X - Bliżej niż dalej.
Ten rozdział dedykuję
Ponieważ serio motywujesz do pisania tego FanFiction, sama świadomość, że to czytasz mnie motywuje.
_______________________________________________________
Zardonic kompletnie nie spodziewał się ujrzeć Edwarda teraz i to w tym miejscu. Do tej pory żył w Tunezji przekonany, że chociaż w tym kraju szef Hexcen Company zostawi go w spokoju, ale jak widać Federico mylił się. No, ale chwilę później, Zardonic odruchowo uruchomił działko soniczne w swej prawej ręce, lekko cofnął się i spytał:
– Czego ode mnie chcesz, Edward? – mówił, dla bezpieczeństwa celując w kierunku swego wroga działkiem – Przecież dobrze wiesz, że nigdy nie przejdę na twoją stronę. – dodał, kiedy Edward słysząc to stwierdzenie po raz kolejny, przewrócił oczami.
Chwilę później, szef Hexcen Company westchnął i rzekł:
– Serio, Zardonic, czy naprawdę chcesz się tak ze mną męczyć? – spytał, lekko zginając obie ręce – Uwierz, łatwiej będzie ci się przyłączyć, niż skazywać siebie i swoich przyjaciół na wieczne uciekanie ode mnie. – rzekł, opuszczając ręce.
– Jakbyś po prostu nie mógł się ode mnie kulturalnie odpierdolić. – powiedział Federico, ciągle nie opuszczając działka sonicznego – Przecież dobrze wiesz, że nigdy nie przekonasz mnie do przejścia na twoją stronę. – odparł, a mówiąc to miał wrażenie, że oczy Edwarda zabłysły na mocniejszy, żółty kolor.
– Cóż. – zaczął szef Hexcen Company – Skoro nie zamierzasz sam do mnie dołączyć – mówił, kiedy jego dłonie zabłysły na czarno-biało – to oznacza, że muszę cię do tego zmusić. – dodał, a następnie wystrzelił w kierunku Zardonica dwiema wiązkami prądu.
Federico na szczęście zdążył w ostatniej chwili odskoczyć w prawo, dzięki czemu nie został porażony. Chwilę potem, wycelował w kierunku swego przeciwnika promieniem z działka dezintegrującego, ale owy promień nie trafił szefa Hexcen Company, gdyż ten zdążył osłonić się żółtą barierą oraz wystrzelić w kierunku swego przeciwnika dwiema wiązkami prądu z swoich oczu. Owe nie trafiły Zardonica, gdyż ten uruchomił drugie działko soniczne w swej lewej ręce i strzelając promieniami ze swych dwóch broni, zneutralizował pędzący w jego kierunku prąd oraz, kilka sekund później, strzelił w kierunku Edwarda ze swych dwóch broni. Tym razem szef Hexcen Company nie zdążył osłonić się żółtą barierą, przez co został trafiony i odepchnięty na dość sporą odległość. Jednak, nim uderzył w ścianę jednego z pobliskich budynków, wytworzył za sobą żółtą barierę ochronną, dzięki czemu uderzył jedynie w nią. Chwilę potem, podnosząc się, jego oczy zabłysły na żółty kolor, po czym używając swej psychokinezy oderwał jeden, dość spory kawałek pobliskiego budynku, powodując przy okazji, że budowla zawaliła się. Jako iż szef Hexcen Company oderwał duży fragment bloku mieszkalnego, zabił przy tym sporo ludzi, którzy w momencie zawalenia budynku znajdowali się w środku. Jednak, ci ludzie kompletnie nie interesowali Edwarda, szef Hexcen Company obecnie bardziej skupiał się na walce niż na losowych obywatelach Tunezji. Także parę sekund potem, Edward rzucił z ogromną siłą oderwanym fragmentem budowli w kierunku swego wroga, ale nic tym nie osiągnął. Federico bowiem, szybko przełączył swoje dwie bronie na działka dezintegrujące i wystrzelił w kierunku wielkiego, lecącego kawałka gruzu, dematerializując go na miejscu. Po zrobieniu tego, korzystając z okazji, strzelił z owych działek w kierunku swego przeciwnika, ale nie zdematerializował go. Szef Hexcen Company zdążył się przeteleportować w niedaleką odległość od miejsca, w które miały trafić promienie dezintegrujące. Przez to, trafiły one w zawalony budynek, dematerializując jego zniszczoną część i prawdopodobnie też parę przysypanych zwłok ludzkich. Po nieudanej dezintegracji Edwarda, szef Hexcen Company po prostu wyjął swój pistolet i chciał po ludzku ustrzelić swego przeciwnika. Nie udało mu się to, gdyż Zardonic uniknął potrójnego strzału wymierzonego w jego kierunku. Parę chwil potem, Federico zakończył tę walkę. Po prostu zamachnął się i z całej siły kopnął swego przeciwnika w szczękę. Owy cios okazał się tak silny, że po uderzeniu Edwarda w szczękę, z jego ust zaczęło płynąć sporo krwi oraz on sam poczuł taki ból, że aż upadł na kolana. Nawet po skopaniu przez Alice ból nie okazał się tak silny jak obecnie. Nawet sam Zardonic wydawał się oszołomiony, gdyż nie spodziewał się, że posiadał aż taką siłę zdolną kogokolwiek w ten sposób poharatać. Nawet zaczął mieć trochę wyrzutów sumienia, że tak potraktował szefa Hexcen Company, mimo iż jak wiemy, Federico działał w samoobronie. No, ale chwilę później, Edward spojrzał w kierunku swego wroga z nienawiścią w oczach i powiedział słabnącym z bólu i utraty krwi głosem:
– Nienawidzę cię.
– I wzajemnie. – odpowiedział Zardonic, cofając się.
Chwilę później, odwrócił się i odszedł w kierunku swego tunezyjskiego domu. Wiedział, że Edward bezproblemowo miał szansę poradzenia sobie, ale jednocześnie podczas powrotu do opuszczonego oddziału Hexcen Company zaczął czuć wyrzuty sumienia w związku z tym, co zrobił...
Tymczasem, Edward, powoli słabnąc z powodu ciągłego oraz dość obfitego krwawienia z ust, podniósł się i ledwo stojąc spróbował przeteleportować się do swego domu w stolicy Czech. Wiedział, że dopiero w Pradze ktoś miał możliwość mu pomóc, wszakże w jego domu obecnie przebywali Sally i Alexander. Niestety, ze względu na powoli słabnące siły szefa Hexcen Company, przez dziesięć minut nie dawał rady się przeteleportować. Okazywało się to o tyle bardziej niedziałające na jego korzyść, że z każdą minutą słabnął coraz bardziej oraz powoli mdlał, co nie ułatwiało mu teleportacji. No, ale koniec końców, po upływie dziesięciu minut, udało mu się użyć swej zdolności do teleportacji. Dzięki temu, parę sekund później, ujrzał przedpokój swego mieszkania. Niestety, nie zdążył pójść do Alexandra poprosić go o pomoc, gdyż parę sekund później, jego oczy zaszły mgłą, a on sam poczuł, że nie mógł dłużej utrzymać się w pozycji stojącej. I chwilę później, upadł nieprzytomny z powodu zbytniego utraty krwi...
Dźwięk upadającego na podłogę ciała usłyszała Sally, która w momencie przeteleportowania się do mieszkania jej ojca siedziała w salonie i oglądała Disney Channel. Słysząc to, jako iż wiedziała, że taki dźwięk w tym domu nie zdarzał się za często, od razu wyłączyła telewizję i wybiegła na przedpokój. Po znalezieniu się tam, zamarła z przerażeniem. Na dywanie ujrzała swego leżącego, nieprzytomnego ojca. Widziała, że znacznie zbladł oraz słyszała, iż ciężko oddychał. Oprócz tego, łatwo dostrzegła wypływającą z jego lekko otwartych ust krew, która powoli tworzyła wokół niego kałużę, przy okazji powoli wsiąkając w dywan.
Widząc to, pierwsze co przyszło dziewczynce do głowy to, jako iż wiedziała, że jej wujek nadal przebywał w ich domu, pobiegnięcie do niego i powiedzenie mu, co zastała na przedpokoju. Dlatego też, od razu odwróciła się i szybko pobiegła do pokoju, w którym ostatni raz przebywał Alexander. Trochę jej to zajęło, gdyż mieszkanie miało dość spore rozmiary, a w momencie zauważenia nieprzytomnego Edwarda znajdowała się niedaleko drzwi wejściowych, ale w końcu dobiegła do odpowiedniego miejsca, gwałtownie otwierając drzwi.
Słysząc to, Alexander, który do tej pory stał przed oknem i obecnie robił coś na telefonie, odwrócił się. Widząc przerażoną córkę Edwarda, od razu, wyłączając i chowając komórkę, spytał:
– Sally? Co się stało? – spytał, podchodząc bliżej niej.
– Coś złego stało się tacie. – powiedziała przerażonym głosem dziewczynka – Nie wiem jak mu pomóc. – dodała takim samym tonem głosu.
– Chodź w takim razie. – powiedział wujek dziewczyny, gdy wyszli z pomieszczenia – Może ja będę umiał mu pomóc. – dodał, kiedy znaleźli się na przedpokoju.
Kilka chwil potem, bardzo szybko ruszyli w kierunku początku przedpokoju. Alexander nie miał zielonego pojęcia, co mogło wydarzyć się jego przyjacielowi. Co prawda wiedział, że jakiś czas temu przeteleportował się do Tunezji w celu przeciągnięcia Zardonica na stronę Hexcen Company, ale kompletnie nie wiedział, co się stało Edwardowi, że Sally przybiegła po Alexandra z takim przerażeniem. Podejrzewał, że po prostu został jakoś silnie poturbowany podczas ewentualnej walki z Federico, ale obecnie Alexander nie mógł tego wiedzieć.
No, ale kiedy po kilku chwilach oboje doszli do odpowiedniego miejsca, Alexander ujrzał to samo, co zastała Sally. Jedyne różnice to fakt, że krew z ust Edwarda powoli przestała wypływać oraz dało się słyszeć jego cięższe niż wcześniej oddechy. Widząc to, Alexander szybko wyjął z kieszeni telefon, chcąc zadzwonić pod sto dwanaście.
– Ale przeżyje, prawda? – spytała po chwili, gdy Alexander wpisywał numer sto dwanaście, przerażonym i zaniepokojonym głosem córka Edwarda.
– Spokojnie, nic mu nie będzie. – odpowiedział Alexander, naciskając przycisk służący do nawiązania połączenia i przykładając słuchawkę do ucha.
Wszystko przebiegło stosunkowo szybko. Parę minut później, przyjechało pogotowie, po czym zabrano Edwarda do szpitala. Kiedy natomiast Alexander i Sally zostali sami, Alexander rzekł, patrząc w kierunku drzwi:
– Nie mam zielonego pojęcia, kto mu to zrobił.
– Boję się o tatę. – zaczęła Sally, kiedy jej wujek odwrócił głowę w jej kierunku – Napewno nic mu nie będzie?
– Jestem pewien, że wszystko będzie w porządku. – zapewnił Alexander, kucając na wysokość dziewczynki – W końcu widzieliśmy oboje, że już bardziej się nie wykrwawi. – dodał, prostując się – W każdym razie, posprzątam tę krew – mówił, wskazując w kierunku plamy krwi, którą przesiąkł dywan – i pojedziemy do szpitala go odwiedzić oraz przy okazji dowiedzieć się, co mu się stało.
Po tej krótkiej rozmowie, Sally poszła na chwilę do swego pokoju, mimo wszystko nadal bojąc się o jej ojca, a Alexander wziął dywan i udał się do łazienki z zamiarem uprania go.
W tym samym czasie, w Tunezji, Zardonic nadal wracał w kierunku opuszczonej siedziby Hexcen Company. Ciągle dręczyły go wyrzuty sumienia po tym, jak pokiereszował Edwarda, nawet mimo iż zdawał sobie sprawę z faktu, że działał w samoobronie. Po prostu, do tej pory, Federico nigdy nikogo tak nie skopał, ba, nawet nie wiedział, że posiadał aż tak dużą siłę, że jego kopnięcie kogoś w szczękę mogło się tak skończyć. Wiedział, że szef Hexcen Company na sto procent jakoś sobie poradził, ale Zardonica i tak dręczyły wyrzuty sumienia. Próbował je zagłuszyć dalszym rozmyślaniem na temat planu dostania się do głównego serwera CASS. Uznał, że nie zamierzał ryzykować kradnięciem identyfikatora Edwarda lub Alexandra i, że po prostu wynajmie jakiegoś hakera, który miał możliwość wyłączenia wszelakich zabezpieczeń w arktycznym silosie, zapłaci mu za zrobienie tego i potem sam uda się do odpowiedniego miejsca, po czym jakoś wyłączy permanentną blokadę. To najłatwiejszy sposób, a Federicowi wydawał się najbardziej bezpieczny. Jasne, zawsze istniała szansa, że Edward jakoś mógł się o tym dowiedzieć, no ale plan idealny w rzeczywistości nie istniał, każdy niósł za sobą jakieś ryzyko niepowodzenia. Nie zamierzał jednak narażać swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo, jeżeli coś jemu miało się stać, to przynajmniej jego przyjaciołom nadal nic by nie groziło. No, ale najpierw musiał zająć się odnalezieniem jakiegoś hakera, który nadawał się do shakowania zabezpieczeń silosu. Zardonic wiedział, że żaden z jego kolegów, nawet ci, którzy umieli hakować, nie potrafili robić tego do takiego stopnia dobrze. Pozostawało odnaleźć w Deep Webie jakiegoś odpowiedniego hakera, zapłacić mu i czekać na efekty.
Rozmyślania na temat tegoż planu faktycznie pozwoliły Federicowi zagłuszyć wyrzuty sumienia na tyle, że nie męczyły one go aż tak bardzo. No, ale kiedy znajdował się niedaleko swego obecnego, tunezyjskiego domu, jako iż minęło już sporo czasu od walki z szefem Hexcen Company i adrenalina zdążyła opaść, Zardonic poczuł się wyjątkowo zmęczony. Dlatego też, szybkim krokiem zszedł do odpowiedniego miejsca budynku.
Po znalezieniu się na dole i dojściu do odpowiedniego pomieszczenia, Federico zauważył, że jego przyjaciele ciągle spali i najprawdopodobniej żaden z nich nie obudził się w trakcie trwania nieobecności Zardonica. Federico ucieszył się z tego powodu, gdyż to oznaczało, że następnego dnia nie czekało go tłumaczenie się swym zaniepokojonym kolegom, gdzie chodził po nocy, nie mówiąc nic nikomu. No, ale nie rozmyślając nad tym dłużej, Zardonic po prostu podszedł do jednego z wolnych miejsc i, po położeniu się, bardzo szybko usnął...
Tymczasem, w Pradze, Alexander właśnie skończył prać dywan z krwi. Trochę mu to zajęło oraz nieco go zmęczyło, wszakże pranie dywanu i to na dodatek z wsiąkniętej w niego krwi nie należało do łatwych i przyjemnych zajęć. Kto kiedykolwiek musiał prać dywan lub cokolwiek innego stworzonego z tego samego materiału i to z krwi, powinien wiedzieć, jak męczące okazało się to dla przyjaciela Edwarda. No, ale po zakończeniu prania i powieszeniu dywanu na suszarce wiszącej nad wanną, poszedł po Sally i oboje wyszli z mieszkania, po czym wsiedli w samochód Edwarda. Szef Hexcen Company nigdy do tej pory nie robił problemów, kiedy Alexander raz czy dwa użył jego samochodu, więc nie musiał się martwić o konsekwencje. Podczas jazdy, która przebiegała w ciszy, gdyż córka Edwarda zajęła się obserwowaniem mijanych ulic przez szybę pojazdu, Alexander ponownie zaczął się zastanawiać, co mogło stać się jego przyjacielowi. Wiedział, że Edward miał pecha co do Tunezji, ale nie wiedział, kto mu tak zmasakrował szczękę. Nie posądzał o to Federica, mimo iż miał możliwość. Po prostu Alexander sądził, że Zardonic nie posiadał aż tak dużej siły, że po kopnięciu kogoś mógł doprowadzić do takiego stanu. No, ale jednocześnie nie przychodziła mu do głowy żadna sytuacja, poza ewentualną walką z Federiciem, w której Edward miał szansę zostać tak pokiereszowanym. No, ale nie zdążył się dłużej nad tym zastanowić, gdyż stosunkowo szybko dojechał do szpitala Na Homolce, który znajdował się około pięć kilometrów od domu Edwarda. Po zatrzymaniu się pod odpowiednim budynkiem, razem z Sally wyszedł z pojazdu i weszli do budynku i, parę minut później, znaleźli się na sali, do której przeniesiony został szef Hexcen Company. Po znalezieniu się tam, obecnie musieli trochę poczekać, aż Edward się obudzi.
Parę minut później, Edward obudził się. Nie wiedział, przez ile czasu leżał nieprzytomny, miał wrażenie, że od jego zemdlenia do obudzenia się minęło kilka godzin. Oprócz tego, po otworzeniu oczu, czuł się jeszcze słabo oraz nie wiedział, gdzie się znajdował. Dopiero chwilę później dostrzegł, że nie znajdował się w swoim domu, a w sali szpitalnej oraz ujrzał przed sobą swoją córkę oraz swego najlepszego przyjaciela. Widząc ich, nie zdążył jakkolwiek zareagować, gdyż Sally, widząc że jej ojciec się obudził, od razu przytuliła się do niego i powiedziała:
– Tato...Tak się bałam, że umrzesz...
– Nie martw się, kochanie. – rzekł Edward, odwzajemniając przytulenie – Jest w miarę w porządku. – dodał, chwilę później zwracając wzrok w kierunku Alexandra.
– Tak w ogóle – zaczął Alexander – to co się w tej Tunezji stało, że skończyłeś tak poharatany?
W odpowiedzi, szef Hexcen Company opowiedział mu całą sytuację z Zardoniciem do momentu, w którym ten z taką siłą kopnął Edwarda w szczękę. Opowieść nie trwała zbyt długo, ale Alexander nie spodziewał się, że za takie skopanie jego najlepszego przyjaciela odpowiadał Federico. Do tej pory Alexander miał stuprocentową pewność, że Zardonic nie posiadał aż tak dużej siły, zdolnej kogoś tak poharatać, no ale jak widać życie pisze najciekawsze historie.
– Zardonic ci to zrobił? – spytał z niedowierzaniem Alexander – Nie spodziewałem się, że on ma taką siłę kopnięcia. – dodał, kiedy Edward przestał przytulać Sally i, gdy ta usiadła prosto.
– Też nie spodziewałem się, że on ma na tyle dużą siłę – zaczął Edward słabym głosem – aby móc kogoś tak skopać.
– Jesteś pewien, że próba przeciągnięcia go na naszą stronę jest dobrym pomysłem? – spytał Alexander, zakładając ramię na ramię.
Alexander oczywiście nie chciał odwodzić swego najlepszego przyjaciela od tego planu, wszakże wiedział, że Federico mógł im się przydać. Chodziło mu bardziej o to, że skoro umiał kogoś tak poturbować, to po ewentualnym zbuntowaniu się miał możliwość poharatania i Edwarda, i Alexandra tak, jak teraz został potraktowany szef Hexcen Company lub nawet gorzej. Nie wiedział więc czy należało tak ryzykować. Wiadomo, jeżeli chcieli osiągnąć ich cele musieli podejmować mnóstwo ryzyka, ale jednak nie miał pewności czy marzenia jego najlepszego przyjaciela kwalifikowały się jako warte AŻ TAKIEGO ryzyka.
– Tak – odpowiedział po kilku sekundach Edward – Jeżeli chcemy osiągnąć nasze cele, musimy liczyć się z każdym ryzykiem.
– Znaczy to wiem, ale nie sądzisz, że przeciąganie akurat Zardonica na naszą stronę jest, no cóż, w pewnym sensie niebezpieczne? – spytał Alexander, zginając prawą dłoń – Wiesz, skoro on ma taką siłę kopnięcia, to jeżeli by się zbuntował – mówił dalej, opuszczając dłoń – mógłby nas poharatać jeszcze gorzej niż ciebie obecnie. – zakończył, kiedy Edward nieco podciągnął się na łóżku.
– Nie zbuntuje się, nie będzie miał szansy. – zapewnił Edward, na chwilę odwracając wzrok w kierunku Sally jakby chciał się upewnić czy nadal znajdowała się w tym pomieszczeniu – Opętam go, będzie całkowicie zależny od mojej woli. – dodał, ponownie odwracając wzrok w kierunku swego przyjaciela.
– No dobra, jak chcesz. – stwierdził Alexander, wiedząc że nie miał szans przekonać Edwarda do jakieś zmiany jego planów – Sprowadzę go do Pragi najszybciej jak się da. – zapewnił, chwytając Edwarda za dłoń.
Po tym zapewnieniu, szef Hexcen Company słabo uśmiechnął się do Alexandra i rzekł:
– Na ciebie zawsze można liczyć.
***
Dla Federica sen dzisiejszej nocy okazał się wyjątkowo spokojny, co bardzo go ucieszyło. Obecnie kontynuował on swój wczorajszy sen, a rozpoczął się on od momentu, w którym Zardonic w owym śnie chciał udać się dalej w głąb miejsca, w którym przebywał i zobaczyć, co znajdowało się dalej. Ujrzał również pewne zmiany, które zaszły w świecie jego snu. Otóż zniknęła obecna dotąd mgła i ujawniła, że w oddali znajdowała się jedynie bezkresna przestrzeń wypełniona wodą w podejrzanym, czarnym kolorze. Federicowi zdawało się, że podczas ostatniego snu owa ciecz miała swój normalny kolor, ale teraz patrząc na nią nawet on zaczynał nabierać wątpliwości. Kiedy natomiast odwrócił się w kierunku drugiego końca pomostu, na którym nadal stał, zauważył jakieś niewielkie osiedle lub właściwie można powiedzieć wioskę złożoną z jednorodzinnych domów. Owy teren posiadał jedynie kolory szary, brązowy i czerwony, nawet obecnie świecące słońce miało szary kolor. Zardonic nie miał zielonego pojęcia, dlaczego jego drugi sen, w którym faktycznie czuł się wolny i niekontrolowany przez nikogo, odbywał się w tym specyficznym miejscu, ale postanowił je zwiedzić, gdyż ciekawiło go, co znajdowało się w tej portowej wiosce.
Od razu ruszył przed siebie i, kilka sekund potem, po opuszczeniu pomostu, wszedł na niewielkie wzniesienie, na którym znajdowały się owe budynki. Wioska świeciła pustkami, no dobrze, prawie. Co prawda nie znajdowali się tam ludzie, ale poza Federiciem, nie tak daleko od niego, zauważył jakieś zwierzę, a mianowicie szarego, siedzącego niedaleko progu jednego z mieszkań, kota. Zardonic co prawda nie mógł wiedzieć czy ten kot posiadał szarą sierść normalnie, czy tylko przez obecnie występujące w śnie kolory, ale nie to zdawało mu się najważniejsze. Ciekawiło go, skąd w pustej wiosce, w której absolutnie nikt nie mieszkał, znajdował się jakiś kot, wyraźnie patrzący z, a przynajmniej z tego, co wydawało się Federicowi, zaciekawieniem. Zawsze mógł przybyć z, zapewne, dalszej części tej dziwnej krainy, No, ale jako iż nie atakował on, bądź ona, wszakże Zardonic nie miał możliwości dowiedzenia się czy to kot, czy kotka, a także nie podchodził, Federico uznał po prostu, że jako iż znajdował się w śnie, ten kot z jakiegoś powodu został wytworzony przez jego umysł i posadzony w tym miejscu. No, ale chwilę potem, nie zastanawiając się dłużej nad obecnością tego kota bądź kotki w tym miejscu, wszedł do pierwszego z domów. Okazało się, że prawie w całości świecił pustkami oraz w owym miejscu dało się dostrzec jedynie pseudo mrok wytworzony z ciemnoszarego koloru. Jedynie w lewym rogu, pod oknem znajdującym się naprzeciwko wejścia, stała jakaś jasnobrązowa, zdobiona skrzynia. Zardonic nie wiedział czy wypadało otwierać ją, no ale szybko doszedł do wniosku, że w tak pustym domu raczej nikt nie mieszkał, więc ostatecznie ten przedmiot prawie na pewno nie należał do kogokolwiek. Chwilę potem, podszedł bliżej, usiadł na podłodze naprzeciwko skrzyni i spróbował ją otworzyć. Niestety, okazało się, że zamek został zamknięty, a nigdzie w pobliżu nie dało się dostrzec klucza.
No, ale Federico, chcąc otworzyć ten przedmiot, uruchomił w swej ręce działko dezintegrujące i wycelował w kierunku zamka. Dzięki temu, zdezintegrował go i otworzył skrzynię. W środku natomiast, dostrzegł całą masę różnorakiej biżuterii, kilka zeszytów, książek oraz jakąś maskę przeciwgazową.
– Cóż za wspaniałe przedmioty... – powiedział do siebie Federico, sięgając do wnętrza skrzyni.
Wyjął on z niej dwie rzeczy, które najbardziej przykuły jego uwagę, a mianowicie jasnoszary naszyjnik z czerwonym rubinem pośrodku oraz ciemnobrązowy, gruby zeszyt z jasnoszarą kłódką. Po zrobieniu tego, przyjrzał się najpierw naszyjnikowi, gdyż on zwrócił jego największą uwagę przez fakt, że rubin znajdujący się pośrodku wyglądał jak jakiś przycisk. Zardonic nie wiedział dlaczego, ale spróbował owy kamień nacisnąć. Dzięki temu stało się coś, czego Federico się nie spodziewał.
Po naciśnięciu rubinu, naszyjnik całkowicie rozłożył się, a następnie złożył w nowoczesną, ciemnoszarą broń palną z jasnoczerwonymi elementami. Okazała się ona dwulufowym, z budowy zewnętrznej wyglądającym na skomplikowany, pistoletem. W miejscu, w którym normalnie powinna znajdować się śruba, widniał wcześniej naciśnięty rubin, służący najwidoczniej za przycisk do zwijania broni w naszyjnik. Poza tym, pod spustem widniał świecący na czerwono laser celownika.
Szczerze, Federico kompletnie nie spodziewał się ujrzeć broni schowanej w naszyjniku. Co prawda zdawał sobie sprawę, że znajdował się w swym śnie, a w snach nawet najbardziej szalone wyobrażenia czegokolwiek mogą stać się prawdą, ale jednak nie podejrzewał, że po pojawieniu się po raz drugi w tymże miejscu znajdzie tą dość specyficzną broń. No, ale mimo iż posiadał działka w obu rękach, postanowił zabrać też ten dwulufowy pistolet, wszakże nigdy nie wiadomo, kiedy mógł się przydać. Dlatego też, od razu ponownie nacisnął rubinowy przycisk, składając pistolet do formy naszyjnika i zawiesił go sobie na szyi. Zawartość zeszytu postanowił sprawdzić później, najpierw planował zwiedzić resztę tego wybrakowanego w mieszkańców świata.
No, ale kiedy wstał i odwrócił się w kierunku drzwi, w rogu pomieszczenia niedaleko wyjścia, ku swemu zdziwieniu, ponownie zastał szarego kota wpatrującego się w niego. Nadal nic nie robił, jedynie siedział i patrzył w kierunku Zardonica, ale Federico bardziej zastanawiał się, jak ten kot wszedł do tego domu przez zamknięte drzwi. Nawet jeżeli jakimś cudem w tymże świecie koty umiały otwierać zamknięte a nie lekko uchylone drzwi, to przecież Zardonic powinien usłyszeć kroki tego kota. To wydało mu się dziwne, no ale wytłumaczył sobie to tym, że obecnie przebywał w swoim śnie, a tutaj wszystko miało szansę się zdarzyć.
Nie przejmując się dłużej obecnością kota bądź kotki w tym miejscu, po prostu podszedł do drzwi i wyszedł na zewnątrz. Następnie, udał się do kolejnego, wyglądającego na znacznie zniszczony, domu jednorodzinnego. Po wejściu do środka i zamknięciu drzwi, zauważył że owe miejsce również zostało pokiereszowane od środka. Na podłodze leżało dużo przedmiotów codziennego użytku, kilka pluszaków, co mogło sugerować, że poprzedni właściciele mieli dzieci, jakieś papierki, butelki, zdjęcia oraz gdzieś w rogu leżała zniszczona maska przeciwgazowa i wyłączony licznik Geigera. Oprócz tego, znajdowały się tutaj też zniszczone meble, a także jedna szyba została wybita.
Widząc ten rozgardiasz, a także nie wiedząc co stało się w tym miejscu, najpierw podszedł do porzuconej maski przeciwgazowej oraz wyłączonego licznika Geigera. Po podejściu bliżej, podniósł ten drugi przedmiot, a następnie spróbował go włączyć. Nigdy wcześniej nie używał owego licznika, dlatego trochę zajęło mu zorientowanie się, jak owy uruchomić. No, ale po kilku sekundach, na ekraniku licznika ujrzał, że uruchomił się i, kilka chwil potem, zaczął tak hałasować, że aż ten dźwięk stawał się z każdą chwilą coraz bardziej irytujący. Spowodował to fakt, że licznik wykrywał w owym domu bardzo dużo promieniowania, wręcz tyle, że aż na ekranie dało się zauważyć same dziewiątki. Widząc to, Federico od razu wyłączył owe urządzenie, jednak zbytnio owym promieniowaniem w takiej ilości się nie przejął, wszakże znajdował się w swym śnie i nie mogło mu w żaden sposób zaszkodzić w rzeczywistości. Co prawda zaczął zastanawiać się, skąd w owym miejscu wzięło się aż tyle radioaktywności. Przecież do tej pory nie dostrzegł niczego, co mogło je spowodować. Raczej nie spadła tu bomba atomowa, a właściwie kilka, bowiem owe miejsce jeszcze istniało. Nie wiedział, co stało się w owej wsi, gdyż przez te domy jednorodzinne w dużej ilości owe miejsce tak wyglądało, ale szczerze powiedziawszy, zaczęło go to nawet trochę interesować.
Teraz jednak, uznał że sprawdzi, co znajdowało się w dalszej części domu. Niestety, poza lodówką wypełnioną po brzegi świeżo wyglądającymi jabłkami oraz dwiema szklanymi butelkami z zepsutym mlekiem nie odnalazł nic interesującego. Cały dom zdawał się zniszczony oraz wokół panował bałagan, dlatego Zardonic szybko opuścił to miejsce, zabierając jednak ze sobą licznik Geigera, uznając że istniała szansa iż owe urządzenie przyda mu się w tym miejscu.
– Eeej, Zardonic! – to głos Nadieżdy, która obudziła tym samym Federica z tego specyficznego snu – Obudź się! – mówiła, gdy sen się zakończył, a Zardonic poczuł, że dziewczyna nim potrząsała.
Chwilę potem, kiedy Federico miał już możliwość otworzenia oczu, zrobił to i, gdy uniósł wzrok, spytał jeszcze zaspanym głosem:
– Co się stało, że budzisz mnie w środku nocy?
– Jaki środek nocy, dziewiąta rano jest. – odpowiedziała nieco zdziwiona dziewczyna – Nigdy aż tak długo nie spałeś. – dodała, gdy Zardonic podniósł się.
– Serio? – spytał, przecierając oczy – Miałem wrażenie jakbym spał ledwo tak około piętnastu-dwudziestu minut. – dodał, lekko przeciągając się.
– W sumie, śpiąc czas szybciej leci. – przyznała dziewczyna.
– Tak w ogóle, gdzie są wszyscy? – spytał Federico, zmieniając temat – Nienaturalnie pusto tutaj. – stwierdził, rozglądając się po pustym pomieszczeniu.
– Przenieśliśmy się do pomieszczenia obok. – wyjaśniła dziewczyna, kiedy oboje ruszyli w kierunku wyjścia z pomieszczenia – Uznaliśmy, a tak dokładniej to Eric nam powiedział, że w pomieszczeniu obok jest lepszy dostęp do serwera CASS, który kiedyś sterował tą placówką. – dodała, gdy przeszli do pokoju obok.
– Ale przecież my nie mamy włamać się do tego serwera CASS – zaczął słusznie Zardonic – tylko do tego na Antarktydzie. – dodał, kiedy wchodzili do środka – Po co wam ten tutaj? – spytał
– Lepiej być bliżej niż dalej, może się przyda. – zakończyła, gdy odwrócili się w kierunku swych znajomych.
Słysząc otwierające się drzwi do owego miejsca, przyjaciele Federica oderwali się od swych obecnych zajęć i odwrócili w kierunku drzwi. Widząc wchodzących Zardonica i Nadieżdę, Julio, siedzący niedaleko dotychczas robiącego coś na komputerze Vladimíra, rzekł:
– O, Zardonic. Co tak długo dziś spałeś? – spytał, odruchowo wstając z krzesła, na którym dotychczas siedział.
– Po prostu przez długi czas nie mogłem zasnąć. – wyjaśnił, co w sumie zgadzało się z prawdą – Rozumiesz, każdemu może się zdarzyć. – dodał, mimo iż nikt go nie winił o to, że wyjątkowo długo jak na niego dzisiaj spał – Miałem wrażenie, że spałem może z dwadzieścia-trzydzieści minut. – zakończył, podchodząc nieco bliżej swych znajomych.
– A, OK. – zaczął Julio, kiedy Federico usiadł pomiędzy Alice i Patrykiem – Każdemu może się zdarzyć.
– Tak w ogóle – zaczęła Klara, kiedy Vladimír, Eric i Michael wrócili do prób shakowania jednego z wielu serwerów CASS w celu wyłączenia ochrony silosu z serwerem głównym – to śniło ci się coś?
– Tak, miałem mega dziwny sen. – zaczął Zardonic – Śniło mnie się, że znajdowałem się w jakieś nienaturalnie bardzo napromieniowanej, nadmorskiej wiosce. – streścił, ogarniając swych kolegów wzrokiem.
– Eee, to jeszcze nie takie dziwaczne. – stwierdził Grigorij – Mnie się kiedyś śnił sen będący zmiksowaniem chyba połowy dziwacznych rzeczy, jakie można znaleźć w Internecie. – opowiedział, opierając się o oparcie krzesła, na którym siedział – Możecie sobie wyobrazić, jak pojebany był. – zakończył
– Wolę sobie nawet tego nie wyobrażać. – stwierdziła Alice, opierając się rękoma o blat stołu.
– Tak w ogóle – zaczął Federico, chcąc zmienić temat na bardziej codzienny – to macie już jakiś plan, jak później dostać się na Antarktydę? – spytał, ogarniając swych znajomych wzrokiem i opierając się rękoma o blat stołu.
– Jeszcze nie, właśnie to jest najbardziej problematyczne. – odpowiedziała Anastasie – Niby wiemy, jak dostać się do Kapsztadu, ale dalej chyba się nie da. – stwierdziła, zginając ręce w prawo i lewo.
– Musi się jakoś dać, niemożliwe nie istnieje. – rzekł Zardonic, odwracając wzrok w kierunku Anastasie – Co prawda też obecnie nie wiem jak – mówił, opierając się o oparcie krzesła, na którym siedział – ale jestem pewien, że da się coś wymyślić. – zakończył, zakładając ramię na ramię.
– Jedyne co mi przychodzi do głowy – zaczęła Inéz – to wynajęcie jakiegoś helikoptera. – mówiła, gdy Federico odwrócił wzrok w jej kierunku – Co prawda nie wiem, kto zgodzi się przetransportować nas na Antarktydę – kontynuowała, gdy Zardonic usiadł bardziej prosto – ale jestem pewna, że jest ktoś, kto by się zgodził. – zakończyła
Po tej propozycji, dalej rozmawiali na temat możliwego sposobu dostania się na Antarktydę oraz późniejszego wyłączenia permanentnej blokady, a także pozyskania z serwera informacji, które mogły ułatwić im całkowite pogrążenie Hexcen Company. Znowu, schodził im na tym cały dzień, a w przypadku Vladimíra, Erica i Michaela dało się ujrzeć tylko minimalne postępy w hakowaniu. Kiedy natomiast raz na jakiś czas Federico zostawał sam, co się zdarzało, potajemnie zajmował się tworzeniem własnego, odrębnego planu dostania się do głównego serwera CASS. Obecnie zajmował się wyszukiwaniem odpowiedniego hakera, który miał możliwość włamania się do tak pilnie strzeżonego komputera. Trochę to trwało, gdyż Zardonic chciał się upewnić, że wynajmie odpowiednią do tego celu osobę. Oprócz tego, w którymś momencie, gdy przebywał sam, zorientował się w czymś niepokojącym.
Otóż okazało się, że w kieszeni jego kurtki miał ten sam naszyjnik oraz licznik Geigera, który odnalazł w tym niecodziennym śnie. Wniosek nasuwał się sam, Federico musiał trafić w to miejsce w rzeczywistości. Nie wiedział jakim cudem to mogło się stać, wszakże pamiętał, że zasypiał, a poza tym, zaczął się nieco bać. Przypomniał sobie ile w owym miejscu licznik Geigera wykazywał promieniowania, więc pozostało mu mieć nadzieję, że licznik został zepsuty, bowiem inaczej, zgodnie z prawami logiki za około kilka godzin powinien umrzeć*. Jego strach o swoje życie spotęgował fakt, że okazało się, iż licznik działał prawidłowo, bowiem po włączeniu go w normalnym świecie wskazywał, że w pomieszczeniu, w którym obecnie znajdował się Zardonic obecnie nie dało się wykryć podwyższonej ilości promieniowania**. Starał się jednak żywić nadzieję, że może nic mu się nie stanie i, że może po prostu w tamtym miejscu licznik źle działał. Najprawdopodobniej tak właśnie się stało, bowiem jeżeli Federico naprawdę zostałby narażony na tak ogromną dawkę promieniowania już dawno zacząłby odczuwać tego objawy. A, że tak się nie działo, to nie istniały powody do niepokoju. Poza tym, okazało się również, że naszyjnik w prawdziwym świecie po naciśnięciu na rubinowy przycisk składał się w ten specyficzny pistolet. Federico uznał, że każda dodatkowa broń zawsze może mu się przydać, więc postanowił ją zachować. Na razie doszedł do wniosku, że nie powie o tych wszystkich dziwnościach swym przyjaciołom.
Powracając do teraźniejszości, do popołudnia ich życie wyglądało spokojnie. Planowali wspólny plan osiągnięcia ich celu oraz Zardonic, na boku, tworzył swój własny, odrębny. Niestety, nie udało mu się zachować tego w tajemnicy, gdyż późnym popołudniem, kiedy na chwilę przerwał szukanie odpowiedniego hakera i na moment wyszedł z pomieszczenia, to co do tej pory robił Federico zauważył Grigorij. Od kilku godzin zastanawiał się, co Zardonic często robił zamknięty sam w jednym pomieszczeniu i teraz postanowił skorzystać z okazji. Bardzo szybko, podczas przeszukiwania komputera, zorientował się, że jeden z jego przyjaciół szukał jakiegoś naprawdę dobrego hakera. Grigorij łatwo wysnuł, że Federico prawdopodobnie szykował swój własny plan dostania się najpierw do głównego serwera CASS chociaż chciał myśleć, że Zardonic miał w planach jakoś ułatwić ich wspólny plan.
– Niegrzecznym jest podglądać pracę innych. – usłyszał po kilku chwilach głos Federica dochodzący od strony drzwi.
Grigorij nie spodziewał się, że nie zdąży wycofać się z owego miejsca przed ponownym przybyciem Federica. W każdym razie, słysząc go, odwrócił się w kierunku drzwi i widząc Zardonica opierającego się o framugę, rzekł:
– Po co szukasz jakiegoś hakera? – spytał, wstając – Vladimír, Eric i Michael ci nie wystarczają? – zadał kolejne pytanie, gdy Federico wyprostował się.
– Nie, że mi nie wystarczają. – zaczął Federico, podchodząc bliżej – Jednak po prostu nie chcę narażać was na dziewięćdziesięciodziewięcioprocentowe niebezpieczeństwo. – mówił, gdy Grigorij spojrzał na niego z zszokowaniem – Mam w planach sam udać się do tego silosu – kontynuował, kiedy jego przyjaciel patrzył na niego z coraz większym zdziwieniem – i w tym celu potrzebuję wynająć kogoś, kto byłby w stanie wyłączyć zabezpieczenia. – wyjaśnił, kiedy Grigorij zaczął patrzeć na Zardonica z niedowierzaniem – Wiem, co robię. – zakończył
– Ale przecież my ci pomożemy! – zapewnił Grigorij, nie ukrywając zszokowania decyzją jego przyjaciela.
Chciał powiedzieć coś więcej, jednak nie wiedział co. Nie rozumiał za bardzo decyzji Federica, przecież mieli się tam udać wszyscy razem. Wiadomo, że takie przedsięwzięcie, szczególnie w tym wypadku wiązało się z ogromnym ryzykiem niepowodzenia, ale mieli oni powód, dla którego należało je podjąć. No, ale nie zdążył się nad tym dłużej zastanowić, gdyż Federico bardzo szybko rzekł:
– Nie wątpię w to. – zaczął, wyrywając swego przyjaciela z zamyślenia – Jednak po prostu nie chcę was narażać. – mówił, zakładając ramię na ramię – Jeżeli Edward dowie się o naszej obecności tam, a na pewno się dowie, to jeśli będę tam sam – kontynuował, prostując ręce – to tylko ja na tym ucierpię, a wy będziecie bezpieczni. Uwierz mi. – po tych słowach położył rękę na ramieniu Grigorija – Robię to dla naszego wspólnego dobra.
– Ale jeżeli będzie tam nas więcej – mówił dalej Grigorij, mając nadzieję, że przekona Zardonica do zmiany zdania – to może łatwiej nam będzie obronić się przed Edwardem. – powiedział, kiedy Federico opuszczał rękę.
– Nie martw się o mnie, nic mi nie będzie. – zapewnił Federico – Po prostu bardzo was lubię i nie chcę, aby z mojej winy coś wam się stało. – dodał, okrążając Grigorija – Nie chcę was narażać, to tyle. – zakończył, ponownie stając naprzeciwko swego przyjaciela.
– Ale--- – zaczął Grigorij, jednak Zardonic nie dał mu dokończyć:
– Zrozum, to dla waszego dobra. – rzekł, zakładając ramię na ramię – Nie przekonasz mnie do zmiany zdania, choćbyś nie wiem co robił. – stwierdził, podchodząc do biurka – Uwierz, tak będzie najlepiej dla nas wszystkich. – zakończył, opierając się o blat.
W tym momencie, na chwilę nastała cisza. Przyjaciel Federica nie wiedział, co miał na to wszystko powiedzieć. Z jednej strony rozumiał decyzję Zardonica i jednocześnie zaczął go nieco podziwiać za to, że miał na tyle odwagi żeby samemu próbować dostać się do silosu, ale z drugiej strony Grigorij, tak jak i w sumie reszta jego przyjaciół, tylko pragnął pomóc Federicowi w uwolnieniu się od Edwarda i jego korporacji. Nie wiedział, co obecnie miał powiedzieć. Wiedział, że i tak nie przekona Zardonica, że powinien sam się w to wszystko nie pakować, tylko zabrać ze sobą swych towarzyszy, a w szczególności Erica, który najlepiej z nich wszystkich znał firmę Edwarda. Nie miał pojęcia, co w takim momencie powiedzieć.
Niezręczną ciszę przerwał Federico. Widząc, że jego przyjaciel nie wiedział, co powiedzieć, uśmiechnął się, mimo iż wiedział, że przez założoną na jego twarz maskę Grigorij nie mógł tego zauważyć, po czym stwierdził:
– Nie wiesz co powiedzieć, prawda?
– W sumie prawda. – przyznał Grigorij, nieco spuszczając wzrok – Nie zamierzam cię zatrzymywać i ogólnie przekonywać do jakiejkolwiek zmiany zdania – zaczął, ponownie unosząc wzrok – gdyż i tak wiem, że to nic nie da, w końcu znam cię zbyt długo aby w to wierzyć. – mówił, gdy Zardonic usiadł na blacie biurka – Jednak... – po tym słowie zamyślił się na chwilę – nie wiem co powiedzieć na ten temat. – zakończył
– Po prostu nie mów nic. – poradził Federico, wstając z blatu – Poradzę sobie, nie musisz się o mnie martwić. – mówił, ponownie okrążając Grigorija – Zawsze koniec końców jakoś sobie dawałem radę. – zakończył, stając naprzeciwko swego przyjaciela.
– Jak mówiłem, nie zamierzam cię zatrzymywać. – stwierdził Grigorij – Po prostu---
Nie zdążył dokończyć swych myśli, gdyż w tym momencie drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Słysząc to, Federico od razu szybko podbiegł do komputera i zminimalizował przeglądarkę. Chwilę po wykonaniu tego, ujrzał że do pokoju weszła Anastasie.
– O, hej, akurat wasz szukałam. – rzekła, widząc dwóch swych przyjaciół – Chciałam po prostu na chwilę wziąć Grigorija na słówko.
– OK, już idę. – rzekł chłopak, po czym ruszył za dziewczyną.
– Pamiętaj, nie mów nikomu o naszej rozmowie. – rzekł nieco ściszonym głosem Zardonic.
– Spokojnie, nikomu nie powiem. – odpowiedział również ściszonym głosem Grigorij.
Po tej rozmowie, Grigorij i Anastasie wyszli z pomieszczenia, a Federico, jako iż miał jeszcze trochę czasu do wykorzystania dla siebie, powrócił do szukania odpowiedniego hakera. Na szczęście dzisiaj mu się to udało. Po jakimś czasie, odnalazł odpowiedniego hakera, a mianowicie Jürgena Heckmanna, obecnie mieszkającego w Tunezji, trzydzieści kilometrów od opuszczonego oddziału Hexcen Company. Za swe usługi brał stosunkowo mało pieniędzy jak na przeciętnego hakera, na których trafiał dziś Federico, bowiem za jedno shakowane cokolwiek brał ledwo osiemset złotych. To zdawało się Zardonicowi nieco podejrzane, jednak w jego opisie widniało, że brał pieniądze dopiero po wykonaniu powierzonego mu zadania, więc Federico postanowił zaryzykować. Oprócz tego, po przeczytanych przez Zardonica opiniach na temat Jürgena wnioskował, że to naprawdę dobry haker, gdyż miał dziewięćdziesiąt siedem procent pozytywnych opinii i tylko trzy procent negatywnych. Federico postanowił spróbować, w końcu wydawało mu się, że nie ryzykuje niczym. Wynajęcie go nie trwało długo, już po około dziesięciu minutach umówili się na spotkanie tej nocy, niedaleko miejsca, w którym Zardonic niedawno walczył z Edwardem.
Plan Federica zbliżał się powolnie do realizacji. Pozostało mu wierzyć, że uda mu się wygrać...
________________________________________________
*Z tego co kiedyś tam dowiedziałam się podczas mej podróży przez Internety, to kiedy promieniowanie jest AŻ TAK wysokie, że aż licznik Geigera wskazuje same dziewiątki to po około trzydziestu sekundach przebywania w takim miejscu bez maski przeciwgazowej ani żadnych innych zabezpieczeń przed promieniowaniem, po kilku godzinach, tak plus minus oczywiście, kopnie się w kalendarz z powodu choroby popromiennej. Jest jedno miejsce na Ziemi, gdzie jest tak dużo promieniowania, znaczy obecnie to zapewne już nieco mniej, ale to łatwo się domyślić, jakie to miejsce.
**Roczna bezpieczna dawka promieniowania wynosi od dwóch i pół do pięćdziesięciu mikrosiviertów, to zależy od tego czy jest się normalnym szarym obywatelem, czy pracuje się w elektrowni jądrowej. Dla przeciętnego ludzia to tak do dwóch i pół, z tego co mi wiadomo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top