To co, mogę zostać jeszcze u was? - głos zabrał blondyn, a ja informująco kiwnęłam głową.

***

- Trzymaj się skarbie - powiedziała kobieta, a po chwili razem z Dylanem i dziadkiem wyszła z domu.

Poszłam do salonu głośno wzdychając, gdy położyłam się na kanapę.

- To co robimy? - Alan usiadł na fotelu uważnie przyglądając się mojej osobie.

- Jest ładna pogoda, więc nie ma sensu siedzieć w domu - rzuciłam.

- Racja - potwierdził brunet. - To co, plaża?

- Możemy jechać - Niall uśmiechnął się.

- Napiszę Dylanowi gdzie jesteśmy, a on pewnie potem do nas dołączy - wyciągnęłam telefon i wysłałam mu SMS'a.

- To co, za ile wyjeżdżamy? - zapytałam kierując się w stronę schodów.

- Za pół godziny.

- Okej! - krzyknęłam biegnąc na piętro.

Weszłam do swojego pokoju i nie byłam w stanie wydusić słowa. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Chciałam zawołać Alana i w momencie gdy otworzyłam buzię on mi przeszkodził.

- Nie waż się - warknął.

- Alan! - nie posłuchałam go.

Po chwili zrozumiałam jak duży błąd popełniłam. Mark podszedł do mnie i z całej siły uderzył mój policzek, na co syknęłam z bólu.

- Co je... - przyjaciel Dylana zjawił się obok mnie. - Do jasnej cholery! Spierdalaj stąd!

Alan rzucił się na mojego napastnika i uniemożliwiając mu jakikolwiek ruch zaczął okładać go pięściami.

- A teraz wypierdalaj! - krzyknął i popchnął go w stronę okna. - Jak potrafiłeś wejść to i zejść potrafisz.

Po chwili mężczyzna wyskoczył przez okno. Usłyszeliśmy jeszcze kilka gróźb, a potem odjeżdżający samochód.

- Nic ci nie jest? - Alan podszedł do mnie i objął mnie ramionami. Natychmiast się w niego wtuliłam.

- Nie - wydusiłam przez wciąż wypływające z moich oczu łzy i nierównomierny oddech.

- Na pewno? - kiwnęłam głową. - Nadal chcesz jechać na tą plażę czy wolisz zostać w domu?

- Możemy jechać, w końcu nic mi nie jest - odsunęłam się od chłopaka i spojrzałam mu w oczy.

Ponownie mnie przytulił a ja szepnęłam ciche 'dziękuję', na co on złożył delikatny pocałunek na mojej głowie.

Niespodziewanie usłyszeliśmy chrząknięcie, na co lekko zadrżałam.

- Co się tu stało? - spojrzał na mnie. - Len, dlaczego płakałaś?

- Posłuchaj stary, to nie twoja sprawa i nie wiem czy powinienem ci mówić.

Zauważyłam, że Alan i Niall polubili się, co jest wielkim sukcesem, bo mojemu kuzynowi mało kiedy przypadają do gustu moi znajomi.

- Rozumiem - mruknął i wyszedł.

- Nie mów mu - poprosiłam przyjaciela mojego brata.

- Jak sobie życzysz, księżniczko - uśmiechnął się i przelotnie pocałował moje czoło kierując się do drzwi. - Jeżeli nadal chcesz jechać, to zbieraj się.

- Okej.

Wyciągnęłam z komody torbę plażową i wrzuciłam do niej wszystkie potrzebne rzeczy.

- Pośpiesz się! - usłyszałam pochodzący z dołu krzyk.

- Możemy jechać - pojawiłam się na dole obok chłopaków.

Wyszliśmy na zewnątrz zamykając drzwi na klucz. Na podjeździe stała granatowa mazda Alana, do której wsiedliśmy, a po chwili samochód ruszył.

***

- Czy ty rozumiesz co to znaczy nie?! - podkreśliłam ostatnie słowo.

Jakąś godzinę wcześniej przyjechaliśmy na miejsce, gdzie znajdowali się już Matt, Zack, Rose i Marcus ze swoją nową dziewczyną Emmą. Nie miałam pojęcia kiedy Alan się z nimi skontaktował, ale to nie było w tej chwili najważniejsze.

- Może rozumiem, a może i nie. Co za różnica? - zaśmiał się, a ja z powrotem zsunęłam na nos moje okulary przeciwsłoneczne.

- Alan, duża.

- Idziemy na lody? - zaproponował, na co przytaknęłam.

Wstałam z koca i razem z brunetem kroczyliśmy w stronę najbliższej butki z lodami.

- Dobrze pamiętam, że uwielbiasz cytrynowe?

- Tak - potwierdziłam a na jego twarzy zagościł łobuzerski uśmieszek.

***

Trzy tygodnie później..

Od wyjazdu Niall'a minęły trzy dni. Spędziliśmy razem cudowne dwa tygodnie, ale niestety wzywały go obowiązki i musiał wrócić do domu. Właśnie siedziałam w swoim pokoju i przeglądałam instagrama, gdy usłyszałam Dylana.

- Lennie!

- Co? - odkrzyknęłam zdenerwowana.

- Chodź tutaj, musimy porozmawiać!

Ociężale wstałam z łóżka i wolno skierowałam się do salonu.

- Co znowu?

- Siadaj - mruknął Dylan, na co cicho westchnęłam i wykonałam polecenie.

Spojrzałam w jego oczy i zobaczyłam, że jest zdenerwowany.

- Muszę wyjechać - powiedział stanowczo.

- Tego to się nie spodziewałam.. - zaczęłam.

- Len, pamiętasz, jak babcia proponowała ci przeprowadzkę..?

- No tak, a co?

- Wydaje mi się, że powinnaś się do nich przeprowadzić, bo.. - przerwałam mu.

- N-nie. Nie mogę tego zrobić, to jest mój dom, tutaj z tobą.

- Posłuchaj. Alan nie jest osobą, która ma obowiązek cię chronić i pilnować, a ja nie mogę ciebie ze sobą zabrać. Nie chce mu zwalać na głowę problemów związanych z tobą. Spakuj się, jutro zawiozę cię do dziadków.

Dopiero teraz zobaczyłam bruneta, który niecierpliwie bawił się palcami i przysłuchiwał się naszej rozmowie.

- Jak możesz mi to robić?! - krzyknęłam na co nie uzyskałam odpowiedzi, bo Dylan wyszedł z pokoju i opuścił dom trzaskając drzwiami.

Przyjaciel mojego brata wstał z fotela. Myślałam, że również zostawi mnie i gdzieś pójdzie natomiast on kucnął przede mną i położył swoje dłonie na moich kolanach.

- Pogadam z nim - odparł i wyciągnął ręce, bym mogła się do niego przytulić.

- Dzięki - szepnęłam.

- Nie ma sprawy - uśmiechnął się. - Nie chcę abyś wyjeżdżała. Poza tym, pilnowanie cię wcale nie jest takie trudne. Tak w ogóle to wszystko w porządku?

- Tak, w jak najlepszym - Posłałam mu uśmiech i wstałam z kanapy. - Idę do siebie.

- Okej. Jak Dylan wróci to z nim pogadam.

***

Alan P.O.V.

Usłyszałem otwieranie drzwi, a po chwili zobaczyłem w progu mojego przyjaciela.

- Dlaczego nie pozwoliłeś jej zostać? - zapytałem.

- Dobrze wiesz czemu - odparł odwieszając kurtkę.

- Dylan, nie bądź debilem. Powiedz jej, że zostaje tutaj razem ze mną - celowo podkreśliłem ostatnie słowa.

- A co ci tak nagle na tym zależy, hmm? - zaśmiał się i skierował do kuchni. Podążałem za nim krok w krok.

- Wcale mi na niej nie zależy. Po prostu krzywdzisz ją jeszcze bardziej. I tak już wiele wycierpiała.

- Posłuchaj sam siebie - zaśmiał się chamsko. - Jedno wyklucza drugie. Zależy ci na niej.

- Nawet jeśli to co? Co mi zrobisz?

- Wiedziałem, że to się w końcu stanie. Wiedziałem! - wyrzucił w powietrze ręce, a po chwili zrzucił na podłogę szklankę z wodą. - Wypierdalaj z mojego domu! W tej chwili!

Szybkim ruchem wybiegłem z budynku zabierając z wieszaka kurtkę. Głośno trzasnąłem drzwiami. Wychodząc z posesji kopnąłem śmietnik, który wykrzywił się po silnym uderzeniu.

- Alan! Zaczekaj! - usłyszałem delikatny głos i odwróciłem głowę. W moim kierunku zbliżało się drobne ciało nastolatki.

Dziewczyna podbiegła do mnie i od razu wpadła w moje ramion. Próbowała powstrzymywać płacz.

Jaka ona jest drobna i delikatna. Muszę ją chronić.

- Mała, co jest?

- U-uderzył mn-mnie - wyjąkała, a moje ciało od razu spięło się na wypowiedziane słowa.

- Zabiję skurwiela!

Odsunąłem brunetkę od siebie i najszybciej jak mogłem wróciłem do środka.

- Czego tu jeszcze szukasz?! Mówiłem, żebyś spierdalał!

- Jak mogłeś ją uderzyć?! Jak?! Przecież to twoja siostra! Tak bardzo chcesz ją chronić przede mną, a sam co robisz?! Krzywdzisz ją ty pieprzony idioto!

Zamachnąłem się i z całej siły uderzyłem chłopaka w polik, na co jęknął z bólu.

U mojego boku stanęła Lennie.

- Chodź, pójdziemy gdzieś się przejść - spojrzałem na nią. - Wrócimy jak ten gnojek się opamięta.

Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę centrum. Szliśmy obok siebie w milczeniu, a moją towarzyszkę coś martwiło.

- Wszystko okej? - zatrzymałem się i stanąłem przed nią.

- Nie, nic nie jest okej! - zobaczyłem, że jej oczy znów robią się szklane. - Brat mnie uderzył i chce mnie gdzieś wywieźć, dwójka przyjaciół kłóci się z mojego powodu, a ty się jeszcze pytasz czy jest okej..

Objąłem ją rękami.

- Ciii... To nie jest twoja wina. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.

- Zawsze się tak mówi, a potem i tak jest tak samo albo jeszcze gorzej.

- Nie tym razem. Przyrzekam, że wszystko się ułoży. Idziemy coś zjeść? - zaproponowałem, na co zgodziła się kiwnięciem głowy.

***

- Powinniśmy już wracać, robi się późno - odparłem.

- Nie chcę tam wracać.

- Musisz, to twój dom.

- Nie powiedziałabym, w końcu własny brat chce się mnie pozbyć. A właśnie, muszę się spakować.

- Nie musisz się pakować. Zostajesz tutaj. Ze mną. Nie ważne co powie Dylan, tu jest teraz twój dom. Idziemy?

- Alan.. - zaczęła, a ja spojrzałem w jej piękne, brązowe w oczy. - Dziękuję. Dziękuję za wszystko co dla mnie robisz. Dziękuję, że jesteś. Tutaj. Przy mnie.

Odpowiedziałem jej uśmiechem. Wstałem z krzesła, a dziewczyna zrobiła to samo.

***

Następnego dnia..

Lennie P.O.V.

- Kurwa wstawaj! Jedziemy! - obudził mnie krzyk Dylana sterczącego nad moim łóżkiem.

Przewróciłam się na plecy i przykryłam twarz poduszką.

- Nigdzie nie jadę! Zostaję tutaj! - odpowiedziałam, na co chłopak zacisnął zęby

- Nie denerwuj mnie! Jedziesz albo.. - zaciął się i zaczął zastanawiać nad dokończeniem zdania.

Natychmiast podniosłam się do pozycji siedzącej i czekałam na rozwój sytuacji. Dylan tylko stał i zaciskał usta, więc w końcu postanowiłam się odezwać.

- Albo co? Wyrzucisz mnie na ulicę? Proszę cię, nawet się nie wygłupiaj - zaśmiałam się.

- To co wybierasz? Ulicę czy dziadków? - zobaczyłam w jego oczach błysk.

- Ulicę - odparłam, a jego usta uchyliły się ze zdziwienia. - Nie takiej odpowiedzi się spodziewałeś, co?

- Nie sądziłem, że nie chcesz jechać do dziadków.

- Odpuść. Za kilkadziesiąt minut już mnie tu nie będzie. Pójdę żyć pod mostem.

Wstałam z łóżka i zabierając wcześniej przyszykowane ubranie weszłam do łazienki.

***

Chwyciłam klamkę i już chciałam otworzyć drzwi wejściowe, gdy poczułam na ramieniu ciepłą dłoń. Odwróciłam się i spojrzałam w oczy Dylana.

- Przepraszam - mruknął ledwie słyszalnie.

- Hmm? Możesz powtórzyć, bo chyba nie dosłyszałam.

- Przepraszam - powiedział trochę głośniej.

- Co mówisz? - przewrócił oczami.

- Lennie, przepraszam. Możesz zostać tu z Alanem.

Na moja twarz wpłynął zwycięski uśmiech, a po chwili wskoczyłam mu w ramiona.

- I przepraszam za to, że cię uderzyłem. Nie chciałem.. Tak wyszło..

- Nic nie szkodzi - wyszeptałam, mimo że w sercu nie mogłam mu tego wybaczyć.

- Idź do pokoju, zawołam Alana i pożegnam się z wami..

Kiwnęłam głową, a po chwili siedziałam obok bruneta na kanapie.

- Jeszcze raz was przepraszam.. To te emocje.. - zaczął chłopak. - Przejdźmy do sedna. Wyjeżdżam i nie wiem kiedy wrócę. Ty - wskazał palcem na Alana. - Opiekuj się nią i jak coś to dzwoń. A Ty - tym razem skierował palca w moją stronę - uważaj na siebie i dla ciebie jestem dostępny dwadzieścia cztery na siedem.

Dylan wygłosił nam jeszcze 'kazanie' na temat tego co możemy robić, a na co mamy absolutny zakaz.

Normalnie jakbyśmy byli dziećmi, a on naszym ojcem.

***

Dylan żegnał się z nami i po przytuleniu mnie podszedł do Alana.

- Wiesz o tym, że nie wiem czy wrócę, więc stary proszę cię, dbaj o nią - szepnął mu do ucha nie chcąc bym usłyszała, a w moim gardle zawiązał się guz. Stałam jak słup udając, że te słowa przed chwilą wcale nie wybrzmiały z jego ust.

- Jasne - Alan uśmiechnął się i zrobił z moim bratem niedźwiadka.

Po chwili chłopak wsiadł do samochodu i odjechał. Natomiast ja westchnęłam i wróciłam do domu rzucając się na łóżko w moim pokoju, a po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.

---

Hej! Po chyba dwóch tygodniach, no bo wiecie szkoła niszczy,  wracam do Was z rozdziałem który ma ponad dwa tysiące słów! Mam nadzieję, że się podoba :) Przepraszam za wszystkie niedociągnięcia i dziękuję za gwiazdki i komentarze pod poprzednią częścią ♥

Buziaki!

Karisiax

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top