Rozdział 17
- Wstawaj - powiedziałam do Alana. Gdy się obudziłam chłopak leżał obok mnie i trzymał mnie w pasie. Dodatkowo jego noga leżała pomiędzy moimi, a moje ręce były uwięzione w uścisku, więc nie mogłam się ruszyć. - Muszę siku - nie reagował. Zaczęłam się wiercić i kopać go, ale to również nie poskutkowało. - Alan! - krzyknęłam. - Pierdolnięty pedofilu wstawaj bo muszę do kibla!
- To idź - mruknął mając nadal zamknięte oczy.
- No ciekawe jak, skoro wcale na mnie nie leżysz - odparłam w wyczuwalnym sarkazmem w głosie - Czy możesz łaskawie mnie puścić?
- Nie mogę - jeszcze bardziej zacisnął ręce.
- Alan - brak reakcji. - Proszę. Muszę siku.
- A co za to będę miał?
- Suche łóżko - próbowałam ukryć rozbawienie.
- Tak chcesz się bawić? - uniósł głowę do góry i oparł na nadgarstku.
Zorientowałam się, że jest ubrany tylko w szare bokserki.
- A czy to zadziała? - wychyliłam głowę i pocałowałam chłopaka w policzek.
- Najwidoczniej tak - przesunął się w bok, dzięki czemu mogłam wstać.
Poszłam do mojej toalety i załatwiłam swoją potrzebę. Stanęłam przed lustrem i chwila. Dlaczego ja jestem ubrana w koszulkę Alana?
Wróciłam do pokoju w celu wybrania ubrań. Wzięłam ciemne poprzecierane jeansy i białą koszulkę w pizzę. Wchodząc do łazienki usłyszałam Alana.
- O 14 wychodzimy więc masz jeszcze półtorej godziny - Co? Nie no, fajnie.
***
- Jesteś gotowa? - w progu stanął brunet ubrany w czarne spodnie i tego samego koloru t-shirt. W ręku trzymał granatową torbę z adisasa.
- Chyba tak. Mam coś wziąć? No wiesz, nie wiem gdzie idziemy.
- Nie, mam wszystko - uśmiechnął się i wyciągnął w moją stronę wolną rękę - Idziemy?
- Tak - odwzajemniłam gest i wstałam z łóżka, poprawiając włosy.
Schodząc na dół rozglądałam się po pomieszczeniach. Potłuczone butelki, kieliszki, śpiący na podłodze ludzi. Czyli była niezła impreza.
- Nie martw się, bawili się tylko do piątej rano - Alan zwrócił moją uwagę.
- Ciekawe kto to posprząta, bo na pewno nie ja - odparłam wkładając moje czarne adidasy.
- Dlatego wychodzimy - zaśmiał się.
Wsiedliśmy do samochodu.
- To gdzie jedziemy? - spytałam gdy włączyliśmy się ruchu.
- Zobaczysz.
Po kilkunastu minutach zatrzymaliśmy się na parkingu przed budynkiem z ogromnym szyldem: Center of sport and recreation*.
- Gdzie ty mnie przywiozłeś? - zapytałam zerkając na chłopaka.
- Tu.
- Co masz zamiar tu robić? - podkreśliłam przedostatnie słowo.
- Przyszliśmy na basen - powiedział. No to super.
- Uhm, Alan, ale jest problem..
- Jaki? - spiął się.
- No bo wiesz.. mam okres - speszyłam się odwracając głowę w przeciwnym kierunku.
Alan zaczął się śmiać, a po chwili zamilkł robiąc poważną minę.
- Dlaczego nie powiedziałaś, że nie możesz dziś pływać? Pojechalibyśmy gdzieś indziej.
- Debil - przybiłam sobie dłonią w czoło. - Chciałabym ci przypomnieć, że to ty nie chciałeś powiedzieć gdzie jedziemy. Bo to niespodzianka, więc proszę. Masz za swoje.
- Obraziłaś się? - położył dłoń na moim kolanie.
- Ja? Skądże - zrzuciłam jego rękę.
- Dobra, przepraszam, że ci nie powiedziałem. A więc, gdzie chcesz teraz jechać?
- Nie wiem. Ty coś wymyśl.
- Możemy pojechać do kina albo niespodzianka.
- Jest ładna pogoda a ty chcesz do kina? Wybieram niespodziankę - na moją twarz wkradł się uśmiech. - Mam nadzieję, że tym razem ci się uda.
***
- Przecież ja tam nie wejdę - trzęsłam się ze strachu.
- Ile ty masz lat, że boisz się głupiego parku linowego - zaśmiał się.
- Skoro jest głupi to jedźmy do tego kina - odparłam zdenerwowana. Chciałam odejść od chłopaka, ale złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- A gdzie ty się wybierasz? - spojrzał w moje oczy.
- Do samochodu.
- Nigdzie nie idziesz. Wchodzisz na górę razem ze mną.
- Czy ty sobie ze mnie żartujesz? Ja się boję!
- Oj Len, będę tam z tobą - przytulił mnie. - Chodź.
- Nie.
- Nie zachowuj się jak dziecko - przewróciłam oczami.
- A może nim jestem? - zapytałam, ale zabrzmiało to bardziej jak stwierdzenie.
Alan siłą zaciągnął mnie na górę. Od kilku minut brunet bawił się w najlepsze, a ja telepałam się ze strachu jak galareta.
Zeszliśmy na ziemię a ja wtuliłam się w Alana.
- Nigdy więcej - szepnęłam pod nosem, ale chłopak to usłyszał i się zaśmiał.
- Co? Chcesz więcej? Nie ma sprawy.
- Mówiłam ci już, że jesteś idiotą?
- Aby to raz?
- Jestem głodna - powiedziałam, gdy wracaliśmy do auta.
- Ja też. KFC czy Mc'donald?
- Mc'donald - zapięłam pas.
***
- To co ci zamówić?
- Co chcesz.
Chwilę potem zobaczyłam Alana idącego do mnie z tacą, na której stały dwa zestawy happy mealu.
Dziwnie na niego popatrzyłam a on uśmiechnął się ukazując zęby. Siadł na przeciwko mnie.
- W końcu jesteśmy dziećmi.
Zaczęliśmy jeść, a po skończonym posiłku postanowiliśmy wrócić do domu. Zatrzymałam się przed wejściem czekając na Alana. Gdy chłopak dołączył do mnie odwróciłam się i przytuliłam go mówiąc ciche dziękuję.
- Nie ma za co - pocałował mnie w głowę.
Brunet otworzył drzwi wpuszczając mnie pierwszą do środka. Załamałam się widząc tak samo duży bałagan jak przed wyjściem. Minęło kilka godzin, a nic się nie zmieniło.
- Dylan! - krzyknęłam na cały dom, a po chwili stał przede mną mój brat w okropnym stanie. Obok mnie nadal stał Alan.
- Czego chcesz? - warknął.
- Ja się pytam co to jest?
- No jak to co? Butelki.
- Masz to posprzątać - rozkazałam.
- Nie jesteś moją mamą, że masz mi mówić co mam robić.
- Ktoś musi o ciebie dbać.
- Nie możesz tego sama posprzątać?
- Jaja sobie ze mnie robisz? To nie ja zorganizowałam imprezę. Licz się z konsekwencjami - Oburzyłam się.
Poszłam do salonu i zgarniając cały syf na podłogę położyłam się na kanapie. Sięgnęłam po pilota i włączyłam telewizor. Cieszyłam się, że wszyscy wczorajsi goście opuścili nasz dom.
Alan P.O.V.
Od kilku minut stoję sam na sam z Dylanem w korytarzu i toczymy bitwę na wzrok. Jak on mógł ją tak obrazić i skrzywdzić.
- Nie wierzę - powiedział a ja zmarszczyłem brwi.
- O co ci chodzi? - zapytałem a na jego twarz wbiegł sztuczny uśmiech.
- Tak się opiekujesz moją siostrą, troszczysz się o nią, a nie pomyślisz co ona może czuć do ciebie. Dobrze wiesz jaka jest Lennie. Więc proszę cię, przestań - tłumaczył, a ja słuchałem uważnie i powoli przetwarzałem każde słowo.
- Niby dlaczego mam przestać, co? Owszem, wiem jaka ona jest i nie zamierzam jej skrzywdzić. Kocham ją.. - Dylan wytrzeszczył oczy i otworzył usta ze zdziwienia. - Tak, dobrze słyszysz. Kocham ją, ale wiem że nie możemy być razem, przynajmniej na razie, bo grozi jej niebezpieczeństwo. Chcę ją chronić, więc przestań się wtrącać. Aktualnie to tylko ty ją krzywdzisz.
Brat Len nie odezwał się. Wyminąłem go i usiadłem na fotelu w salonie.
- Wszystko w porządku? - spytałem patrząc na brunetkę.
- Tak - posłała mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłem.
Jaka ona jest śliczna.
***
Kilka dni później..
Lennie P.O.V
- Smacznego - do kuchni wszedł mój brat.
- Dzięki - mruknęłam. - O której przyjeżdżają dziadkowie?
- Mam jechać po nich na lotnisko na czternastą, a skoro jest jedenasta trzydzieści, na lotnisko jedzie się dwadzieścia minut, to koło piętnastej powinni być - wyjął z lodówki sok pomarańczowy. Chwila. To mój sok.
- Dylan! To mój sok! - wstałam ze stołka i wyrwałam mu z ręki karton z napojem. Na jego nieszczęście w tamtej chwili pił, a przeze mnie oblał się.
- Widzisz co narobiłaś? Teraz muszę iść się przebrać - jęknął a ja zwycięsko się uśmiechnęłam.
- I tak planowałeś zmienić koszulkę.
***
- Jedziesz ze mną? - zaproponował Dyl wkładając buty.
- Nie. Chcę tu jeszcze trochę posprzątać.
- No jak chcesz. Będziemy koło piętnastej - wyszedł z domu, a na schodach pojawił się Alan. Zauważyłam, że od dnia naszego nieudanego wyjścia na basen tak jakby się unikają.
- Co tam? - zapytał i stanął na najniższym schodku.
- Dylan pojechał po dziadków, a ja chcę posprzątać i przygotować coś do jedzenia, tylko nie wiem czy się wyrobię - westchnęłam.
- Pomogę ci - odparł i posłał uśmiech.
- Nie musisz - skierowałam się w stronę łazienki i wyjęłam z szafki szmatę.
- Ale chcę. Ja coś ugotuję, a ty posprzątaj. Potem razem nakryjemy stół.
- Dzięki! - krzyknęłam, bo chłopak zdążył wyjść do kuchni.
***
- Skończyłam, a jak Tobie idzie? - rzuciłam szmatę na krzesło i podeszłam do kuchenki, obok której stał brunet.
- Powoli.
- Co zrobiłeś do jedzenia? - zapytałam zaglądając do garnka z zupą.
- Rosół, a na drugie kotlety. Kreatywnie, prawda?
- Oczywiście - uśmiechnął się.
- Idę nakryć do stołu - wyjęłam z szafki białe naczynia i sztućce.
- Wiesz, że nie powinnaś się tak przemęczać? - odwróciłam się na pięcie patrząc na Alana. Opierał się o kuchenny blat.
- Ale przecież nic mi nie jest. Poza tym, nie robię nic męczącego. Zresztą, co cię to w ogóle obchodzi?
- Lennie, jesteś dla mnie naprawdę ważna, więc uważaj na siebie. Pamiętaj, że zawsze, o każdej porze dnia i nocy możesz do mnie przyjść, zadzwonić napisać. Cokolwiek by się nie działo.
- Dzięki - odparłam cicho i wyszłam z kuchni niosąc na tacy talerze i szklanki
***
- Już jesteśmy! - zawołał Dylan zamykając drzwi, a ja zbiegłam na dół.
- Lennie! Słoneczko! - krzyknęła moja babcia.
- Cześć babciu! - szeroko się uśmiechnęłam i przytuliłam kobietę.
- A ze mną się nie przywitasz?- odezwał się dziadek, a ja oderwałam się babci i wtuliłam w mężczyznę.
- Tęskniłam - oznajmiłam i oderwałam się słysząc chrząknięcie.
Spojrzałam za gości i zobaczyłam blondyna, uśmiechającego się ukazując swoje proste zęby.
- Niall?! Co ty to robisz?! - wpadłam w ramiona chłopaka, w środku ciesząc się jak głupia.
- No jak to co? Przyjechałem odwiedzić moją małą kuzyneczkę - zaśmiał się i wypuścił mnie z objęć. Odsunęłam się do tyłu stając na równi z Alanem.
Przedstawiłam dziadków i Niall'a przyjacielowi Dylana, a następnie zaprosiłam ich na posiłek, bo przypuszczałam, że po podróży są głodni i zmęczeni.
***
Przybywam z kolejnym rozdziałem! W większości pisany na lekcjach.. Tak. Zamiast się uczyć, to ja piszę.
Chciałam Was poinformować, ze usunęłam wszystkie literówki we wcześniejszych rozdziałach.
Po raz kolejny dziękuję za wyświetleni. Dzisiaj patrzę, a tu już 3K! Ja w to nie wierzę. Nie sądziłam, że uda mi się tyle osiągnąć. Dziękuję też za ponad 400 gwiazdek i prawie 200 komentarzy!
Buziaczki :*
Karisiax
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top