XVIII - Wielkie zmiany.

Jednak, to ogłuszenie okazało się zmienić Zardonica. Bowiem, po tym uderzeniu, pozostawał nieprzytomny przez nienaturalnie długi czas oraz, podczas trwania tego, przypominał sobie wszystko, co zaszło przed przejściem na stronę Edwarda. Dopiero teraz uświadomił sobie, że nie stał po jego stronie z własnej woli i, że po prostu szef Hexcen Company nim kontrolował. Teraz jednak, Federico miał wrażenie jakby odzyskiwał własną wolę i sam mógł decydować o swoim losie. Znaczy czuł, że demoniczna część Edwarda jeszcze w nim pozostała, ale Zardonic wiedział, że teraz to on posiadał nad nią kontrolę. Wiedział, że musiał powstrzymać RCA przed zwycięstwem, a najlepiej zrobić to poprzez dołączenie do NATO podczas jakieś z walk. Jednak, nie wiedział, gdzie się obudzi, ale jeżeli w siedzibie Hexcen Company to uznał, że musiał udawać przed szefem Hexcen Company i Alexandrem, że nadal pozostawał pod kontrolą Edwarda.


No, ale po nienaturalnie długim czasie, a dokładniej po kilku godzinach, Federico obudził się. Kiedy otworzył oczy, ujrzał że znajdował się w tym samym miejscu, w którym przebudził się po opętaniu go przez szefa Hexcen Company, tyle że obecnie nie został przykuty do metalowego blatu. Przed nim stali Edward i Alexander, z czego szef Hexcen Company wyglądał jakby się nad czymś zastanawiał. Jednak, widząc że Zardonic przebudził się, przyjaciel Edwarda rzekł:

– Już myśleliśmy, że nigdy się nie obudzisz.

– Kiedyś musiałbym. – odparł Federico, wstając z metalowego blatu – W każdym razie, jak ma się sytuacja na froncie? – zadał jak na razie najważniejsze dla szefa Hexcen Company i Alexandra pytanie.

Po tym pytaniu, Edward westchnął ze słyszalną beznadzieją, po czym odpowiedział:

– Z tego co się dowiedziałem, RCA zaczyna przegrywać. – mówił, na chwilę spuszczając wzrok – Przegrali w Bundestagu oraz zaczynają zawodzić na wszystkich pozostałych frontach. – dodał, unosząc wzrok w kierunku Federica, który patrzył w ich kierunku starając się jak najlepiej udawać zaniepokojenie i przerażenie, mimo iż w rzeczywistości cieszył się z tego.

– Musisz do tego nie doprowadzić. – stwierdził Alexander, podchodząc nieco bliżej Zardonica i wyciągając w jego kierunku rękę – Obecnie wojska NATO zmierzają w kierunku rosyjskiej bazy lotniczej Amdierma-2. – wyjaśnił, opuszczając rękę – Przeteleportuj się tam i wspomóż RCA w walkach. – kazał, kiedy szef Hexcen Company na chwilę zwrócił wzrok w kierunku drzwi, gdyż miał wrażenie, że ktoś wchodził – Masz około czterech godzin aby do nich dołączyć. – dodał, krzyżując nogi.

– Tak jest. – odparł krótko Federico i przeteleportował się.

Jednak, najpierw nie przeniósł się pod Amdierma-2, gdyż uznał, że skoro miał aż tyle czasu, to przy okazji, korzystając z tego, że nadal posiadał moce Edwarda, uwolni Vladimíra, teleportując go do tunezyjskiego domu swych przyjaciół. Kiedy natomiast się przeteleportował, okazało się, że trafił do jakiegoś niewielkiego gabinetu, jedynie z długim biurkiem oraz wieszakiem koło drzwi. Przed ekranem laptopa siedział jeden z przyjaciół Zardonica i najwidoczniej hakował kolejny serwer, do którego włamać się kazał mu Edward. Jednak, słysząc dźwięk teleportacji, odruchowo odwrócił się.

– Zardonic? – spytał ze zdziwieniem, wstając – Nie powinieneś być na froncie? – spytał nadal ze zdziwieniem, widząc swego przyjaciela.

– Powinienem, ale zostałem ogłuszony przez spadające kawałki sufitu. – wyjaśnił, przywołując wiązkę teleportującą – Wiem już, że ten chuj mną kontrolował. – dodał, udowadniając przed swym przyjacielem, że odzyskał dawną świadomość – Muszę to wszystko zatrzymać, przyłączając się do NATO, ale mam jeszcze sporo czasu, więc uznałem, że przyjdę cię uwolnić. – dodał, co wyraźnie ucieszyło Vladimíra.

– To świetnie wiedzieć, że już nie jesteś pod jego kontrolą. – stwierdził, opierając się jedną ręką o oparcie krzesła – Tylko jak zamierzasz mnie stąd uwolnić? – spytał, kiedy na korytarzu dało się słyszeć czyjeś kroki, ale na szczęście nikt nie wszedł do pomieszczenia.

– Przeteleportuję cię do naszych pozostałych przyjaciół. – wyjaśnił, nieco zginając rękę, którą przywołał wiązkę teleportującą – Nadal posiadam moce Edwarda, a że sądzę, że nie na długo – mówił, nieco zginając prawą nogę – bowiem raczej się zorientuje, że nie ma nade mną kontroli i mi je odbierze – kontynuował, opuszczając rękę – to uznałem, że uwolnię cię jak najszybciej. – dodał, kładąc świecącą dłoń na ramieniu swego przyjaciela.

Po tym wyjaśnieniu, Vladimír uśmiechnął się, po czym powiedział:

– Cieszę się, że mamy cię z powrotem.

Po tym zdaniu, Federico odwzajemnił uśmiech, po czym odparł:

– Też się cieszę, że w końcu jestem sobą.

Zaś po tej rozmowie, cała prawa ręka Zardonica zaświeciła się, po czym na miejscu Vladimíra pojawił się błysk, a gdy opadł, chłopak zniknął, dzięki czemu Federico wiedział, że już znalazł się w miejscu, do którego powinien trafić. Po zrobieniu tego, Zardonic sam szybko przeteleportował się w kierunku Amdierma-2 nie chcąc aby szef Hexcen Company tak szybko dowiedział się, że to Federico stał za uwolnieniem Vladimíra.


W tym samym czasie, w tunezyjskiej opuszczonej siedzibie Hexcen Company, Nadieżda i Grigorij obecnie przeglądali wiadomości z Europy. Dzięki temu wiedzieli, że szala zwycięstwa zaczęła przelewać się na stronę krajów członkowskich NATO oraz, że obecnie wojska paktu północnoatlantyckiego planowały zaatakować rosyjską bazę lotniczą Amdierma-2. Nadieżda i Grigorij wierzyli, że mogło to zwiastować szybki koniec wojny i możliwość uwolnienia przez nich Federica spod kontroli Edwarda. Nie mogli się już doczekać tego momentu.


Jednak, w pewnym momencie, usłyszeli podejrzanie znajomy dźwięk teleportacji. Słysząc to i bojąc się, że to znowu szef Hexcen Company pragnął ich zabić, gwałtownie i ze strachem odwrócili się w kierunku źródła dźwięku, z czego Grigorij odruchowo wyciągnął pistolet i wycelował nim przed siebie. Lecz, kiedy odwrócili się, zamiast swego wroga ujrzeli...Vladimíra, który widząc, że Grigorij celował w jego kierunku bronią, uniósł ręce w geście obronnym i, postępując krok w tył, powiedział tylko:

– Łołłł...

No, ale Grigorij szybko opuścił broń widząc swego dawno nie widzianego przyjaciela, a kiedy to zrobił, Nadieżda, wstając, rzekła słyszalnie szczęśliwszym głosem:

– Vladimír? – mówiła, podchodząc bliżej – Tak się za tobą stęskniłam! – zawołała, po czym podbiegła do niego i przytuliła go.

– Również się za wami stęskniłem. – odparł chłopak, przytulając swoją przyjaciółkę.

– Jakim cudem się tu przeteleportowałeś? – spytał po chwili, ze zdziwieniem w głosie, Grigorij, wstając.

– Zardonic mnie tu przeteleportował. – wyjaśnił, kiedy Grigorij podszedł nieco bliżej – Nie wiem jakim cudem, może przez to, że Edward go opętał, ma jego moce. – rzekł, puszczając Nadieżdę – I tak, jakimś cudem zorientował się, że to Edward nim kontrolował. – wyjaśnił, kiedy dziewczyna stanęła prosto.

– Naprawdę? – spytała z niedowierzaniem – Zardonic już jest sobą? – rzekła, nieco unosząc i splatając dłonie.

– Tak – odparł Vladimír, zginając nieco w bok lewą nogę i stając pozornie w niewygodnej pozycji – W końcu inaczej raczej nie przeteleportowałby mnie tutaj. – dodał, kiedy dziewczyna opuściła ręce – Tak w ogóle, czemu jest was tylko dwoje? – spytał ze zdziwieniem, rozglądając się po pomieszczeniu.

Po tym pytaniu, Grigorij na chwilę spojrzał nieco w bok, a Nadieżda spuściła wzrok. Parę sekund potem, rzekła:

– Edward... – po wypowiedzeniu tego imienia uniosła wzrok – On i Alexander ich wszystkich pomordowali... – dodała, kiedy Vladimír spojrzał w ich kierunku z przerażeniem.

– Ale jakim cudem?! – spytał z zszokowaniem, nieco zginając ręce w boki – Rozumiem, że może udało im się z pięciu z was zabić, ale PRAKTYCZNIE WSZYSTKICH?! – zapytał, te dwa ostatnie słowa mówiąc głośniej.

– Najwidoczniej są jeszcze bardziej nieprzewidywalni niż mogliśmy przypuszczać. – odparł Grigorij, kiedy Vladimír opuścił ręce – Staramy się pogodzić z ich śmiercią, ale nie jest łatwo. – dodał, na chwilę spuszczając wzrok.

– Nie wiem jak w przyszłości powiemy o tym Zardonicowi. – stwierdziła, splatając przed sobą dłonie.

– Trzeba będzie mu powiedzieć prosto z mostu. – odpowiedział Grigorij, kładąc dłoń na ramieniu swej przyjaciółki – On nie jest aż tak głupi, zorientuje się, że coś jest nie tak, widząc tylko nasze trio. – dodał, kiedy kobieta odwróciła wzrok w jego stronę.

– Miejmy nadzieję, że przeżyje. – stwierdził Vladimír, gdy Grigorij przytulił Nadieżdę, w której oczach zalśniły łzy na wspomnienie ich zamordowanych przyjaciół – Tak, na razie jest nieśmiertelny, ale nie wiadomo – mówił, podchodząc bliżej – czy jeżeli Edward nie dowie się, że nie ma już kontroli nad Zardoniciem to czy nie wyłączy tych urządzeń, które czynią Zardonica nieśmiertelnym. – dodał, gdy dziewczyna bardziej przytuliła się do Grigorija.

– Oby Edward jak najpóźniej się zorientował... – zaczął Grigorij, na moment spuszczając wzrok.

– No cóż, na razie nie wiele zdziałamy. – zauważył Vladimír, kiedy Grigorij i Nadieżda puścili się – Pozostaje nam czekać aż wojna w Europie się zakończy. – podsumował, gdy dziewczyna odwróciła się w jego kierunku.

– Z tego, co się dowiedzieliśmy z wiadomości – zaczęła, podchodząc bliżej – to szala zwycięstwa zaczyna przelewać się na stronę NATO. – wyjaśniła, gdy Vladimír wyprostował nogę.

– O, to świetnie! – odparł słyszalnie radośniejszym głosem Vladimír – Tak w ogóle, to Zardonic mówił, że zamierza przyłączyć się do NATO aby to wszystko zatrzymać. – dodał kolejną, weselszą wiadomość na dzień dzisiejszy.

– No, to teraz Edward na stówę przegra. – podsumował Grigorij, opierając dłonie o swe biodra.

– Jaka pewność. – stwierdziła Nadieżda, odwracając się w jego kierunku.

– No co? – spytał, nieco zginając ręce – Dał radę uciec z więzienia Edwarda bez naszej pomocy, to tym bardziej świat uratuje. – stwierdził, opuszczając je.

– Ucieczka z więzienia a uratowanie świata to rzeczy znajdujące się na dwóch różnych biegunach, Grigorij... – odparł z zażenowaniem Vladimír, nieco unosząc i zginając rękę oraz dłoń, kiedy jego kolega szeroko uśmiechnął się.

– Co nie zmienia faktu, że teraz jestem przekonany, że wszystko dobrze się skończy. – stwierdził, gdy dziewczyna usiadła na blacie biurka.

– Zobaczymy, na razie nic nie zapeszajmy. – podsumowała, gdy obaj odwrócili się w jej kierunku – W każdym razie – zaczęła, wstając – jako iż Afryka nie jest jeszcze w stanie wojny, to może wyjdziemy się przejść? – zaproponowała, cofając się w kierunku drzwi.

– W sumie, dobry pomysł. – przyznał Grigorij, również ruszając w kierunku wyjścia.

Po tej rozmowie, we troje wyszli z pomieszczenia i z budynku. Uznali, że w sumie skoro dawno nie wychodzili na zewnątrz, to krótki spacer im nie zaszkodzi. Szczególnie, że teraz raczej nie mieli powodu do obaw o szefa Hexcen Company i jego przyjaciela, bowiem obecnie obaj pozostawali zajęci sprawami trzeciej wojny światowej.


W tym samym czasie, w okolice rosyjskiej bazy lotniczej Amdierma-2 przeteleportował się Federico, dbając o wylądowanie w miejscu, w którym wojska RCA i, ewentualnie, NATO nie miały szansy go zauważyć. Uznał bowiem, że zaczeka aż obydwie strony znajdą się w tymże miejscu i zaczną ze sobą walczyć. Postanowił, że wtedy przyłączy się do wojsk paktu północnoatlantyckiego, również atakując wojska RCA i pozbywając się kilku z żołnierzy da do zrozumienia obu stronom konfliktu, po czyjej obecnie stał. W każdym razie, po przeteleportowaniu się, w oddali, przy okazji przybliżając sobie obraz dzięki swym sztucznym oczom, dostrzegł jedynie wojska RCA, które, z tego co mógł się domyślić, omawiały strategię walki. No cóż, z tej odległości nie miał szans jej podsłuchać, wszakże uszy nadal posiadał biologiczne, więc pozostało mu czekać w ukryciu przez odpowiednią ilość czasu.


Wszystko trwało około cztery godziny, chociaż po około trzech większość wojsk RCA weszła do budynku bazy, standardowo zostawiając trochę żołnierzy aby bronili wejścia, no i pozostawiając siły powietrzne w celu patrolowania terenu i, ewentualnie, atakowania nieprzyjaciół. W czasie oczekiwania na przybycie NATO Zardonic najpierw sprawdził jak od tyłu wejść do budynku, a potem, lewym okiem, obserwował sytuację panującą wokół bazy, a prawym przeglądał Internet, gdyż nie chciał się zanudzić. Nie należało to do zbyt łatwych zadań, gdyż bardzo szybko okazało się, że po poprzednim uderzeniu jego oczy nieco szwankowały i czasem widok przerywał. Mimo to, jakoś sobie radził. No, ale po minięciu tych około czterech godzin, usłyszał hałas nadlatujących myśliwców oraz usłyszał strzały dochodzące i z lądu, i z powietrza. Słysząc to, od razu wyłączył Internet w prawym oku i przyjrzał się temu, co się działo.


Okazało się, że wojska NATO, czego dało się domyślić, przybyły na miejsce i bezproblemowo rozgromiły żołnierzy pilnujących wejścia. Kiedy natomiast ruszyli do środka bazy lotniczej, Federico pomyślał:

„Idealnie."

Po czym, cicho i niezauważenie, ruszył w kierunku tylnego wejścia.


Kilka chwil potem, kiedy przechodził jeszcze nieobjętym walkami korytarzem, w pewnym momencie zza ściany usłyszał dźwięki strzelania z karabinu, w którejś chwili usłyszał to, że któryś z żołnierzy zginął oraz ogólnie wiele innych dźwięków sugerujących walkę. Słysząc to, od razu uruchomił działo dezintegrujące w swojej prawej ręce i wystrzelił w kierunku ściany, robiąc przy tym w owej sporą dziurę oraz wywołując nieco kurzu spowodowanego przez opadające kawałki ściany i na dodatek dematerializując pięciu żołnierzy finlandzkiej armii oraz jednego z chińskich generałów. Słysząc to, walka na chwilę została przerwana, gdyż żadna ze stron nie wiedziała, kto stał za tym wszystkim, wszakże wbrew pozorom ani wojska NATO, ani tym bardziej RCA, nie posiadały broni dezintegrujących. No, ale kiedy kurz opadł, wszyscy zebrani ujrzeli Zardonica.

– Federico... – zaczął słyszalnie zawiedzionym głosem Aleksiej – Dlaczego? – spytał, przeładowując broń.

– Wybacz, ale zrozumiałem, że stałem po złej stronie. – odparł, postępując krok w kierunku armii krajów członkowskich paktu północnoatlantyckiego.

Po tej krótkiej wymianie zdań, Aleksiej, który nie miał jak wiedzieć, że Zardonic obecnie nadal pozostawał nieśmiertelny, wystrzelił w jego kierunku z chęcią zabicia Federica, jednak na nic mu się to nie zdało, bowiem Zardonic zdążył zdezintegrować lecący w jego kierunku pocisk. Kilka sekund potem, obie strony powróciły do walki, która obecnie znacznie się skróciła.


***

– CO DO JASNEJ CHOLERY?! – krzyknął Edward z zszokowaniem i jednocześnie wściekłością widząc przebieg walki w Amdierma-2 – ALE JAKIM CUDEM?! – krzyknął ponownie, wstając.

– Jezu, Edward, nie drzyj się tak. – odparł Alexander, odwracając się w jego kierunku – Ja też nie mogę zrozumieć jak to jest możliwe. – dodał, także wstając.

– Ale on nie powinien mieć możliwości wyrwać się spod mojej kontroli! – zawołał szef Hexcen Company, prawą ręką wskazując w kierunku ekranu, na którym obserwowali to, jak RCA szła walka – Nikomu przed nim ot tak to się nie udało! – dodał, opuszczając rękę.

– Może to uderzenie, które go ogłuszyło, miało z tym jakiś związek. – stwierdził przyjaciel Edwarda, krzyżując nogi.

– Nie jesteśmy w typowym amerykańskim filmie. – zauważył szef Hexcen Company z nieco opadającymi w głosie emocjami.

– A skąd wiesz czy i w naszym świecie to tak nie działa? – spytał Alexander, nieco zginając ręce na boki – Skoro on jest pierwszym, który wyrwał się spod twojej kontroli – kontynuował, zakładając ramię na ramię – to nie możemy wiedzieć czy zwykłe, silniejsze niż zwykle, uderzenie nie ma na to jakiegoś wpływu. – zakończył, stając prosto.

– Bez przesady, to byłoby zbyt proste. – stwierdził Edward, opierając się jedną ręką o blat biurka.

– Czasami najprostsze rozwiązanie pozostaje przez długi czas niezauważone. – odparł, prostując ręce – W każdym razie – rzekł, na chwilę odwracając się w kierunku ekranu – skoro nie możesz mieć nad nim wiecznej kontroli – dodał, ponownie zakładając ramię na ramię – to musimy go jakoś zlikwidować aby NATO nie wygrało wojny. – zakończył, odwracając wzrok w kierunku szefa Hexcen Company.

– Tylko jak? – spytał Edward, stając prosto.

– Najpierw trzeba wyłączyć urządzenia czyniące go nieśmiertelnym, to podstawa. – odpowiedział przyjaciel Edwarda, prostując ręce.

– A, fakt, już nawet o tym zapomniałem. – stwierdził szef Hexcen Company, gdy jego oczy zabłysły mocniejszym, żółtym światłem – W każdym razie, im szybciej to zrobimy, tym lepiej. – odparł, po czym przeteleportował siebie i Alexandra do głównego silosu z serwerem CASS.

Kiedy tam się znaleźli, bezproblemowo ruszyli w kierunku głównego pomieszczenia. Przez jakiś czas, droga tam przebiegła w ciszy, oczywiście względnej, bowiem co jakiś czas dało się usłyszeć kroki znajdujących się tu ochroniarzy. Jednak, w pewnym momencie, ciszę tę przerwał Alexander:

– Ej – zaczął, gdy Edward odwrócił wzrok w jego kierunku – Tak w ogóle, to jakim cudem Zardonic nadal ma twe moce, bowiem z tego co widzieliśmy to nadal je ma? – spytał, kiedy szef Hexcen Company, błądząc wzrokiem na prawo i lewo najwidoczniej starał się znaleźć odpowiedź na to pytanie.

– Nie mam kurwa zielonego pojęcia. – odpowiedział Edward, zwracając wzrok w kierunku swego przyjaciela – Widzieliśmy po jego zachowaniu oraz chociażby takim małym szczególe jak jego oczy – mówił, gdy minęli jedną z wieżyczek strażniczych – że mojej demonicznej części już w nim raczej nie ma, chyba że ja o czymś nie wiem. – kontynuował, zginając lewą rękę – Zgodnie z prawami logiki nie powinien już mieć moich mocy. – zakończył, opuszczając rękę.

– Coś jest na serio nie tak. – odparł Alexander, gdy zbliżali się do wejścia do pomieszczenia głównego.

– To właśnie wiem. – stwierdził szef Hexcen Company, na chwilę spuszczając wzrok – Ewidentnie, Zardonic jest...inny. – dodał, unosząc wzrok i otwierając drzwi do głównego pomieszczenia.

– Miejmy nadzieję, że nie zyskał od tych urządzeń trwałej nieśmiertelności, którą będzie miał nawet po ich wyłączeniu. – powiedział przyjaciel Edwarda, gdy obaj weszli do pomieszczenia.

– Bez przesady, to jest już niemożliwe nawet jak na niego. – rzekł nieco zażenowanym głosem szef Hexcen Company, podchodząc do jednego z serwerów CASS.

Jednak, po tej rozmowie, ponownie nastała cisza. W czasie jej trwania, aby szybciej poszło, obaj zajęli się wyłączaniem owych urządzeń. Mieli nadzieję, że dzięki temu szybko pozbędą się Federica i tym samym RCA wygra...


W tym samym czasie, walki w Amdierma-2 zakończyły się zwycięstwem armii NATO. Spory wkład w ową wygraną miał Zardonic dzięki swym działkom dezintegrującym i sonicznym, co znacznie skróciło walkę i spowodowało, że trwała około dwudziestu minut zamiast godzin czy nawet dni. Obecnie, armia paktu północnoatlantyckiego zmierzała do jednej z istotnych siedzib wojsk umiejscowionej w Genewie, a wojska RCA zostały widocznie pomniejszone. Znaczy nadal posiadali sporo żołnierzy, jednak straty w armiach sojuszu stały się widoczne. NATO także straciło sporo żołnierzy oraz dodatkowo trzech generałów, jednak nadal armie wszystkich państw członkowskich miały przewagę nad wojskami wrogów. No, ale w czasie drogi, Federico, oczywiście ówcześnie o to zapytany, opowiedział co wpłynęło na jego zmianę strony, dlaczego na początku wojny stał po stronie RCA oraz to, jakim cudem miał mechaniczne ręce. Podczas opowiadania, oczywiście udowodnił prawdziwość swych słów, szczególnie kiedy mówił o korporacji Edwarda, tym że szef Hexcen Company to w rzeczywistości nie w stu procentach człowiek oraz tym, dlaczego w ogóle ze Słowacji poleciała w kierunku Rosji bomba atomowa. Po prostu, dzięki swym mechanicznym oczom, użył wbudowanego w nie niewielkiego projektora, przez który Zardonic miał wrażenie, że posiadał w tych oczach całą technologię ludzkości, aby pokazywać przy okazji rzeczy związane z tym, co mówił. Co prawda, od tego nie tak dawnego ogłuszenia, projektor w jego oczach czasem szwankował, najczęściej po prostu przerywając wyświetlany obraz, no, ale w sumie sądził, że sam projektor w jego oczach przekonał jego obecnych towarzyszy, że Federico mówił prawdę.

– Więc ta wojna – zaczęła w pewnym momencie Susan Helms, jedna z amerykańskich generałów – została zaczęta przez jakąś losową korporację? – spytała zdziwiona, gdy Zardonic zwrócił wzrok w jej stronę.

– Tak. – odpowiedział stanowczo Federico, gdy jeden z dotychczas stojących nieco dalej losowych żołnierzy podszedł bliżej – Wiecie, w końcu Słowacja nie posiada bomb atomowych, a przynajmniej z tego, co wiem. – dodał, zakładając ramię na ramię.

– Czekaj, czekaj – zaczął Janusz Adamczak, jeden z polskich generałów, podchodząc bliżej i wyraźnie zwracając się do Zardonica – powtórz jeszcze raz nazwę tej korporacji. – rzekł, gdy Federico odwrócił się w jego kierunku.

– Hexcen Company – odpowiedział Zardonic, prostując ręce.

– Słyszałem o tej firmie. – mówił Janusz, kiedy kilku generałów i normalnych żołnierzy różnych armii zwróciło wzrok w jego stronę – Z tego co wiem, to oni tam produkują jedynie sprzęt elektroniczny oraz różne pojazdy. – dodał nieco zdezorientowany, na chwilę zwracając wzrok w kierunku swych towarzyszy znajdujących się po jego prawej stronie.

– Jak widać mają tam też i bomby atomowe. – powiedział Federico, ogarniając swych nowych towarzyszy wzrokiem – Ogólnie ich szef jest nienormalny, bowiem uznał sobie, że wywoła wojnę, wygra ją, a potem przejmie władzę nad światem. – kontynuował, gdy zebrane tu osoby spojrzały na niego z zszokowaniem, ale po tym, co ostatnio się dowiedzieli dało się zauważyć, że zdawali się mu wierzyć – Co prawda nie wiem jak zamierza to zrobić, skoro jego armia jest w sojuszu na przykład z ROSJĄ – to ostatnie słowo Zardonic powiedział głośniej – ale nie zdziwię się, jeżeli ich wszystkich pomorduje na końcu. – zakończył, ponownie zakładając ramię na ramię.

– Nie uwierzyłbym ci, gdyby nie fakt, że po tych twoich ostatnich dowodach wszystko jest możliwe. – stwierdził jeden z niemieckich żołnierzy, gdy Federico zwrócił wzrok w jego stronę.

– Jak już wygramy tę wojnę – zaczął Martin Dempsey, kolejny z amerykańskich generałów, podchodząc nieco bliżej – to na pewno trzeba będzie zlikwidować Hexcen Company i wysłać do więzienia jej zarząd. – podsumował, kiedy z zewnątrz dało się usłyszeć, że zaczął padać deszcz.

– Tylko co zrobicie z zasobami tej firmy? – spytał Zardonic, odwracając wzrok w kierunku Martina – Tak z ciekawości pytam, jak coś. – dodał, ponownie prostując ręce.

– Trzeba będzie się go jakoś pozbyć – odpowiedział Martin, gdy dało się poczuć, że pojazd, którym obecnie lecieli, nieco skręcił – chociaż nie jestem pewien, co powinniśmy zrobić z arsenałem nuklearnym tej firmy. – dodał, na chwilę spuszczając wzrok – No, ale mamy jeszcze, jak mniemam, sporo czasu aby się tego dowiedzieć. – zakończył, unosząc wzrok.

W każdym razie, po tej rozmowie, zebrane tu osoby porozmawiały ze sobą jeszcze trochę na temat obecnie prowadzonej wojny oraz tego, co powinni zrobić po jej wygranej, bowiem obecnie podejrzewali, że na sto procent wygrają tę wojnę. Natomiast, po około półtorej godzinie, transportowiec którym lecieli, zatrzymał się w jednym z hangarów genewskiej bazy NATO. Kiedy zaś po jakimś czasie weszli do niej i doszli do głównego pomieszczenia, Federico rozejrzał się.


Owa wyglądała bardzo futurystycznie i wręcz niepasująco do dzisiejszych czasów. Po wejściu, dało się ujrzeć, że owe pomieszczenie zostało pomalowane na srebrno-miedziane kolory. Na drugim końcu owego miejsca, naprzeciwko drzwi, widniało sześć szyb, za którymi dało się ujrzeć okolice bazy. Pośrodku samego pomieszczenia znajdował się duży, prostokątny i wyraźnie różniący się kolorystycznie od całego pomieszczenia, bowiem ciemnoniebiesko-biały, stół. Na nim, tworząc półokrąg, stały monitory komputerów, a pod jedną ze ścian stało sporo central owych. Samo pomieszczenie posiadało wielkie rozmiary, mimo iż nie znajdowało się tutaj za dużo rzeczy.


Po rozejrzeniu się, Zardonic odwrócił wzrok w swoją lewą stronę i spytał:

– Co to takie nie pasujące do dwudziestego pierwszego wieku?

– Stać nas było, ot co. – odpowiedział jeden z hiszpańskich generałów, gdy Federico spojrzał w jego kierunku.

– No OK, nie wątpię, że was stać – kontynuował Zardonic, kiedy podeszli do stołu – ale nie przesadziliście czasem z tą nowoczesnością? – spytał, rozglądając się jeszcze raz po pomieszczeniu.

– Trzeba korzystać jak można. – podsumowała Susan, gdy Stanisław Babiak, kolejny z polskich generałów, oparł się rękoma o blat stołu.

Jednak, kiedy Stanisław to zrobił, Federico ujrzał, że z owym stołem stało się coś, co, szczególnie w dwudziestym pierwszym wieku, nie powinno się wydarzyć. Bowiem, nagle, okazało się, że blat owego stołu to w rzeczywistości sam w sobie jeden, wielki komputer, bowiem uruchomił się jakiś, nieznany Zardonicowi, ale w rzeczywistości służący do śledzenia położenia wybranego celu, program. Zdziwiło to Federica, nie podejrzewał, że takie coś w roku dwa tysiące osiemnastym mogło okazać się możliwe.

– Cholera, ciągle zapominam, że to się włącza po dotknięciu. – powiedział Stanisław, przestając opierać się o blat i patrząc w kierunku uruchomionego programu.

– Wolę nie wiedzieć, skąd skombinowaliście sobie taki stół. – odparł Zardonic, podchodząc do stołu – W każdym razie – zmienił temat, patrząc w prawo i lewo – co robi ten program? – spytał, wskazując w kierunku blatu.

– Obecnie służy nam do wykrywania położenia RCA. – wyjaśnił Atanasios Konstandinu, jeden z greckich generałów, gdy Federico odwrócił wzrok w jego stronę – Dzięki temu zawsze wiemy, gdzie planują kolejny atak. – dodał, kiedy Zardonic zwrócił wzrok w kierunku blatu, przy okazji mrugając kilka razy, gdyż jego oczy zaczęły przerywać obraz, przez co niezbyt dobrze widział przez te kilka chwil.

– A propos tego – odparł Martin, podchodząc do stołu i zwracając wzrok w kierunku programu – lepiej sprawdźmy, co teraz planują. – dodał, naciskając jedną z opcji na owym specyficznym monitorze.

Kilka chwil później, nacisnął jeszcze kilka opcji, po czym wpisał współrzędne głównej bazy RCA i wybrał opcję zlokalizowania. Przez parę sekund program namierzał lokalizację owej bazy oraz sprawdzał czy w ogóle znajdują się tam jacyś ludzie. Jednak, w pewnym momencie, wyświetlił się komunikat:

Błąd

Baza pusta."

– Pusta? – spytał ze zdziwieniem Atanasios, który stał niedaleko Martina, po prawej stronie stołu.

– Najwidoczniej nie są tacy przewidywalni jak podejrzewaliśmy. – odparł Martin, unosząc wzrok znad ekranu i ogarniając wzrokiem swych towarzyszy – No, ale – zaczął, wyłączając komunikat i naciskając inną opcję znajdującą się nieco w rogu ekranu – musimy się dowiedzieć, gdzie obecnie przebywają. – mówił, naciskając kilka innych opcji i na klawiaturze dotykowej wpisując kilka rzeczy związanych z ich celem poszukiwań w pola tekstowe, które się wyświetliły.

Kilka chwil potem, program zaczął wyszukiwać obecną lokalizację wojsk RCA. Jakiś czas później okazało się, że RCA dopiero zbliżało się do jednej z ich baz niedaleko Uralu. Widząc to, Martin nieco przybliżył widok, po czym wszyscy zebrani w tym miejscu generałowie, kilku obecnych tu żołnierzy i Federico zaczęli obserwować poczynania swoich wrogów oraz oczekiwać na jakieś informacje, gdzie obecnie RCA planowało atak.


Trwało to trochę czasu i nie należało do ciekawych zajęć, ale wypadało to wykonać aby wiedzieć, które miejsca teraz wymagały obronienia. Przez ten czas, Zardonic trochę zastanawiał się nad tym wszystkim co zaszło i co miało zajść. Chciał już wrócić do swoich przyjaciół, jednak nie mógł, gdyż pragnął nie dopuścić do zwycięstwa RCA i tym samym Edwarda. Chciał dożyć końca tej wojny, bowiem podejrzewał, że szef Hexcen Company zorientował się, że Federico przeszedł na stronę NATO i wyłączył urządzenia, które czyniły Zardonica nieśmiertelnym, a na polu bitwy Federico mógł bardzo łatwo zginąć. Liczył na to, że koniec końców wojska krajów członkowskich paktu północnoatlantyckiego rozgromią armię RCA, wojna się skończy i Zardonicowi przyjdzie jeszcze kiedyś spotkać się ze swymi pozostawionymi w Tunezji znajomymi. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od podróży na Antarktydę. Życie pisze najciekawsze historie.


No, ale z zamyślenia Federica wyrwał fakt, że usłyszał rozmowę generałów RCA na temat planowanych miejsc kolejnego ataku:

– Nie sądzisz – zaczął Ikka i, z tego co Zardonic widział na ekranie, podszedł bliżej jakiegoś stołu – że to posunięcie samobójcze? – spytał, opierając ręce o blat stołu – Przegraliśmy na czterech frontach, jest nas coraz mniej, więc na trz--- – mówił, jednak jego wypowiedź przerwał mu Aleksiej.

– Musimy to zrobić, wiem że to wiąże się z ryzykiem – rzekł Aleksiej, gdy dało się zauważyć, że bliżej stołu podszedł jakiś losowy żołnierz armii Hexcen Company – ale jeżeli nie zaatakujemy na raz Joint Base Pearl Harbor-Hickam*, Pałacu Prezydenckiego w Warszawie i Bundestagu – kontynuował, dając zebranym w genewskiej bazie NATO osobom obraz tego, gdzie RCA planowało następne ataki – to możemy nie mieć szansy wygrania tej wojny. – zakończył, gdy Ikka przestał opierać się o blat stołu.

– Nie jestem przekonany. – odparł Ikka, zakładając ramię na ramię – Jeżeli zaatakowalibyśmy z całymi pozostałymi nam siłami na przykład Pearl Harbor – mówił, kiedy Aleksiej na chwilę odwrócił wzrok w prawą stronę – i zwyciężylibyśmy, przejmując tę bazę, to potem mielibyśmy szansę wygranej w Pałacu Prezydenckim i Bundestagu. – zakończył, prostując ręce.

– Zgadzam się z Ikką. – dało się zza kadru usłyszeć głos jakiegoś generała, po akcencie wnioskując generała armii japońskiej – Nie ma sensu atakować na raz trzech miejsc – rzekł, podchodząc bliżej stołu – bowiem to może zakończyć się naszą przegraną. – kontynuował, zginając lewą rękę, jakby w kierunku tej przegranej chciał wskazać – Może...Raczej na pewno taka decyzja na tym etapie do tego doprowadzi. – zakończył, opuszczając rękę.

– No wiesz, ale na przykład – mówił nadal nie dający za wygraną Aleksiej – na dwa fronty wygraliśmy. – zaczął, jedną ręką opierając się o blat stołu.

– Ale na cztery już przegraliśmy. – powiedział stojący niedaleko Aleksieja Wasilij – A poza tym, obecnie nawet my nie mamy już tak licznej armii. – kontynuował, gdy Aleksiej zwrócił wzrok w jego stronę – No i trzeba się liczyć z tym, że Federico może nas działkami dezintegrującymi rozpierdolić. – dodał, gdy Aleksiej westchnął nieco zniechęcony – A jeżeli będziemy tak bardzo rozdrobnieni, to możemy to bardziej odczuć. – dodał, kiedy Aleksiej stanął prosto.

– Nawet ty, Wasilij, przeciwko mnie? – spytał Aleksiej z wyrzutem, zginając prawą rękę.

– Ale obecnie walka na trzy fronty to posunięcie samobójcze, Aleksiej. – zaczął Mao, gdy Aleksiej na chwilę spuścił wzrok w kierunku blatu i, po kilku chwilach, nieco zwrócił go w lewą stronę – Obecnie nie mamy już aż takiej potęgi aby atakować trzy miejsca na raz. – kontynuował, gdy Aleksiej zwrócił wzrok w jego stronę – Jeżeli to zrobimy, to będzie oznaczało naszą przegraną. – zakończył, gdy bliżej stołu podszedł jeden z japońskich żołnierzy.

W tym momencie, po stronie RCA na chwilę nastała cisza. Aleksiej wiedział, że musiał zgodzić się ze zdaniem jego towarzyszy, bowiem jeżeli nadal upierałby się przy atakowaniu na raz trzech miejsc, to cała reszta armii sojuszu mogła się zbuntować i nie pójść na to. Dlatego, kilka sekund potem, westchnął z zniechęceniem i odparł:

– Dobra, niech wam będzie. – rzekł, ogarniając zebranych wzrokiem – To w takim razie najpierw zaatakujmy Pearl Harbor, to chyba najważniejsze miejsce z tych trzech. – powiedział, zakładając ramię na ramię.

Na to z kolei pozostali generałowie znajdujący się z nim w jednym pomieszczeniu przystali. Ustalili też, że nie ma sensu od razu atakować Pearl Harbor tylko należy się przygotować, szczególnie mając znacznie bardziej okrojone siły niż dotychczas. Uznali, że za zaatakowanie tejże amerykańskiej bazy wojskowej wezmą się najwcześniej za tydzień, gdyż to może przynieść pozytywne efekty dla RCA.

– A więc Pearl Harbor. – podsumowała usłyszaną rozmowę Susan, gdy Martin wyłączał program.

– To było do przewidzenia, że kiedyś obiorą sobie to za cel. – rzekł jeden z niemieckich generałów, odsuwając się od stołu i przypadkiem prawie strącając jeden z stojących na blacie monitorów.

Owy przedmiot nie spadł jednak, gdyż Zardonic przytrzymał go przy użyciu psychokinezy Edwarda, którą nadal posiadał. Jednak, jako iż do tej pory nie użył swej zdolności na oczach wojsk NATO, nawet tej niewielkiej części, która znajdowała się w tymże pomieszczeniu, ujrzał że jego towarzysze patrzyli na to z zszokowaniem.

– Jakim cudem ty tak umiesz?! – spytał zszokowany Janusz, gdy Federico odwrócił wzrok w jego stronę.

– Nie mówiłem wam o tym? – odpowiedział pytaniem na pytanie, gdy jako iż używał psychokinezy za pomocą swych oczu, kiedy ustawiał monitor prosto, przez chwilę owa moc zaczęła przerywać.

W odpowiedzi, zebrane tu osoby pokręciły przecząco głowami. Widząc to, Zardonic, przestając używać psychokinezy, odpowiedział:

– Długa historia. – rzekł, ogarniając swych towarzyszy wzrokiem – I w nią to już mi na sto procent nie uwierzycie. – stwierdził, mając nadzieję, że obejdzie się bez tłumaczenia, jakim cudem posiadał tą niecodzienną zdolność.

– Gościu – zaczął jeden z żołnierzy czarnogórskiej armii – udowodniłeś, że szefem korporacji stojącej za tą całą cholerną wojną jest pół demon, a teraz użyłeś telekinezy aby chwycić monitor. – odparł, postępując krok w przód i przy okazji omijając stół, bowiem do tej pory stał praktycznie przy samym blacie – Teraz to już ci w absolutnie wszystko uwierzymy. – zakończył, opierając lewą rękę o biodro.

Po tej wypowiedzi, Federico, wiedząc już, że nie wywinie się od odpowiedzi, westchnął i opowiedział, że to wszystko wiązało się z tym, iż Edward go jakiś czas temu opętał, a potem nim kontrolował aby wymyślił plan podboju świata. Co prawda nie powiedział, że trzecia wojna światowa to jego pomysł, bowiem bał się reakcji, powiedział jedynie, że nim wpadł na jakąkolwiek koncepcję to wyprzedził go Alexander, asystent i przyjaciel szefa Hexcen Company, podając pomysł wywołania wojny. Wyjaśnił również, dlaczego obecnie Edward nie posiadał już nad Zardoniciem żadnej kontroli oraz dodał, że podejrzewa, że jako iż owe moce należą do szefa Hexcen Company, to odbierze on je Federicowi tak szybko jak zorientuje się, że stracił kontrolę nad swym dawnym sojusznikiem.


Kiedy zaś skończył swoją opowieść, dodał:

– Chociaż Edward głupi nie jest, zapewne już się zorientował, więc nie mam pojęcia czemu posiadam nadal jego moce.

Po wypowiedzeniu tych słów, na chwilę nastała cisza. Dało się usłyszeć jedynie kroki poszczególnych żołnierzy przemierzających korytarz, gdyż nie istniała możliwość zmieszczenia wszystkich armii w tymże pomieszczeniu, mimo iż sporym. Ową ciszę przerwał jakiś żołnierz armii litewskiej:

– Masz zajebiste moce – zaczął, na chwilę spuszczając wzrok – mimo iż nie powinieneś już ich mieć, wyrwałeś się spod kontroli potężnego pół demona i jesteś po części cyborgiem. – wyliczył, kiedy Zardonic odwrócił wzrok w jego stronę – Dlaczego dopiero dzisiaj dowiedziałem się o twoim istnieniu? – spytał, unosząc wzrok w kierunku Federica.

– Tak w ogóle, mówiłeś o swoich zdolnościach w liczbie mnogiej. – zauważył Jonathan Vance, jeden z kanadyjskich generałów – W takim razie, jakie jeszcze posiadasz? – spytał, słyszalnie zaciekawiony, gdy Zardonic odwrócił wzrok w jego stronę.

W odpowiedzi, Federico zaprezentował inokinezę, nie potężną w stu procentach, wszakże szef Hexcen Company posiadał ją w pewnym stopniu okrojoną, elektrokinezę, teleportację i możliwość tworzenia barier ochronnych. Kiedy skończył, powiedział tylko:

– Proszę

Kiedy to zrobił, zebrani tutaj generałowie i zwykli żołnierze armii NATO patrzyli w kierunku Federica z zszokowaniem i jednocześnie podziwem. Nikt z nich nie podejrzewał, że kiedykolwiek przyjdzie im posiadać po swojej stronie tak ewidentnie potężnego człowieka. Co prawda podejrzewali to od dawna, ale teraz nabrali jeszcze większej pewności, że z taką osobą po swojej stronie na sto procent wygrają tę wojnę. Liczyli na to, że jakimś cudem Zardonic nie straci owych mocy, mimo iż nie należały do niego.

– Od dziś jesteś mym idolem. – zaczął któryś z brytyjskich żołnierzy, wskazując w kierunku Federica.

Słysząc to, Zardonic zaśmiał się i powiedział:

– Spokojnie, jestem przekonany, że w końcu te moce stracę. – mówił, ogarniając zebrane osoby wzrokiem – To byłoby za piękne abym miał je już na zawsze. – odparł, opierając ręce o biodra i nieco krzyżując nogi.

– Miejmy nadzieję, że stanie się cud i to nie nastąpi. – odparła Susan, kiedy Federico odwrócił wzrok w jej stronę.

– Tak w ogóle – zaczął Martin, kiedy Zardonic zwrócił wzrok w jego stronę – to da się łatwo zauważyć, że twoje mechaniczne oczy strasznie szwankują. – odparł, kiedy w tym momencie Federico spuścił wzrok i musiał kilka razy mrugnąć, gdyż obraz przed oczami zaczął mu przerywać – O właśnie. – odparł, widząc to – Co ci się z nimi stało? – spytał, kiedy Zardonic uniósł wzrok.

– Prawdopodobnie po tym ogłuszeniu w Bundestagu coś się w nich uszkodziło. – wyjaśnił, opuszczając ręce.

W odpowiedzi, Martin odwrócił się w kierunku jednego z żołnierzy swej armii i rzekł:

– Victor – powiedział, kiedy wywołany żołnierz odwrócił wzrok w kierunku generała – zaprowadź Federico do naszego eksperymentalnego urządzenia do naprawy maszyn i napraw mu oczy. – kazał, gdy Victor cofnął się w kierunku Zardonica.

– Tak jest. – odpowiedział krótko, po czym, ruszając w kierunku drzwi, dał Federicowi znak aby szedł za nim.

Kilka chwil później, obaj wyszli z pomieszczenia, po czym Zardonic zaczął podążać za Victorem. Cieszył się, że jego oczy zostaną naprawione, bowiem obawiał się, że ze szwankującym wzrokiem mógł z łatwością zginąć na polu walki.


W czasie drogi, trochę myślał, teraz na temat swoich przyjaciół. Uznał, że skoro przez tydzień mieli siedzieć w tej bazie, to po naprawieniu oczu zadzwoni do nich. Chciał ich poinformować, że żył i aby nie martwili się o niego oraz, że kiedyś do nich wróci. Poza tym, ciekawiło go to, co się u nich przez ten czas działo, wszakże dawno się ze sobą nie widzieli. Ostatnio Federico jedynie krótko rozmawiał z Vladimírem przed przeteleportowaniem go do opuszczonej siedziby Hexcen Company w Tunezji. I to też miał tak mało czasu, że nie mógł spytać się swego przyjaciela jak się czuł chociażby. Liczył na to, że u jego przyjaciół wszystko dobrze i, że nic im się tam nie działo. Nie zdążył się jednak za długo zastanowić nad tym wszystkim, gdyż kilka chwil potem dotarli do jakichś metalowych, srebrnych i wyglądających na masywne drzwi. Po podejściu do nich, Victor otworzył drzwi i wpuścił Zardonica pierwszego. Kiedy natomiast Federico wszedł do środka, rozejrzał się po owym miejscu.


W owym miejscu nie znajdowało się za wiele rzeczy oraz pomieszczenie samo w sobie posiadało niewielkie rozmiary. Ściany posiadały taki sam kolor jak te w pomieszczeniu, z którego ledwo co Zardonic wyszedł. Znajdowało się tutaj dużo komputerów z wysuniętymi w przód ekranami, w kierunku jakiegoś podejrzanie wyglądającego okręgu emitującego jasnoniebieskie światło. Koło tegoż okręgu stały też dwa niewielkie urządzenia przypominające reflektor połączony z połową agregatu. Naprzeciwko wejścia znajdowała się szyba, za którą dało się zauważyć kolejną część Genewy.


Owe pomieszczenie wyglądało, tak samo jak reszta bazy, nowocześnie, a wręcz ZBYT nowocześnie jak na dwudziesty pierwszy wiek. Federico naprawdę zaczął się zastanawiać, jakim cudem jego nowym sojusznikom udało się zbudować takie miejsce w roku dwa tysiące osiemnastym. Nie zdążył się jednak zastanowić, gdyż kiedy Victor również wszedł do tegoż miejsca, rzekł do Zardonica:

– Stań w środku tego – po tym ostatnim słowie wskazał w kierunku emitującego jasnoniebieskie światło okręgu – okręgu. – dodał, opuszczając rękę, gdy Federico poszedł we wskazanym kierunku.

Po stanięciu w owym miejscu, nim żołnierz zdążył podejść do ekranów komputerów, Zardonic spytał:

– Jak bardzo to będzie bolało?

– Szczerze? – odpowiedział pytaniem na pytanie, odwracając się w kierunku Federica – Nie mam pojęcia, pierwszy raz używamy tej maszyny na człowieku. – wyjaśnił, stając naprzeciwko komputerów – Ale to w sumie nie dziwne – odparł, widząc zaniepokojenie Zardonica – bowiem przeznaczeniem tego sprzętu jest naprawiać pojazdy należące do naszych armii oraz nigdy wcześniej nie mieliśmy do czynienia z cyborgiem. – dodał, naciskając kilka klawiszy na jednej z klawiatur.

Kilka chwil potem, podobne do hybrydy reflektora z połową agregatu urządzenia uruchomiły się, emitując czarno-białe promienie, które chwyciły Federica za ręce, unieruchamiając go. Następnie, spod sufitu wysunęło się metalowe ramię, które zostało zakończone różnymi urządzeniami, nieznanymi Zardonicowi, ale które w normalnych warunkach służyły do naprawiania pojazdów. Na początku jedno, niewielkie urządzenie, wyglądające jak małe metalowe ramię, którego szczypce zostały wyprostowane na boki oraz posiadały zgięte końcówki, chwyciło jego lewe oko, a po kilku sekundach Federico zorientował się, że również wyłączyło je i przesunęło się nieco w dół.

– Tak w ogóle – zaczął Zardonic, mając nadzieję, że jeżeli zacznie rozmawiać, to przyjdzie mu mniej skupiać się na bólu, który zaczynał odczuwać – to jak wyście stworzyli tę bazę? – spytał, kiedy kolejne urządzenie, podobne do wskaźnika laserowego tylko ze znacznie mniejszą końcówką, przyczepiło się do jego lewego oka – Mamy rok dwa tysiące osiemnasty, a nie dwa tysiące trzysta osiemnasty. – zauważył, gdy z urządzenia przyczepionego do jego oka wysunął się bardzo cienki, metalowy pręt ze zgiętą w dół drugą końcówką.

– Nie mnie o to pytaj, tylko najlepiej któregoś z generałów. – odpowiedział Victor, sterując podobnym do wskaźnika laserowego urządzeniem przy pomocy programu komputerowego właśnie do tego przeznaczonego – Kiedy wstąpiłem do wojska – mówił, gdy cienki pręt z zgiętą końcówką zaczął szybko poruszać się po gałce ocznej Federica i powodując większy niż dotychczas ból – ta baza była praktycznie na wykończeniu, a i tak zobaczyłem ją pierwszy raz trzy lata po jej zbudowaniu. – wyjaśnił, gdy Zardonic przekonał się, że owy pręt przesuwał się po jego oku kilkukrotnie – Ale faktycznie, aż przez twoje pytanie zacząłem się zastanawiać jak im się to udało. – dodał, naciskając kilka przycisków, co nieco przyspieszyło ruch cienkiego pręta, ale również powodowało trochę więcej odczuwanego przez Federica bólu.

– Przekonałem się, że macie nowoczesny sprzęt bojowy, w Sarajewie nieźle poharataliście mi helikopter – mówił Zardonic, kiedy metalowy pręt na chwilę przestał poruszać się po oku Federica i obrócił się na drugą stronę – ale nie podejrzewałem, że wyprzedziliście aż tak bardzo swoją epokę. – zakończył, gdy metalowy pręt ponownie zaczął się szybko poruszać, tylko tym razem po drugiej stronie oka.

– Dużo państw jest w NATO, a podejrzewam, że na przestrzeni lat dołączy ich jeszcze więcej – zaczął Victor, na chwilę unosząc wzrok w kierunku Federica – więc hajs też jest. – odparł, spuszczając ponownie wzrok w kierunku monitorów.

Jednak, po tej krótkiej rozmowie, nastała cisza, bowiem ani Zardonic, ani Victor nie mieli pojęcia, jak ją kontynuować. Po jakimś czasie z kolei, a dokładniej po około kwadransie, metalowy pręt przestał przesuwać się po kolejnej części oka Federica i schował się. Zaś w tym momencie, urządzenie przypominające wskaźnik laserowy, kilka razy przesunęło się wokół źrenicy, a następnie odsunęło się. W tej właśnie chwili, niewielkie, metalowe ramię, które do tej pory trzymało oko Zardonica, przesunęło się ponownie wyżej, w poprzek oka Federica i poprzez wysłanie niewielkiej wiązki elektrycznej na nowo uruchomiło je. Po nastąpieniu tego, puściło oko i odsunęło się, po czym przysunęło do prawego. Sposób naprawiania prawego oka wyglądał identycznie.


Cały proces trwał około godziny i Zardonic liczył na to, że jego oczy staną się na nowo w stu procentach sprawne. Musiał również wytrzymywać odczuwany ból w takim natężeniu, którego albo nigdy wcześniej nie czuł, albo nie pamiętał aby kiedykolwiek tak się stało. No, ale jako iż to nie taki ból, który mógł doprowadzić do śmierci, jakoś mu się udało. Zaś po około godzinie, kiedy wszystko się skończyło, metalowe ramię z urządzeniami do napraw schowało się na swoje miejsce, a urządzenia trzymające Federica za ręce wyłączyły się, uwalniając go.

– No. – zaczął Victor, wyłączając wszystkie dotychczas uruchomione programy – Gotowe. – dodał, wychodząc zza komputerów.

– Dzięki, mam nadzieję, że już oczy nie będą mi szwankować. – odparł Zardonic, idąc w kierunku drzwi.

– Powinny, skoro to urządzenie naprawia bardzo zaawansowane pojazdy – mówił żołnierz, kiedy obaj wyszli z pomieszczenia – tak, że starczają na lata użytkowania – kontynuował, odwracając wzrok w kierunku swego towarzysza i nieco zginając lewą rękę – to tym bardziej powinno sobie poradzić z mechanicznymi oczami. – zakończył, opuszczając rękę.

– Zobaczymy za jakiś czas. – powiedział Federico, też odwracając wzrok w kierunku Victora – Tak w ogóle – zaczął, na chwilę zwracając wzrok przed siebie – to macie tu zasięg? – spytał, na nowo odwracając wzrok w kierunku żołnierza.

– Telefony komórkowe tu nie działają, od kiedy w związku z nimi doszło tu do, delikatnie mówiąc, nieprzyjemnego zdarzenia. – wyjaśnił, gdy minęli jakiegoś rumuńskiego generała – Jeżeli potrzebujesz gdzieś zadzwonić – zaczął, kiedy zbliżali się do jakieś windy, przypominającej towarową – to na końcu tego korytarza jest pomieszczenie z telefonami stacjonarnymi działającymi przez prywatną sieć. – wyjaśnił, wchodząc do windy – Ja muszę udać się na górę. – zakończył, wskazując w kierunku, w którym miała go zabrać winda.

– OK. – odparł krótko Zardonic, na chwilę przystając – W każdym razie, dzięki za pomoc. – powiedział, gdy Victor wybierał odpowiedni przycisk.

– Nie ma za co. – powiedział, naciskając jeden z nich i odwracając się jeszcze w kierunku Federica.

Po tej rozmowie, gdy winda odjechała, Zardonic ruszył w kierunku odpowiedniego pomieszczenia. Miał nadzieję, że u jego przyjaciół nie działo się nic złego.


Kiedy doszedł do pomieszczenia z telefonami i przeszedł przez drzwi na fotokomórkę, ujrzał że trafił do długiego, wyjątkowo czarno-szarego pomieszczenia z dużą ilością niewielkich stołów z stojącymi na nich telefonami stacjonarnymi. Światło tutaj emitował pas lamp znajdujący się po prawej i lewej stronie pomieszczenia, pod sufitem. W tymże miejscu przebywało obecnie kilku żołnierzy rozmawiających przez telefon.


W każdym razie, po znalezieniu się w tymże miejscu, Federico podszedł do jednego z wolnych telefonów i wybrał numer telefonu Grigorija. Kiedy to zrobił i przyłożył do ucha, przez kilka chwil słyszał sygnał wybierania, a po tym czasie głos swego przyjaciela:

– Grigorij Chaykovsky, słucham.

– No hej, Grigorij, co tam u was? – spytał Zardonic, oczywiście tak aby nie przeszkadzać pozostałym rozmawiającym.

– Zardonic?! – spytał słyszalnie szczęśliwszym głosem, gdy Federico odruchowo się uśmiechnął – Matko Boska, chłopie, myślałem że już nigdy cię nie usłyszę! – zawołał, kiedy Zardonic odwrócił się nieco w przód, opierając lewą rękę o niewielki stolik – Czekaj, dam cię na głośnomówiący. – odparł, po czym na chwilę nastała cisza.

Po kilku sekundach, w słuchawce dało się słyszeć uradowany głos Nadieżdy:

– Zardoniiic! – wołała słyszalnie przeszczęśliwa – Tak się cieszę, że żyjesz!!! – dodała, kiedy Federico zaśmiał się na tę reakcję – Gdzie jesteś? – spytała nadal przeszczęśliwa.

– W jednej z baz NATO. – odpowiedział Zardonic, na chwilę rozglądając się w prawo i lewo.

– O, to już zmieniłeś strony. – usłyszał głos Vladimíra, kiedy Federico ponownie odwrócił się – I jak wam idzie? – spytał, gdy dało się słyszeć od strony przyjaciół Federica dźwięk przesuwanego krzesła.

– Wygraliśmy ostatnią bitwę w Amdierma-2, kolejna będzie w Pearl Harbor. – wyjaśnił, na moment odwracając się w prawą stronę, gdyż wydawało mu się, że kogoś widział – Ale Pearl Harbor to dopiero za tydzień. – dodał, ponownie odwracając się.

– O cholera. – rzekła słyszalnie zaniepokojona Nadieżda – Oby wam dobrze poszło. – stwierdziła, kiedy po stronie Zardonica dało się słyszeć z oddali, że ktoś kaszlnął.

– Nadal mam moce Edwarda, jeżeli mi ich nie zabierze, to wygramy to. – odparł Federico, opierając się o ścianę obok stolika.

– Co jest dziwne, bowiem dawno powinien się zorientować, że nie ma już nad tobą kontroli. – powiedział Grigorij, gdy Federico nieco zgiął nogę.

– Wiem o tym, ale albo jeszcze się nie zorientował – mówił Zardonic, zginając lewą rękę – albo coś dziwnego się ze mną dzieje. – zakończył, opuszczając rękę – Tak w ogóle – zmienił temat, opierając lewą rękę o biodro – to czemu słyszę tylko waszą trójkę? Powinno być was tam więcej. – mówił, wodząc wzrokiem po suficie.

Po tym pytaniu, po stronie trzech pozostałych przy życiu przyjaciół Federica na chwilę nastała cisza. Nie wiedzieli czy powinni Zardonicowi to powiedzieć, czy trzymać to w tajemnicy. W sumie uznali, że skoro teraz mieli szansę porozmawiać z Federiciem, to wypadało powiedzieć mu prawdę.

– Coś poważnego? – spytał zaniepokojonym głosem Zardonic, słysząc tę nagłą ciszę.

– Federico... – zaczął Grigorij poważnym i jednocześnie zmartwionym głosem, a Zardonic, słysząc swoje imię zamiast pseudonimu, już wiedział, że teraz mógł usłyszeć wszystko – Oni nie żyją. – powiedział tą dramatyczną wiadomość, gdy Federico nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.

Wiedział, że Grigorij mówił prawdę, bowiem po pierwsze po co miałby go okłamywać i to jeszcze w ten sposób, a po drugie miał poważny i jednocześnie zmartwiony głos. Kilka sekund po usłyszeniu tej informacji, Zardonic spytał ze słyszalnym przerażeniem i niedowierzaniem w głosie:

– C-Co? Ale dlaczego? – pytał, starając się powstrzymać łzy, wszakże znajdował się w tymże miejscu z innymi ludźmi.

– Edward i Alexander ich po kolei zabili. – odpowiedziała smutniejszym na wspomnienie tamtych wydarzeń głosem Nadieżda.

– A-Ale czemu? – spytał Federico ze słyszalną rozpaczą i niedowierzaniem w głosie – Przecież Edward mi mówił, że nie interesujecie go wy, a on przecież nigdy nie kłamie. – zauważył, na chwilę spuszczając wzrok, gdy dostrzegł, że nawiązał kontakt wzrokowy z jakimś właśnie kończącym rozmowę żołnierzem.

– Może nie musiał od razu cię okłamać – zaczął Vladimír, kiedy Zardonic uniósł wzrok – tylko na przykład coś w jego planach się zmieniło. – powiedział, mimo iż zdawał sobie sprawę, że tym zdaniem nie pocieszy swego przyjaciela – Może po prostu okazali się dla niego przeszkodą i to mówiąc oczywiście go nie usprawiedliwiam. – zakończył, gdy Federico zaczął błądzić wzrokiem po pomieszczeniu, starając się powstrzymać łzy.

– Mam nadzieję, że gdy ta wojna się skończy – mówił Zardonic łamiącym się głosem – to zamkną Hexcen Company i wsadzą Edwarda i Alexandra na dożywocie plus dziesięć lat dla pewności. – rzekł, wodząc wzrokiem po podłodze.

– Na pewno to się stanie. – zapewniła Nadieżda, gdy Federico uniósł zrozpaczony wzrok, jakby w kierunku dziewczyny, mimo iż owa znajdowała się na innym kontynencie – Po wygraniu wojny przez NATO na pewno będą chcieli osądzić i skazać winowajców. – mówiła, kiedy z pomieszczenia z telefonami wyszło dwóch żołnierzy – A jeżeli dowiedzą się, że Edward... – mówiła, ale przerwał jej Zardonic.

– Oni już wiedzą, że ta wojna została zmanipulowana przez niego i Alexandra. – odpowiedział na niedokończoną hipotezę, przestając opierać się o ścianę.

– No, to zapewne doprowadzą ich przed sąd a potem do więzienia. – stwierdziła, gdy Federico westchnął ze słyszalną beznadzieją – Co prawda nie zwróci to życia naszym przyjaciołom – mówiła, kiedy do pomieszczenia z telefonami wszedł jeden z generałów widzianych przez Zardonica w transporterze – ale przynajmniej nie zabije naszej czwórki. – dodała, kiedy jednemu z żołnierzy telefon wypadł z ręki i prawie spadł na podłogę – Tak w ogóle, to kiedy wrócisz do nas? – spytała, starając się zmienić temat, gdy Federico psychokinezą Edwarda chwycił spadający telefon i podał go żołnierzowi.

– Dzięki! – zawołał owy żołnierz, biorąc telefon i odwracając się w kierunku Zardonica.

– Nie ma za co! – odkrzyknął Federico, na chwilę odrywając słuchawkę od ucha – Co do pytania – powiedział, ponownie przykładając ją – to jak skończy się wojna. – odpowiedział, odwracając się w kierunku stolika, przy którym stał.

– Oby skończyła się jak najszybciej. – zaczął Vladimír, kiedy od strony przyjaciół Zardonica dało się usłyszeć dźwięk szurania po podłodze – Do Afryki jeszcze nie doszła – kontynuował, gdy po stronie Federica dało się słyszeć otwieranie drzwi do pomieszczenia – ale obawiamy się, że lada chwila może się to stać. – zakończył, kiedy Zardonic odwrócił się w kierunku drzwi.

– Wątpię – odparł Federico, zauważając że do owego miejsca wszedł jedynie jeden z rumuńskich generałów – RCA traci coraz więcej żołnierzy, więc raczej wojna nie obejmie już Afryki. – dodał, ponownie odwracając się i starając się odgonić myśli o zmarłych przyjaciołach.

– Czym jest RCA? – spytała Nadieżda, gdy Zardonic skrzyżował nogi, stając w pozornie niewygodnej pozycji.

– Tak się nazywa sojusz naszych wrogów. – wyjaśnił Federico, przekładając telefon do lewej ręki i przykładając do ucha.

– Chujowa nazwa. – stwierdził Grigorij, kiedy drzwi do miejsca z telefonami ponownie otworzyły się, jednak tym razem Zardonic nie odwrócił się.

– Wiem, ale najwidoczniej nie mogli wpaść na nic lepszego. – rzekł Federico, na chwilę spuszczając wzrok.

Porozmawiali ze sobą jeszcze przez około dwie godziny na temat wojny, trochę o ich zmarłych przyjaciołach, ich planów co do tego, co zrobią po wojnie oraz o wszystkim i o niczym. Przyjaciele Zardonica cieszyli się, że wreszcie, przez około dwie godziny, mogli usłyszeć swego przyjaciela oraz, że może niedługo się spotkają po tak długim czasie. Federico natomiast cieszył się, że u Grigorija, Nadieżdy i Vladimíra wszystko w porządku, ale nie mógł pogodzić się z myślą, że jego pozostali znajomi zostali zabici przez szefa Hexcen Company i jego przyjaciela. Wiedział, że w końcu pogodzi się z stratą, ale miał świadomość, że na pewno nie tego dnia. W każdym razie, kiedy po tym długim czasie pożegnał się ze swymi przyjaciółmi i połączenie zakończyło się, odłożył telefon na miejsce i wyszedł z owego pomieszczenia.


Ruszył przed siebie, w sumie za bardzo nie wiedział, gdzie miał się udać. Na razie, przynajmniej z tego, co wiedział, nie miał czegoś do zrobienia, więc uznał, że przejdzie się po bazie i najpierw rozprawi się z dręczącymi go myślami na temat jego martwych przyjaciół, a potem spokojnie rozejrzy się po miejscu, w którym przyszło mu żyć przez tydzień aby wiedzieć, gdzie co jest. No, to tak idąc, zaczął rozmyślać. Nie wiedział, po co Edward zabił znajomych Zardonica, skoro podobno nic od nich nie chciał, no ale stało się. Federico nie umiał wskrzeszać ludzi, więc życia nie mógł im zwrócić. Zaczął się zastanawiać czy jeżeli zostałby w Tunezji to czy jego wszyscy znajomi teraz by żyli. Szybko doszedł do wniosku, że nie, bowiem jeżeli ich przeznaczenie opierało się na tym, że musieli zginąć z rąk szefa Hexcen Company i Alexandra, to jego obecność raczej nie miała szans czegokolwiek zmienić w tej kwestii. Żałował, że nie zobaczy już swych ośmiu pozostałych przyjaciół, ale cieszył się, że chociaż Edward i jego przyjaciel nie zabili mu wszystkich znajomych.

– Hej, Federico. – usłyszał w pewnym momencie głos Martina, który wyrwał go z zamyślenia.

Słysząc go, Zardonic odwrócił się i, przy okazji, ujrzał że amerykański generał patrzył się w jego kierunku z wyraźnym zmartwieniem.

– Coś się stało? – spytał Martin, gdy Federico na chwilę spuścił wzrok w kierunku czarnej podłogi – Wyglądasz na smutnego. – dodał, kiedy Zardonic uniósł wzrok w jego kierunku.

– Nie... – odpowiedział Federico, odwracając się – Wszystko w porządku. – rzekł, odchodząc.

Wolał nie zwierzać się z tego, co go dręczyło osobie, którą ledwo co poznał. Nawet jeżeli to amerykański generał.


W tym samym czasie, w innym miejscu, Edward i Alexander przeteleportowali się z powrotem do siedziby głównej Hexcen Company. Skończyli już wyłączanie urządzeń unieśmiertelniających Zardonica, więc mogli spokojnie wrócić do firmy i zastanowić się, jak go zlikwidować. Kiedy znaleźli się już w gabinecie szefa Hexcen Company, Edward rzekł:

– Dobra – powiedział, odwracając się w kierunku swego przyjaciela – To jak zlikwidować Zardonica? – spytał, opierając ręce o biodra.

– Wystarczy poczekać. – odparł Alexander, zginając prawą rękę w bok – Jest na wojnie, stosunkowo szybko powinien zginąć. – dodał, opuszczając rękę i nieco zginając prawą nogę.

– Miejmy nadzieję, że tak się stanie. – rzekł szef Hexcen Company, prawą ręką opierając się o biurko – Wiesz przecież – mówił, kiedy dało się usłyszeć, że winda zatrzymała się na ich piętrze – że nie wiadomo dlaczego nadal ma moje moce. – zakończył, stając prosto, gdy drzwi windy otworzyły się i wyszła z niej pani Josephine – Dzień dobry! – przywitał się ze sprzątaczką, wychylając się zza Alexandra.

– A dzień dobry panom. – powiedziała kobieta, gdy przyjaciel Edwarda odwrócił się.

Po przywitaniu się, pani Josephine zaczęła swoją pracę czyli, w chwili obecnej, mycie podłogi, a kiedy Alexander odwrócił się w kierunku szefa Hexcen Company, rzekł:

– Nie możesz mu ich zabrać?

– Właśnie w tym problem, że nie. – odpowiedział Edward, zakładając ramię na ramię – Powinien je stracić, kiedy ja straciłem nad nim kontrolę. – dodał, wytwarzając za sobą barierę ochronną i opierając się o nią.

– Kurna, czy ten Zardonic jest jakimś nadczłowiekiem czy co? – spytał zdziwiony Alexander, nieco zginając obie ręce w bok.

– Nie no, zwykłym człowiekiem to jest na sto procent. – powiedział szef Hexcen Company, prostując ręce – Tylko ewidentnie musi być w jakichś kwestiach wyjątkowy. – stwierdził, stając prosto i przestając wytwarzać za sobą pole ochronne.

– Tak w ogóle, skoro on teraz ma twoje moce – powiedział przyjaciel Edwarda, gdy pani Josephine zaczęła myć kawałek podłogi w rogu gabinetu, niedaleko windy – to może być problem z jego śmiercią przez na przykład zastrzelenie, bowiem ma te twoje bariery ochronne. – zauważył, gdy szef Hexcen Company spojrzał w kierunku Alexandra z zszokowaniem, że na śmierć o tym zapomniał.

– Cholera jasna, faktycznie. – zaczął i chciał coś powiedzieć, ale odezwała się pani Josephine.

– Nie przeklinać, bo to w chuj nie ładnie. – rzekła, odwracając się i na chwilę przerywając swoją pracę.

Po tym stwierdzeniu, Edward i jego przyjaciel spojrzeli w kierunku kobiety z zażenowaniem. Widząc to, powiedziała:

– No co?

– Nic, nic. – odparł szef Hexcen Company ze słyszalnym zażenowaniem – Tylko to zdanie to taka trochę hipokryzja. – stwierdził, opierając prawą rękę o swe biodro.

– Eee – rzekła pani Josephine, przy czym machnęła prawą dłonią – Bez przesady. – dodała, wracając do pracy.

W tym momencie, Edward przewrócił oczami, a Alexander cicho zaśmiał się. Przynajmniej dzięki tejże sprzątaczce często mogli jakoś oderwać chociaż na kilka chwil swoją uwagę od bieżących spraw. Teraz jednak, jako iż owych rzeczy mieli dużo na głowie, od razu wrócili do niedokończonej rozmowy.

– W każdym razie, wracając do tego, o czym rozmawialiśmy. – zaczął szef Hexcen Company, prostując rękę – To cholera, faktycznie. – rzekł, nieco rozglądając się w prawo i lewo – Mamy problem, bowiem skoro nie mam nad nim kontroli, to nie mogę mu ich odebrać. – zauważył, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu i najwyraźniej nie chcąc nawiązać kontaktu wzrokowego ze swym przyjacielem.

– Może spróbuj go jeszcze raz opętać i wtedy mu je odebrać? – zaproponował Alexander, nieco zginając lewą nogę.

– Jestem przekonany, że to nie zadziała. – odparł Edward, zwracając na chwilę wzrok w kierunku swego przyjaciela – Skoro przez tak długi czas, nawet mimo iż go nie kontroluję, je ma – mówił, siadając na blacie biurka – to jestem przekonany, że już stały się jego częścią i tak po prostu ich mu nie zabierzemy. – zakończył, kiedy Alexander stanął naprzeciwko szefa Hexcen Company.

– Cholera. – przeklął przyjaciel Edwarda, na moment zwracając wzrok w prawą stronę – To mamy przejebane. – odparł, ponownie zwracając wzrok w kierunku szefa Hexcen Company.

– Pozostaje nam mieć nadzieję, że jakimś cudem zginie podczas kolejnej bitwy. – powiedział Edward, opierając lewą dłoń o blat biurka.

– Chyba, że nieśmiertelność też stała się jego częścią. – stwierdził Alexander, krzyżując nogi.

– Bez przesady, nie mógłby zaabsorbować działania maszyny. – rzekł szef Hexcen Company, patrząc na zegarek – Cóż, mamy jeszcze tydzień aby się przekonać, że na stówę jest śmiertelny. – odparł, wstając i odwracając się w kierunku swego laptopa – Swoją drogą, mamy jeszcze godzinę do zakończenia roboty na dzisiaj. – zakończył, siadając przed laptopem.

– Ten Zardonic robi się coraz większą Deus Ex Machiną. – podsumował przyjaciel Edwarda, podchodząc do szafek z różnymi aktami.

– Wiem i to jest najbardziej niepokojące. – zakończył szef Hexcen Company, naciskając kilka klawiszy na klawiaturze.

Mieli jednak nadzieję, że jakimś cudem RCA wygra tę wojnę. Sami udziału w niej wziąć nie mogli, wszakże musieli wszystko kontrolować z oddali, ale jak na razie nadzieja to jedyne, co im pozostało.


***

Minęło kilka godzin i nad Genewą nastał wieczór. Po bazie wojskowej NATO mało kto już chodził, wszyscy raczej przebywali w swych sypialniach. Jedynie któryś z niemieckich generałów włączał nocne zabezpieczenia bazy, gdyby komuś z RCA zachciało się zaatakować to miejsce w środku nocy oraz po samych korytarzach kręciło się jeszcze kilku żołnierzy dokańczających swoje dzienne sprawy. Federico zaliczał się do jednej z wielu osób przebywających teraz w sypialniach. On jednak, na chwilę obecną, siedział na łóżku i rozmyślał nad właściwie wszystkim co stało się od początku wojny aż do dzisiejszego dnia, gdy dowiedział się o śmierci większości z jego przyjaciół. Nadal nie mógł pogodzić się z ich stratą, minęło jeszcze zbyt mało czasu od dowiedzenia się przez niego o tym. Wiedział, że Edward udowodnił, iż mógł zrobić wszystko, nawet to, czego najmniej by się po nim spodziewać, ale nie miał pojęcia, jaką rolę w jego wielkim planie odgrywało zabicie prawie wszystkich znajomych Zardonica.


Nie zdążył jednak dłużej się nad tym zastanowić, gdyż w którejś chwili usłyszał pukanie do drzwi. Słysząc to, od razu uniósł wzrok i, nieco załamanym głosem, odpowiedział:

– Proszę

Po tym słowie, drzwi otworzyły się i do pomieszczenia wszedł ten sam żołnierz, który kilka godzin temu naprawił Federicowi oczy. Po wejściu i zamknięciu drzwi, Victor spytał:

– Federico, co ci się stało? – zapytał, podchodząc bliżej – Widziałem cię jeszcze dwa razy dzisiaj z oddali i wydawałeś się załamany. – dodał, siadając na łóżku koło Zardonica.

– Nie wiem czy mogę ci to powiedzieć. – odpowiedział Federico, odwracając wzrok w jego stronę.

– Mów śmiało, nam wszystkim możesz ufać. – zapewnił żołnierz, zginając ręce w prawo i w lewo jakby na wszystkich członków armii NATO chciał wskazać.

Po tym zachęceniu, Zardonic uznał, że mu powie. W końcu wątpił w to, że Victor jakoś wykorzysta tę wiedzę przeciwko niemu, bowiem niby jak i po co. Dlatego też od razu opowiedział, czego się dzisiaj dowiedział od swoich trzech jeszcze żywych przyjaciół. Opowieść nie trwała długo, może z około minutę lub dwie, a po niej Federico dodał:

– Wiesz, oni byli dla mnie jak druga rodzina. – mówił Zardonic, spuszczając wzrok w kierunku granatowej podłogi – Spędziłem z nimi dziesięć lat codziennie, zdążyłem się z nimi zżyć. – rzekł, wodząc po podłodze aż do zamkniętych drzwi – A teraz ten skurwysyn tak po prostu wymordował mi ósemkę z nich, mimo iż pamiętam, że kilka miesięcy temu mówił, iż nic im nie zrobi. – zakończył, unosząc wzrok i odwracając go w kierunku swego rozmówcy.

– Cholera, współczuję ci, nie chciałbym tego przeżyć. – powiedział Victor ze słyszalnym, prawdziwym a nie udawanym, współczuciem w głosie – Co prawda nie wiem jakie to uczucie, bowiem nie straciłem jeszcze nikogo z rodziny, a w wojsku mam raczej samych kolegów niżli najlepszych przyjaciół – mówił, na chwilę odwracając wzrok w lewą stronę, gdy przy okazji za oknem słońce już prawie całkowicie zaszło – ale mogę domyślić się jak to boli. – kontynuował, odwracając wzrok w kierunku Federica – Ten Edward to pojebany jakiś. – zakończył, na moment odwracając wzrok w kierunku drzwi, za którymi dało się usłyszeć czyjeś kroki.

– Wiem o tym. – odparł Zardonic, po czym westchnął ze słyszalną beznadzieją – Chciałbym się dowiedzieć, czemu to zrobił. – powiedział, ponownie spuszczając wzrok, w kierunku podłogi – Co prawda dalej bym go nienawidził, ale przynajmniej znałbym powód tego czynu. – stwierdził, unosząc wzrok i odwracając go w kierunku swego towarzysza.

– Jak po wojnie trafi do więzienia, to zawsze będziesz mógł go odwiedzić i o to zapytać. – odparł Victor, również zwracając wzrok w kierunku Federica.

– Myślisz, że by mi odpowiedział? – spytał Zardonic, na chwilę odwracając wzrok w kierunku okna, za którym jedynie zza horyzontu dało się ujrzeć ostatnie światło dawane przez słońce.

– Jasne, dlaczego nie? – odpowiedział żołnierz, nieco zginając ręce w prawo i lewo – Wtedy już i tak nie będzie mógł nikomu nic zrobić – kontynuował, opuszczając ręce – więc dlaczego miałby ci tego planu nie wyjawić? – spytał, gdy Federico odwrócił wzrok w jego stronę.

– Po Edwardzie można by się wszystkiego spodziewać. – odpowiedział Zardonic, kiedy zza drzwi dało się słyszeć czyjeś kroki.

– Eee... – rzekł Victor, przy czym machnął lewą dłonią – Powinien ci powiedzieć, bowiem co mu będzie szkodziło. – odparł, kiedy w pomieszczeniu automatycznie włączyło się światło.

– Miejmy nadzieję, bowiem ciekawi mnie dlaczego się tak na mnie uwziął oraz czemu zabił moich przyjaciół. – powiedział Federico, unosząc wzrok w kierunku lamp LED, które automatycznie się włączyły – Tak w ogóle, automatycznie zapalające się światło? – zmienił temat, spuszczając wzrok i odwracając w kierunku swego rozmówcy – Jeszcze może dowiem się, że pracujecie tu nad technologią teleportacji. – rzekł, kiedy żołnierz oparł prawą dłoń o materac.

– Podobno coś takiego tworzą, gdzieś na niższych poziomach tej bazy, ale pewności nie mam, bowiem tylko o tym słyszałem. – wyjaśnił Victor, gdy Zardonic spojrzał w jego kierunku z zszokowaniem.

– Ewidentnie nie macie co robić z pieniędzmi. – odparł zdziwionym głosem, nieco rozglądając się w prawą i lewą stronę.

– No co, trzeba ułatwiać sobie życie. – rzekł, nieco zginając lewą dłoń.

– Victor! – usłyszeli dochodzący zza drzwi głos jednego z niemieckich generałów – Gdzie jesteś? – pytał, kiedy żołnierz wstał.

– Już idę! – odkrzyknął Victor, postępując krok naprzód – Jak widzisz, muszę iść. – rzekł do Federica, idąc tyłem w kierunku drzwi – Znowu coś ode mnie chcą. – zakończył, kiedy stanął przed drzwiami i owe otworzyły się.

– Jasne, rozumiem. – zakończył Zardonic, kiedy jego rozmówca wyszedł.

Kilka chwil potem, kiedy drzwi automatycznie się zamknęły, Federico sprawdził godzinę i, kiedy to zrobił, uznał że mimo iż jeszcze wcześnie, to pójdzie spać, bowiem nigdy nie wiadomo, co następnego dnia mogło go w owym miejscu czekać.


Noc minęła spokojnie i bez żadnych problemów. Wszyscy spali spokojnie, nie budzeni przez ewentualny dźwięk alarmu. Od następnego dnia jednak, po prostu przez tydzień przebywali w owej bazie i zajmowali się różnymi czynnościami, jak na przykład śledzeniem poczynań wojsk RCA i czy na przykład nie zamierzali zaatakować Pearl Harbor wcześniej. Oprócz tego, Zardonic przez te siedem dni zapoznał się z dużą częścią generałów oraz żołnierzy wojsk różnych krajów wchodzących w skład NATO oraz czasem, ze względu na posiadane przez Federica psychokinezę i elektrokinezę, został proszony o pomoc na przykład w przeniesieniu jakiegoś ciężkiego przedmiotu lub szybkim naładowaniu akurat potrzebnego, ale rozładowanego urządzenia. Dzięki tym czynnościom nie skupiał swoich myśli w większości na jego martwych znajomych. Także codziennie wieczorem, bowiem tylko wtedy miał więcej czasu, dzwonił do swoich trzech pozostałych przy życiu przyjaciół i rozmawiał o wszystkim lub o niczym. Ogólnie ten tydzień w genewskiej bazie NATO minął spokojnie i ze względu na codzienne zajęcia bardzo szybko.


Po tygodniu jednak, wszystkie wojska NATO musiały udać się do Pearl Harbor, jeżeli nie chcieli dopuścić aby RCA przejęło ową bazę wojskową. To, że wygrają w owym miejscu, wiedzieli na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, ponieważ wojska przeciwników zostały po ostatnich bitwach mocno osłabione. Nie wiedzieli jednak, ile jeszcze walk pozostanie im do przeprowadzenia nim wojna na dobre się zakończy. Liczyli, ze może jakimś cudem bitwa o Pearl Harbor okaże się ostateczną, jednak jednocześnie mieli świadomość, że szanse na to wynosiły niewiele.


Jedno jednak stanowiło sto procent racji: Wojna powoli zbliżała się do końca i zwycięstwo z całą pewnością mogło osiągnąć jedynie NATO.

_______________________________________________________

*Według Wikipedii, w dzisiejszych czasach taka jest pełna nazwa tej bazy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top